sobota, 24 czerwca 2017

Rozdział 4.

Witam w rozdziale czwartym! To niesamowite jak leci ten czas :) Akcja w tym rozdziale ruszy z lekka do przodu, wyjdą z cienia inni bohaterowie i ogólnie zrobi się trochę bardziej "tłoczno" ;) Życzę miłej lektury i do napisania!

*~~~~~~~*~~~~~~~*

"Niektórzy pojawiają się znienacka. Mieszają, mącą w naszych sercach. A potem znikają bez pożegnań. Żadne czary, tylko nasza naiwność pozwala byle komu się oswoić." - Antoine de Saint-Exupéry,Mały Książę.


*


- Naucz mnie Granger. - odpowiedział spokojnym lecz stanowczym głosem. - Proszę naucz mnie. - Stali naprzeciwko siebie w blasku pochodni, Draco zauważył na ustach Gryfonki delikatny, ciepły uśmiech. W jego sercu nagle zrodziło się tak dawno zapomniane uczucie. Nadzieja. Miał nadzieję że dziewczyna nie żartuje, bardzo chciał w to wierzyć. Czuł że sam nie wyczaruje patronusa choćby nie wiadomo ile ćwiczył. Odnosił wrażenie iż jego ciało i dusza zaczynają spadać po niewidzialnej pochyłej równi co skutecznie mu uniemożliwia naukę tego zaklęcia. A teraz stoi przed nim jedna z najlepszych czarownic młodego pokolenia, uśmiechnięta i chętna do pomocy. Jak mógłby nie skorzystać z tej okazji? Pomimo dzielących ich różnic i wzajemnej niechęci pielęgnowanej od lat, coś zaczynało się zmieniać. Czuł to od jakiegoś czasu i o dziwo nie przeszkadzało mu to.
- Nauczę. - odpowiedziała szatynka. - Ale pod jednym warunkiem. - dodała przyjaznym tonem. Draco zmarszczył brwi. Nie lubił gdy stawiano mu warunki, ale zbyt mocno pragnął nauczyć się tego zaklęcia by teraz ją odtrącić.
- W porządku. - powiedział po chwili. - Czego chcesz? -
- Chcę byś naprawdę mi pomógł w przygotowaniach do balu i przedstawienia. Chcę, byś aktywnie uczestniczył w organizacji i nie zwalał wszystkiego na mnie. – powiedziała podchodząc do niego bliżej. - Co ty na to? - zapytała i spojrzała mu prosto w oczy. Ślizgon westchnął cicho ale skinął potwierdzająco głową.
- Zgoda.- odparł - To kiedy zaczynamy? - zapytał.
Hermiona wzniosła wzrok ku górze zastanawiając się przez moment, aż w końcu odpowiedziała pełna entuzjazmu. 
- Jutro, zaraz po lekcjach. Ale wcześniej musimy powiadomić prefektów o sobotnim spotkaniu. Bierzesz na siebie Dafne Greengrass i Terenca Higgsa?- zapytała, jednak widząc skwaszoną minę Malfoya dodała zrezygnowana - Albo wyślę wszystkim informację patronusem, pokażę ci jak to się robi. - westchnęła i ruszyła przed siebie. Draco dogonił ją w trzech krokach i skierowali się wspólnie ku lochom. Gryfonka opatuliła się szczelniej szatą gdy poczuła chłód murów. Pomyślała, że mogłaby wykorzystać daną jej szansę i spróbować nawiązać z Malfoyem coś na kształt rozmowy. Zaczęła nieśmiało i zacisnęła dłonie na szacie.
- Jak podobała ci się lekcja latania u Flitwicka? - zagadnęła i przysunęła się nieznacznie w jego stronę.
Draco spojrzał na nią przelotnie i ponownie utkwił wzrok w podłodze.
- Było w porządku. - odpowiedział.
- Ciekawe czy nauczymy się latać tak jak aurorzy- rozmarzyła się.
"I śmierciożercy" - pomyślał blondyn.
- To musi być wspaniałe uczucie, unosić się w powietrzu niczym ptak. Nic cię nie trzyma, nic nie ogranicza. Tylko ty i pęd wiatru. Ale raczej i tak się tego nie nauczę skoro nie umiem nawet latać na miotle. - dodała wzruszając ramionami.
- Nie umiesz latać na miotle? - zapytał nagle Draco patrząc wprost na nią.
Hermiona lekko się zarumieniła. Nie do końca lubiła o tym mówić, uważała ten fakt za swoją osobistą porażkę i sama się sobie dziwiła, że powiedziała o tym Malfoyowi.
- Cóż... w mugolskich rodzinach nie lata się na miotłach. Pierwszy raz zetknęłam się z tym tutaj, w Hogwarcie, poza szkołą też nie mam takiej możliwości, więc tak jakoś wyszło. - dodała uciekając wzrokiem. Draco nie krył zdziwienia. A więc jednak jest coś, czego panna "Wszystko Umiem Granger" nie potrafiła i najwyraźniej nie była z tego dumna. Pierwszy raz od dawna zachciało mu się śmiać, gdy zobaczył jej zawstydzoną minę.
- A Potter i Weasley? - zapytał po chwili. - Nie chcieli cię nauczyć? -
- Raczej nigdy nie mieli na to czasu. - odpowiedziała, choć w głębi duszy wiedziała iż nie jest to prawdą. Jej przyjaciele zawsze zajęci byli albo grą, albo dobrą zabawą i nie mieli ani chęci ani cierpliwości by uczyć ją sztuki latania. Z resztą, ona za bardzo się wstydziła by ich o tą pomoc poprosić. 
- Bo uwierzę. - rzucił sucho.
Znów zapadła cisza w której słychać było tylko odgłos ich kroków. Nagle zza rogu wyszła Daphne Greengrass i gdy tylko zauważyła Malfoya, podeszła do niego ignorując stojącą obok Gryfonkę.
- Draco! - powiedziała z uczuciem i stanęła naprzeciwko niego tak, że musiał się zatrzymać. - Dokąd idziesz? - zapytała.
- Patroluję korytarze. - odparł.
- A może wolałbyś wpaść do swojego starego dormitorium? Wszyscy chętnie by się z tobą spotkali. - zaczęła i przysunęła się do niego znacząco. - Astoria bardzo by się ucieszyła gdybyś przyszedł. - dodała. Draco nic nie odpowiedział. Nie miał najmniejszej ochoty na odwiedzanie pokoju wspólnego Slytherinu. Przez moment się jednak zawahał, gdy pomyślał że mógłby skoczyć do Blaisea na szklaneczkę Ognistej, ale zanim zdążył powiedzieć choćby słowo, pierwsza odezwała się Hermiona.
- Idź, dokończę patrol sama. - Gryfonka minęła Ślizgonów i szybkim krokiem opuściła lochy, zanim minęła zakręt usłyszała jeszcze jak Daphne mówi do Dracona "Widzisz? Szlama się wszystkim zajmie, chodź.". Kasztanowłosa westchnęła i zaczęła się kierować ku górnym korytarzom. Nie miała mu za złe że ją zostawił. To było do przewidzenia. Żałowała tylko że nie mogła z nim dłużej porozmawiać. Tak bardzo chciała poznać jego myśli. Choćby ich najmniejszą część. Już od szóstej klasy, w momencie w którym Voldemort zlecił mu zabójstwo Dumbledorea, zastanawiała się co tak naprawdę czuje. I wtedy, gdy złapali ich szmalcownicy i pytali go czy ona to ona, czyli Hermiona Granger. Nic wtedy nie odpowiedział. A później, gdy torturowała ją jego ciotka, pomiędzy jedną torturą a drugą zdążyła zauważyć że płacze. On, wiecznie pogardzający takimi jak ona płakał gdy słyszał jej krzyki. Albo tak się jej zdawało. Już sama nie wiedziała co jest prawdą. Weszła na drugie piętro i nagle się odwróciła gdy usłyszała że ktoś za nią biegnie. Ku jej wielkiemu zdziwieniu był to  Malfoy. Dobiegł do niej po chwili i wziął głęboki wdech.
- Wybacz. - powiedział lekko zdyszany. - Już jestem.-
- Ale.. - dukała Gryfonka. - Ale Daphne.. Astoria.. impreza..-
- Nie ma żadnej imprezy. - rzucił. - Kończmy ten patrol. - dodał i ruszył przed siebie.
Ledwo udało mu się spławić tę natrętną Greengrass. Już myślał że nie dogoni Granger i będzie musiał wrócić do dormitorium. Nie chciał przyznać tego przed samym sobą, ale chętnie by jeszcze porozmawiał z Gryfonką. Nie traktował jej już z nienawiścią i pogardą, ale wciąż czuł dystans który chyba nigdy nie miał między nimi zniknąć. Sam nie wiedział o co mógłby ją zapytać. Pytania które przychodziły mu do głowy wydawały się głupie i nic nie znaczące. W końcu jednak przerwał milczenie.
- Powiedz mi, Granger. Skoro nie umiesz latać na miotle, to czym się dostałaś razem z pozostałymi do Ministerstwa Magii, wtedy w piątej klasie? - zapytał.
Hermionę szczerze zdziwiło to pytanie. Przez moment patrzyła na niego bacznym wzrokiem, lecz po chwili odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Na testralach.-
Draco nie krył zdumienia. Nie mógł sobie wyobrazić jazdy na tych szkieletowatych, odpychających, uskrzydlonych niczym nietoperze koniach, które mógł dostrzec tylko ten człowiek, który widział czyjąś śmierć. Dziewczyna zachichotała widząc jego minę.
- Oczywiście był to pomysł Harryego. Wtedy jeszcze nie widziałam testrali, więc lot był dla mnie okropnie nieprzyjemnym doznaniem. Niby czułam go pod sobą, ale i tak miałam wrażenie że zaraz polecę w dół i roztrzaskam się o ziemię. -
Draco zwrócił uwagę na słowo "jeszcze". A więc ona także widziała jak ktoś umiera. Tak samo jak on. Cóż, to było do przewidzenia.  Zerknął na jej rozpromienioną twarz, łatwo było dostrzec że uwielbia opowiadać. Sam nie chciał nic od siebie dodawać, więc co jakiś czas rzucał pytaniem w stylu "Dlaczego nazwałaś kota Krzywołap?", albo "To prawda że porwaliście z Baku Gringotta smoka?" itd. Mógłby milczeć, brak rozmowy mu nie przeszkadzał, ale że obiecał zacząć jej pomagać w przygotowaniach do tych wszystkich szkolnych imprez, musiał podłożyć grunt pod ich znajomość. Nim się obejrzeli minęła godzina i wrócili do dormitorium. Arystokrata podszedł do barku i nalał sobie szklankę wysokoprocentowego alkoholu.
- Napijesz się? - zapytał Hermionę gdy ta wyszła z toalety.
- Poproszę. - odpowiedziała i usiadła na kanapie.
Arystokrata podał jej szklankę i usiadł w fotelu zaraz obok dziewczyny. Poczuł się nadzwyczaj dobrze, co ostatnimi czasy nie zdarzało mu się zbyt często. Przywykł do samotności. Czuł się w niej komfortowo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jedyną obecność jaką mógł znieść to ta Blaisea i Pansy. Ale teraz było inaczej. Nie mógł się nadziwić że ta kiedyś znienawidzona przez niego Gryfonka mogła okazać się tak dobrym kompanem do rozmowy, czy po prostu bycia.
- Dlaczego wróciłaś do Hogwartu? -zapytał nagle i nalał sobie kolejnego drinka. Hermiona zamrugała zaskoczona i po chwili odpowiedziała.
- Chciałam dokończyć szkołę. Skoro już ją zaczęłam, to skończę bo nie lubię mieć niezałatwionych spraw. - odwróciła od niego twarz i spojrzała w płonący w kominku ogień. Jej twarz nagle zrobiła się poważna, a oczy zdradzały fakt iż uciekła myślami gdzieś daleko.
- A twoi rodzice? - zapytał Draco. - Nie mieli nic przeciwko żebyś tutaj wróciła, po tym wszystkim co się wydarzyło? -
Hermiona spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Nie wiedzą że tu jestem. - odpowiedziała. Draco zmarszczył brwi. Nic z tego nie zrozumiał. - Jeszcze przed wojną wymazałam im pamięć o tym kim są i kim ja jestem.  Wszczepiłam im fałszywe wspomnienia i zanim wybuchła wojna wyjechali do Australii, by żyć dalej w spokoju. - kontynuowała. - Mam nadzieję, że po zakończeniu szkoły ich odnajdę i zdołam cofnąć czar. - dodała i nalała sobie kolejną porcję Ognistej Whiskey. Wypiła ją jednym haustem i wstała z kanapy kierując się w stronę swojego pokoju.
-Dobranoc Malfoy - rzuciła mu przez ramię otwierając drzwi.
-Dobranoc Granger. - odpowiedział.

*

Szedł korytarzem wciąż czując zmęczenie po nie do końca przespanej nocy. Przez długie godziny zastanawiał się, dlaczego Gryfonka w ogóle mu to powiedziała. Samo wyznanie też mocno go zaskoczyło. Przez ten cały czas wydawało mu się że kto jak kto, ale ona z pewnością ma idealne życie. Wojna skończona, Voldemort pokonany, przyznano jej Order Merlina Pierwszej Klasy i okrzyknięto bohaterką wojenną. Nie przypuszczał że ukrywa tak ciężki sekret. Więc jednak i w tej kwestii się mylił. Nie mógł pojąć jakim cudem stać ją na to by codziennie się uśmiechać. Gdzieś w środku czuł podziw dla jej postawy, on by tak z pewnością nie potrafił.  Przez cały dzień zajęć zauważył iż szatynka stara się go unikać. Nie spoglądała w jego stronę, a na zajęciach z obrony przed czarną magią nie wyczarowała wydry, by znów skierować ją w jego stronę. Nie wiedział czemu, ale lekko go to irytowało. Podczas kolacji Blaise zaczął rozprawiać o quiddichu, lecz ten słuchał go jednym uchem myśląc czy Gryfonka nie postanowi odwołać lekcji patronusów, gdyż nigdzie jej nie widział.
-Draco! Draco Słyszysz mnie? - jęknął czarnoskóry chłopak.
Blondyn spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami  i syknął
- Słucham!-
- Więc co przed chwilą powiedziałem? -
- Że za dwa tygodnie zaczynają się treningi quiddicha. - odparł.
- Właśnie! Zanim jednak rozpoczniemy treningi chciałem omówić moją nową strategię i..-
Draco jednak po chwili wstał i szybkim krokiem skierował się ku wyjściu z Wielkiej Sali.
- Wybacz, pogadamy o tym jutro! - rzucił przez ramię i prawie pobiegł w kierunku swojego dormitorium.
Gdy przeszedł pod portretem zauważył dziewczynę stojącą naprzeciwko kominka. Trzymała w ręku różdżkę i lekko kiwała się na piętach w przód i w tył.
- Nareszcie!- odwróciła się w jego stronę i zrobiła gniewną minę. - Już myślałam że zrezygnowałeś!-
Blondyn zmieszał się i zaczął naprędce szukać alibi.
- Myślałem że przyjdziesz na kolację i dopiero potem zaczniemy ćwiczyć. - odparł.
- Wyraźnie wczoraj mówiłam, abyś stawił się w salonie zaraz po lekcjach, chciałam zjeść kolację tutaj, z resztą nieważne - westchnęła. - Tylko jutro bądź punktualnie - dodała.
- W porządku. - przytaknął i wyciągnął swoją różdżkę. Czuł że z każdą chwilą denerwuje się coraz bardziej.  Kasztanowłosa przyglądała się mu uważnie. Cały dzień starała się nie myśleć o tym jak wczorajszego wieczora się przed nim otworzyła. Było jej wstyd, że zaczęła mówić  o tak prywatnych sprawach akurat Malfoyowi. Rozważała odwołanie lekcji, ale nie lubiła łamać danego wcześniej słowa, tym bardziej iż on też jej coś obiecał.
- Dobrze. - zaczęła ochoczo, stając naprzeciwko niego. - Najpierw wyślę wszystkim prefektom patronusy z wiadomością, będzie ich osiem.- Expecto Patronum! - Wykrzyknęła i  po chwili ich oczom ukazała się mała, jasna wydra. Zawisła między Draconem a Hermioną i posłusznie czekała na polecenie. - Proszę wszystkich prefektów o stawienie się w sobotę o godzinie dwunastej, w Sali Pamięci na trzecim piętrze, w celu omówienia spraw organizacyjnych. Obecność obowiązkowa.  Z poważaniem, Hermiona Granger. - Po tych słowach wydra minęła arystokratę i zniknęła za ramą obrazu. - Jeszcze tylko siedem. - mruknęła Gryfonka i cierpliwie wyczarowywała kolejne patronusy. Ślizgon nie mógł wyjść z podziwu, z jaką łatwością przychodzi jej ta sztuka. Za każdym razem zaklęcie płynnym, czystym ruchem uwalniało się z jej różdżki, jakby tylko na to czekało. Spoglądał na jej twarz, skupioną i pewną. Zawsze miał ją za odrażającą, paskudną szlamę, ale teraz te uczucia gdzieś się ulotniły. Lecz nie tylko one.  Czuł, że powoli osacza go mgła obojętności. Zanim jednak znów zatopił się w swych myślach, spektakl dziewczyny dobiegł końca.
- Tak to mniej więcej wygląda. - powiedziała uśmiechając się niepewnie. - Tego typu patronusy zaczniemy ćwiczyć dopiero, gdy opanujesz zwykłe zaklęcie. Zaczynamy? - zapytała wesoło.
Kiwnął potwierdzająco głową i wziął głębszy wdech.
- Najpierw pomyśl o czymś przyjemnym. - zaczęła. - Przywołaj w myślach jakieś szczęśliwe wspomnienie. Może być to cokolwiek, jednak musi być ono na tyle silne, by było w stanie zapoczątkować zaklęcie. Spróbuj. - zachęciła go.
Draco jednak czuł się coraz gorzej. Szczęśliwe wspomnienie? Raczej może wykluczyć te chwile kiedy razem z Crabbeyem i Goylem transmutowali żabę Nevilla w parę starych majtek. Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Może matka? Nie, ostatnio nie potrafił z nią rozmawiać. Ojciec? Siedzi w więzieniu, cóż za szczęście. Blaise? Większości wspomnień z nim związanych nawet nie pamięta, za dużo wtedy wypili. Pansy? Nie, nie, stanowczo nie ona. Może Nott? Nawet nie chciał wspominać zaginionego przyjaciela. Ogarnęła go panika. Na Salazara, czy ja nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień? - pomyślał.
- Draco? - zaczęła Hermiona łagodnie. - Może ci pomóc? -
- Nie.. Ja.. - nie mógł znaleźć słów, by wyrazić jak wielkie ogarnęło go przerażenie.
Gryfonka patrzyła na niego cierpliwie i zaczęła rozumieć o czym musiał myśleć. Była przekonana iż w jego głowie musiała trwać teraz prawdziwa burza. Wszystko w jego życiu praktycznie się zawaliło. Podczas wojny też przeżył swoje. Widział śmierć tylu ludzi i magicznych istot, z jego rodzinnego domu Voldemort urządził kwaterę śmierciożerców, a jego samego zmuszał do ohydnych rzeczy. Wszystkie te przeżycia rzuciły cień nie tylko na radość młodego arystokraty, ale także na jego dumę, ego i pewność siebie. Powoli gasł, niczym dopalająca się świeca. Do Hermiony dotarło, że Malfoy cierpi na depresję o której w magicznym świecie wie się niewiele.
- Quiddich. - powiedziała, a on od razu spojrzał na nią, jakby widział w niej wybawienie. - Spróbuj pomyśleć o tym, co czułeś gdy pierwszy raz usiadłeś na miotle. Jestem pewna że szybko nauczyłeś się latać. - uśmiechnęła się delikatnie.
Draco przymknął oczy i przypomniał sobie moment w którym dostał swoją pierwszą w życiu miotłę. To były jego szóste urodziny. Jak zwykle spędzał je w Malfoy Manor w towarzystwie ojca, matki i żyjącej jeszcze wtedy babci. Po odśpiewaniu "Sto lat" i podzieleniu tortu, ojciec wyszedł gdzieś na chwilę, po czym wrócił z pięknym i dużym pakunkiem w dłoniach. Draco najchętniej rzuciłby się na prezent, jednak wiedział iż matka ostro by go za to skarciła. Poczekał więc aż ojciec podejdzie bliżej i z bijącym sercem zaczął rozrywać ozdobny papier. Po chwili jego oczom ukazała się ekskluzywna, dziecięca miotła. Rączka była w kolorze miodu i miała wygrawerowane na sobie jego imię. Witki miały piękny, ciemnobrązowy odcień co sprawiało iż miotła wyglądała niezwykle elegancko. Mały Dracon wpatrywał się w nią wielkimi, dziecięcymi oczami. Od dawna o niej marzył. Spędził całe popołudnie na nauce latania z ojcem, który towarzyszył mu na swej miotle. Narcyza i babcia spoglądały na nich z uśmiechami na twarzach i co chwila podbiegały do chłopca gdy ten lądował pupą na trawie. To był naprawdę wspaniały dzień.
- Wypowiedz zaklęcie. - zachęciła go Hermiona widząc, że nastrój chłopaka się zmienia.
- Expecto Patronum!- powiedział i otworzył oczy. Ku jego zdziwieniu na końcu różdżki pojawił się mały, srebrny błysk, który po chwili przemienił się w strzęp jasnej mgły, lecz znikł tak szybko jak się pojawił.
- Brawo, to już coś. - ucieszyła się Hermiona.
- Ty to nazywasz czymś? - powiedział Draco z mieszanką złości i zawodu.
- Początki zawsze są trudne. Próbuj dalej. - Gryfonka postanowiła nie przejmować się irytacją w jego głosie.
Niestety kolejne próby nie przyniosły żadnego efektu. Zniechęcony i zmęczony Ślizgon podszedł do barku i nalał sobie szklankę Ognistej Whiskey.
- Nie powinieneś pić przed patrolem. - zauważyła nieśmiało dziewczyna.
Draco spojrzał na nią spode łba, westchnął lecz odłożył drinka na szklany stolik.
- Niech ci będzie. - mruknął. - Ile czasu zostało do patrolu? -zapytał.
- Pół godziny. Chcesz spróbować jeszcze raz? -
- Nie. - odparł i usiadł ciężko na kanapie. Przeczesał włosy ręką i spojrzał tęsknie w kierunku szklanki.
Hermiona usiadła w fotelu i spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.
- Jutro znów spróbujemy, z czasem nabierzesz wprawy. -
Blondyn miał wątpliwości, czy jego niemoc to kwestia wprawy, czy raczej wątpliwych przyjemnych wspomnień. Przeczesywał swoją pamięć w poszukiwaniu takowych i za każdym razem gdy wydawało mu się że już, już coś ma, okazywało się to niezbyt wystarczające by mógł wyczarować patronusa. Nagle obok niego położył się Krzywołap. Zwinął się w kłębek i zamruczał gdy chłopak, ku zdziwieniu Gryfonki, podrapał go za uchem. Gdybym był kotem, nie miałbym takich zmartwień - pomyślał Draco.
- Harry miał podobny problem. - odezwała się nagle Hermiona, a blondyn przeniósł na nią swój wzrok. To ostatnie czego dzisiaj chciał. Porównywania go do wybrańca.
- Daruj sobie Granger.- zaczął lecz Hermiona nie przejęła się jego słowami.
- Na początku swoich lekcji z profesorem Lupinem też wielokrotnie nie mógł wyczarować nawet najmniejszej mgły. Próbował i próbował, ale za każdym razem bogin dementora okazywał się zbyt silny. A przecież był to tylko bogin. Przeszukiwał swoją pamięć by odnaleźć jakieś dobre wspomnienie, jednak było to bardzo trudne. Życie z mugolską rodziną która nim gardziła nie dało mu zbyt szczęśliwych chwil. Jednak, w końcu odnalazł to wspomnienie które pozwoliło mu wyczarować najprawdziwszego, zwierzęcego patronusa. -
Draco zaczął słuchać jej uważnie. Był ciekaw, co za wspomnienie pozwoliło Potterowi nauczyć się tego zaklęcia w tak młodym wieku.
- Przypomniał sobie swoich rodziców. -
- Rodziców? - Ślizgon zmarszczył brwi. - Przecież oni..-
- Nie żyją. - dokończyła za niego szatynka. - W pierwszej klasie Harry przypadkowo natknął się na zwierciadło Ain Eingarp. To wielkie, piękne lustro o niezwykłych, magicznych właściwościach. Ukazuje ono największe pragnienia serca. Tylko człowiek w pełni szczęśliwy i usatysfakcjonowany swoim życiem, mógłby w nim zobaczyć samego siebie i używać go jak zwykłego lustra. Harry oprócz swojego odbicia, widział stojących obok niego rodziców, dziadków i resztę jego rodziny której nigdy nie miał szansy poznać. Przychodził do lustra tak długo, aż profesor Dumbledor nie odkrył jego nocnych spacerów i nie schował lustra. Później, właśnie to wspomnienie przywołał Harry podczas nauki zaklęcia patronusa. Siebie, wraz ze zmarłą rodziną.-
- Ale przecież to nie jest szczęśliwe wspomnienie!- Draco nie mógł zrozumieć jakim cudem coś takiego mogło pozwolić Potterowi na osiągnięcie sukcesu.
- To właśnie próbuję ci uświadomić Malfoy. - odparła Hermiona. - Dla Harryego to wspomnienie było słodko-gorzkie, ale na tyle szczęśliwe i dobre, by mu pomóc. Ty powinieneś zrobić to samo, poszukaj wspomnienia które da ci siłę, wcale nie musi być pełne radości i samych przyjemnych chwil. Ma cię wypełnić spokojem i optymizmem. - Gryfonka wstała i poprawiła mundurek otrzepując go z niewidzialnego pyłku. - Pora iść na patrol. - dodała, po czym powoli wyszła na korytarz pozwalając by Ślizgon mógł chociaż przez chwilę pobyć sam.

*

Kolejne dni minęły szybko i spokojnie. Co wieczór przez półtorej godziny Draco i Hermiona ćwiczyli zaklęcie patronusa, by o dwudziestej pierwszej wyjść na wspólny patrol.  Mimo szczerych chęci Ślizgon wciąż miał trudności w wyczarowaniu duchowego chowańca, za to coraz lepiej szła mu nauka latania. W piątkowy wieczór w salonie zebrało się więcej osób, co skutecznie rozpraszało arystokratę. Pansy siedziała na jednym z foteli głaszcząc Krzywołapa i popijała grzane wino, Blaise namówił na partyjkę magicznego pokera Rona i Harryego, którzy na ten wieczór postanowili zakopać wojenny topór, gdyż już od dawna nie mieli okazji do hazardu. Ginny, która z początku czuła się obco szybko rozluźniła się i zajęła zaległym wypracowaniem z eliksirów dla Slughorna. Mimo iż mogło się wydawać że panuje istna sielanka, wciąż czuć było dystans między Ślizgonami i Gryfonami. Jedyne co powstrzymywało ich przed kłótnią i kąśliwymi uwagami względem siebie, były wspólne treningi Hermiony i Dracona. Co chwilę zebrani odrywali wzrok od swoich zajęć by móc obserwować ich postępy. Nie odzywali się i nie komentowali już jego poczynań, gdyż bali się że jeśli powiedzą jeszcze choćby jedno słowo, arystokrata poczęstuje ich najprawdziwszą Avadą.
- Udało ci się Malfoy! - zawołała Hermiona na co wszyscy odwrócili głowy. Niestety, zamiast zwierzęcia ujrzeli promień jasnego światła. Oznaczało to że Draco jest bliżej osiągnięcia celu, jednak jeszcze daleko mu było do ostatecznego sukcesu. Ślizgon gniewnie zmarszczył brwi. Był pewny że tym razem posłużył się naprawdę miłym wspomnieniem. Powoli godził się z myślą, iż nigdy nie będzie mu dane wyczarowanie najprawdziwszego patronusa. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z dormitorium nawet nie patrząc na pozostałych. Gryfonka poczuła żal, zaczęła wątpić w swoje nauczycielskie zdolności.
- Harry.. - zwróciła się w stronę przyjaciela. - Myślę, że może ty powinieneś zacząć go uczyć, ja się chyba do tego nie nadaję. - powiedziała z rezygnacją.
Lecz zamiast Harryego, odpowiedział jej ktoś inny.
- Hermiono.. Mogę się tak do ciebie zwracać? - zapytał Zabini, na co dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową. - Nie uważam by to była twoja wina. Od godziny was obserwowałem i stwierdzam, że jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy i cierpliwość, to jesteś w tym naprawdę dobra. Problem Draco leży gdzie indziej. -
- Zgadzam się z tym. - przytaknął mu Harry. - Miona, serio, pokazałaś mu wszystko co mogłaś. Chyba już nic więcej zrobić nie możesz. -
Hermiona nie wyglądała na przekonaną. Przygryzła dolną wargę i popatrzyła w ogień gdy usłyszała głos Rona.
- Wy na serio nic nie kumacie? - zapytał z lekką ironią w głosie. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. - Nie, żebym cokolwiek wypominał, ale Malfoy był śmierciożercą. -
- I? -nacisnął go Blaise.
- Nie wiem czy wiecie, ale żaden śmierciożerca nie był zdolny do wyczarowania patronusa. Żaden, oprócz Severusa Snapea. No, ale on był dobry, pomagał nam w ukryciu i takie tam, bla, bla, bla. Myślę że Malfoy sam siebie blokuje. Do tego... no wiecie, wciąż ma "to" na przedramieniu. - powiedział i wzruszył ramionami jakby mało go to obchodziło.
Pansy zerwała się z fotela na co Krzywołap prychnął niezadowolony i rzucając krótkie "dobranoc" opuściła dormitorium. Blaise odprowadził ją wzrokiem i dopił swojego drinka.
- Będę się zbierał. Dzięki za partyjkę, mam nadzieję że jeszcze kiedyś zagramy. - powiedział na odchodne i obdarzając Hermionę lekkim uśmiechem również wyszedł na korytarz.
- Nie powinnaś się nim przejmować. - powiedział Ron tasując talię kart. - Więc? Jutro o dwunastej? -
- Co? - Hermiona spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Zebranie prefektów, jutro o dwunastej? -
- Tak, tak jak było ustalone. - powiedziała pośpiesznie.
- W takim razie idziemy spać, jutro o trzeciej popołudniu mamy pierwszy trening quiddicha, jesteś gotowa Ginny? - zagadnął rudą Harry. Weasleyówna uśmiechnęła się i zebrała ze stołu swoje pergaminy.
- Miona, idziesz na patrol? - zwróciła się do przyjaciółki.
- Tak , zaraz wychodzę. - odpowiedziała szatynka wciąż będąc pogrążoną we własnych myślach.
- No to dobranoc!-
Przyjaciele pożegnali się i Gryfonka przez chwilę stała sama w salonie. Spojrzała na Krzywołapa i mruknęła pod nosem
- A może powinnam? Czemu nie? - po czym wyszła z dormitorium w celu odnalezienia swojego współlokatora.

~

Sobota przywitała wszystkich pięknym słońcem i suchym jak na wrzesień w Szkocji powietrzem. Mimo iż magiczny zegar wskazywał dziesiątą, Wielka Sala świeciła pustkami. Hermiona w samotności jadła śniadanie w skład którego wchodziły miodowe płatki na zimnym, słodkim mleku. Wczoraj, podczas patrolu nie odezwali się z Malfoyem do siebie ani słowem, a potem do późnych godzin wieczornych zamknięta w swoim pokoju pracowała nad broszurkami informacyjnymi dla prefektów na dzisiejsze zebranie. Wciąż zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby pomóc Malfoyowi. Mogła sobie odpuścić, tak jak radził jej Ron, ale duma i wrodzony upór nie pozwalały poddać się bez walki. Dopiła ostatni łyk herbaty i ruszyła w kierunku gabinetu pani dyrektor. Godzinę wcześniej dostała list w którym Minerva McGonagall prosiła ją o krótką wizytę. Po kilku minutach dotarła pod duże, dębowe drzwi i zapukała w nie energicznie.
- Proszę! - usłyszała i weszła do środka. Dyrektor stała obok biurka, na którym Hermiona zauważyła piętrzący się stos książek.
- Dzień dobry pani dyrektor. - przywitała się grzecznie zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry panno Granger. Proszę wybaczyć że wzywam cię w dzień wolny, ale jest coś co chciałam ci przekazać. - powiedziała i zaklęciem posłała w ręce Hermiony jedną z książek. - Przyda się na dzisiejszym spotkaniu. - dodała McGonagall.
Gryfonka spojrzała na okładkę. W ręku trzymała egzemplarz "Romea i Julii".
- Ta książka jest dla ciebie, kilka rozdasz prefektom, a reszta trafi do biblioteki dla chętnych. - Minerva odłożyła kilka książek i użyła zaklęcia zmniejszającego. Podała je szatynce i uśmiechnęła się nieznacznie. - Proszę co jakiś czas powiadamiać mnie o postępach. - dodała.
- Oczywiście. - odpowiedziała Hermiona.
- A jak mieszka się z panem Malfoyem? Jeśli mogę spytać. -
Dziewczyna lekko się zmieszała, ale odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Nie najgorzej. Nie kłócimy się, jeśli o to pani chodzi. Jest w porządku. - wzruszyła lekko ramionami i spojrzała za okno.
- Cieszy mnie to. To wszystko, jesteś wolna. - powiedziała dyrektor i usiadła za biurkiem.
Hermiona pożegnała się szybko i wyszła z gabinetu.

~

Sala Pamięci powstała podczas wakacyjnej odbudowy zamku. Mieściła się na trzecim piętrze, za korytarzem w którym niegdyś urzędował trzygłowy pies Hagrida, Puszek. Była to duża, prostokątna sala upamiętniająca osoby które uczestniczyły i zginęły w Bitwie o Hogwart, oraz podczas całej Drugiej Wojny Czarodziejów. Na ścianach wisiały nieruchome obrazy z portretami poległych, a w gablotach można było znaleźć ich różdżki, oraz inne przedmioty które za zgodą rodziny zostały umieszczone w szkole. Jeden z obrazów wyróżniał się najbardziej. Nie był zbyt duży, ale było w nim coś, co przyciągało wzrok. Na tle palącego się kominka stał jedenastoletni chłopiec, ze smutnymi, niebieskimi oczami. Miał szczupłą, jasną twarz i czarne włosy. W ręku trzymał białą różdżkę i uśmiechał się prawie niezauważalnie. Pod obrazem, na metalowej blaszce widniał napis " Tom Marvolo Riddle w czasach szkolnych, później znany jako Voldemort, lub Czarny Pan (dla podwładnych). Czarodziej półkrwi, potomek Salazara Slytherina, zbrodniarz wojenny. Umieszczamy tu ten obraz, by nigdy nie zapomniano iż zło nie rodzi się od razu. Każdy tyran był kiedyś dzieckiem i jak każdy doznał w swym życiu cierpienia. Zło to wybór, nie przeznaczenie." Hermiona weszła do sali i wyczarowała na środku kilka prostych, drewnianych krzeseł i podłużny stolik. Położyła na nim broszurki i książki które zaklęciem przywróciła do normalnych rozmiarów. Za pięć dwunasta przyszły pierwsze osoby, nie zdziwiła się gdy zobaczyła Rona i Parvati Patil, jednak nie spodziewała się z nimi Harryego i Ginny.
- Cześć Miona! - ruda uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki i usiadła z Harrym zaraz obok Parvati.
- Cześć wam, nie chcę być niemiła, ale to zebranie prefektów.. -zaczęła. - Innym może się nie spodobać że tu jesteście. -
- Daj spokój Hermiona - uśmiechnął się Ron. - Zaraz po zebraniu idziemy coś zjeść i lecimy na trening. - dodał i rozłożył się wygodnie na krześle.
Gryfonka westchnęła, jednak postanowiła odpuścić przyjaciołom. Tym bardziej nie mogła mieć im tego za złe, gdyż okazało się że nie tylko oni wpadli na pomysł przyjścia z osobą towarzyszącą. Ernie Macmillan przyszedł sam, jednak jego koleżanka z Hufflepuffu Hanna Abbott zjawiła się w wraz z Nevillem Lonbottomem. W wakacje zostali parą i od tamtej pory wszędzie chodzili razem. Cho Chang z Ravenclawu i Michael Corner przyszli pięć minut po nich, a kilka minut po dwunastej do sali weszła Daphne Greengrass z  siostrą Astorią i Terence Higgs. Szatynka wyczekiwała swojego współlokatora ale już po chwili stanął w drzwiach wraz z Blaisem Zabinim i Pansy Parkinson. Mogła się tego spodziewać. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca (Hermiona musiała w międzyczasie wyczarować dodatkowe krzesła), stanęła naprzeciwko nich i wzięła głęboki, uspakajający wdech.
- Witam, cieszę się, że przyszliście o wyznaczonej godzinie. Chcę aby spotkanie odbyło się szybko i sprawnie, więc nie będę dodatkowo przedłużać. - oznajmiła i sięgnęła po plik broszurek. - W tym roku odbędą się w szkole dwie imprezy. Pierwsza to znany już większości Bal Bożonarodzeniowy. Odbędzie się na kilka dni przed Świętami, a za organizację odpowiedzialni będą prefekci naczelni oraz ochotnicy z szóstych klas. - powiedziała po czym lekko uśmiechnęła się do Ginny. - Tutaj macie broszurki z informacjami dotyczącymi balu, powieście kilka na tablicy ogłoszeń w waszych dormitoriach i rozdajcie resztę uczniom z waszych domów. - Kartki rozeszły się między prefektami aż w końcu znów zaległa cisza. Gryfonka kontynuowała. - Drugą atrakcją jest przedstawienie, które wystawimy na zakończenie roku. - powiedziała i usłyszała zaskoczony głos któregoś z kolegów.
- My? - zapytał Michael Corner - Masz na myśli prefektów? -
- Tak. Prefektów, prefektów naczelnych i ochotników. - odpowiedziała. - Zaraz wszystko wyjaśnię. - dodała widząc niezadowolone twarze. - Pod koniec roku wystawimy sztukę pod tytułem "Romeo i Julia". Tutaj mam książki z oryginalną sztuką które zaraz wam rozdam i z którą musicie się zaznajomić, jednak my odegramy zmodyfikowaną jej wersję. Musimy zachować główny zamysł, ale możemy trochę uwspółcześnić dialogi i tak dalej. Jutro w Wielkiej Sali wywieszę plakat informujący iż za dwa tygodnie, w niedzielę, odbędzie się przesłuchanie do ról w przedstawieniu. Oczywiście między sobą też musimy rozdzielić role. Nie każdy musi grać, będą potrzebne osoby odpowiedzialne za muzykę, kostiumy, scenę i dekoracje. Najważniejsze postacie to Romeo i Julia, para kochanków. -
- Kochanków?! - zdziwił się Ron.
- To znaczy ukochanych. Kiedyś tak mówiło się na zakochanych Ronald. - pośpieszyła z wyjaśnieniami Hermiona i rozdała książki zebranym. - Są to postacie kluczowe o największej ilości tekstu do zapamiętania, więc ich wybór jest najważniejszy. Przeczytajcie książkę, jest krótka. W niedzielę za tydzień, niech będzie o pierwszej popołudniu,  spotkamy się tutaj i uzgodnimy kto kogo gra.- powiedziała i spojrzała na zebranych. Wyglądali na zdezorientowanych i szczerze niezadowolonych. Nikt nie garnął się do tego by cokolwiek odgrywać przed tłumem uczniów, nauczycieli i może nawet i rodziców, którzy lubili uczestniczyć w takich akademiach. Daphne Greengrass wstała z miejsca i powoli podeszła do Hermiony trzymając w ręku książkę.
- A niby dlaczego mamy się słuchać kogoś takiego jak ty? - powiedziała wachlując się książką i opierając lewą rękę o biodro. - Zarządzasz jakieś zebrania, oświadczasz nam że musimy zagrać w jakimś durnym przedstawieniu i oczekujesz że tak po prostu zrobimy to, co nam każesz? Po moim trupie ty wstrętna, brzydka szlamo! - wrzasnęła i rzuciła książką o podłogę. -
Harry, Ron, Ginny i Neville wstali natychmiast wyciągając różdżki, lecz Hermiona uspokoiła ich gestem dłoni. Ślizgonka patrzyła na szatynkę z wyrazem wyższości, gdy nagle po sali rozległ się głuchy, donośny dźwięk. Daphne chwyciła się za bolący policzek i nie mogła wymówić ani jednego słowa. Pierwszy raz w życiu dostała w twarz.
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie szlamą, albo doniosę na ciebie do Ministerstwa, a uwierz że zrobię to z największą przyjemnością! - wysyczała Gryfonka. - Po pierwsze, przedstawienie to nie mój pomysł ale właśnie Ministerstwa, a po drugie będziesz mnie słuchać, bo to ja jestem prefektem naczelnym a nie ty! Jeśli masz jakieś obiekcje zwróć się z nimi do pani dyrektor, ale wątpię, by miała na to czas. Po trzecie - tu szatynka schyliła się i podniosła książkę z podłogi. - Masz przeczytać tę sztukę i stawić się w przyszłą niedzielę na spotkanie. Żegnam. - po tych słowach wcisnęła Ślizgonce egzemplarz "Romea i Julii" i odwróciła się do niej plecami. Greengrass wyszła z klasy trzaskając drzwiami, a Astoria porwała plik broszurek z krzesła siostry i pobiegła za nią. Przez chwilę panowała cisza, jednak wszyscy szybko zaczynali opuszczać  Salę Pamięci. Hermiona westchnęła głęboko. Nie chciała by to spotkanie zakończyło się w ten sposób. Nie czuła się dumna z tego co zrobiła, ale obiecała sobie że już nigdy nie pozwoli się obrażać. Koniec ze szlamą, koniec z płaczącą po kątach Hermioną. Koniec z obelgami. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i zobaczyła że w klasie został tylko Harry, Ron i Ginny której ręka właśnie ją dotykała.
- Byłaś świetna. - powiedziała Weasleyówna. - Greengrass już od dawna należało dać lekcję pokory. -
- Lepsze to, niż rzucenie na nią jakiegoś paskudnego zaklęcia. Oberwałoby się nam za to jak nic. - odparł Ron.
- Idziesz z nami coś przegryźć? - zapytał Harry.
Hermiona przytaknęła głową i chwilę później wraz z przyjaciółmi ruszyła ku Wielkiej Sali.

~

W salonie słychać było tylko brzdęk wrzucanego do szklanek lodu. Trójka przyjaciół postanowiła zignorować piękną pogodę i wspólnie zasiadła przed kominkiem. 
- Kto by pomyślał, że Granger ma w sobie tyle ikry? - zastanawiał się Blaise biorąc kolejny łyk Ognistej Whiskey.
- To już nie Hermiona? - zakpiła Pansy głaszcząc Krzywołapa za uchem.
- Ciężko się przyzwyczaić. - uśmiechnął się Zabini. - Greengrass jej tego nie przepuści. Pewnie wymyśli coś paskudnego, by uprzykrzyć jej życie. - dodał i nalał sobie kolejnego drinka. - Jednak, jestem dziwnie spokojny. Po tym co pokazała Hermiona wiem, że nie będzie łatwą przeciwniczką. -
- Pfff...- prychnęła Pansy. - Jedyne co może Greengrass, to buntować się co do tego całego przedstawienia. Nie zrobi nic, co zagroziłoby jej reputacji. Jej i całej ich rodzince. - dodała z pogardą.
- A co ty o tym sądzisz Draco? - zapytał go Blaise.

 Jasnowłosy chłopak jednak patrzył w ogień i głęboko nad czymś rozmyślał. Był przekonany iż Gryfonka kolejny raz zignoruje jawny atak na swoją osobę. Przeważnie w takich sytuacjach albo wychodziła, ale dawała innym wolną rękę, by wyżyli się na oprawcy w granicach rozsądku. Tym razem powstrzymała przyjaciół przed rzuceniem się na Daphne i sama stanęła we własnej obronie. Jej ton głosu, słowa wypowiadane z tą nieznaną mu dotychczas mocą sprawiły iż pierwszy raz w życiu zobaczył ją w zupełnie nowym świetle. Co prawda słyszał o jej dotychczasowych dokonaniach w szkole i na wojnie, ale teraz mógł przekonać się na własne oczy, że Hermiona Granger na zawsze przestała być szlamą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz