Witam w rozdziale czwartym! To niesamowite jak leci ten czas
:) Akcja w tym rozdziale ruszy z lekka do przodu, wyjdą z cienia inni
bohaterowie i ogólnie zrobi się trochę bardziej "tłoczno" ;) Życzę
miłej lektury i do napisania!
*~~~~~~~*~~~~~~~*
"Niektórzy pojawiają się znienacka. Mieszają, mącą w
naszych sercach. A potem znikają bez pożegnań. Żadne czary, tylko nasza
naiwność pozwala byle komu się oswoić." - Antoine de Saint-Exupéry,Mały
Książę.
*
- Naucz mnie Granger. - odpowiedział spokojnym lecz
stanowczym głosem. - Proszę naucz mnie. - Stali naprzeciwko siebie w blasku
pochodni, Draco zauważył na ustach Gryfonki delikatny, ciepły uśmiech. W jego
sercu nagle zrodziło się tak dawno zapomniane uczucie. Nadzieja. Miał nadzieję
że dziewczyna nie żartuje, bardzo chciał w to wierzyć. Czuł że sam nie
wyczaruje patronusa choćby nie wiadomo ile ćwiczył. Odnosił wrażenie iż jego
ciało i dusza zaczynają spadać po niewidzialnej pochyłej równi co skutecznie mu
uniemożliwia naukę tego zaklęcia. A teraz stoi przed nim jedna z najlepszych
czarownic młodego pokolenia, uśmiechnięta i chętna do pomocy. Jak mógłby nie
skorzystać z tej okazji? Pomimo dzielących ich różnic i wzajemnej niechęci
pielęgnowanej od lat, coś zaczynało się zmieniać. Czuł to od jakiegoś czasu i o
dziwo nie przeszkadzało mu to.
- Nauczę. - odpowiedziała szatynka. - Ale pod jednym
warunkiem. - dodała przyjaznym tonem. Draco zmarszczył brwi. Nie lubił gdy
stawiano mu warunki, ale zbyt mocno pragnął nauczyć się tego zaklęcia by teraz
ją odtrącić.
- W porządku. - powiedział po chwili. - Czego chcesz? -
- Chcę byś naprawdę mi pomógł w przygotowaniach do balu i
przedstawienia. Chcę, byś aktywnie uczestniczył w organizacji i nie zwalał
wszystkiego na mnie. – powiedziała podchodząc do niego bliżej. - Co ty na to? -
zapytała i spojrzała mu prosto w oczy. Ślizgon westchnął cicho ale skinął
potwierdzająco głową.
- Zgoda.- odparł - To kiedy zaczynamy? - zapytał.
Hermiona wzniosła wzrok ku górze zastanawiając się przez
moment, aż w końcu odpowiedziała pełna entuzjazmu.
- Jutro, zaraz po lekcjach. Ale wcześniej musimy powiadomić
prefektów o sobotnim spotkaniu. Bierzesz na siebie Dafne Greengrass i Terenca
Higgsa?- zapytała, jednak widząc skwaszoną minę Malfoya dodała zrezygnowana -
Albo wyślę wszystkim informację patronusem, pokażę ci jak to się robi. -
westchnęła i ruszyła przed siebie. Draco dogonił ją w trzech krokach i
skierowali się wspólnie ku lochom. Gryfonka opatuliła się szczelniej szatą gdy
poczuła chłód murów. Pomyślała, że mogłaby wykorzystać daną jej szansę i
spróbować nawiązać z Malfoyem coś na kształt rozmowy. Zaczęła nieśmiało i
zacisnęła dłonie na szacie.
- Jak podobała ci się lekcja latania u Flitwicka? -
zagadnęła i przysunęła się nieznacznie w jego stronę.
Draco spojrzał na nią przelotnie i ponownie utkwił wzrok w
podłodze.
- Było w porządku. - odpowiedział.
- Ciekawe czy nauczymy się latać tak jak aurorzy- rozmarzyła
się.
"I śmierciożercy" - pomyślał blondyn.
- To musi być wspaniałe uczucie, unosić się w powietrzu
niczym ptak. Nic cię nie trzyma, nic nie ogranicza. Tylko ty i pęd wiatru. Ale
raczej i tak się tego nie nauczę skoro nie umiem nawet latać na miotle. -
dodała wzruszając ramionami.
- Nie umiesz latać na miotle? - zapytał nagle Draco patrząc
wprost na nią.
Hermiona lekko się zarumieniła. Nie do końca lubiła o tym
mówić, uważała ten fakt za swoją osobistą porażkę i sama się sobie dziwiła, że
powiedziała o tym Malfoyowi.
- Cóż... w mugolskich rodzinach nie lata się na miotłach.
Pierwszy raz zetknęłam się z tym tutaj, w Hogwarcie, poza szkołą też nie mam
takiej możliwości, więc tak jakoś wyszło. - dodała uciekając wzrokiem. Draco
nie krył zdziwienia. A więc jednak jest coś, czego panna "Wszystko Umiem
Granger" nie potrafiła i najwyraźniej nie była z tego dumna. Pierwszy raz
od dawna zachciało mu się śmiać, gdy zobaczył jej zawstydzoną minę.
- A Potter i Weasley? - zapytał po chwili. - Nie chcieli cię
nauczyć? -
- Raczej nigdy nie mieli na to czasu. - odpowiedziała, choć
w głębi duszy wiedziała iż nie jest to prawdą. Jej przyjaciele zawsze zajęci
byli albo grą, albo dobrą zabawą i nie mieli ani chęci ani cierpliwości by
uczyć ją sztuki latania. Z resztą, ona za bardzo się wstydziła by ich o tą
pomoc poprosić.
- Bo uwierzę. - rzucił sucho.
Znów zapadła cisza w której słychać było tylko odgłos ich
kroków. Nagle zza rogu wyszła Daphne Greengrass i gdy tylko zauważyła Malfoya,
podeszła do niego ignorując stojącą obok Gryfonkę.
- Draco! - powiedziała z uczuciem i stanęła naprzeciwko
niego tak, że musiał się zatrzymać. - Dokąd idziesz? - zapytała.
- Patroluję korytarze. - odparł.
- A może wolałbyś wpaść do swojego starego dormitorium?
Wszyscy chętnie by się z tobą spotkali. - zaczęła i przysunęła się do niego
znacząco. - Astoria bardzo by się ucieszyła gdybyś przyszedł. - dodała. Draco
nic nie odpowiedział. Nie miał najmniejszej ochoty na odwiedzanie pokoju
wspólnego Slytherinu. Przez moment się jednak zawahał, gdy pomyślał że mógłby
skoczyć do Blaisea na szklaneczkę Ognistej, ale zanim zdążył powiedzieć choćby
słowo, pierwsza odezwała się Hermiona.
- Idź, dokończę patrol sama. - Gryfonka minęła Ślizgonów i
szybkim krokiem opuściła lochy, zanim minęła zakręt usłyszała jeszcze jak
Daphne mówi do Dracona "Widzisz? Szlama się wszystkim zajmie,
chodź.". Kasztanowłosa westchnęła i zaczęła się kierować ku górnym
korytarzom. Nie miała mu za złe że ją zostawił. To było do przewidzenia.
Żałowała tylko że nie mogła z nim dłużej porozmawiać. Tak bardzo chciała poznać
jego myśli. Choćby ich najmniejszą część. Już od szóstej klasy, w momencie w którym
Voldemort zlecił mu zabójstwo Dumbledorea, zastanawiała się co tak naprawdę
czuje. I wtedy, gdy złapali ich szmalcownicy i pytali go czy ona to ona, czyli
Hermiona Granger. Nic wtedy nie odpowiedział. A później, gdy torturowała ją
jego ciotka, pomiędzy jedną torturą a drugą zdążyła zauważyć że płacze. On,
wiecznie pogardzający takimi jak ona płakał gdy słyszał jej krzyki. Albo tak
się jej zdawało. Już sama nie wiedziała co jest prawdą. Weszła na drugie piętro
i nagle się odwróciła gdy usłyszała że ktoś za nią biegnie. Ku jej wielkiemu
zdziwieniu był to Malfoy. Dobiegł do niej po chwili i wziął głęboki
wdech.
- Wybacz. - powiedział lekko zdyszany. - Już jestem.-
- Ale.. - dukała Gryfonka. - Ale Daphne.. Astoria..
impreza..-
- Nie ma żadnej imprezy. - rzucił. - Kończmy ten patrol. -
dodał i ruszył przed siebie.
Ledwo udało mu się spławić tę natrętną Greengrass. Już
myślał że nie dogoni Granger i będzie musiał wrócić do dormitorium. Nie chciał
przyznać tego przed samym sobą, ale chętnie by jeszcze porozmawiał z Gryfonką.
Nie traktował jej już z nienawiścią i pogardą, ale wciąż czuł dystans który
chyba nigdy nie miał między nimi zniknąć. Sam nie wiedział o co mógłby ją
zapytać. Pytania które przychodziły mu do głowy wydawały się głupie i nic nie znaczące.
W końcu jednak przerwał milczenie.
- Powiedz mi, Granger. Skoro nie umiesz latać na miotle, to
czym się dostałaś razem z pozostałymi do Ministerstwa Magii, wtedy w piątej
klasie? - zapytał.
Hermionę szczerze zdziwiło to pytanie. Przez moment patrzyła
na niego bacznym wzrokiem, lecz po chwili odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Na testralach.-
Draco nie krył zdumienia. Nie mógł sobie wyobrazić jazdy na
tych szkieletowatych, odpychających, uskrzydlonych niczym nietoperze koniach,
które mógł dostrzec tylko ten człowiek, który widział czyjąś śmierć. Dziewczyna
zachichotała widząc jego minę.
- Oczywiście był to pomysł Harryego. Wtedy jeszcze nie
widziałam testrali, więc lot był dla mnie okropnie nieprzyjemnym doznaniem.
Niby czułam go pod sobą, ale i tak miałam wrażenie że zaraz polecę w dół i
roztrzaskam się o ziemię. -
Draco zwrócił uwagę na słowo "jeszcze". A więc ona
także widziała jak ktoś umiera. Tak samo jak on. Cóż, to było do przewidzenia. Zerknął na jej rozpromienioną twarz, łatwo było dostrzec że uwielbia opowiadać. Sam nie chciał
nic od siebie dodawać, więc co jakiś czas rzucał pytaniem w stylu
"Dlaczego nazwałaś kota Krzywołap?", albo "To prawda że
porwaliście z Baku Gringotta smoka?" itd. Mógłby milczeć, brak rozmowy mu
nie przeszkadzał, ale że obiecał zacząć jej pomagać w przygotowaniach do tych
wszystkich szkolnych imprez, musiał podłożyć grunt pod ich znajomość. Nim się
obejrzeli minęła godzina i wrócili do dormitorium. Arystokrata podszedł do
barku i nalał sobie szklankę wysokoprocentowego alkoholu.
- Napijesz się? - zapytał Hermionę gdy ta wyszła z toalety.
- Poproszę. - odpowiedziała i usiadła na kanapie.
Arystokrata podał jej szklankę i usiadł w fotelu zaraz
obok dziewczyny. Poczuł się nadzwyczaj dobrze, co ostatnimi czasy nie zdarzało
mu się zbyt często. Przywykł do samotności. Czuł się w niej komfortowo, a
przynajmniej tak mu się wydawało. Jedyną obecność jaką mógł znieść to ta Blaisea
i Pansy. Ale teraz było inaczej. Nie mógł
się nadziwić że ta kiedyś znienawidzona przez niego Gryfonka mogła okazać się
tak dobrym kompanem do rozmowy, czy po prostu bycia.
- Dlaczego wróciłaś do Hogwartu? -zapytał nagle i nalał
sobie kolejnego drinka. Hermiona zamrugała zaskoczona i po chwili
odpowiedziała.
- Chciałam dokończyć szkołę. Skoro już ją zaczęłam, to
skończę bo nie lubię mieć niezałatwionych spraw. - odwróciła od niego twarz i
spojrzała w płonący w kominku ogień. Jej twarz nagle zrobiła się poważna, a oczy zdradzały
fakt iż uciekła myślami gdzieś daleko.
- A twoi rodzice? - zapytał Draco. - Nie mieli nic przeciwko
żebyś tutaj wróciła, po tym wszystkim co się wydarzyło? -
Hermiona spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Nie wiedzą że tu jestem. - odpowiedziała. Draco zmarszczył
brwi. Nic z tego nie zrozumiał. - Jeszcze przed wojną wymazałam im pamięć o tym
kim są i kim ja jestem. Wszczepiłam im
fałszywe wspomnienia i zanim wybuchła wojna wyjechali do Australii, by żyć
dalej w spokoju. - kontynuowała. - Mam nadzieję, że po zakończeniu szkoły ich
odnajdę i zdołam cofnąć czar. - dodała i nalała sobie kolejną porcję Ognistej
Whiskey. Wypiła ją jednym haustem i wstała z kanapy kierując się w stronę
swojego pokoju.
-Dobranoc Malfoy - rzuciła mu przez ramię otwierając drzwi.
-Dobranoc Granger. - odpowiedział.
*
Szedł korytarzem wciąż czując zmęczenie po nie do końca
przespanej nocy. Przez długie godziny zastanawiał się, dlaczego Gryfonka w
ogóle mu to powiedziała. Samo wyznanie też mocno go zaskoczyło. Przez ten cały
czas wydawało mu się że kto jak kto, ale ona z pewnością ma idealne życie.
Wojna skończona, Voldemort pokonany, przyznano jej Order Merlina Pierwszej
Klasy i okrzyknięto bohaterką wojenną. Nie przypuszczał że ukrywa tak ciężki
sekret. Więc jednak i w tej kwestii się mylił. Nie mógł pojąć jakim cudem stać
ją na to by codziennie się uśmiechać. Gdzieś w środku czuł podziw dla jej
postawy, on by tak z pewnością nie potrafił.
Przez cały dzień zajęć zauważył iż szatynka stara się go unikać. Nie
spoglądała w jego stronę, a na zajęciach z obrony przed czarną magią nie
wyczarowała wydry, by znów skierować ją w jego stronę. Nie wiedział czemu, ale
lekko go to irytowało. Podczas kolacji Blaise zaczął rozprawiać o quiddichu,
lecz ten słuchał go jednym uchem myśląc czy Gryfonka nie postanowi odwołać
lekcji patronusów, gdyż nigdzie jej nie widział.
-Draco! Draco Słyszysz mnie? - jęknął czarnoskóry chłopak.
Blondyn spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami i syknął
- Słucham!-
- Więc co przed chwilą powiedziałem? -
- Że za dwa tygodnie zaczynają się treningi quiddicha. -
odparł.
- Właśnie! Zanim jednak rozpoczniemy treningi chciałem
omówić moją nową strategię i..-
Draco jednak po chwili wstał i szybkim krokiem skierował się
ku wyjściu z Wielkiej Sali.
- Wybacz, pogadamy o tym jutro! - rzucił przez ramię i
prawie pobiegł w kierunku swojego dormitorium.
Gdy przeszedł pod portretem zauważył dziewczynę stojącą
naprzeciwko kominka. Trzymała w ręku różdżkę i lekko kiwała się na piętach w
przód i w tył.
- Nareszcie!- odwróciła się w jego stronę i zrobiła gniewną
minę. - Już myślałam że zrezygnowałeś!-
Blondyn zmieszał się i zaczął naprędce szukać alibi.
- Myślałem że przyjdziesz na kolację i dopiero potem
zaczniemy ćwiczyć. - odparł.
- Wyraźnie wczoraj mówiłam, abyś stawił się w salonie zaraz
po lekcjach, chciałam zjeść kolację tutaj, z resztą nieważne - westchnęła. -
Tylko jutro bądź punktualnie - dodała.
- W porządku. - przytaknął i wyciągnął swoją różdżkę. Czuł
że z każdą chwilą denerwuje się coraz bardziej.
Kasztanowłosa przyglądała się mu uważnie. Cały dzień starała się nie
myśleć o tym jak wczorajszego wieczora się przed nim otworzyła. Było jej wstyd,
że zaczęła mówić o tak prywatnych
sprawach akurat Malfoyowi. Rozważała odwołanie lekcji, ale nie lubiła łamać
danego wcześniej słowa, tym bardziej iż on też jej coś obiecał.
- Dobrze. - zaczęła ochoczo, stając naprzeciwko niego. -
Najpierw wyślę wszystkim prefektom patronusy z wiadomością, będzie ich osiem.-
Expecto Patronum! - Wykrzyknęła i po
chwili ich oczom ukazała się mała, jasna wydra. Zawisła między Draconem a
Hermioną i posłusznie czekała na polecenie. - Proszę wszystkich prefektów o
stawienie się w sobotę o godzinie dwunastej, w Sali Pamięci na trzecim piętrze,
w celu omówienia spraw organizacyjnych. Obecność obowiązkowa. Z poważaniem, Hermiona Granger. - Po tych
słowach wydra minęła arystokratę i zniknęła za ramą obrazu. - Jeszcze tylko
siedem. - mruknęła Gryfonka i cierpliwie wyczarowywała kolejne patronusy.
Ślizgon nie mógł wyjść z podziwu, z jaką łatwością przychodzi jej ta sztuka. Za
każdym razem zaklęcie płynnym, czystym ruchem uwalniało się z jej różdżki,
jakby tylko na to czekało. Spoglądał na jej twarz, skupioną i pewną. Zawsze
miał ją za odrażającą, paskudną szlamę, ale teraz te uczucia gdzieś się
ulotniły. Lecz nie tylko one. Czuł, że
powoli osacza go mgła obojętności. Zanim jednak znów zatopił się w swych
myślach, spektakl dziewczyny dobiegł końca.
- Tak to mniej więcej wygląda. - powiedziała uśmiechając się
niepewnie. - Tego typu patronusy zaczniemy ćwiczyć dopiero, gdy opanujesz
zwykłe zaklęcie. Zaczynamy? - zapytała wesoło.
Kiwnął potwierdzająco głową i wziął głębszy wdech.
- Najpierw pomyśl o czymś przyjemnym. - zaczęła. - Przywołaj
w myślach jakieś szczęśliwe wspomnienie. Może być to cokolwiek, jednak musi być
ono na tyle silne, by było w stanie zapoczątkować zaklęcie. Spróbuj. -
zachęciła go.
Draco jednak czuł się coraz gorzej. Szczęśliwe wspomnienie?
Raczej może wykluczyć te chwile kiedy razem z Crabbeyem i Goylem transmutowali
żabę Nevilla w parę starych majtek. Nic konkretnego nie przychodziło mu do
głowy. Może matka? Nie, ostatnio nie potrafił z nią rozmawiać. Ojciec? Siedzi w
więzieniu, cóż za szczęście. Blaise? Większości wspomnień z nim związanych
nawet nie pamięta, za dużo wtedy wypili. Pansy? Nie, nie, stanowczo nie ona.
Może Nott? Nawet nie chciał wspominać zaginionego przyjaciela. Ogarnęła go
panika. Na Salazara, czy ja nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień? - pomyślał.
- Draco? - zaczęła Hermiona łagodnie. - Może ci pomóc? -
- Nie.. Ja.. - nie mógł znaleźć słów, by wyrazić jak wielkie
ogarnęło go przerażenie.
Gryfonka patrzyła na niego cierpliwie i zaczęła rozumieć o
czym musiał myśleć. Była przekonana iż w jego głowie musiała trwać teraz
prawdziwa burza. Wszystko w jego życiu praktycznie się zawaliło. Podczas wojny
też przeżył swoje. Widział śmierć tylu ludzi i magicznych istot, z jego
rodzinnego domu Voldemort urządził kwaterę śmierciożerców, a jego samego
zmuszał do ohydnych rzeczy. Wszystkie te przeżycia rzuciły cień nie tylko na
radość młodego arystokraty, ale także na jego dumę, ego i pewność siebie.
Powoli gasł, niczym dopalająca się świeca. Do Hermiony dotarło, że Malfoy
cierpi na depresję o której w magicznym świecie wie się niewiele.
- Quiddich. - powiedziała, a on od razu spojrzał na nią,
jakby widział w niej wybawienie. - Spróbuj pomyśleć o tym, co czułeś gdy
pierwszy raz usiadłeś na miotle. Jestem pewna że szybko nauczyłeś się latać. -
uśmiechnęła się delikatnie.
Draco przymknął oczy i przypomniał sobie moment w którym
dostał swoją pierwszą w życiu miotłę. To były jego szóste urodziny. Jak zwykle
spędzał je w Malfoy Manor w towarzystwie ojca, matki i żyjącej jeszcze wtedy
babci. Po odśpiewaniu "Sto lat" i podzieleniu tortu, ojciec wyszedł
gdzieś na chwilę, po czym wrócił z pięknym i dużym pakunkiem w dłoniach. Draco
najchętniej rzuciłby się na prezent, jednak wiedział iż matka ostro by go za to
skarciła. Poczekał więc aż ojciec podejdzie bliżej i z bijącym sercem zaczął
rozrywać ozdobny papier. Po chwili jego oczom ukazała się ekskluzywna,
dziecięca miotła. Rączka była w kolorze miodu i miała wygrawerowane na sobie jego imię. Witki miały piękny, ciemnobrązowy odcień co
sprawiało iż miotła wyglądała niezwykle elegancko. Mały Dracon wpatrywał się w
nią wielkimi, dziecięcymi oczami. Od dawna o niej marzył. Spędził całe popołudnie
na nauce latania z ojcem, który towarzyszył mu na swej miotle. Narcyza i babcia
spoglądały na nich z uśmiechami na twarzach i co chwila podbiegały do chłopca
gdy ten lądował pupą na trawie. To był naprawdę wspaniały dzień.
- Wypowiedz zaklęcie. - zachęciła go Hermiona widząc, że
nastrój chłopaka się zmienia.
- Expecto Patronum!- powiedział i otworzył oczy. Ku jego
zdziwieniu na końcu różdżki pojawił się mały, srebrny błysk, który po chwili
przemienił się w strzęp jasnej mgły, lecz znikł tak szybko jak się pojawił.
- Brawo, to już coś. - ucieszyła się Hermiona.
- Ty to nazywasz czymś? - powiedział Draco z mieszanką
złości i zawodu.
- Początki zawsze są trudne. Próbuj dalej. - Gryfonka
postanowiła nie przejmować się irytacją w jego głosie.
Niestety kolejne próby nie przyniosły żadnego efektu.
Zniechęcony i zmęczony Ślizgon podszedł do barku i nalał sobie szklankę
Ognistej Whiskey.
- Nie powinieneś pić przed patrolem. - zauważyła nieśmiało
dziewczyna.
Draco spojrzał na nią spode łba, westchnął lecz odłożył
drinka na szklany stolik.
- Niech ci będzie. - mruknął. - Ile czasu zostało do
patrolu? -zapytał.
- Pół godziny. Chcesz spróbować jeszcze raz? -
- Nie. - odparł i usiadł ciężko na kanapie. Przeczesał włosy
ręką i spojrzał tęsknie w kierunku szklanki.
Hermiona usiadła w fotelu i spojrzała na niego łagodnym
wzrokiem.
- Jutro znów spróbujemy, z czasem nabierzesz wprawy. -
Blondyn miał wątpliwości, czy jego niemoc to kwestia wprawy,
czy raczej wątpliwych przyjemnych wspomnień. Przeczesywał swoją pamięć w
poszukiwaniu takowych i za każdym razem gdy wydawało mu się że już, już coś ma,
okazywało się to niezbyt wystarczające by mógł wyczarować patronusa. Nagle obok
niego położył się Krzywołap. Zwinął się w kłębek i zamruczał gdy chłopak, ku
zdziwieniu Gryfonki, podrapał go za uchem. Gdybym był kotem, nie miałbym
takich zmartwień - pomyślał Draco.
- Harry miał podobny problem. - odezwała się nagle Hermiona,
a blondyn przeniósł na nią swój wzrok. To ostatnie czego dzisiaj chciał.
Porównywania go do wybrańca.
- Daruj sobie Granger.- zaczął lecz Hermiona nie przejęła
się jego słowami.
- Na początku swoich lekcji z profesorem Lupinem też
wielokrotnie nie mógł wyczarować nawet najmniejszej mgły. Próbował i próbował,
ale za każdym razem bogin dementora okazywał się zbyt silny. A przecież był to tylko bogin.
Przeszukiwał swoją pamięć by odnaleźć jakieś dobre wspomnienie, jednak było to
bardzo trudne. Życie z mugolską rodziną która nim gardziła nie dało mu zbyt
szczęśliwych chwil. Jednak, w końcu odnalazł to wspomnienie które pozwoliło mu
wyczarować najprawdziwszego, zwierzęcego patronusa. -
Draco zaczął słuchać jej uważnie. Był ciekaw, co za
wspomnienie pozwoliło Potterowi nauczyć się tego zaklęcia w tak młodym wieku.
- Przypomniał sobie swoich rodziców. -
- Rodziców? - Ślizgon zmarszczył brwi. - Przecież oni..-
- Nie żyją. - dokończyła za niego szatynka. - W pierwszej
klasie Harry przypadkowo natknął się na zwierciadło Ain Eingarp. To wielkie,
piękne lustro o niezwykłych, magicznych właściwościach. Ukazuje ono największe
pragnienia serca. Tylko człowiek w pełni szczęśliwy i usatysfakcjonowany swoim
życiem, mógłby w nim zobaczyć samego siebie i używać go jak zwykłego lustra.
Harry oprócz swojego odbicia, widział stojących obok niego rodziców, dziadków i
resztę jego rodziny której nigdy nie miał szansy poznać. Przychodził do lustra
tak długo, aż profesor Dumbledor nie odkrył jego nocnych spacerów i nie schował
lustra. Później, właśnie to wspomnienie przywołał Harry podczas nauki zaklęcia
patronusa. Siebie, wraz ze zmarłą rodziną.-
- Ale przecież to nie jest szczęśliwe wspomnienie!- Draco
nie mógł zrozumieć jakim cudem coś takiego mogło pozwolić Potterowi na
osiągnięcie sukcesu.
- To właśnie próbuję ci uświadomić Malfoy. - odparła
Hermiona. - Dla Harryego to wspomnienie było słodko-gorzkie, ale na tyle
szczęśliwe i dobre, by mu pomóc. Ty powinieneś zrobić to samo, poszukaj
wspomnienia które da ci siłę, wcale nie musi być pełne radości i samych
przyjemnych chwil. Ma cię wypełnić spokojem i optymizmem. - Gryfonka wstała i
poprawiła mundurek otrzepując go z niewidzialnego pyłku. - Pora iść na patrol.
- dodała, po czym powoli wyszła na korytarz pozwalając by Ślizgon mógł chociaż
przez chwilę pobyć sam.
*
Kolejne dni minęły szybko i spokojnie. Co wieczór przez
półtorej godziny Draco i Hermiona ćwiczyli zaklęcie patronusa, by o dwudziestej
pierwszej wyjść na wspólny patrol. Mimo
szczerych chęci Ślizgon wciąż miał trudności w wyczarowaniu duchowego chowańca,
za to coraz lepiej szła mu nauka latania. W piątkowy wieczór w salonie zebrało
się więcej osób, co skutecznie rozpraszało arystokratę. Pansy siedziała na
jednym z foteli głaszcząc Krzywołapa i popijała grzane wino, Blaise namówił na
partyjkę magicznego pokera Rona i Harryego, którzy na ten wieczór postanowili
zakopać wojenny topór, gdyż już od dawna nie mieli okazji do hazardu. Ginny,
która z początku czuła się obco szybko rozluźniła się i zajęła zaległym
wypracowaniem z eliksirów dla Slughorna. Mimo iż mogło się wydawać że panuje
istna sielanka, wciąż czuć było dystans między Ślizgonami i Gryfonami. Jedyne
co powstrzymywało ich przed kłótnią i kąśliwymi uwagami względem siebie, były
wspólne treningi Hermiony i Dracona. Co chwilę zebrani odrywali wzrok od swoich zajęć by móc obserwować ich
postępy. Nie odzywali się i nie komentowali już jego poczynań, gdyż bali się że
jeśli powiedzą jeszcze choćby jedno słowo, arystokrata poczęstuje ich
najprawdziwszą Avadą.
- Udało ci się Malfoy! - zawołała Hermiona na co wszyscy
odwrócili głowy. Niestety, zamiast zwierzęcia ujrzeli promień jasnego światła.
Oznaczało to że Draco jest bliżej osiągnięcia celu, jednak jeszcze daleko mu
było do ostatecznego sukcesu. Ślizgon gniewnie zmarszczył brwi. Był pewny że
tym razem posłużył się naprawdę miłym wspomnieniem. Powoli godził się z myślą,
iż nigdy nie będzie mu dane wyczarowanie najprawdziwszego patronusa. Odwrócił
się na pięcie i wyszedł z dormitorium nawet nie patrząc na pozostałych.
Gryfonka poczuła żal, zaczęła wątpić w swoje nauczycielskie zdolności.
- Harry.. - zwróciła się w stronę przyjaciela. - Myślę, że
może ty powinieneś zacząć go uczyć, ja się chyba do tego nie nadaję. -
powiedziała z rezygnacją.
Lecz zamiast Harryego, odpowiedział jej ktoś inny.
- Hermiono.. Mogę się tak do ciebie zwracać? - zapytał
Zabini, na co dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową. - Nie uważam by to była
twoja wina. Od godziny was obserwowałem i stwierdzam, że jeśli chodzi o
przekazywanie wiedzy i cierpliwość, to jesteś w tym naprawdę dobra. Problem
Draco leży gdzie indziej. -
- Zgadzam się z tym. - przytaknął mu Harry. - Miona, serio,
pokazałaś mu wszystko co mogłaś. Chyba już nic więcej zrobić nie możesz. -
Hermiona nie wyglądała na przekonaną. Przygryzła dolną wargę
i popatrzyła w ogień gdy usłyszała głos Rona.
- Wy na serio nic nie kumacie? - zapytał z lekką ironią w
głosie. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. - Nie, żebym cokolwiek wypominał,
ale Malfoy był śmierciożercą. -
- I? -nacisnął go Blaise.
- Nie wiem czy wiecie, ale żaden śmierciożerca nie był
zdolny do wyczarowania patronusa. Żaden, oprócz Severusa Snapea. No, ale on był
dobry, pomagał nam w ukryciu i takie tam, bla, bla, bla. Myślę że Malfoy sam
siebie blokuje. Do tego... no wiecie, wciąż ma "to" na przedramieniu.
- powiedział i wzruszył ramionami jakby mało go to obchodziło.
Pansy zerwała się z fotela na co Krzywołap prychnął
niezadowolony i rzucając krótkie "dobranoc" opuściła dormitorium.
Blaise odprowadził ją wzrokiem i dopił swojego drinka.
- Będę się zbierał. Dzięki za partyjkę, mam nadzieję że jeszcze
kiedyś zagramy. - powiedział na odchodne i obdarzając Hermionę lekkim uśmiechem
również wyszedł na korytarz.
- Nie powinnaś się nim przejmować. - powiedział Ron tasując
talię kart. - Więc? Jutro o dwunastej? -
- Co? - Hermiona spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Zebranie prefektów, jutro o dwunastej? -
- Tak, tak jak było ustalone. - powiedziała pośpiesznie.
- W takim razie idziemy spać, jutro o trzeciej popołudniu
mamy pierwszy trening quiddicha, jesteś gotowa Ginny? - zagadnął rudą Harry.
Weasleyówna uśmiechnęła się i zebrała ze stołu swoje pergaminy.
- Miona, idziesz na patrol? - zwróciła się do przyjaciółki.
- Tak , zaraz wychodzę. - odpowiedziała szatynka wciąż będąc
pogrążoną we własnych myślach.
- No to dobranoc!-
Przyjaciele pożegnali się i Gryfonka przez chwilę stała
sama w salonie. Spojrzała na Krzywołapa i mruknęła pod nosem
- A może powinnam? Czemu nie? - po czym wyszła z dormitorium
w celu odnalezienia swojego współlokatora.
~
Sobota przywitała wszystkich pięknym słońcem i suchym jak na
wrzesień w Szkocji powietrzem. Mimo iż magiczny zegar wskazywał dziesiątą,
Wielka Sala świeciła pustkami. Hermiona w samotności jadła śniadanie w skład
którego wchodziły miodowe płatki na zimnym, słodkim mleku. Wczoraj, podczas
patrolu nie odezwali się z Malfoyem do siebie ani słowem, a potem do późnych
godzin wieczornych zamknięta w swoim pokoju pracowała nad broszurkami
informacyjnymi dla prefektów na dzisiejsze zebranie. Wciąż zastanawiała się, w
jaki sposób mogłaby pomóc Malfoyowi. Mogła sobie odpuścić, tak jak radził jej
Ron, ale duma i wrodzony upór nie pozwalały poddać się bez walki. Dopiła
ostatni łyk herbaty i ruszyła w kierunku gabinetu pani dyrektor. Godzinę
wcześniej dostała list w którym Minerva McGonagall prosiła ją o krótką wizytę.
Po kilku minutach dotarła pod duże, dębowe drzwi i zapukała w nie energicznie.
- Proszę! - usłyszała i weszła do środka. Dyrektor stała
obok biurka, na którym Hermiona zauważyła piętrzący się stos książek.
- Dzień dobry pani dyrektor. - przywitała się grzecznie
zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry panno Granger. Proszę wybaczyć że wzywam cię w
dzień wolny, ale jest coś co chciałam ci przekazać. - powiedziała i zaklęciem
posłała w ręce Hermiony jedną z książek. - Przyda się na dzisiejszym spotkaniu.
- dodała McGonagall.
Gryfonka spojrzała na okładkę. W ręku trzymała egzemplarz
"Romea i Julii".
- Ta książka jest dla ciebie, kilka rozdasz prefektom, a
reszta trafi do biblioteki dla chętnych. - Minerva odłożyła kilka książek i
użyła zaklęcia zmniejszającego. Podała je szatynce i uśmiechnęła się
nieznacznie. - Proszę co jakiś czas powiadamiać mnie o postępach. - dodała.
- Oczywiście. - odpowiedziała Hermiona.
- A jak mieszka się z panem Malfoyem? Jeśli mogę spytać. -
Dziewczyna lekko się zmieszała, ale odpowiedziała zgodnie z
prawdą.
- Nie najgorzej. Nie kłócimy się, jeśli o to pani chodzi.
Jest w porządku. - wzruszyła lekko ramionami i spojrzała za okno.
- Cieszy mnie to. To wszystko, jesteś wolna. - powiedziała
dyrektor i usiadła za biurkiem.
Hermiona pożegnała się szybko i wyszła z gabinetu.
~
Sala Pamięci powstała podczas wakacyjnej odbudowy zamku.
Mieściła się na trzecim piętrze, za korytarzem w którym niegdyś urzędował
trzygłowy pies Hagrida, Puszek. Była to duża, prostokątna sala upamiętniająca
osoby które uczestniczyły i zginęły w Bitwie o Hogwart, oraz podczas całej
Drugiej Wojny Czarodziejów. Na ścianach wisiały nieruchome obrazy z portretami
poległych, a w gablotach można było znaleźć ich różdżki, oraz inne przedmioty
które za zgodą rodziny zostały umieszczone w szkole. Jeden z obrazów wyróżniał
się najbardziej. Nie był zbyt duży, ale było w nim coś, co przyciągało wzrok.
Na tle palącego się kominka stał jedenastoletni chłopiec, ze smutnymi,
niebieskimi oczami. Miał szczupłą, jasną twarz i czarne włosy. W ręku trzymał
białą różdżkę i uśmiechał się prawie niezauważalnie. Pod obrazem, na metalowej
blaszce widniał napis " Tom Marvolo Riddle w czasach szkolnych, później znany jako Voldemort, lub Czarny Pan (dla podwładnych).
Czarodziej półkrwi, potomek Salazara Slytherina, zbrodniarz wojenny.
Umieszczamy tu ten obraz, by nigdy nie zapomniano iż zło nie rodzi się od razu.
Każdy tyran był kiedyś dzieckiem i jak każdy doznał w swym życiu cierpienia.
Zło to wybór, nie przeznaczenie." Hermiona weszła do sali i wyczarowała na
środku kilka prostych, drewnianych krzeseł i podłużny stolik. Położyła na nim broszurki i książki które zaklęciem
przywróciła do normalnych rozmiarów. Za pięć dwunasta przyszły pierwsze osoby,
nie zdziwiła się gdy zobaczyła Rona i Parvati Patil, jednak nie spodziewała się
z nimi Harryego i Ginny.
- Cześć Miona! - ruda uśmiechnęła się szeroko do
przyjaciółki i usiadła z Harrym zaraz obok Parvati.
- Cześć wam, nie chcę być niemiła, ale to zebranie
prefektów.. -zaczęła. - Innym może się nie spodobać że tu jesteście. -
- Daj spokój Hermiona - uśmiechnął się Ron. - Zaraz po
zebraniu idziemy coś zjeść i lecimy na trening. - dodał i rozłożył się wygodnie
na krześle.
Gryfonka westchnęła, jednak postanowiła odpuścić
przyjaciołom. Tym bardziej nie mogła mieć im tego za złe, gdyż okazało się że
nie tylko oni wpadli na pomysł przyjścia z osobą towarzyszącą. Ernie Macmillan
przyszedł sam, jednak jego koleżanka z Hufflepuffu Hanna Abbott zjawiła się w
wraz z Nevillem Lonbottomem. W wakacje zostali parą i od tamtej pory wszędzie
chodzili razem. Cho Chang z Ravenclawu i Michael Corner przyszli pięć minut po
nich, a kilka minut po dwunastej do sali weszła Daphne Greengrass z siostrą Astorią i Terence Higgs. Szatynka
wyczekiwała swojego współlokatora ale już po chwili stanął w drzwiach wraz z
Blaisem Zabinim i Pansy Parkinson. Mogła się tego spodziewać. Gdy wszyscy
zajęli swoje miejsca (Hermiona musiała w międzyczasie wyczarować dodatkowe
krzesła), stanęła naprzeciwko nich i wzięła głęboki, uspakajający wdech.
- Witam, cieszę się, że przyszliście o wyznaczonej godzinie.
Chcę aby spotkanie odbyło się szybko i sprawnie, więc nie będę dodatkowo
przedłużać. - oznajmiła i sięgnęła po plik broszurek. - W tym roku odbędą się w
szkole dwie imprezy. Pierwsza to znany już większości Bal Bożonarodzeniowy.
Odbędzie się na kilka dni przed Świętami, a za organizację odpowiedzialni będą
prefekci naczelni oraz ochotnicy z szóstych klas. - powiedziała po czym lekko
uśmiechnęła się do Ginny. - Tutaj macie broszurki z informacjami dotyczącymi
balu, powieście kilka na tablicy ogłoszeń w waszych dormitoriach i rozdajcie
resztę uczniom z waszych domów. - Kartki rozeszły się między prefektami aż w
końcu znów zaległa cisza. Gryfonka kontynuowała. - Drugą atrakcją jest
przedstawienie, które wystawimy na zakończenie roku. - powiedziała i usłyszała
zaskoczony głos któregoś z kolegów.
- My? - zapytał Michael Corner - Masz na myśli prefektów? -
- Tak. Prefektów, prefektów naczelnych i ochotników. -
odpowiedziała. - Zaraz wszystko wyjaśnię. - dodała widząc niezadowolone twarze.
- Pod koniec roku wystawimy sztukę pod tytułem "Romeo i Julia". Tutaj
mam książki z oryginalną sztuką które zaraz wam rozdam i z którą musicie się
zaznajomić, jednak my odegramy zmodyfikowaną jej wersję. Musimy zachować główny
zamysł, ale możemy trochę uwspółcześnić dialogi i tak dalej. Jutro w Wielkiej
Sali wywieszę plakat informujący iż za dwa tygodnie, w niedzielę, odbędzie się
przesłuchanie do ról w przedstawieniu. Oczywiście między sobą też musimy
rozdzielić role. Nie każdy musi grać, będą potrzebne osoby odpowiedzialne za
muzykę, kostiumy, scenę i dekoracje. Najważniejsze postacie to Romeo i Julia,
para kochanków. -
- Kochanków?! - zdziwił się Ron.
- To znaczy ukochanych. Kiedyś tak mówiło się na zakochanych
Ronald. - pośpieszyła z wyjaśnieniami Hermiona i rozdała książki zebranym. - Są
to postacie kluczowe o największej ilości tekstu do zapamiętania, więc ich
wybór jest najważniejszy. Przeczytajcie książkę, jest krótka. W niedzielę za
tydzień, niech będzie o pierwszej popołudniu,
spotkamy się tutaj i uzgodnimy kto kogo gra.- powiedziała i spojrzała na
zebranych. Wyglądali na zdezorientowanych i szczerze niezadowolonych. Nikt nie
garnął się do tego by cokolwiek odgrywać przed tłumem uczniów, nauczycieli i
może nawet i rodziców, którzy lubili uczestniczyć w takich akademiach. Daphne
Greengrass wstała z miejsca i powoli podeszła do Hermiony trzymając w ręku
książkę.
- A niby dlaczego mamy się słuchać kogoś takiego jak ty? -
powiedziała wachlując się książką i opierając lewą rękę o biodro. - Zarządzasz
jakieś zebrania, oświadczasz nam że musimy zagrać w jakimś durnym
przedstawieniu i oczekujesz że tak po prostu zrobimy to, co nam każesz? Po moim
trupie ty wstrętna, brzydka szlamo! - wrzasnęła i rzuciła książką o podłogę. -
Harry, Ron, Ginny i Neville wstali natychmiast wyciągając
różdżki, lecz Hermiona uspokoiła ich gestem dłoni. Ślizgonka patrzyła na
szatynkę z wyrazem wyższości, gdy nagle po sali rozległ się głuchy, donośny
dźwięk. Daphne chwyciła się za bolący policzek i nie mogła wymówić ani jednego
słowa. Pierwszy raz w życiu dostała w twarz.
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie szlamą, albo doniosę na
ciebie do Ministerstwa, a uwierz że zrobię to z największą przyjemnością! -
wysyczała Gryfonka. - Po pierwsze, przedstawienie to nie mój pomysł ale właśnie Ministerstwa, a
po drugie będziesz mnie słuchać, bo to ja jestem prefektem naczelnym a nie ty!
Jeśli masz jakieś obiekcje zwróć się z nimi do pani dyrektor, ale wątpię, by miała na to czas. Po trzecie - tu szatynka schyliła się i podniosła książkę
z podłogi. - Masz przeczytać tę sztukę i stawić się w przyszłą niedzielę na
spotkanie. Żegnam. - po tych słowach wcisnęła Ślizgonce egzemplarz "Romea
i Julii" i odwróciła się do niej plecami. Greengrass wyszła z klasy trzaskając
drzwiami, a Astoria porwała plik broszurek z krzesła siostry i pobiegła za nią.
Przez chwilę panowała cisza, jednak wszyscy szybko zaczynali opuszczać Salę Pamięci. Hermiona westchnęła głęboko.
Nie chciała by to spotkanie zakończyło się w ten sposób. Nie czuła się dumna z
tego co zrobiła, ale obiecała sobie że już nigdy nie pozwoli się obrażać.
Koniec ze szlamą, koniec z płaczącą po kątach Hermioną. Koniec z obelgami.
Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i zobaczyła że w klasie
został tylko Harry, Ron i Ginny której ręka właśnie ją dotykała.
- Byłaś świetna. - powiedziała Weasleyówna. - Greengrass już
od dawna należało dać lekcję pokory. -
- Lepsze to, niż rzucenie na nią jakiegoś paskudnego
zaklęcia. Oberwałoby się nam za to jak nic. - odparł Ron.
- Idziesz z nami coś przegryźć? - zapytał Harry.
Hermiona przytaknęła głową i chwilę później wraz z
przyjaciółmi ruszyła ku Wielkiej Sali.
~
W salonie słychać było tylko brzdęk wrzucanego do szklanek lodu. Trójka przyjaciół postanowiła zignorować piękną pogodę i wspólnie zasiadła przed kominkiem.
- Kto by pomyślał, że Granger ma w sobie tyle ikry? -
zastanawiał się Blaise biorąc kolejny łyk Ognistej Whiskey.
- To już nie Hermiona? - zakpiła Pansy głaszcząc Krzywołapa
za uchem.
- Ciężko się przyzwyczaić. - uśmiechnął się Zabini. -
Greengrass jej tego nie przepuści. Pewnie wymyśli coś paskudnego, by uprzykrzyć
jej życie. - dodał i nalał sobie kolejnego drinka. - Jednak, jestem dziwnie
spokojny. Po tym co pokazała Hermiona wiem, że nie będzie łatwą przeciwniczką.
-
- Pfff...- prychnęła Pansy. - Jedyne co może Greengrass, to
buntować się co do tego całego przedstawienia. Nie zrobi nic, co zagroziłoby
jej reputacji. Jej i całej ich rodzince. - dodała z pogardą.
- A co ty o tym sądzisz Draco? - zapytał go Blaise.
Jasnowłosy chłopak
jednak patrzył w ogień i głęboko nad czymś rozmyślał. Był przekonany iż
Gryfonka kolejny raz zignoruje jawny atak na swoją osobę. Przeważnie w takich
sytuacjach albo wychodziła, ale dawała innym wolną rękę, by wyżyli się na
oprawcy w granicach rozsądku. Tym razem powstrzymała przyjaciół przed rzuceniem
się na Daphne i sama stanęła we własnej obronie. Jej ton głosu, słowa
wypowiadane z tą nieznaną mu dotychczas mocą sprawiły iż pierwszy raz w życiu
zobaczył ją w zupełnie nowym świetle. Co prawda słyszał o jej dotychczasowych dokonaniach
w szkole i na wojnie, ale teraz mógł przekonać się na własne oczy, że Hermiona
Granger na zawsze przestała być szlamą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz