niedziela, 24 września 2017

Rozdział 9.

Witajcie w rozdziale dziewiątym!

*~~~~~~~*~~~~~~~*

Jeśli gwałt i trucizna, ognie i sztylety
Dotąd swym żartobliwym haftem nie wyszyły
Kanwy naszych przeznaczeń banalnej, niemiłej,
To dlatego, że brak nam odwagi – niestety! - "Kwiaty zła" Charles Baudelaire

*

Dzień przed balem pani Pomfrey zgodziła się by oboje opuścili skrzydło szpitalne. Mimo iż zastała ich śpiących obok siebie dwie noce z rzędu nie skomentowała tego w żaden sposób, kazała jedynie się oszczędzać i zakazała ponownych kąpieli w jeziorze.

- Już myślałem że ominie nas impreza. - powiedział Draco do Hermiony gdy wracali korytarzem do swojego dormitorium.
Szatynka słysząc to splotła nerwowo dłonie i spojrzała przed siebie.
- Czy nadal aktualne jest nasze wspólne wyjście? - zapytała niepewnie.
- To znaczy? -
- W liście twoja mama wspominała byś zaprosił Astorię.. myślałam że..-
- Czasami za dużo myślisz. - odparł spokojnie. - Poprosiłem ciebie i jeśli z twojej strony nic się nie zmieniło, to jutro o osiemnastej będę czekał na ciebie przy kominku. - powiedział i uchylił dla niej ramy obrazu. Jednak w salonie już ktoś na nich czekał. Gdy tylko przekroczyli próg, Blaise wstał z fotela i zwrócił się w ich stronę.
- Cześć. - powiedział i lekko uniósł rękę.
- Cześć Blaise, ty nie na zajęciach? - odpowiedziała mu Hermiona z uśmiechem. - Czekałeś tu na nas? -
- Tak... - odparł spięty. - Chciałem z tobą pogadać Draco. - zwrócił się w kierunku blondyna.
- Idę wziąć prysznic. - rzuciła natychmiast Gryfonka i po chwili zniknęła za drzwiami łazienki.
W salonie zapanowała cisza. Draco usiadł na kanapie i za pomocą różdżki wyczarował dzbanek herbaty i dwa kubki.
- Napijesz się? - zapytał Blaisea który w międzyczasie usiadł w fotelu obok.
- Tak, dzięki. - odparł lecz nie wziął kubka do ręki. - Wiesz... - zaczął nieśmiało. - Gdy Terence przybiegł powiedzieć mi co się stało byłem razem z Pansy u mnie, rozmawialiśmy. Myła mi głowę za to że nie potrafię zmusić się do rozmowy z tobą, ale ja nie wiedziałem co miałbym w ogóle powiedzieć... Ale gdy przybiegliśmy pod skrzydło szpitalne i zobaczyłem ciebie i Hermionę nieprzytomnych.. Wtedy od razu wiedziałem. Wiem że jestem lekkoduchem i tak naprawdę to gówno wiem o życiu, wiem też że nasze sytuacje znacznie się różnią, dlatego wybacz mi stary.. Już nigdy nie każę ci robić co ja uważam za słuszne. Nie wiem jaką podejmiesz decyzję, ale wiedz że zawsze będziesz miał we mnie przyjaciela, bez względu na to co postanowisz. - powiedział po czym spojrzał w twarz arystokraty. Draco z początku poważny, zaczynał powoli się uśmiechać.
- Nie pomyślałbym że widok mojego podtopionego ciała tak cię wzruszy. Doceniam to. Ale zapomnijmy już o tym. Ja też nie wiedziałem jak z tobą rozmawiać.. - odparł. - Ale wiesz co Blaise? Miałeś rację. Zawsze wszystko robiłem dla wygody. Ciągle byłem przez kogoś sterowany, bo każdy wiedział że dam sobą rządzić. Ale teraz... Teraz spróbuję zrobić coś po swojemu. Możliwe że mi się nie uda, jest to wielce prawdopodobne, ale przynajmniej będę mógł spojrzeć w lustro i nie zwymiotować na swój widok. -
- To znaczy? - zapytał lekko zdezorientowany Blaise.
- To znaczy, że idę na bal z Hermioną a nie z Astorią, jak chciała moja matka. -
- Z Hermioną? - wyprostował się automatycznie Zabini. - I od kiedy mówicie sobie po imieniu? - zauważył.
- Od momentu w którym oboje znaleźliśmy się na dnie. Dosłownie. -
Blaise upił łyk herbaty i odstawił kubek na stolik pogrążając się w myślach. Podniósł wzrok gdy Draco ponownie się odezwał.
- Zaprosiłeś Daphne na bal? - zapytał blondyn.
- Nie. Poprosiłem Pansy. -
- I co ona na to?-
- Zgodziła się. -
- Świetnie. - odparł szczerze Malfoy. - Już myślałem że będziesz leżał sam w dormitorium i zalewał smutki Ognistą. -
- Chciałbyś! Chyba zapomniałeś że jestem odpowiedzialny za muzykę i procenty na imprezie. - dodał z uśmiechem mulat.
- Taaaak... - zamyślił się blondyn. - Wiesz co Blaise, jest coś w czym mógłbyś mi pomóc, ale mamy czas tylko do jutrzejszego wieczora. -
- O co chodzi? -
- Wytłumaczę ci wszystko w drodze do sowiarni, chodźmy. - powiedział Draco po czym wstał i po chwili razem z przyjacielem opuścił dormitorium.

*

Ubrana w miękki szlafrok niepewnie wyszła z łazienki, lecz gdy zauważyła że salon jest pusty odprężyła się i uśmiechnęła do siebie. Miała nadzieję że Ślizgoni pogodzili się i znów między wszystkimi  zapanuje dawna atmosfera. Weszła do swojego pokoju, zamknęła za sobą drzwi po czym wyciągnęła z szafy czysty mundurek i ledwo skończyła się ubierać gdy usłyszała pukanie.
- Proszę! - zawołała.
W progu stanęła Ginny z wielkim pakunkiem w rękach. Na widok Hermiony dziewczyna odłożyła paczkę na ziemię, podbiegła do koleżanki i mocno ją przytuliła.
- Tak się cieszę że nic ci nie jest! - powiedziała przejęta i odsunęła się od szatynki.
- Ja też się cieszę Ginny. Dziękuję za kwiaty. -
- Jakie kwiaty? - zdziwiła się ruda.
- W czwartkowy ranek znalazłam na swoim łóżku bukiet kwiatów, myślałam że to od ciebie i chłopaków. -
- Przykro mi Miona ale to nie od nas. Chcieliśmy cię odwiedzić, ale pani Pomfrey kategorycznie zakazała nam do was wchodzić.  -
- Ciekawe.. - zamyśliła się Hermiona.
- Może jakaś fanka Malfoya prześliznęła się w nocy. Lecz wtedy nie kładłaby kwiatów na twoim łóżku. - zażartowała Ginny, lecz Hermiona wyglądała na zawstydzoną.
- Prawdę mówiąc to na naszym. - zarumieniła się lekko.
- Jak to na "waszym"? -
- Draco przybliżył oba łóżka by było nam cieplej. Spaliśmy obok siebie żeby nie marznąć, tylko nic sobie nie wyobrażaj! - jęknęła.
- Draco... przybliżył łóżka... Draco? - dukała Ginny. - Odkąd jesteście na "ty"? -
Hermiona westchnęła i usiadła na łóżku. Po ciszy która trwała przez chwilę znów zaczęła mówić.
- Zanim obudziłam się w skrzydle szpitalnym myślałam że nie żyję. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam... Byłam w pustce, jakbym przeniosła się w próżnię. Ale gdy wracała mi świadomość i w końcu otworzyłam oczy dostrzegłam że leży obok mnie i miałam ochotę popłakać się z radości. Przeprosił mnie, a ja na niego naskoczyłam... On.. On zrobił to celowo Ginny. Nie poleciał trenować Quiddicha, chciał ze sobą skończyć. - przerwała na chwilę Hermiona. Weasleyówna usiadła obok niej i nie odezwała się choćby słowem. - Zaczęliśmy rozmawiać, Draco otworzył się przede mną i dzięki temu w końcu zrozumiałam co czuje. Tak mało go znałam... On nie chce wychodzić za Astorię, ale jednocześnie chce dbać o matkę... Czuł się uwięziony i nie widział już innego wyjścia. Powiedziałam mu że bardzo go lubię, że może nawet trochę za bardzo i wypowiedziałam jego imię, a on... - przerwała.
- A on? - zapytała Ginny.
- A on odpowiedział że też bardzo mnie lubi i zwrócił się do mnie po imieniu. - odpowiedziała.
Ginny uśmiechnęła się łagodnie i przejechała dłonią po długich włosach Hermiony.
- Skoro już wiesz co było i co nadal jest powodem jego cierpienia, to co dalej planujesz? -
Hermiona wzruszyła ramionami.
- I tak nic nie mogę dla niego zrobić. Jego matka pewnie postawi na swoim a Astoria w końcu zostanie panią Malfoy. - odpowiedziała smutno.
- Powiedz mi, Miona... W którym momencie przestałaś walczyć? - zmarszczyła brwi Ginny.
- Słucham? -
Weasleyówna wstała, podeszła do pakunku i podniosła go z podłogi. Po kilku krokach postawiła paczkę na łóżku i zaczęła ją powoli otwierać.
- Nie jesteś dziewczyną która się poddaje, nawet jeśli na końcu poniesiesz klęskę, wiesz że robiłaś co mogłaś. Za to cię szanuję. - powiedziała z powagą i rozwiązała kokardę. - Nikt nie mówi że będzie łatwo, jego rodzina należy do czarodziejskiej elity rodów czystej krwi, chociaż oficjalnie nic takiego nie ma. - dodała i zdjęła wieko z pudełka. - I chociaż czeka was jeszcze wiele przeszkód, to wierzę, że jutrzejszy wieczór będzie niesamowity. - stwierdziła i wzięła w ręce jedną z najpiękniejszych sukni jakie Hermiona widziała w życiu. - Jestem pewna że w tej kreacji zapadniesz mu w pamięć już na zawsze. - uśmiechnęła się szeroko widząc wielkie oczy szatynki i nie zwlekając kazała jej wstać i zacząć się rozbierać by przymierzyć jedną z sukni od Fleur.

*

Gdy Daphne i Milicenta opuściły dormitorium w końcu mogła usiąść i spokojnie się nad wszystkim zastanowić. Była już prawie gotowa, Blaise powiedział że będzie czekał przy wejściu do Wielkiej Sali, więc zostało jej tylko założyć buty i iść. Jednak ona siedziała uparcie na miękkiej pościeli i czuła że z każdą chwilą denerwuje się coraz bardziej. Gdy tydzień temu Blaise poprosił ją by poszła z nim na bal, poczuła się szczęśliwa, a już od dawna nie było jej to dane.
Jednak teraz znów pojawiło się w niej zwątpienie. Bała się że zbyt wielkie ma nadzieje i za dużo od niego oczekuje. Gdy tamtego dnia przeczytała treść listu matki Dracona, zrozumiała w końcu swoje uczucia. Nigdy dokładnie się nad nimi nie zastanawiała i nie poświęcała im swojej uwagi, jednak tamtego wieczoru pojęła że Blaise już dawno przestał być dla niej tylko przyjacielem. Znał ją lepiej niż ona sama, zawsze mogła na niego liczyć, nigdy się od niej nie odwrócił,  lecz mimo to nie pozwalała sobie na poczucie do chłopaka czegoś więcej. Zawsze wszyscy mieli ją za wyniosłą, oziębłą dziewczynę ze Slytherinu, którą ona sama niejednokrotnie się czuła. Lecz teraz, patrząc na Daphne i wyobrażając ją  sobie u boku Blaisea, miała ochotę krzyczeć, wyć i płakać, jak jeszcze nigdy wcześniej. Westchnęła cicho i powoli wstała. Przejrzała się w wielkim, podłużnym lustrze i stwierdziła że nie jest źle. Długa, rozkloszowana suknia bez ramion ciągnęła się za nią niczym czerwony welon. Kochała czerwień. Mimo iż należała do domu Salazara, to po cichu zazdrościła Gryfonom ich barw. Czarne włosy upięła wysoko i przyozdobiła kok diamentową spinką. Usta były tego samego koloru co suknia, więc całość wyglądała niezwykle kusząco. Wzięła głęboki wdech i po chwili wyszła by odnaleźć towarzysza dzisiejszego wieczoru.

*

Osiemnasta zbliżała się wielkimi krokami. Hermiona siedziała na łóżku i czuła że z każdą chwilą robi się coraz bardziej zdenerwowana. Ginny obiecała zrobić jej makijaż, jednak jak na razie się nie pokazała. Gryfonka w międzyczasie wzięła prysznic, ubrała najlepszą bieliznę, wymodelowała włosy w lekkie fale i gdy skończyła zakładać suknię i buty, do pokoju weszła Ginny po wcześniejszym zapukaniu do drzwi.
- Ginny.. wyglądasz olśniewająco! - zachwyciła się Hermiona.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się ruda.
Weasleyówna ubrana była w długą suknię bez ramion, w kolorze pudrowego różu. Długie i zazwyczaj proste włosy lekko podkręciła i upięła. Z gracją podeszła do Hermiony i kazała jej usiąść na wysokim stołku.
- Denerwujesz się? - zapytała gdy zaczęła nakładać podkład na twarz szatynki.
- Tak. - mruknęła kasztanowłosa. - Ale coraz mniej. To tylko bal... - dodała.
- Tylko bal mówisz? - uśmiechnęła się Ginny. - Spraw by to był "aż" bal. -
- Nie rozumiem. -
Rudowłosa przerwała malowanie oczu Hermiony i nachyliła się nad nią.
- Niech ten wieczór będzie niezapomniany. Dla ciebie i dla niego. - powiedziała i wróciła do makijażu. - On już na ciebie czeka. - dodała po chwili. - Stoi razem z Harrym przy kominku. Wygląda świetnie. -
- Jak dokładnie? - zdenerwowała się Hermiona i zacisnęła palce.
- Za chwilę sama się przekonasz. - droczyła się z nią Ginny. - Gotowe. - powiedziała po chwili i odsunęła się od przyjaciółki. Hermiona przejrzała się w lustrze i cały strach nagle jakby się ulotnił. Pomyślała, że za drzwiami czeka na nią on, a skoro on tam jest to nie ma czego się bać. Wyprostowała się, odrzuciła do tyłu długie, brązowe włosy i razem z Ginny wyszła z pokoju pewnym krokiem.

~

Stał wraz z Potterem przy kominku i modlił się w myślach by dzisiejszego wieczoru wszystko się udało. Nie czuł wyrzutów sumienia z racji iż nie posłuchał rady matki. Zdenerwowanie za to czuł z całkiem innego powodu. Z jej powodu. Wybraniec nie odzywał się ani jednym słowem, z początku tylko się przywitał i wyraził ubolewanie nad skonfiskowaniem jego miotły przez panią dyrektor, ale teraz milczał jak zaklęty. Dla Dracona było to nawet dobre, jednak po kilkunastu minutach stało się uciążliwe.
- Niezły garnitur. - wypalił nagle blondyn. Od razu po wypowiedzeniu tych słów poczuł się głupio, jednak musiał w duchu przyznać że szary garnitur Pottera pasował idealnie do jego czarnych włosów i zielonych oczu.
Harry spojrzał na niego zaskoczony, lecz po chwili uśmiechnął się nieznacznie.
- Dzięki, twój też jest świetny. - odparł. - Jak zwykle nieśmiertelna czerń. - dodał z rozbawieniem.
Draco już chciał coś odpowiedzieć, jednak w tym samym momencie drzwi do pokoju Gryfonki się otworzyły i w przejściu stanęła najpiękniejsza dziewczyna jaką w życiu widział. Była ubrana w długą, rozkloszowaną, białą suknię, której gorset w kształcie serca iskrzył się tysiącami małych diamentów. Jej brązowe włosy falowały lekko i zwiewnie opadały aż do pleców. Wyglądała niczym panna młoda w dniu ślubu. Ciemny, lecz nieprzesadzony makijaż wydobywał głębię jej spojrzenia i hipnotyzował. Nie był w stanie wykrztusić choćby słowa, patrzył na jej piękną, uśmiechniętą twarz i dziękował za ten moment wszystkim bóstwom. Widział jak podchodzi i zatrzymuje się zaraz obok niego, oprzytomniał dopiero gdy usłyszał jej głos.
- Witaj Draco. - powiedziała wciąż uśmiechając się lekko.
- Witaj. - odpowiedział i kilkakrotnie zamrugał. - Wyglądasz przepięknie.. - dodał po chwili.
- Dziękuję. - odparła.
Na chwilę zapanowała cisza, jednak Ginny po tym jak poprawiła Harryemu krawat niczym dowódca wzięła swojego chłopaka za rękę i wspólnie podeszli pod ramy obrazu.
- Idziemy? - rzuciła w stronę Dracona i Hermiony którzy wciąż się sobie przyglądali.
- Tak. - odparła jej Gryfonka pełnym podekscytowania głosem. Ujęła Ślizgona pod ramię i z bijącym sercem opuściła salon swojego dormitorium.

*

Na widok Wielkiej Sali Hermionie zaparło dech w piersiach. Poczuła się jakby trafiła do sali balowej Królowej Śniegu. Wszędzie wisiały girlandy białych kwiatów, lodowych sopli i iskrzących się srebrnych balonów. W tle słychać już było orkiestrę profesora Flitwicka. Blaise miał go zastąpić dopiero po pierwszym tańcu prefektów. Hermiona czuła na sobie wzrok zgromadzonych na sali osób. Wiedziała że w tej sukni z pewnością się wyróżnia, dodatkowo stała pod ramię z Draco Malfoyem co razem tworzyło nietypowy widok. Spojrzała na swojego partnera, który stał dumny i wyprostowany. Wciąż nie mogła się na niego napatrzeć. W czarnym, eleganckim fraku i zaczesanymi do tyłu blond włosami było widać od razu, jakiego jest pochodzenia. Był niczym najprawdziwszy książę, który tego wieczoru był tylko jej. Chciała w to wierzyć więc trzymała się tej myśli. Gdy profesor McGonagall jako nowa dyrektor Hogwartu skończyła wygłaszać mowę powitalną, rozległy się pierwsze tony tak dobrze znanej jej melodii. Wszyscy prefekci wraz z partnerami wyszli na środek i zaczęli się obracać w rytm walca. Hermiona spojrzała na Rona, ubranego w czarny garnitur i tańczącą w jego objęciach Lunę. Długa, granatowa suknia dziewczyny pięknie podkreślała jej wyprostowane blond włosy sięgające aż za pas. Obok dostrzegła Parvati z nieznanym jej Krukonem i Daphne Greengrass ubraną w ciemnozieloną, koronkową suknię która tańczyła wraz z Terencem Higgsem. Z powrotem spojrzała na swojego współlokatora, który widząc jej spojrzenie uśmiechnął się szczerze.
- Dobrze tańczysz. - szepnął.
- Ty też. - odpowiedziała.
Po kilku chwilach muzyka umilkła a pary stanęły pośrodku parkietu. Wszyscy zaczęli energicznie klaskać i powoli rozchodzić się w kierunku stolików.
- Pora rozkręcić tę imprezę. -
Hermiona odwróciła się i spojrzała na stojącego za nią Blaisea, ubranego w ciemnogranatowy garnitur, białą koszulę i czerwony krawat. Stojąca obok niego Pansy uśmiechnęła się lekko.
- Parząc na was zastanawiam się czy jesteśmy na balu, czy na weselu. - zażartował Zabini.
- Wyglądacie wspaniale. - dodała Pansy.
- Idźcie do stołu numer dwanaście. My zaraz też tam przyjdziemy. - powiedział mulat i po chwili wraz z Pansy zniknął w tłumie.
Draco znów wyciągnął w jej kierunku swoje ramię, więc nie czekając Gryfonka objęła go i wspólnie podeszli do stolika, przy którym siedział już Ron z Luną, Harry z Ginny oraz Neville ubrany w jasny garnitur z Hanną Abbot w złotej, iskrzącej sukni na ramiączkach.
- Hermiono wyglądasz cudownie! - zawołała Puchonka. - Niczym księżniczka. -
- Dziękuję Hanno, ty też wyglądasz wspaniale. - odparła Hermiona.
Draco odsunął dla niej krzesło i usiadł obok poprawiając frak.
Gdy pierwsze dania i napoje zostały zamówione (wystarczyło wziąć kartę menu i wypowiedzieć na głos co się chciało) do stołu dosiadł się Blaise z Pansy.
- Muzyka chyba przypadła do gustu. - powiedział i kiwnął głową w stronę parkietu zapełnionego tańczącymi uczniami. Hermiona tym razem nie zdziwiła się słysząc klubowe rytmy wyrwane wprost z mugolskich dyskotek. Mimo iż większość  uczniów nie miała z taką muzyką do czynienia, szybko wpadła im w ucho i sprawiła że co chwilę ktoś wstawał od stołu by zatańczyć.
- Zaczarowałem płyty tak by same się zmieniały co jakiś czas i bez obaw, wolne kawałki też będą. - dodał i wziął do ręki kartę menu. - Coś cienko z alkoholem... - mruknął. - Wino, szampan, cydr, żadnych mocnych wrażeń. - westchnął i wyciągnął z leżącej obok torby butelkę czystej wódki. Ron i Harry zrobili wielkie oczy.
- No co? - zapytał widząc ich miny. - To nasza ostatnia, duża impreza w tej szkole, chyba nie zamierzacie jej opijać sokiem z jabłek. - dodał i wyczarował wszystkim po kieliszku. - Nie mówię że mamy się tutaj schlać jak świnie, ale coś mocniejszego nie zaszkodzi. - powiedział z entuzjazmem i rozlał wszystkim alkohol. - Sto lat kochani, za Hogwart! - krzyknął, na co wszyscy jak jeden mąż opróżnili swoje kieliszki. Hanna wyglądała jakby połknęła żywy ogień.  Dziewczyny rzuciły się do szklanek by popić wódkę sokiem, a Harry, Ron, Blaise, Draco i Neville odkaszlnęli porządnie. Po dwóch godzinach, wielu drinkach i kilkudziesięciu piosenkach cała sala żyła już swoim własnym rytmem. Na parkiecie wciąż szalało mnóstwo osób, jednak wiele par rozpierzchło się gdzieś po sali. Nauczyciele zwracali coraz mniejszą uwagę na to kto, gdzie i z kim.
Hermiona zatańczyła już praktycznie ze wszystkimi i gdy ponownie usiadła przy stole, Draco nachylił się nad nią.
- Czy mogę prosić o kolejny taniec? - zapytał.
Gryfonka spojrzała na jego bladą i delikatnie roziskrzoną od neonów twarz. Oprócz pierwszego kieliszka i jednej lampki szampana prawie w ogóle nie pił. Przyglądał się jej podczas tańca i od czasu do czasu zajmował rozmową. Rozbrzmiała wolna melodia. Arystokrata wstał i wyciągnął przed siebie otwartą rękę. Hermiona podała mu swoją dłoń i po chwili znaleźli się na parkiecie. Serce zabiło jej mocniej gdy poczuła jak obejmuje ją w talii i przyciska mocniej do siebie. Zapach perfum i ciepło jego ciała sprawiło że poczuła się jak we śnie. Rękę którą trzymała na jego ramieniu przeniosła na jego kark. Zareagował od razu. Oplótł ją drugim ramieniem i przybliżył swoją twarz do jej własnej. Kręcili się nieśpiesznie patrząc sobie w oczy i od czasu do czasu uśmiechali. Nie potrzebowali słów, w tamtym momencie były całkowicie zbędne. Gdyby tylko chwila mogła trwać wiecznie, pomyśleli, to właśnie teraz. Ich twarze zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej, poczuli jak wypełnia ich nieznane uczucie. Poczuli własne oddechy. Nie słyszeli jak zmienia się piosenka, nie widzieli przeszywających ich spojrzeń, jednak głosu pani dyrektor który był o kilka tonów głośniejszy nie dało się zignorować. Zapadła cisza a oni niechętnie odsunęli się od siebie.
- Moi drodzy, za dwadzieścia minut proszę wszystkich o zebranie się na parkiecie, będzie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. - ogłosiła Minerva i gdy tylko skończyła na powrót rozbrzmiała muzyka.

- Ciekawe o co chodzi. - zastanowiła się głośno Hermiona. - Wybaczysz mi na chwilę? Muszę iść do toalety. - zwróciła się w kierunku Malfoya.
Ślizgon spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
- Czekam. - odparł. 
Gryfonka czuła jak emocje wypełniają całe jej ciało. Gdy po kilku minutach wyszła z toalety na pusty korytarz usłyszała czyiś zimny, drwiący głos.
- Cześć Granger. -
Kasztanowłosa odwróciła się i zobaczyła Daphne Greengrass stojącą pod wielkim, witrażowym oknem przez które sączyło się księżycowe światło.
- Niezła kiecka. - kontynuowała blondynka. - Jednak niech ci się nie wydaje, że w czymkolwiek ci ona pomoże. - dodała.
- Nie wiem o co ci chodzi Daphne. - Hermiona zmarszczyła brwi.
Ślizgonka zaczęła podchodzić do niej wolnym krokiem i zatrzymała się na metr przed nią.
- Nie wiem czy wiesz, ale moi rodzice, oraz rodzice Dracona i Blaisea planują połączyć nasze rody. Dzisiejszego wieczoru to Astoria powinna być na twoim miejscu. Ale zamiast być tutaj, leży w swoim pokoju i płacze. Jesteś zadowolona? - zapytała ze złością.
- Nie cieszy mnie fakt że Astoria cierpi, ale nic na to nie poradzę. - odpowiedziała szatynka.
- I tu się mylisz Granger. Jeżeli nie chcesz by Astoria cierpiała, a w przyszłości i Draco, to daj mu spokój. Przestań za nim łazić. -
- Nie łażę za nim. - warknęła Hermiona.
- Możliwe, ale z resztą... On i tak nigdy nie będzie twój. Nawet jeśli założysz najdroższą kieckę, nawet jeśli zdobędziesz najwyższą ocenę z egzaminów i dostaniesz się do Ministerstwa, to zawsze będziesz tylko dziewczyną o mugolskiej krwi która nie ma ani pieniędzy, ani pozycji, ani chyba już nawet rodziny. - wysyczała Greengrass.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją fala nie tyle wściekłości, co rozpaczy. Wzmianka o jej zaginionych rodzicach była powszechnie znana dzięki węszeniu Rity Skeeter, więc nie zdziwiła się że Daphne o tym wie. Jednak sposób w jaki o tym powiedziała dogłębnie ją zranił.
- Wykorzystaj ten wieczór na ile możesz Granger, to jeden z waszych ostatnich. - powiedziała i odeszła szybkim krokiem w kierunku Wielkiej Sali. 
Hermiona czuła że jeśli za chwilę nie weźmie się w garść, to nie będzie w stanie wrócić na bal. Wzięła kilka głębszych wdechów, wyprostowała się i wróciła do przyjaciół. Draco widząc ją podszedł do niej i objął ją w pasie.
Nie protestowała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co chciała przekazać jej Daphne i wiedziała, że to mogą być ich ostatnie wspólne chwile. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, chociaż tak bardzo starała się nad nimi zapanować.  Draco prowadził ją na parkiet gdzie zebrała się już większość uczniów i gdy wyszeptał jej do ucha
- Spójrz w górę. -
Podniosła wzrok i poczuła jak ogarnia ją ciepło. Sklepienie Wielkiej Sali stało się przeźroczyste, tak by można było widzieć całe niebo ponad zamkiem. Nagle panującą dookoła ciszę przerwał świst i po chwili czarne niebo roziskrzyło się od barw wystrzeliwujących w górę fajerwerków. Wybuchły oklaski i okrzyki zachwytu, gdy z każdą chwilą fajerwerki nabierały mocy i zmieniały kształty oraz kolory. Hermiona czuła się oszołomiona. Pani dyrektor nie przyznała jej na to funduszy, więc zastanawiała się kto zafundował szkole ten spektakl.
- Pomyślałem, że dzięki temu uczniowie jeszcze lepiej zapamiętają ten bal. - odezwał się nagle Draco.
- Więc.. to ty? - zapytała zdumiona.
Blondyn uśmiechnął się szczerze i kiwnął potwierdzająco głową. Hermiona poczuła w gardle dziwną wilgoć. Dostrzegała dobroć i wrażliwość którą miał głęboko ukrytą w sobie. Nie chciała tego tracić, nie teraz gdy właśnie dopiero zaczynała go odkrywać i poznawać jakim jest naprawdę. Poczuła w sercu ogromny ból na myśl, że jeszcze w te Święta, za kilka dni, Draco wraz z rodzicami sióstr Greengrass będzie omawiał zaręczyny z ich córką.
- Przepraszam... ja... ja.. - wydukała nerwowo i zaczęła się cofać.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nie.. ja po porostu... nie mogę.. - powiedziała płaczliwym tonem, po czym pobiegła w kierunku wyjścia. Nie zauważyła jak z drugiego końca sali przygląda jej się pewna blondynka.

*

Jej kroki rozbrzmiewały w pustym korytarzu głośnym echem. Stukot obcasów niósł się po kolejnych schodach, aż w końcu stanęła przed obrazem prowadzącym do jej dormitorium, wypowiedziała hasło i gdy tylko przekroczyła próg rozpłakała się na dobre.
- Boże jaka ja jestem głupia!- jęknęła. Krzywołap spojrzał na nią i miauknął przeciągle, jednak Hermiona minęła go bez słowa wciąż płacząc donośnie i usiadła na podłodze przed kominkiem w którym palił się ogień. Wyciągnęła spod sukienki różdżkę, którą przypięła do jednej z pończoch i zaklęciem wyczarowała całe pudełko chusteczek i małe lusterko, po czym odłożyła różdżkę na stolik. Głośno wydmuchała nos i poprawiła makijaż. Nie miała zamiaru już wracać na bal, jednak wolała nie wyglądać jak panda, w razie gdyby ktoś jej szukał. Nie musiała długo czekać, po kilku minutach w salonie stanął wyraźnie poddenerwowany Draco.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie podchodź, proszę. - powiedziała Hermiona wciąż na niego nie patrząc.
- Dlaczego? O co chodzi? - dopytywał. - To przez te fajerwerki? Wiem że to był twój pomysł ale McGonagall nie dała ci na nie funduszy. Pomyślałem że razem z Blaisem zrzucimy się na nie i zafundujemy szkole trochę miłych wrażeń. Baliśmy się czy dojdą na czas, ale George Weasley wysłał je ekspresem. Myślałem że ci się spodobają. - dodał zawiedziony.
- To co zrobiłeś, było naprawdę wspaniałe. - powiedziała cicho. - Dziękuję ci za te fajerwerki, były cudowne. - odparła.
- Więc dlaczego wybiegłaś i dlaczego płaczesz? -
Hermiona pokręciła głową i wstała z podłogi poprawiając suknię. Draco zbliżył się do niej ostrożnie i stanął obok niej.
- Czy zrobiłem coś co cię uraziło? - zapytał patrząc w ogień.
- To nie twoja wina. - odpowiedziała sucho.
- A może wyglądam nie tak jak powinienem? - dodał.
- To nie twoja wina Draco. -
- A może źle tańczyłem ,albo zaczęłaś się wstydzić tego że przyszłaś ze mną? - kontynuował podnosząc ton.
- To nie twoja wina. - odpowiedziała Hermiona i poczuła jak świeże łzy napływają je do oczu.
- Więc czyja do cholery?! - krzyknął. - Co zrobiłem że tak wspaniały wieczór zamienił się dla ciebie w koszmar, dlaczego nagle przestałaś się uśmiechać a zaczęłaś płakać?! Wiem że wszystko jest ze mną nie tak ,ale odpowiedz mi bo...
- To moja wina Draco! - przerwała mu Gryfonka. - Moja wina.. bo... bo wszyscy dookoła mają rację, a ja wciąż uparcie, coraz mocniej i głębiej wchodzę w to uczucie chociaż wiem jak to się skończy. Jestem taka głupia.. - powiedziała i spojrzała w jego zaskoczoną twarz. Serce zaczęło jej walić jak młotem i wydawało jej się że gdyby nie gorset, to już dawno wyskoczyłoby jej z piersi. - Kocham cię.. - powiedziała i poczuła jak wielki ciężar znika z jej ramion.
- Zakochałam się w tobie i wiem że to bez sensu, bo za kilka miesięcy znikniesz na zawsze z tej szkoły i już nigdy nie będzie mi dane rozmawiać z tobą tak jak teraz. Kocham cię Draco i przepraszam, bo wiem że jestem nikim. - dodała ze łzami w oczach i odwróciła się by zniknąć za drzwiami swojego pokoju. Jednak nim zrobiła choćby krok, poczuła jak jego ręka zaciska się na jej nadgarstku zmuszając ją tym samym do pozostania w miejscu.
- Nie jesteś nikim. - powiedział cicho.
Hermiona odwróciła się w jego stronę słysząc te słowa.
- Słucham? - zapytała.
- Nie jesteś nikim!- odparł hardo i w tym samym momencie przyciągnął ją do siebie. Jego usta były miękkie i ciepłe, tak samo jak jej. Myślała że to co się dzieje tylko jej się zdaje. Nawet gdyby chciała się uwolnić nie miała na to wystarczająco dużo siły. Zamknęła oczy i objęła go ramionami. Poczuła zawroty głowy, jakby nagle upiła się zbyt dużą ilością szampana. Gdy odsunął się od niej na kilka centymetrów wciąż obejmując ją w talii, zauważyła że oczy świecą mu jasnym blaskiem.
- Powtórz tamte słowa, powtórz tamto wyznanie. - poprosił.
Hermiona czując że ogarnia ją fala gorąca wypowiedziała to jeszcze raz.
- Kocham cię. - szepnęła.
Draco znów złączył ich usta w pocałunku i przybliżył Gryfonkę do siebie jeszcze bliżej. Pragnął jej mocniej, dłużej, bardziej. Czuł że oszalał z radości. Kocha go, tak mu powiedziała,a teraz jest z nim tak jak od dawna tego pragnął. Już nic go nie obchodziło. Więzy które do tej pory trzymały go jak na łańcuchu puściły niczym nadszarpany, zniszczony czasem sznurek. Pochłonięci sobą nie zauważyli jak Blaise wchodzi do salonu i widząc ich po cichu wycofuje się na korytarz. Po kilku chwilach, gdy oderwali się od siebie na moment Hermiona wzięła go za rękę i szepnęła patrząc mu w oczy.
- Chcę... być dzisiaj z tobą. - powiedziała i od razu się zarumieniła.
- Jestem tutaj. - odparł uśmiechnięty.
Gryfonka spuściła wzrok lecz po chwili znów na niego spojrzała i zaczęła prowadzić do jego pokoju.
- Hermiona? - Draco zmarszczył brwi i zatrzymał się w pół kroku. Gryfonka uwolniła swoją dłoń i zniknęła za drzwiami sypialni.
Poczuł jak jego serce przyśpiesza swój bieg. Nie był pewny czego do końca dziewczyna od niego oczekuje. Nie chciał źle odczytać jej sygnałów i sprawić że po chwili ucieknie z wrzaskiem. Wziął głęboki wdech i wszedł do swojego pokoju. Blask księżyca sprawiał iż w środku nie panowały egipskie ciemności, dzięki czemu zauważył że kasztanowłosa stoi obok łóżka i zdążyła już zdjąć buty.
- Ta suknia jest piękna, jednak ciężko w niej oddychać. - powiedziała i odwróciła się do Ślizgona plecami. - Pomożesz mi ją rozpiąć? - zapytała przerzucając włosy na jedno ramię.
Draco podszedł do niej i powoli, guzik za guzikiem, zaczął rozpinać jej gorset. Gdy skończył Gryfonka nie ruszyła się choćby o milimetr. Pełen emocji, lekko drżącymi rękami dotknął jej nagich ramion i pocałował w odsłoniętą szyję. Usłyszał jak Hermiona jęknęła z rozkoszy więc kontynuował pieszczotę. Nagle dziewczyna odwróciła się w jego stronę i pocałowała go w usta. Gdy przerwali pocałunek Hermiona jednym mocnym ruchem sprawiła że suknia opadła na podłogę, a ona została tylko w białej, koronkowej bieliźnie.
- Hermiono, czy ty... naprawdę tego chcesz? - zapytał.
Nie odpowiedziała mu, lecz przekroczyła leżącą pod nią suknię i stanęła naprzeciwko niego. Zdjęła mu frak i powoli zaczęła rozpinać guziki jego białej koszuli. Gdy rozpięła ją całkiem ściągnęła ją z jego ramion i odrzuciła w kąt. Zanim cokolwiek zrobiła wzięła jego lewą dłoń i odwróciła w ten sposób, by Mroczny Znak ukazał się jej w pełnej okazałości. Poczuła jak Draco zamiera. Przez chwilę gładziła jego przedramię, po czym przysunęła do niego swoje usta i pocałowała miejsce w którym znajdował się tatuaż. Spojrzała w jego zaskoczone oczy i powiedziała pewnym głosem
- Chcę. -
Jej gest wstrząsnął nim do głębi. Pokazała mu iż akceptuje go całego. Z całą jego przeszłością i brzemieniem jakie w sobie nosi. Nie umiał znaleźć w sobie odpowiednich słów więc zatopił palce w jej kasztanowych włosach i znów wpił się w jej malinowe, pełne usta. Poczuł jak Gryfonka rozpina mu pasek i opuszcza jego spodnie na podłogę. Po chwili Hermiona odsunęła się od niego i trzymając go za ręce położyła się z nim na łóżku. Wtulił się w jej dekolt, jakby w ramionach dziewczyny znalazł najbezpieczniejsze miejsce na świecie, a ona gładziła go po włosach i od czasu do czasu całowała w czubek głowy. Po kilku minutach, gdy ich oddechy się uspokoiły, podniósł się na ramionach i położył między jej nogami. Całując ją i delikatnie wodząc rękami po jej gładkim, miękkim ciele, powoli pozbył się jej, jak i swojej bielizny. Czuł że zaczynają płonąć mu policzki, co w jego życiu zdarzało się niezwykle rzadko.
- Draco?-
- Tak? - zapytał słysząc jej cichy głos.
- To mój pierwszy raz. - powiedziała zawstydzona.
- Prawdę mówiąc, mój też. - odparł i po chwili patrzenia sobie w oczy znów ją pocałował.

Podobno pierwsze razy, nie ważne czego by dotyczyły, zawsze są bolesne, niepewne i większość radzi by szybko o nich zapomnieć. Jednak oni nie czuli żadnej z tych rzeczy. Ich ciała połączyły się jak idealnie pasujące do siebie dwa elementy układanki. Serca biły w tym samym rytmie, oddechy układały się we wspólną pieśń. Jego pewność i siła dodawała jej odwagi. Jej miłość i oddanie pozbyła się wątpliwości z jego duszy. Byli jednym, chociaż nic tego wcześniej nie zapowiadało. Byli nierozłączni, chociaż przyszłość nie napawała ich optymizmem. Lecz ten wieczór był tylko ich i nic nie mogło tego zmienić. Czuli swoje oddechy i co chwilę patrzyli sobie w oczy by zapamiętać ich wyraz na zawsze. Na dworze panował siarczysty mróz, lecz w ich sercach płonęła żądza.
- Draco. - wyszeptała mu do ucha, na co on zamruczał z rozkoszą.
Dotykał jej ciała i doprowadzał ją do drżenia, jakby chciał zapamiętać ją całą dokładnie, wyryć w pamięci niczym w skale, na zawsze. Wiedział, że nawet gdyby już miał jej nigdy więcej nie zobaczyć, ona już na wieki będzie przy nim. Zapach jej skóry, drżenie jej ciała, szept delikatnego głosu. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy i smutny zarazem.
- Spójrz na mnie. -
Usłyszał jej głos i popatrzył w duże, brązowe oczy.
- Drżysz. - stwierdziła i czule dotknęła jego rozgrzanego policzka.
- Kocham cię. - powiedział po chwili i zauważył jak po twarzy Hermiony spływają łzy.
- Ja ciebie też. - szepnęła i pocałowała go namiętnie, by znów po chwili zatopić się w nieopisanej rozkoszy.

*

Przebudzała się powoli i jednocześnie czuła jak zaczyna boleć ją całe ciało. Jednak nie był to przykry ból, nie umiała tego nazwać, lecz nie czuła dyskomfortu. Przeciągnęła się niczym kot i spojrzała na prawo gdzie leżał Draco. Ku jej zaskoczeniu już nie spał, lecz opierał się na jednej ręce i wpatrywał w nią roześmianymi oczami.
- Dzień dobry. - powiedział i pocałował ją w usta.
- Dzień dobry. - odpowiedziała i zbliżyła się do niego by wtulić się w jego tors. Otoczył ją ramionami i pocałował we włosy.
- Wyspałaś się? - zapytał i pogładził wierzchem dłoni jej nagie plecy.
- Tak, a ty? -
- Nawet. - odparł. - Co powiesz na.. wspólny prysznic? - zapytał.
Hermiona wyczuła w jego głosie nutę zdenerwowania.
- Nie mam nic przeciwko. - odpowiedziała i uśmiechnęła się pod nosem.
- To chodźmy. - Blondyn puścił dziewczynę i wstał ubierając tylko bokserki. Hermiona okryła się prześcieradłem i choć wiedziała że za chwilę znów będzie naga, wolała drogę do łazienki pokonać będąc zakrytą. 
- Chwileczkę. – Malfoy zawrócił i wyjął z nocnej szafki ciemnofioletową fiolkę. Podszedł do Hermiony i podał jej ampułkę.
- Co to? – zapytała obracając fiolkę w dłoni.
- Eliksir antykoncepcyjny. – odparł. – Blaise dał mi kilka we wrześniu. Myślał że zacznę topić smutki w alkoholu i dziewczynach. – wzruszył ramionami i spojrzał na nią przepraszająco. – Jeden starcza na miesiąc. –  wyjaśnił.
Hermiona odkorkowała flakonik i jednym haustem wypiła jego zawartość. Przez moment poczuła w podbrzuszu uczucie mocnego chłodu, jednak po chwili wrażenie zniknęło.  Odłożyła pustą fiolkę na łóżko i wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka.
-Chodź. – powiedział i ujął jej dłoń.
Szli trzymając się za ręce, lecz przed drzwiami do łazienki Hermiona zwróciła się w jego stronę.
- Czy mogłabym na chwilę zostać sama? -
- Oczywiście. - odpowiedział i puścił jej dłoń.
Gryfonka obiecała zaraz go zawołać, więc czym prędzej zamknęła za sobą drzwi i odrzuciła prześcieradło. Z zażenowaniem zauważyła że w kilku miejscach zdobią je duże, czerwone plamy. Automatycznie spojrzała między swoje nogi i zakryła usta dłonią. Na udach zastygła jej mała strużka krwi, więc natychmiast odkręciła wodę i weszła pod prysznic. Po chwili zawołała w kierunki drzwi że może wejść. Mimo iż wczoraj Draco widział ją zupełnie nago, blask dnia sprawił iż poczuła ogromny wstyd. Chłopak zdjął bokserki i powoli wszedł do dużej kabiny. Pocałował Hermionę w usta po czym przejechał rękami po włosach, by woda zmyła resztki żelu.
- Przyjemnie. - mruknęła szatynka gdy ciepłe strumienie odprężyły jej ciało. Blondyn w międzyczasie wziął do rąk mydło i powoli rozpieniał je po ich ciałach.
- Lubię ten zapach. - stwierdził gdy mydliny już całkowicie zniknęły.
- Truskawkowy, jak mój szampon. - uśmiechnęła się Hermiona.
- Właśnie dlatego go lubię. - odparł i pochylił się by pocałować ją w obojczyk.
Hermiona dotknęła jego mokrego torsu i z każdą chwilą schodziła coraz niżej, aż w końcu usłyszała cichy jęk wydobywający się z ust Malfoya.

~

Zapach jajecznicy na bekonie wypełniał cały salon. Dwadzieścia minut po skończonym śniadaniu poszli umyć zęby, gdyż Hermiona uparła się że muszą to zrobić.
- Na twojej szczoteczce jest jakieś dziwne zwierzę. - stwierdził Draco biorąc ja do rąk i obracając w palcach.
- To dziobak i wcale nie jest dziwny. - powiedziała Hermiona odbierając mu z rąk swoją szczoteczkę.
- Jaki producent umieszcza na szczoteczce do zębów dziobaka? - zapytał zdumiony.
- Australijski.. - odpowiedziała trochę bardziej smutno.
Draco objął ją w pasie od tyłu i położył głowę na jej ramieniu.
- Obiecuję ci, że po skończeniu szkoły razem ich poszukamy. - powiedział i pocałował ją w policzek.
Hermiona uśmiechnęła się blado. Nie chciała myśleć o przyszłości, o zakończeniu szkoły i tego co ich wtedy czeka. Zaczęła myć zęby i starała się nie myśleć o zbliżających się Świętach.
Gdy kilka minut później razem usiedli na kanapie, wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Draco.. - zaczęła nieśmiało. - Wiem że Wigilię i pierwsze dwa dni Świąt spędzasz z mamą... Ale co z resztą? - 
- To znaczy? - zapytał i przerwał rozlewanie herbaty do filiżanek.
- Masz jakieś plany? Na resztę wolnego i Sylwestra? Ja będę cały czas w domu babci i pomyślałam, oczywiście jeśli będziesz chciał, że drugi tydzień ferii mógłbyś spędzić u mnie. - powiedziała i spojrzała na niego z przejęciem.
- A co na to twoja babcia? - zapytał.
- Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko. Spędzimy Święta same, więc.. -

- W takim razie w porządku. - odparł i podał jej filiżankę. - Chętnie poznam świat mugoli. - dodał i parsknął śmiechem widząc zszokowaną minę Gryfonki.



piątek, 8 września 2017

Rozdział 8.

Witam w rozdziale ósmym! Dzisiaj nieco krócej, ale to taki trochę "przełomowy" rozdział. Miłego czytania :) 

*~~~~~~~*~~~~~~~*

"Miałam sny, które zostały mi w pamięci na zawsze, sny, które zmieniły bieg moich myśli, które przeniknęły mnie, jak wino przenika wodę, i zmieniły zupełnie barwę mojej duszy." -
Emily Jane Brontë – Wichrowe wzgórza.

*

Choć jej świadomość dopiero zaczynała się przebudzać, czuła że bolą ją wszystkie mięśnie. Głowa była dziwnie ciężka, a i powieki nie miały zamiaru unieść się choćby o milimetr. 
Próbowała odwrócić się na drugi bok, lecz coś skutecznie jej to uniemożliwiało. Jęknęła, i z najwyższym trudem zamrugała by pozbyć się piasku z oczu. Pokój wydał się jej o wiele za jasny, atakował barwami obolałe zmysły i wdzierał się do głowy. Czuła nieznaczny ciężar w okolicy bioder i zapach, który wydał jej się znany, lecz teraz nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna. 
W końcu, gdy w pełni świadomie spojrzała przed siebie zamiast mebli ujrzała włosy tak jasne, iż mogłyby przyćmić blask wschodzącego Słońca. Trochę niżej dostrzegła wciąż pogrążoną we śnie twarz swojego współlokatora, który bezwiednie obejmował ją w pasie. Poczuła rosnącą panikę. W pośpiechu zaczęła przeszukiwać pamięć, lecz jeśli dobrze zapamiętała położyła pijanego Malfoya w 
jego własnym łóżku. Teraz jednak nie była pewna, czy to aby tylko jej się nie przyśniło. Z bijącym sercem próbowała wyswobodzić się z uścisku blondyna, jednak ten mocniej oplótł ręce wokół jej talii i przyciągnął bliżej siebie. Westchnęła zrezygnowana i jeszcze raz spojrzała na spokojną twarz arystokraty. Uśmiechnęła się do siebie i pomyślała, że we śnie chłopak zdaje się być szczęśliwszy niż po przebudzeniu. Jego rysy złagodniały, ciało było odprężone i miała nadzieję że nie dręczą go koszmary. Oplotła ramionami jego głowę i zanurzyła palce w blond czuprynie. 
- Chciałabym móc to robić codziennie. - szepnęła. Jednak dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że jest to niemożliwe. Zapach jego skóry, ciepło jego ciała, dotyk męskich dłoni i smak ust. To wszystko nie było przeznaczone dla niej. Mimo iż leżał teraz obok niej, zdawał się być daleko, niczym gwiazda na niebie której nigdy nie będzie jej dane choćby zobaczyć z bliska. 
Ostatni raz zanurzyła twarz w jego blond kosmykach, wzięła głęboki wdech by zapach chłopaka utkwił w jej głowie na zawsze, po czym z siłą i determinacją zaczęła odsuwać go od siebie. 
Lecz on nie puszczał, jakby czuł że ktoś chce mu umknąć. Hermiona będąc coraz bardziej zniecierpliwioną zaczęła głośno go budzić. 
- Malfoy, Malfoy budź się. - 
Chłopak nadal spał i wciąż z uporem trzymał ją w ramionach. 
- Malfoy puść mnie, wstawaj i idź spać do siebie! -
- Granger... - zaczął zachrypnięty Draco. - Granger daj mi spać... Granger.... Granger? - blondyn zamrugał i spojrzał w zarumienioną od wysiłku twarz współlokatorki. - Granger! - jęknął po czym puścił ją i odsunął się od niej jak poparzony. - Co ty robisz w moim pokoju? - zapytał zaskoczony. 
- Raczej co ty robisz w moim? - odparła i poprawiła rozczochrane włosy. 
Draco rozejrzał się wokół i dostrzegł klatkę Krzywołapa, wielkie lustro, damską toaletkę i kobiecy mundurek w barwach Gryffindoru. Przejechał ręką po włosach i zamknął powieki usilnie starając coś
sobie przypomnieć. 
- Nie pamiętam żebym tutaj przychodził. Prawdę mówiąc jak na razie praktycznie nic nie pamiętam. - powiedział i spojrzał na siedzącą obok Hermionę. 
- Nie patrz tak na mnie, po powrocie położyłam cię w twoim własnym łóżku. - powiedziała i zakryła się szczelniej kołdrą. 
- Czyżby? - zapytał i uniósł jedną brew. - A może położyłaś mnie tutaj i wykorzystałaś? - 
- Nie bredź Malfoy. - odpowiedziała oschle. 
- No co, byliśmy pijani, jak widać półnadzy. - spojrzał na swoje bokserki i wszedł pod kołdrę którą Gryfonka mocno ściskała. 
- Może nie zauważyłeś, ale mam na sobie piżamę. - powiedziała twardo. 
- Założoną na lewą stronę. - odparł z łobuzerskim uśmiechem. - Może założyłaś ją po tym jak... - 
- Nie spałam z tobą! - 
- Czyżby? - dodał rozbawiony. 
- Agrrr! No dobra, powiem to głośno, nie uprawiałam z tobą seksu!- warknęła w jego uśmiechniętą twarz i gdy już chciała coś dodać usłyszała czyiś głos. 
- A to szkoda, bo już myśleliśmy że będzie co świętować. -  
W drzwiach stał Zabini nonszalancko opierając się o framugę, a zaraz za nim nieśmiało przystanęła Pansy. Hermiona podciągnęła kołdrę pod samą brodę. 
- Przyszliśmy zobaczyć czy wszystko z wami w porządku, już po obiedzie a was wciąż nigdzie nie było widać, ale chyba niepotrzebnie się martwiliśmy. - powiedział przekraczając próg. 
- Za to widzę, że wy macie się świetnie. - powiedział Malfoy po czym bez skrępowania wstał i w samych bokserkach stanął przed łóżkiem Hermiony. - Przepraszam jeśli cię wystraszyłem, to się więcej nie powtórzy. - dodał i szybko wyszedł z pokoju. Hermiona spojrzała na Blaisea i Pansy wymownie. 
- Tak.. no to my będziemy się zbierać. - zaczął chłopak. - Ginny kazała ci przekazać, żebyś wysłała jej patronusa gdy już wstaniesz. - 
- Widziałeś się z Ginny? - zapytała kasztanowłosa. 
- Minęliśmy się na korytarzu, szła z Potterem, Weasleyem i Lovegood na popołudniową herbatę do profesora Hagrida. -  odpowiedział chłopak po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. 
Hermiona odrzuciła kołdrę, podbiegła do szafy by wyjąć z niej świeżą bieliznę i szkolny mundurek, po czym pognała do łazienki. Miała nadzieję że uda jej się jeszcze zdążyć spotkać swoich przyjaciół, u ich ukochanego gajowego. 

~

Eliksir zapobiegający kacu był dla niego niczym zbawienie. Głowa w ułamku chwili przestała go boleć, a całe ciało jakby nabrało lekkości. Słyszał jak szatynka krząta się po dormitorium, bierze pospieszny prysznic po czym wychodzi gdzieś w pośpiechu. Został sam, jednak nie czuł się z tym źle. Eliksir oprócz poprawy samopoczucia robił coś jeszcze, przywracał wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Obrazy zalały głowę arystokraty niczym dziesięciometrowa fala. Jej widok, gdy pierwszy raz ją zobaczył, taniec, zapach jej skóry gdy całował ją po szyi w tamtym ciemnym korytarzu. 
Westchnął i zamknął drzwi do łazienki by wziąć długą, niespieszną kąpiel. Przetransmutował prysznic w jednoosobową wannę i zanurzył się w ciepłej wodzie. Zastanawiał się czy i ona pamięta wczorajszą noc. 
Z jednej strony chciałby aby tak było, z drugiej, może będzie lepiej jeśli tylko on będzie wiedział jak blisko wczoraj siebie byli. Wracał do tych wspomnień niczym narkoman, nie chciał by zblakły i się ulotniły. Może to były jedyne wspólne chwile jakie będą im dane, więc ich nie zapomni, nawet za tysiąc lat. Bo przecież ona nie jest jego. I bardzo prawdopodobne, że nigdy nie będzie.
Wziął głęboki wdech i zanurzył się cały by choć na chwilę przestać o tym myśleć. 

*

- Moi drodzy! - profesor Flitwick okrążał uczniów podekscytowany, trzymając w ręku swoją różdżkę. - Czas najwyższy by oderwać się od ziemi i spróbować polecieć, niczym najprawdziwszy ptak. - dodał z uśmiechem, jednak klasa nie wyglądała na zadowoloną. Wszyscy stali na zimnym i wietrznym dziedzińcu i opatulając się szczelnie płaszczami co jakiś czas dmuchali w zmarznięte dłonie.
- Dzisiaj ja i pani Hooch będziemy wam asystować podczas waszych pierwszych lotów. - kontynuował. - Jestem pewny że paru osobom uda się to bez wysiłku, jednak trzeba zachować przy tym należytą ostrożność. Osoby które opanowały już wszystkie zaklęcia rozpoczynające będą to robić po kolei, proszę się ustawić w kolejce. - powiedział, po czym Harry, Ron, Hermiona, Draco, Neville i Daphne stanęli jeden za drugim. Reszta klasy odsunęła się nieco na bok. 
- Dobrze, panie Potter może pan zaczynać. - profesor Flitwick spojrzał w kierunku Harryego i zachęcająco kiwnął głową. 
Harry wypowiedział po kolei wszystkie zaklęcia. Najpierw jego ciało zaczęło lekko się unosić, później spowiła je lekka, biała mgła po czym zaczął nabierać prędkości. 
- Proszę pokonać odległość od dziedzińca do jeziora i z powrotem. - rozkazał profesor, po czym Harry ruszył przed siebie. Tak jak w przewidywał Flitwick Harry poradził sobie wyśmienicie. Uśmiechnięty, lekko chwiejnym krokiem podszedł do przyjaciół. Ron miał małe problemy z powrotem jednak nie on jeden. Daphne podczas zawracania wpadła w panikę i zaczęła frunąć już ponad taflą zimnego jeziora, jednak pani Hooch która latała wokoło na miotle pomogła jej zawrócić. Wszyscy byli zachwyceni nową umiejętnością i szczerze gratulowali kolegom opanowania tej sztuki. Profesor Flitwick pękał z dumy. 
Jednak godzinę później, podczas Obrony Przed Czarną Magią znów jedynie Draco nie był w stanie wyczarować w pełni uformowanego patronusa. Profesor James Turner zapewniał go, że silna mgła którą jak dotąd był w stanie wyczarować w pełni wystarcza do zdania roku, jednak on odczuwał porażkę i wściekłość na samego siebie. Nie uszło to uwadze Hermiony, która podczas wieczornego patrolu próbowała do niego zagadać. 
- Dzisiaj nie chciałeś ćwiczyć zaklęcia. - stwierdziła zrównując z nim swój krok. - Coś się stało? - zapytała. 
Draco nie odpowiedział od razu. 
- Chyba sobie odpuszczam. - rzekł po chwili. - Skoro jedyne co mogę to strzęp tej białej mgły, to chyba już nie ma sensu próbować. I tak dobrze że cokolwiek mi wychodzi. - dodał. 
Hermiona zmarszczyła brwi. 
- Poddajesz się? Ty? - zapytała. - Nie wierzę. - 
- Nie poddaję się, Granger, tylko uważam że moją energię mogę przeznaczyć na coś bardziej konkretnego niż usilne wyczarowanie czegoś, co chyba nigdy nie będzie mi dane. - odpowiedział twardo. 
- Wymówki. - 
- Słucham? - 
- Uważam że odpuszczasz, bo tracisz wiarę w to że ci się uda. A ja twierdzę, że nigdy nie powinieneś się poddawać Malfoy. To nie w twoim stylu. - dodała i uśmiechnęła się szczerze. 
- Nie w moim stylu? A skąd niby wiesz co jest w moim stylu Granger? - zapytał zaciekawiony. 
Hermiona cieszyła się że chłopak złapał temat i znów zaczyna z nią rozmawiać. 
- Cóż, jesteś dumny i uparty, zawsze dążysz do perfekcji i rzadko kiedy dajesz za wygraną. Nie lubisz porażek, ale nie cieszysz się też z łatwych wygranych. - powiedziała i spojrzała na jego twarz. 
- Jestem pod wrażeniem. - powiedział Malfoy. - Właśnie opisałaś samą siebie. - dodał. 
- Co proszę?! - 
Szli korytarzami przekomarzając się i śmiejąc od czasu do czasu. Godzina minęła niezwykle szybko i zanim się spostrzegli wrócili do pokoju wspólnego. W kominku wesoło trzaskał ogień a na stole stały dwa parujące kubki kakao. Hermiona spojrzała na nie ze zdziwieniem więc Draco pośpieszył jej z wyjaśnieniem. 
- Wcześniej poprosiłem skrzata by je tutaj przyniósł. - powiedział i usiadł na kanapie. Wziął do ręki kubek i upił spory łyk. 
- To miłe, dziękuję. - odpowiedziała szatynka i usiadła obok niego z kubkiem w ręku. 
Zapanowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara. Gdy po kilkunastu minutach kakao zniknęło a puste kubki wróciły na stół, Hermiona zaczęła powoli wstawać, jednak w tej samej chwili odezwał się Draco. 
- Wybacz że pytam, ale.. znalazłaś już kogoś na bal? - jego ton głosu był spokojny, jednak można było wyczuć nutę zdenerwowania. Hermiona usiadła z powrotem obok niego i utkwiła wzrok w kominku. 
Do balu zostały dwa tygodnie, dobrze wiedziała że jej sytuacja jest bardziej niż zła, jednak nie miała pojęcia z kim mogłaby się wybrać na ten nieszczęsny bal. Cormaca McLaggena odrzuciła już tyle razy, aż w końcu sam dał sobie spokój i zaprosił Cho Chang. Wciąż nie mogła się przemóc by zapytać o to Rona, więc na tę chwilę próbowała udawać że jeszcze ma czas. Westchnęła i odwróciła twarz w jego kierunku. 
- Nie, nie wiem jeszcze z kim pójdę. - powiedziała ponuro. - A ty? - 
- Nie. - 
Poczuła dziwną ulgę, jednak zanim zdążyła się głębiej nad tym zastanowić znów usłyszała jego głos. 
- Pomyślałem, że skoro ty nie masz nikogo ani ja nie mam, to może... może poszłabyś ze mną na bal? - zapytał i spojrzał w jej zaskoczoną twarz. - To znaczy, jako para prefektów naczelnych. Jeśli nie masz nic przeciwko.. - 
Hermiona nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Serce przyśpieszyło swój rytm tak bardzo, iż bała się że za chwilę i on będzie mógł go usłyszeć. 
- A-ale nie boisz się, no wiesz, co ludzie sobie pomyślą? - zapytała spuszczając wzrok. 
- To znaczy? - 
- Wiesz... ty jesteś czystokrwisty, a ja.. -
- Pff.. - przerwał jej Malfoy. - Proszę cię Granger, w tym przypadku to ja zyskuję. Były poplecznik Voldemorta, syn skazanego Śmierciożercy pokazuje się na balu z bohaterką wojenną, przyjaciółką Harryego Pottera, zbawcy całego czarodziejskiego świata... To raczej tobie grozi spadek reputacji... i jak się nad tym zastanowić, to chyba nie najlepszy pomysł. Moje towarzystwo nie przyniesie ci nic dobrego. - dodał. 
Hermiona zmarszczyła gniewnie brwi i podniosła na niego swój wzrok. 
- A więc to o sobie myślisz? Jesteś... niemądry. - powiedziała ze złością w głosie. - Pójdę z tobą na ten bal, choćbym miała później oddać Order Merlina pierwszej klasy za zasługi. Nie potrzebuję odznaczeń! Z resztą, nie wyobrażaj sobie Malfoy że odgrywasz w tym wszystkim aż tak wielką rolę. - dodała wciąż wzburzona. Wstała, odłożyła kubek na stolik i skierowała się w kierunku drzwi od swojego pokoju. - Mam nadzieję, że masz przyzwoity garnitur na ten wieczór, bo jedyne czym się przejmuję to to, byś nie przyniósł mi wstydu. - 
- Akurat o to nie musisz się martwić Granger. - odpowiedział spokojnie. 
- W takim razie załatwione. Dobranoc Malfoy. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. 
- Dobranoc. - odpowiedział i pogłaskał za uchem Krzywołapa, który w tym samym momencie wskoczył mu na kolana.   

*

Gwar w pokoju wspólnym był niewyobrażalny. Harry, Ron, Draco i Blaise grali w pokera na pieniądze i za każdym razem gdy któryś z nich wygrywał w salonie rozlegał się okrzyk radości. Ginny, Hermiona, Luna i Pansy omawiały ostatnie poprawki w przygotowaniach do balu. Minerva McGonagall widząc plan i zaangażowanie uczniów w organizację uroczystości zostawiła im wolną rękę w praktycznie każdej kwestii. Pansy nie pałała takim entuzjazmem jak pozostałe dziewczyny, jednak jej rady okazały się być cenne. Miała bardzo dobry gust i zawsze gdy trzeba było podjąć jakąś ostateczną decyzję reszta brała jej zdanie pod uwagę. 
Muzyką miał zająć się Blaise. Hermiona podczas imprezy w lochach Ślizgonów przekonała się iż chłopak nadaje się do tej roli najlepiej. Dekoracje miały zostać zawieszone na wieczór przed balem przez klasy szóste. 
Kasztanowłosa spojrzała na swojego przyjaciela i zarazem byłego chłopaka. Kilka dni temu podczas obiadu zapytała Ginny z kim Ron zamierza iść na bal. Rudowłosa usłyszawszy to pytanie uśmiechnęła się szeroko, odkaszlnęła znacząco i kazała się Hermionie przygotować na prawdziwą bombę. 
- Z Luną?! - Hermiona nie kryła zdziwienia. Nie żeby uważała iż Lunie czegoś brakuje. Wręcz przeciwnie, mimo swojego czasem dziwnego zachowania Luna była bardzo inteligentną, zdolną i piękną czarownicą. Jednak Ron nigdy nie przejawiał zainteresowania jej osobą, a czasem zdarzało mu się traktować dziewczynę pobłażliwie. 
- Wiesz, odkąd wraz z Hanną pracujemy nad strojami do przedstawienia Luna praktycznie codziennie u nas przesiaduje. Czasem, gdy robię coś sama lub jestem z Harrym ona wraz z Ronem gra w eksplodującego durnia, bądź po prostu rozmawia. I o dziwo ani razu podczas tych rozmów nie wspominała o chrapakach krętorogich czy gnębiwtryskach. - pospieszyła jej z wyjaśnieniami przyjaciółka. - To Ron ją zaprosił po tym, jak zobaczył że robi to Terry Boot. - 
- Kto by pomyślał.. - mruknęła Hermiona. 
- A ty, z kim idziesz? - zapytała Ginny biorąc do ust kolejny kęs pieczonej wołowiny. 
- Z Malfoyem. - odpowiedziała wciąż błądząc myślami. Ocknęła się dopiero gdy usłyszała jak Ginny dławi się obiadem.
Tym razem rozgrywkę wygrał Blaise i zadowolony z siebie przyciągał w swoją stronę wszystkie pieniądze jakie były w puli. 
- Dziękuję panowie za wspaniałą wygraną, obiecuję że pieniądze się nie zmarnują. - powiedział chowając gotówkę. 
- Masz jakieś konkretne plany? - zapytał Ron zbierając karty. 
- Dofinansowanie balowego barku, drogi Weasleyu. - odparł rozbawiony Blaise na co wszyscy szczerze się zaśmiali. 
- Szkoda że pani dyrektor nie zgodziła się na finansowe wsparcie dla mojego pomysłu. - odparła Hermiona
- A co miałaś w planach? - zapytała Luna. 
- Chciałam kupić od Georga całą paczkę ich cudownych fajerwerków by po północy je odpalić, niestety mnie nie stać. - wzruszyła ramionami Hermiona. - Jakoś się bez nich obejdziemy. - 
Luna już chciała coś dodać gdy nagle rozległo się pukanie do okna. Malfoy wstał i wpuścił do środka dwie piękne, wielkie czarne sowy. Poznał je od razu. Trzymały w szponach wielki pakunek i gdy arystokrata wziął do rąk prezent i odpiął list od nóżki jednej z nich, w tym samym momencie poderwały się do lotu. Blondyn schował list do kieszeni i zaczął rozrywać ozdobny papier. Po kilku chwilach trzymał w rękach najpiękniejszą miotłę jaką widział w życiu. 
- Meteor 3000.... - wydyszał Ron. 
Draco spojrzał na złoty napis umieszczony z obu stron rączki miotły. Meteor 3000, najnowsza, najnowocześniejsza, najszybsza, najbardziej nowatorska i najdroższa miotła ostatniej dekady była jego. Czarna, hebanowa rączka przechodziła w ciemny brąz drewna agarowego, uchodzącego za najdroższe na świecie. Wszystkie pozostałe elementy zostały wykonane ze złota i najszlachetniejszej stali, odpornej nie tylko na warunki atmosferyczne, ale także i czary. Draco czuł jak miotła drży w jego dłoniach, jakby chciała mu powiedzieć że jest gotowa do lotu. W niemym zachwycie odłożył ją na bok i wyjął z kieszeni list. Pismo matki rozpoznałby wszędzie. 
- Wybaczcie na moment, możecie pooglądać miotłę. - rzucił przez ramię i zamknął się w swoim pokoju. Usiadł na łóżku i odpieczętował kopertę którą po chwili odłożył na bok. Trzymał w ręku śnieżnobiałe karty listu i zaczął czytać jego treść.

Drogi Draconie. 

Mam nadzieję, że miotła przypadła ci do gustu. Wiem że podczas ostatniego meczu twój Nimbus 2001 uległ nieodwracalnemu zniszczeniu, więc uznałam że należy sprezentować ci coś w zamian. Uznaj to za prezent ode mnie i twojego ojca. Cieszy mnie wiadomość o twoim sukcesie podczas lekcji zaklęć. Umiejętność swobodnego latania to doprawdy coś niesamowitego. Lucjusz zawsze mnie do tego namawiał lecz ja za każdym razem odmawiałam, może podczas Świąt ty mnie nauczysz? Pragnę cię poinformować, że właśnie w Święta odwiedzi nas Państwo Greengrass z córkami. Będzie również obecna Pani Zabini i jej syn, a twój dobry przyjaciel, Blaise. Może już o tym z nim rozmawiałeś, jeśli jednak nie, chcę byś wiedział że to spotkanie nie będzie bez znaczenia. Jak wiesz nasza sytuacja nie należy do najłatwiejszych. Interesy podupadają, skarbiec się opróżnia a krąg przyjaciół i przychylnych nam osób kurczy. W takich sytuacjach ludzie zawsze są zmuszani do podjęcia nie raz radykalnych kroków. Jednak uważam że ty doskonale rozumiesz co chcę ci przekazać mój jedyny, ukochany synu. Państwo Greengrass są skłonni nam pomóc, łącząc nie tylko nasze interesy, ale także rodziny. Oczywiście o szczegółach będziemy rozmawiać po ukończeniu przez was wszystkich Hogwartu, jednak do tego czasu proszę cię byś spróbował nawiązać z Astorią nieco lepsze stosunki. Uważam że dobrym pomysłem byłoby zaproszenie jej na tegoroczny Bal Bożonarodzeniowy. To świetna okazja by razem gdzieś się pokazać i lepiej poznać. Ufam że rozumiesz co mną kieruje, zawsze i nieprzerwanie troska o twoje dobro. Niedługo znów do ciebie napiszę. Kocham cię. 
                                                                                                                                                                                       Narcyza Malfoy

Draco zacisnął palce na brzegach listu i wpatrywał się w jego treść nieprzytomnym wzrokiem. Poczuł jak ogarnia go fala lęku i mdłości. A więc w taki sposób matka planuje wrócić do łask czarodziejskiej społeczności. Zmuszając go do ślubu z Astorią Greengrass. Jak mógł być taki głupi by wcześniej się tego nie domyślić, gdy rodzice Astorii w te lato niezwykle często odwiedzali jego matkę. Ale wtedy to go nie obchodziło. Wtedy nie dbał o to co go czeka i z kim. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu matka oznajmiła mu że ma wyjść za Astorię, pewnie odpowiedziałby krótkie "dobrze" i znów zatopił się w mroku swoich myśli. Jednak teraz... teraz nie chciał nawet o tym słyszeć. Przeczytał list jeszcze raz i zatrzymał się na pewnej treści "... twój dobry przyjaciel, Blaise. Może już o tym z nim rozmawiałeś, jeśli jednak nie...". Czyli Blaise wiedział, jego z resztą czeka to samo, tylko że z Daphne. Draco poczuł nieopisaną złość. Wyszedł z pokoju i nie zważając na zachwyty Rona i Pottera nad jego nową miotłą, która teraz wydawała mu się tylko przekupstwem, podszedł do siedzącego w fotelu Zabiniego i rzucił w niego listem. 
- Wiedziałeś od początku? - zapytał podnosząc głos. Reszta momentalnie ucichła a Ron ostrożnie odłożył miotłę na miejsce. 
Blaise chwycił kartkę i przeczytał jej treść. Po chwili odłożył list na stół i patrząc Draconowi w oczy odpowiedział.
- Tak. - 
- Zdrajca! Jak mogłeś nic mi nie powiedzieć?! - wrzasnął blondyn. 
- Myślałem że wiesz. - odparł mulat.
Pansy w międzyczasie zwinnym ruchem sięgnęła po list i po chwili odezwała się pełnym bólu głosem. 
- Dlaczego nic mi o tym nie wspomniałeś? - zapytała Blaisea który wstał i podszedł do barku. 
- Nie było o czym. - odparł sucho i jednym haustem opróżnił całą szklankę Ognistej Whiskey. - Nie mam najmniejszego zamiaru żenić się z Greengrass. -  
- Wiecie, my się już będziemy zbierać. - Harry, Ron, Luna i Ginny pospiesznie pożegnali się z Hermioną i szybko zniknęli za ramami obrazu. Gryfonka nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie chciała się wtrącać w kłótnię Ślizgonów więc postanowiła zaszyć się we własnym pokoju, jednak gdy tylko jej przyjaciele zniknęli, podeszła do niej Pansy i wcisnęła jej list w dłonie. 
- Czytaj. - rzuciła krótko.
- Nie mogę, to list Malfoya. -odparła z lekkim strachem w głosie. 
- Po prostu to przeczytaj! - wrzasnęła Pansy. Hermiona spojrzała w stronę Dracona jednak on nawet na nią nie patrzył. Rozwinęła pomięty już list i z każdą linijką żałowała, że w ogóle wzięła go do ręki. Miała wrażenie że ból który poczuła rozerwie jej serce na milion kawałeczków. Przestał być jej zanim w ogóle takim się stał. Już niedługo zacznie należeć do dziewczyny z lepszych sfer, która zapewni całej jego rodzinie nie tylko powrót do społeczeństwa, ale i pewną, stabilną i dobrze opłacalną przyszłość. Jego matka już się o to postara. Nie widziała sensu by dłużej tu stać, nie chciała patrzeć w jego spuszczony, pełny bólu wzrok. Nie chciała być blisko wiedząc, że on na zawsze stanie się czyiś... Lecz nigdy jej. Fala żalu i rozpaczy rozlała się po jej ciele i wypłynęła strugami bezgłośnych łez. Pansy zbliżyła się do niej lecz ta jedynie pokręciła głową i zaczęła się powoli odsuwać. 

- Hermiona.. - Pansy wyciągnęła w jej kierunku rękę. W tym samym momencie Draco spojrzał w jej zapłakaną twarz i szepnął ciche "przepraszam", które wyczytała z jego ust. Odwróciła się, pchnęła ramy obrazu i wybiegła na pusty korytarz. Tylko Ginny mogła jej teraz pomóc. 

~

Pansy widziała jak Hermiona wybiega z dormitorium i sama miała ochotę zrobić dokładnie to samo. Jednak w przeciwieństwie do Gryfonki była zbyt uparta i zawzięta, by tak po prostu odejść. 
- Zamierzałeś kiedykolwiek nas o tym poinformować? - zapytała kolejny raz gdy Blaise nalewał sobie kolejną porcję alkoholu. Była twarda, jednak czuła że i w niej pęka jakaś tama. Coś nieubłaganie pragnęło wydostać się na zewnątrz i zawładnąć jej ciałem i umysłem. 
- Jak mówiłem wcześniej, nie zamierzam żenić się z Greengrass. - odparł spokojnie Blaise, chociaż jego lekko drżące dłonie zdradzały nerwy. - Moja matka może mieć te swoje plany i oczekiwania, ale nie będzie ustawiać mi życia. Ma już siódmego męża, czy kiedykolwiek pytała mnie o zdanie? Nie! Więc nawet niech nie próbuje mnie do czegokolwiek zmuszać. Z resztą, jeśli będzie chciała niech mnie wydziedziczy, wolę spanie pod mugolskim mostem, niż w jednym łóżku z Daphne. - dodał i opróżnił szklankę jednym haustem. 
- Łatwo ci mówić Blaise. - odezwał się w końcu Draco. - Ty w przeciwieństwie do mnie masz nazwisko które nie kojarzy się wszystkim z Voldemortem, ojcem Śmierciożercą i mrocznym znakiem! Możesz robić co chcesz, niestety ja muszę robić to co mi każą.. - 
- Robisz to co uważasz za prostsze Draco, zawsze tak robiłeś. - odparł Zabini. 
- O co ci dokładnie chodzi? - warknął arystokrata. 
- Nie ukrywajmy, zawsze robiłeś wszystko tak, by ci było wygodnie. Nie ważne jaką decyzję podjęli za ciebie rodzice, ważne było byś tylko na tym nie stracił. Czy teraz nie jest tak samo? - zapytał i odłożył szklankę na barek. - Ożenisz się z Astorią, uratujesz nazwisko, majątek, same plusy, czyż nie? - dodał zbliżając się do Dracona. 
- Nic o mnie nie wiesz. - odparł blondyn. 
- Doprawdy? A co takiego nie wiem? Lubisz wygody, lubisz luksusy, z Astorią będziesz miał tego pod dostatkiem, więc co cię boli Draco? Dlaczego masz minę jakby ta cała sytuacja była ci nie na rękę i dlaczego nazywasz mnie zdrajcą?! - wrzasnął. 
Draco jednak stał niewzruszony i utkwił wzrok w dywanie. Blaise poczuł furię, podszedł do przyjaciela szybkim krokiem i chwycił go za przód koszuli. 
- No Draco, pozwolisz mi się tak szarpać? - 
- Puść mnie Blaise.- odparł spokojnie arystokrata. 
- To powiedz mi dlaczego nie skaczesz z radości skoro trafiła ci się taka okazja! - 
- Puść mnie. - 
- Najpierw mi odpowiedz. - 
Pansy płakała bezgłośnie patrząc na swoich przyjaciół lecz nie ośmieliła się ich rozdzielić. Coś podobnego między nimi widziała tylko jeden, jedyny raz. Gdy na szóstym roku Draco nie chciał zdradzić jakie zadanie przydzielił mu Voldemort i czy to prawda że wypalił mu na ręce Mroczny Znak. 
- Puszczaj Blaise. - głos Dracona zrobił się ostrzejszy, lecz wciąż uparcie nie patrzył Zabiniemu w oczy. 
- Więc powiedz mi kretynie, dlaczego nie cieszysz się z ożenku z Greengrass! Powiedz mi w końcu dlaczego tak wielki masz do mnie żal że ci o tym wcześniej nie powiedziałem! Powiedz mi albo już nigdy więcej nie zamienię z tobą choćby słowa! - wrzasnął i szarpnął Draconem jak jeszcze nigdy wcześniej. Blondyn zareagował natychmiast. Wyrwał się z uścisku przyjaciela i sam zacisnął dłonie na jego koszuli. 
- Bo kocham Granger ośle! - wrzasnął. - Kocham tę upartą, piekielnie mądrą i mugolskiej krwi Granger! I wiem, że to i tak niczego nie zmienia... - dodał po czym puścił Blaisea i zatrzasnął się w swoim pokoju. 

~

Usłyszawszy hasło Gruba Dama przepuściła ją w dziurze w ścianie, więc nie zważając na powitalne okrzyki wbiegła na schody prowadzące do sypialni dziewcząt. Wiedziała że Ginny teraz mieszka sama więc gdy dotarła pod drzwi zapukała energicznie i weszła gdy usłyszała zapraszający głos przyjaciółki. 
- Hermiona? - Ginny wstała z łóżka i podeszła do przyjaciółki która zaniosła się głośnym płaczem gdy tylko zamknęły się za nią drzwi. Weasleyówna rzuciła na pokój zaklęcie wyciszające i posadziła szatynkę na łóżku. 
- Co się stało? - zapytała z przerażeniem w głosie. 
Ta jednak pokręciła tylko głową i schowała twarz w dłoniach. Ginny objęła ją ramieniem i pozwoliła by Hermiona mogła się spokojnie wypłakać. Po dłuższej chwili, gdy płacz przerodził się w szloch, a szloch w nieme łkanie kasztanowłosa wyprostowała się i otarła łzy. 
- Przepraszam Ginny, że tak tutaj wbiegłam, ale musiałam... musiałam uciec od tego wszystkiego. - powiedziała już spokojnym tonem. 
- Czy powiesz mi co się stało? Czy coś z rodzicami? - 
- Nie, to nie rodzice... Chodzi o... Malfoya. - 
- Zrobił ci coś? Obraził? - 
- Nie, to nie tak, bo wiesz...- Hermiona starała się opowiedzieć Ginny jak z czasem zaczęła spostrzegać młodego arystokratę. Ile radości i szczęścia przynosiły jej wspólne chwile z nim, jak bardzo lubiła go uczyć i razem planować wszystkie atrakcje na bal. Opisywała go swoimi oczami które widziały go w sposób całkowicie wyjątkowy i inny od reszty. Ginny słuchała monologu Hermiony i gdy ta kończyła swą opowieść historią o dzisiejszym liście, nie mogła wydobyć z siebie głosu. 
- I tak to wygląda Ginny, wiem co musisz sobie myśleć. Przecież to Malfoy, ten kretyn który przez lata uprzykrzał nam wszystkim życie a mnie szczególnie. Pewnie uważasz że jestem idiotką. - dodała Hermiona i spuściła wzrok. 
- Uważam, że Malfoy nie zasługuje na miłość od tak wspaniałej dziewczyny, którą jednocześnie nie uważam za idiotkę. - powiedziała. Hermiona spojrzała na twarz swojej przyjaciółki i zamiast grymasu, dostrzegła na niej lekki uśmiech. - Kochasz go. - stwierdziła ruda. 
- Kocham. - potwierdziła Hermiona i poczuła jak świeże łzy napływają jej do oczu. - Ale to niczego nie zmienia Ginny. - powiedziała i znów utonęła w opiekuńczych ramionach przyjaciółki. 

*

Nie był zdziwiony gdy nie wróciła na noc, jednak nie wiedział dlaczego. Co nią kierowało, gdy ze łzami w oczach wybiegła z dormitorium. Chciał za nią pobiec, zatrzymać i zmusić do rozmowy, jednak czuł że nic i nikt nie daje mu takiego prawa. W przeciwieństwie do niego była wolna. On za to czuł jak kajdany zniewolenia zaciskają się na jego szyi i utrudniają mu swobodne oddychanie. Czuł że zaczyna żyć w klatce ze złotych prętów za którą znajduje się jego właściwe życie, jednak on nigdy nie będzie mógł go spróbować. Świt nie wydał mu się piękny, zwiastował nieubłagany upływ czasu który przybliżał go do końca szkoły, końca ich znajomości, końca jego życia. Gdy usłyszał 
czyjeś kroki w salonie szybko otworzył drzwi od swojego pokoju i poczuł ogromny zawód. 
- Weasley? -
- Yyy, dzień dobry Malfoy. - odpowiedziała zmieszana Gryfonka. 
- Dzień dobry. - odparł sucho. - Gdzie ona jest? - zapytał wprost. Wiedział że kto jak kto ale najmłodsza z Weasleyów z pewnością będzie wiedziała gdzie podziewa się jego współlokatorka. 
- Cóż.. Jest u mnie, przyszłam właśnie po jej rzeczy. - odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. - I po kota. - 
- Po rzeczy? - Draco zmarszczył brwi. 
- Poprosiła panią dyrektor o zamieszkanie ze mną w dormitorium przez parę dni. Kazała ci też przekazać że przez najbliższy czas patrole chce dzielić na zmianę, dzisiaj wypada twoja kolej... I, to chyba wszystko. Przepraszam. - powiedziała i zniknęła za drzwiami pokoju Hermiony. 
Draco wciąż stał w salonie oszołomiony. Nie myślał że Gryfonka po tym co wczoraj zaszło wręcz się od niego odetnie. Nawet nie przyszła porozmawiać, za to zrobiła z Ginny swoją posłankę by nie musieć na niego patrzeć i z nim przebywać. Poczuł jak coś w nim pęka. Szew który scalał jego pokaleczoną duszę zaczął powoli pękać i na nowo rozkrwawiał dawne rany. Dusza na powrót przybrała barwę i konsystencję słomy. Czuł jak zaczyna brakować mu powietrza. W tym samym momencie z pokoju wyszła Ginny. Walizki zmniejszyła zaklęciem i włożyła je do plecaka. 
- Nie mogę znaleźć Krzywołapa, wiesz może gdzie.. - 
- Jest u mnie w pokoju. - odparł. 
Ginny niepewnym krokiem weszła do pokoju Ślizgona i próbowała włożyć kota do wiklinowego koszyka. Ten jednak prychał i uciekał nie dając się złapać. W końcu dziewczyna dała za wygraną. 
- Dobra, jak chcesz, Hermiona jest u mnie jakby co. - powiedziała do kota na odchodne i poprawiła rozwiane włosy.  
- Czy coś ci o mnie mówiła? - 
Ginny odwróciła się w stronę Malfoya który stał  ze spuszczonym wzrokiem. 
- To nie moja sprawa, ale uważam że powinniście szczerze pogadać. Ode mnie niczego się nie dowiesz. - powiedziała i pchnęła ramy obrazu. - Trzymaj się. - dodała przez ramię i po chwili zniknęła.

~

Poniedziałek...

Wtorek...

Środa...

Czwartek...

Piątek...

Sobota...

Niedziela...

Poniedziałek...

Wtorek...

Środa...

~

Na trzy dni przed, cała szkoła wręcz żyła balem. 
On za to czuł że już dawno umarł i jest już tylko pustą skorupą która codziennie rano budzi się, by po chwili położyć się i zasnąć. Nie widział w swoim życiu już nic dobrego. Niczego, za co warto byłoby walczyć. Widział jej twarz podczas zajęć i na korytarzu, gdy szła obok swoich przyjaciół nie odzywając się do nich choćby jednym słowem. Gdyby chociaż była uśmiechnięta i tryskała radością, jakoś by to zniósł. Jednak dostrzegał w niej taką samą pustkę i nicość jaka panowała w nim. Cierpiała, lecz nie mógł zrozumieć dlaczego. Odeszła, chociaż nie miała powodu. Z Blaisem od wielu dni nie potrafił się porozumieć. Od dnia w którym matka przysłała mu ten przeklęty list jego przyjaciel zgasł i tak jak on nie mógł znaleźć słów, by móc porozmawiać choćby przez chwilę. Pansy snuła się po zamku niczym najprawdziwszy duch i choć od czasu do czasu przychodziła do salonu wspólnego prefektów naczelnych, jedyne co robiła z Draconem, to w milczeniu wpatrywała się w ogień by po godzinie wyjść bez słowa. Czuł jak wszystko się sypie, niczym domek z piasku. Życie przeciekało mu przez palce, lecz nie czuł żalu... już nie. Nie miał zamiaru godzić się z przyszłością jaką szykowała dla niego matka. Wiedział że jeśli jej ulegnie, zniszczy nie tylko swoje życie. Ubrał się w strój od Quiddicha niespiesznie. Każdą część zakładał powoli, jakby chciał nacieszyć się tym momentem i zapamiętać go na zawsze. Wziął do ręki swojego Meteora 3000 i poczuł jak miotła zadrżała pod jego palcami. Nagle przypomniał sobie drżenie jej ciała gdy obsypywał ją pocałunkami w tamtym ciemnym korytarzu... Przymknął na chwilę oczy by zatrzymać ten moment na dłużej, po czym wyszedł z pokoju pewnym krokiem nie oglądając się za siebie. 


*

Tego dnia śnieg lekko pokrył ziemię dookoła. Uwielbiała gdy brud świata nikł w nieskazitelnej, delikatnej bieli. Orzeźwiający, mroźny wiatr targał jej włosy i szczypał odsłonięte policzki. 
Harry, Ron i Ginny szli przodem by odwiedzić Hagrida, jednak ona wolała iść nieco z tyłu by móc podziwiać zimowy krajobraz. Dni spędzone u przyjaciółki pozwoliły jej na zastanowienie się nad wszystkim i spojrzenie na problem z innej perspektywy. Bardzo pragnęła by wszystko było tak jak kiedyś, jednak wiedziała że nic już takie nie będzie. Tydzień po jej przeprowadzce powiedziała Ginny iż może powiedzieć Harryemu i Ronowi co się stało i dlaczego jest w takim stanie. 

Tamtego dnia po kolei przychodzili do pustej biblioteki by z nią porozmawiać.
Pierwszy zjawił się Harry. Usiadł obok niej i spojrzał przed siebie. 
- Malfoy... - odezwał się po chwili. - Nigdy bym nie pomyślał... ale ty nigdy nie byłaś oczywistą dziewczyną. - powiedział i spojrzał na nią czule, tak jak brat który patrzy na ukochaną siostrę. - Dlaczego mu nie powiesz? - zapytał. 
- Bo wiem że moje uczucia nic nie znaczą. - odparła cicho. - Mój ból jest tylko mój i sama muszę się z nim uporać... - dodała. 
- Nie sama. - powiedział Harry i położył na jej dłoni własną. 
Siedzieli tak przez chwilę aż w końcu Harry wyszedł całując ją w czoło na pożegnanie. Po godzinie zjawił się Ron. Uciekał wzrokiem po regałach i podchodził do niej niczym spłoszony kot. Gdy w końcu usiadł tam gdzie wcześniej siedział Harry, przez chwilę oboje milczeli. W końcu to on pierwszy zabrał głos. 
- Wiesz, idę z Luną na bal. - powiedział nie patrząc na nią. - Z początku myślałem że zaproszę Padmę albo Parvati, ale w końcu stwierdziłem że chcę iść na bal właśnie z Luną... Niesamowite prawda? Ja zapraszający Lunę Lovegood na bal. - powiedział i spojrzał jej w oczy. - Gdy widziałem jak wcześniej zaprasza ją tamten Krukon zrozumiałem, że... że zaczęło mi na niej zależeć. Tak po prostu. - wzruszył ramionami i spojrzał na swoje splecione na blacie palce. - Przez długi czas nie mogłem tego zrozumieć i chyba tak naprawdę nie chciałem. Bałem się tego i nie chciałem by tak było, ale w tamtym momencie, gdy zobaczyłem jej uśmiechniętą twarz naprzeciwko Terryego Boota zrozumiałem że chcę z nią być... A wcześniej nigdy bym nawet nie przypuszczał że kiedykolwiek coś takiego do niej poczuję. - przerwał i znów podniósł na nią swój wzrok. - Dlatego nie mam prawa cię oceniać i chociaż nie darzę Malfoya zbyt dużą sympatią, to zdzierżę go ze względu na ciebie... bo wiem jak to jest poczuć coś do kogoś, kogo nigdy byśmy się nie spodziewali pokochać.... Ale uważam też że Mlafoy to skończony kretyn, skoro pozwoli by matka ustawiała mu życie. - powiedział i uśmiechnął się blado. 
Hermiona przez cały czas milczała. Nie mogła uwierzyć w słowa które wychodziły z ust jej byłego chłopaka. Po chwili jednak odezwała się patrząc wprost na niego. 
- Zmieniłeś się Ron. - stwierdziła. - Luna cię zmieniła. - dodała. - Na lepsze. - 
- Nie przeczę. - potwierdził i znów się uśmiechnął jednak po chwili jego radość zgasła. - Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz. Mam ochotę go czymś walnąć jednak wiem że to byłoby bez sensu... Jednak jeśli zmieniłabyś zdanie, daj znać, a obiecuję że nieźle mu się dostanie. - powiedział po czym zaczął powoli wstawać. 
- Dziękuję Ron. - odparła Hermiona i uśmiechnęła się do niego blado. 
Pocałował ją w policzek po czym odszedł i znów została sama w bibliotece nie niepokojona nawet przez panią Pince.

Spojrzała na swoich przyjaciół którzy wyprzedzali ją już o kilkanaście kroków i uśmiechnęła się do siebie. Zrozumiała, że pora odpuścić. Pora wrócić do swojego dormitorium, do zajęć i zmierzyć się z bólem twarzą w twarz. Pomyślała o swoim współlokatorze i poczuła ukłucie. Będzie musiała nauczyć się na nowo jak z nim przebywać, ale wiedziała że przyjdzie i taki dzień. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w kierunku jeziora. Z początku nie wiedziała czy to co widzi tylko jej się zdaje, jednak te platynowe włosy rozpoznałaby już wszędzie. Malfoy krążył nad jeziorem na swoim Meteorze 3000 i z każdym kołem był coraz wyżej. W pewnym momencie zawisł nad wodą i pochylił się nad miotłą jakby chciał dostrzec coś  w mętnej tafli jeziora. Po chwili jednak puścił się rączki, przechylił i wpadł do wody niczym kamień zrzucony z góry. Hermiona stała w oszołomieniu i nie wierzyła własnym oczom. Miała nadzieję że arystokrata po chwili wypłynie głośno nabierając powietrza, jednak po minucie także miotła wylądowała w jeziorze. Sekundy wlokły się niczym lata, a ona czuła jak ogarnia ją dławiący strach. Impuls który poczuła sprawił że pobiegła jak jeszcze nigdy w życiu. Była pewna że nawet wtedy gdy ścigali ją szmalcownicy biegła wolniej niż teraz. Biegła zaklinając Boga i Merlina by pozwolili jej zdążyć, jednocześnie zrzucając z siebie szalik i płaszcz. Wbiegła do wody nie zważając na jej przeszywające zimno. Choć poczuła jakby tysiąc sztyletów przebiło jej skórę wskoczyła na głęboką wodę i zanurzyła się w ciemnej toni. Czuła rozpacz na myśl iż nie zdąży. Nie chciała wierzyć że oto ostatni raz go widziała, nie mając okazji by wszystko mu wytłumaczyć. Miała ochotę płakać, jednak strach i adrenalina zmusiły ją do wysiłku. Gdy czuła że zaczyna brakować jej powietrza dostrzegła jego bladą dłoń wśród wysokich wodorostów. Podpłynęła bliżej i podciągnęła go do góry. Objęła w pasie nieruchome ciało chłopaka i resztkami sił zaczęła płynąć ku górze. Jednak jej ciało miało już dosyć. Osłabione i obolałe zaczynało odmawiać jej posłuszeństwa. Płuca zaczęły palić żywym ogniem gdy wypełniła je woda, oczy zaszły mgłą. Jedynie myśl że będą tutaj razem dodała jej otuchy, zanim czerń całkowicie przesłoniła jej wzrok. 

*

- Mamo? Mamo jak wygląda Niebo? - zapytała mała dziewczynka swoją matkę która właśnie wieszała pranie na tyłach domu. Słońce świeciło wysoko na niebie i przyjemnie ogrzewało obie, matkę i córkę. 
- A jak tobie się wydaje? - odpowiedziała pytaniem na pytanie matka. 
- Hmmm.. - mała dziewczynka odstawiła na bok kredki i usiadła na kocu na którym wcześniej leżała. - W książkach jest napisane że to piękna kraina, z kwiatkami i zwierzątkami. Ale czy to prawda? - zamyśliła się. Kobieta skończywszy wieszanie prania usiadła obok córki i pogłaskała ją czule po głowie. 
- Wiesz Hermionko, ja sądzę, że dla każdego człowieka Niebo wygląda inaczej. Dla mnie Niebo będzie miejscem w którym spotkam wszystkich ludzi których kiedykolwiek kochałam. Moich rodziców, twojego tatę, ciebie. - dodała i uśmiechnęła się czule. - Ale dla innych osób Niebem może być na przykład rajska plaża, lub szczyty wysokich gór które kochali za życia. Nie ma ograniczeń. - dodała i położyła się na kocu. Jej córeczka po chwili zrobiła to samo nie zadając już więcej żadnych pytań. Od tamtej rozmowy minęło wiele lat, ale nie przypuszczała że jej Niebo okaże się takim ciemnym miejscem. Nic nie czuła, nic nie słyszała, niczego nie mogła dostrzec. Była zawiedziona. Myślała że ukażą jej się rodzice, ich uśmiechnięte twarze. Gdzieś głęboko w sercu miała nadzieję że i on tam będzie, jednak w jej niby Niebie nie było nikogo. Tylko ona i wszechobecna pustka. "Jeżeli to jest moje Niebo, to wolę trafić do piekła" pomyślała i po chwili usłyszała jak dociera do niej pewien dźwięk. Echo głosów z oddali które były jeszcze za daleko, by mogła cokolwiek zrozumieć. Z każdą chwilą która równie dobrze mogła być godziną lub dniem, czuła jak pustka i ciemność powoli ustępują. Dźwięki były coraz ostrzejsze, ciemność zaczynała się przerzedzać. W końcu zorientowała się że może otworzyć oczy, więc nie zwlekając zmobilizowała wszystkie mięśnie i powoli podniosła powieki. Chwilę jej zajęło zorientowanie się, że nie umarła, ale za to całkiem żywa leży teraz w skrzydle szpitalnym. Gdy przypomniała sobie dlaczego się tutaj znalazła w panice zaczęła przeszukiwać wzrokiem salę. Nie musiała szukać daleko. Leżał po jej prawej stronie, w sąsiednim łóżku i wpatrywał się w sufit. Gdy usłyszał szelest pościeli spojrzał na nią i nie wydając z siebie choćby jednego dźwięku wstał i zniknął za drzwiami pokoju pielęgniarki. Chwilę później wracał z panią Pomfrey która kazała natychmiast wracać mu do łóżka. 
- Dobry wieczór panno Granger. Jak się panienka czuje? - zapytała z troską pielęgniarka i wymierzyła w Hermionę różdżkę. Gryfonka poczuła jak zaklęcia diagnozujące przenikają jej ciało.
- Co się stało? - wychrypiała.
- Wygląda na to że oboje mieliście naprawdę sporo szczęścia. - odpowiedziała jej pani Pomfrey. - Gdy rzuciłaś się na ratunek panu Malfoyowi, sama o mało co się nie utopiłaś. Na szczęście twoi przyjaciele rzucili na siebie zaklęcia i wydobyli was na brzeg. Zdążyli też uratować tę jakże cenną miotłę pana Malfoya, niestety nie zobaczy je pan aż do wiosny. - dodała zwracając się w jego stronę. - Co też przyszło panu do głowy żeby trenować w tak zimny i wietrzny dzień? - zapytała i pokręciła głową. 
- Chciałem wypróbować nową miotłę. - odparł sucho patrząc w sufit. 
- I mógł pan zapłacić za to najwyższą cenę. Pani dyrektor skonfiskowała miotłę i zwróci ją panu dopiero przed następnymi rozgrywkami. - 
- Nie szkodzi. - odparł. 
Pielęgniarka marudziła jeszcze trochę po czym zamknęła się w swoim gabinecie. Zapadła cisza którą przerwał nagle słaby głos arystokraty. 
- Przepraszam. - 
Hermiona spojrzała w jego stronę. Patrzył na nią smutnymi, pustymi oczami, jednak dostrzegła w nich prawdziwą skruchę. 
- Naraziłem twoje życie... - kontynuował. 
- Sama je naraziłam. - przerwała mu. - To była moja decyzja i zrobiłabym to jeszcze raz, gdyby było trzeba, więc nie czuj się winny. - odparła. 
- Nie rozumiem dlaczego... - powiedział po chwili. - Jestem nic nie wart, dla wszystkich łącznie ze mną byłoby lepiej gdybym został na dnie tamtego jeziora. Więc nie potrafię pojąć dlaczego ty.. - przerwał jednak gdy zauważył że w oczach kasztanowłosej zaczynają gromadzić się łzy. 
- Jesteś głupi, Malfoy. - powiedziała łamiącym się głosem. - Wiem że cierpisz, widzę to każdego dnia, ale dlaczego nie potrafisz zauważyć jak ważny jesteś dla innych? - 
- W to nie wątpię. - wtrącił. - Dla mojej matki stanowię pewnego typu gwarancję. -
- Nie o tym mówię! - wysyczała przez łzy. - Masz przyjaciół, rodzinę, przyszłość. Możesz zawalczyć o to czego pragniesz. -
Draco zmarszczył gniewnie brwi i oparł się na jednym łokciu. 
- O tak, w rzeczy samej Granger. Mam przyjaciół którzy od prawie dwóch tygodni ze mną nie rozmawiają, mam rodzinę która liczy na to że gdy wyjdę za Astorię Greengrass to uratuję nazwisko. Moja przyszłość została z góry zaplanowana a ja mam tylko robić co mi każą, bo jeśli nie, to będę miał na sumieniu los moich rodziców. Jedyne o co mógłbym walczyć to o chęć by zmusić się do wstania każdego kolejnego ranka, ale jak widziałaś, nawet tego już nie mam. - powiedział i położył się z powrotem na łóżku. 
Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy w końcu powiedział głośno to co czuje. Była zdziwiona jego reakcją i wypowiedzianymi przez niego słowami. 
- Myślałam... -zaczęła nieśmiało. - Myślałam że ożenek z Astorią nie jest dla ciebie czymś złym. - 
Draco podniósł na nią swój wzrok i po chwili odpowiedział. 
- Wolałbym zgnić na dnie tamtego jeziora, niż za nią wyjść. - 
- Zauważyłam. - odparła. - Ale to nie jest jej wina. - dodała smutno. 
- Tak, to nie jest jej wina, ani Daphne, ani moja. - odparł. - I to mnie najbardziej wkurza, bo nie mogę zacząć darzyć ich nienawiścią. Mógłbym zacząć nienawidzić własną matkę, ale to tylko jej sposób na dbanie o mnie i naszą rodzinę. Nie zna innych metod, więc nie mogę zacząć nią gardzić... - 
- Więc zacząłeś nienawidzić siebie. - stwierdziła Hermiona. Draco nie odpowiedział, jedynie potwierdzająco kiwnął głową. - Przepraszam że wtedy tak wybiegłam. - odezwała się po chwili Gryfonka. - I za to że zaszyłam się bez słowa u Ginny. - 
- Nie ma sprawy. - powiedział. - Ale wytłumacz mi tylko, dlaczego ten list tak mocno w ciebie uderzył? Dlaczego się ode mnie odcięłaś? - zapytał. 
Hermiona zawahała się, lecz wiedziała że po tym co przeżyli może zdradzić mu choć część swoich uczuć. Wzięła głębszy wdech i powiedziała. 
- Bo cię lubię. Bardzo cię lubię, Draco. - czuła jak od emocji drży jej głos. Chociaż nie padły słowa tak często wypowiadane w takich chwilach i tak naprawdę nie zdradziła swoich najgłębszych uczuć, wypowiedzenie jego imienia uważała za coś przełomowego. Bała się tego jak zareaguje. - Lubię cię chyba trochę za bardzo, dlatego ten list był dla mnie szokiem... i wybacz że nazwałam cię po imieniu.. - 
Draco milczał przez moment, jednak pochwili znów się odezwał. 
- Powiedz to jeszcze raz. - 
- Co? - zapytała. 
- To pierwsze zdanie. - 
- Bardzo cię lubię, Draco. - 
Blondyn uśmiechnął się blado po czym dodał. 
- Ja ciebie też, Hermiono. - 
Dziewczyna czuła że jej policzki zaczynają ją niebezpiecznie piec. Ślizgon pierwszy raz w życiu zwrócił się do niej po imieniu w bezpośredni sposób i bardzo jej się to spodobało. Po chwili jednak mimo przejęcia i podniosłości chwili poczuła jak jej ciało przeszywają dreszcze. Było jej zimno i czuła że jeszcze trochę i poważnie się rozchoruje. Kichnęła i podziękowała Draconowi za krótkie "na zdrowie". Opatuliła się szczelniej kołdrą jednak na niewiele się to zdało. Wstała i gdy zaskoczony arystokrata zapytał ją dokąd się wybiera, odparła że po dodatkowy koc. 
- Poczekaj, połóż się z powrotem na łóżku. - powiedział. 
Hermiona chciała zacząć protestować, jednak posłusznie wykonała polecenie i patrzyła jak Draco sięga po różdżkę i po kolei rzuca zaklęcia. Z początku myślała że dostanie zawału gdy jej łóżko zaczęło się powoli przybliżać w kierunku Malfoya. 
- Co ty wyprawiasz? - wysyczała gdy ramy ich łóżek się zetknęły. 
- Mówiłaś że ci zimno. Spróbuję cię ogrzać, jestem lepszy niż koc. - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko. 
Hermiona spojrzała na niego spode łba i maksymalnie się od niego odsunęła.
- Jeżeli mnie dotkniesz Malfoy, to zacznę krzyczeć. - 
- To już nie Draco? - zapytał rozbawiony. - Nie mam zamiaru cię molestować, chciałem tylko byśmy leżeli bliżej siebie. Mnie też jest zimno. - powiedział i wzruszył ramionami. 
Hermiona powoli i cała spięta położyła się z powrotem na łóżku i przylgnęła swoim ramieniem do ramienia Malfoya. 
- Czuję się głupio... Co jeżeli pani Pomfrey nas zobaczy? To dopiero będzie skandal. - 
- Prawdę mówiąc, mam to gdzieś. - powiedział i głośno ziewnął zakrywając usta. Gdy kładł rękę na łóżku delikatnie musnął skórą dłoń Hermiony. 
- Na Merlina, twoje ręce są lodowate! - jęknęła Hermiona. - Daj mi je. - powiedziała po czym wzięła jego dłonie i zaczęła mocno i energicznie je pocierać. 
- Za chwilę zedrzesz mi skórę, Granger. - jęknął cicho blondyn. 
- To już nie Hermiona? - zakpiła. 
- Mmm. - mruknął. 
Hermiona widziała jak Draco powoli zapada w sen. Trzymając w ręce jedną z jego dłoni również po chwili dała się ponieść snom i z lekkim uśmiechem wtuliła się w jego ciepłe, silne ramię. 

~

Wiedziała że jest już późno i nie powinna chodzić po korytarzach o tej godzinie, jednak dzięki temu miała nadzieję że nikt jej nie zobaczy. Gdy dowiedziała się że miał wypadek i leży w skrzydle szpitalnym chciała od razu do niego pójść, tak samo jak i jej starsza siostra, jednak wolała zrobić to sama. Plotki mówiły że nie był sam, że ponoć ta Granger też z nim była i tak jak on jest nieprzytomna.
Westchnęła. 
Granger... Dlaczego to zawsze musi być ta Granger? Razem mieszkają, razem patrolują korytarze, razem tańczą na imprezie, a nawet razem ulegają wypadkowi. Nie jest ślepa, widzi jak on wodzi za nią wzrokiem, widziała jak ją dotykał podczas tańca w salonie Slytherinu, dostrzega rzeczy których nie widzi jej siostra. Ta jedynie paple ciągle o tym jakim to wspaniałym małżeństwem będą. Jednak ona wie, że to wszystko zaplanowali rodzice. Odbyła już rozmowę z ojcem na ten temat i obiecała być posłuszna, jak zawsze z resztą. 
- Pamiętaj Astorio, Draco Malfoy to naprawdę dobra partia i choć Malfoyowie mają teraz małe problemy, to wierzę że gdy im pomożemy wyjdą na prostą. Połączenie naszych rodów to naprawdę świetna inwestycja w przyszłość. -
Słowa ojca odbijały się echem w jej głowie, starała się myśleć że może kiedyś, za kilka lat Draco pokocha ją szczerze i będą stanowić szczęśliwe i zgrane małżeństwo. Wierzyła w to mocno, dopóki nie pojawiła się ta Granger. Westchnęła głośno i ścisnęła kwiaty które trzymała w dłoniach. Gdy stanęła przed skrzydłem szpitalnym wzięła głęboki wdech i weszła jak najciszej się dało. Pochodnie oświetlały miejsca w których leżeli pacjenci więc skierowała się w ich stronę. Gdy minęła puste łóżka i stanęła przed nimi miała wrażenie że zaraz pęknie jej serce. Wydawać by się mogło że leżeli na jednym, dużym łóżku. Ona opierała głowę o jego ramię, a on położył policzek na wierzchu jej głowy. Trzymali się za ręce i wyglądali jakby już nigdy nie mieli się obudzić. Pomyślała że są piękni, uczucie które emanowało z ich spokojnych, uśpionych twarzy było niczym bijąca blaskiem łuna. Postawiła kwiaty na ladzie i poczuła jak po policzkach spływają jej łzy. Nawet jeśli rodzice wybrali ich na narzeczonych, nawet jeśli któregoś dnia on zostanie je mężem wiedziała, że nigdy jej nie pokocha. Całe jego serce należało już do Hermiony Granger.