środa, 5 lipca 2017

Rozdział 5.

To już piąty rozdział! Pisanie tej historii sprawia mi wielką, ale to wielką przyjemność. Kreowanie świata i bohaterów to ogromna radość i niejednokrotnie ciężka praca. Mam nadzieję, że "Kolor Twojej Duszy" przypadł Wam do gustu i zostaniecie ze mną i tym opowiadaniem do samego końca :) Miłej lektury!


*~~~~~~~*~~~~~~~*

"Ściskałem go mocno w ramionach, lecz mimo to wydawało mi się, że zsuwa się pionowo w przepaść, z której nie będę mógł go wyciągnąć…" - Antoine de Saint-Exupéry,Mały Książę.


*


Ból lubił wracać w zaskakujących momentach. Wydawało jej się, że jest jak morze. Ma swoje przypływy i odpływy. Czasami opuszczał ją na dłużej, dając chwilę wytchnienia, lecz później wracał i miała wrażenie że za każdym razem robił to ze zdwojoną siłą. Siedziała w Wielkiej Sali i patrzyła za okno nieprzytomnym wzrokiem. Tost z dżemem leżał na talerzu nietknięty, a jej myśli dryfowały po kolejnym przypływie. Rodzice.. Tak strasznie tęskniła. Chciała świętować razem z nimi, zacząć wspólnie nowy rok szkolny, być obok i wiedzieć, że oni też tu są. Pewnie są szczęśliwi, miała taką nadzieję. I może kiedyś jej wybaczą, gdy wszystko im wyjaśni. Lecz teraz zostało jej jedynie przeć do przodu i jak zawsze robić to co do niej należy. Dziękowała w duchu za babcię Rosie, która była dla niej niczym największa przyjaciółka. Wyrozumiała, zabawna i ze złotym sercem. Dla Hermiony była niczym najprawdziwsza czarodziejka która potrafiła odczarować zły nastrój. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie babci i wzięła do ręki tost. Ledwo nadgryzła śniadanie gdy usłyszała pełen emocji głos przyjaciółki.
- Miona! - Ginny podbiegła i usiadła obok kasztanowłosej rzucając szkolną torbę pod ławę. - Nie uwierzysz, połowa dziewczyn z Gryffindoru chce zagrać rolę Julii! Gdy wczoraj zawiesiłaś plakat w Wielkiej Sali a prefekci zaczęli rozdawać ulotki, po godzinie biblioteka zaroiła się od uczniów. Pani Pince przeżyła prawdziwe oblężenie. - zachichotała ruda i nalała dyniowego soku do pucharu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Prawdę mówiąc nie liczyła na takie zainteresowanie sztuką. Z jednej strony ją to cieszyło, im więcej osób do pomocy tym lepiej, z drugiej jednak  docierało do niej, że to przedstawienie będzie nie lada przedsięwzięciem.
- Wszystko fajnie Ginny, ale i tak na mojej głowie zostaje napisanie scenariusza.. - westchnęła. - Do tego dochodzą prace domowe i tegoroczne owutemy. No i bal... - ciężar obowiązków powoli  zaczął ją przytłaczać.
- Nie martw się. - zaczęła Weasleyówna upijając łyk soku. - Przecież nie zostajesz ze wszystkim sama. Cały mój rocznik pomoże w przygotowaniach do balu. Już się nie mogą doczekać. - dodała.
Kasztanowłosa przyjęła tę wiadomość z prawdziwą ulgą.
- Co masz pierwsze? - zapytała Ginny po kilku minutach wstając z miejsca i podnosząc z podłogi torbę z książkami.
- Zaklęcia z Flitwickiem. - odpowiedziała Hermiona. - Wciąż uczymy się latać. -
- Wy też? - zdziwiła się ruda.
- Jak to my też? Myślałam że tylko siódme klasy to ćwiczą. -  
- Flitwick powiedział, że jeśli ktoś chce zdobyć z zaklęć podczas sumów Powyżej Oczekiwań bez egzaminu, musi opanować sztukę latania. W każdej klasie ktoś się zgłosił. W naszym domu tylko ja, u Krukonów Luna, u Ślizgonów Astoria Greengrass a u Puchonów jakiś Georg Powell. -
- Jesteś tego pewna, Ginny? - zapytała Hermiona bez przekonania. - To trudna sztuka, a co jeśli ci się nie uda? -
- Będę wtedy zdawać egzamin na normalnych zasadach. Zawsze lepiej spróbować. - powiedziała z uśmiechem. Po chwili przyjaciółki rozstały się, by pójść pod swoją klasę.

~

Wiedział że jest spóźniony i wiedział, że poniesie za to konsekwencje. Jednak mało go to w tej chwili obchodziło. Szedł spokojnym krokiem w kierunku sali od zaklęć i szczerze się zdziwił widząc biegnących w jego kierunku Blaisea i Pansy. Więc i oni zaspali, pomyślał.
- Draco.. Draco! - wysapał czarnoskóry chłopak zatrzymując się przed blondynem. - Cholera, wypiłem wczoraj z Terencem trochę za dużo Ognistej i tak jakoś wyszło.. Szkoda że nie chciałeś wpaść. wydyszał.
- Na Salazara Blaise, dlaczego masz taką zadyszkę? - zdziwiła się Pansy marszcząc brwi. Sama wyglądała na zmęczoną i lekko pomiętą.
- Na kacu zawsze spada mi forma. - mruknął.
- Chodźmy do sali, bo jeszcze parę minut i Flitwick wlepi nam szlabany. - odezwał się Draco, jednak w głębi duszy chętnie zrobiłby sobie dzisiaj wolne.
Otworzyli drzwi a wszystkie pary oczu skierowały się wprost na nich.
- Pan Zabini, pan Malfoy i panna Parkinson. - zaczął spokojnym głosem profesor. - Minus pięć punktów dla Slytherinu za każdego. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy? -
Trójka Ślizgonów przytaknęła cicho i usiadła na swoim miejscu. Po chwili nauczyciel kontynuował wykład.
- Tak jak wspominałem wcześniej, nauka latania ma kilka etapów. Najpierw czarodziej uczy się zaklęcia Alas Libertatem, które sprawia iż przestaje być poddany Ziemskiej grawitacji. Dotychczas sztuka ta udała się pannie Granger i panu Malfoyowi. Drugim etapem jest wytworzenie wokół siebie swego rodzaju chmury. Do tego potrzebne jest zaklęcie Nubes*, które dzisiaj będziemy ćwiczyć. Proszę wstać, odsunąć ławki i stanąć w pewnej odległości od siebie. - skończył profesor. Uczniowie wykonali polecenie i z różdżkami w dłoniach czekali na kolejne wskazówki.
- Proszę rzucić na siebie zaklęcie pozbawiające grawitacji, a gdy to już się wam uda, rzućcie zaklęcie spowijające. - powiedział, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Większość uczniów miała niepewne miny. Rzucane zaklęcia nie działały i z każdą chwilą wyglądali na coraz bardziej zrezygnowanych.  Draco unosił się właśnie nad ziemią i rzucił na siebie następne zaklęcie. Ku jego zdziwieniu nagle zaczęły go spowijać kłęby białej substancji. Nie były ani ciepłe, ani zimne. Gdyby nie spojrzał na swoje nogi, w ogóle nie miałby pojęcia że zaklęcie podziałało. Spojrzał w kierunku Gryfonki. Był ciekawy czy i tym razem udała jej się ta sztuka. Nie zdziwił się gdy dostrzegł że i ona znika za chmurą białej mgły. Profesor po raz kolejny piał z zachwytu.
- Wspaniale! Cudownie! Po dziesięć punktów dla Slytherinu i Gryffindoru! - oznajmił.
- Panie profesorze! - rozległ się w klasie głos Rona, który wraz z Harrym unosił się kilka centymetrów nad podłogą. Chwilę później pierwszy etap zaklęcia opanował Blaise, Pansy i Neville.
Już dawno oba domy nie zarobiły tylu punktów jednego dnia. Po godzinie wychodząc z klasy, uczniowie byli w o wiele lepszych nastrojach. Niestety, po kilkunastominutowej przerwie nastąpiła lekcja obrony przed czarną magią i miny Ślizgonów znowu wyrażały czyste niezadowolenie.  James Turner po krótkim przywitaniu i sprawdzeniu obecności ponownie rozkazał wszystkim wyczarować patronusy i ku zdziwieniu kilku uczniów do grona znanych im już postaci zwierząt dołączyło kilka nowych. Duży, srebrny pyton należący do Blaisea Zabiniego pomknął przez salę i minął się kobrą egipską wyczarowaną przez Pansy Parkinson. Zaraz obok przemknęła wielka papuga Daphne Greengrass. Draco czuł że z nerwów pocą mu się dłonie. Nie był jedynym który jeszcze nie wyczarował patronusa, ale świadomość że wciąż tego nie dokonał działała na niego przygnębiająco. Stojąca obok Millicenta Bulstrode szeptała zaklęcie z uporem, lecz była w stanie wyczarować jedynie strzępy srebrnej mgły, podobnie jak Terence Higgs.  Arystokrata wpatrywał się w różdżkę jakby zastanawiał się czy przypadkiem nie jest uszkodzona, gdy nagle usłyszał obok siebie cichy szept.
- Quiddich. -
Spojrzał w prawy bok i ujrzał lekko uśmiechniętą Gryfonkę. Stała trzymając ręce za plecami, a w jej oczach ujrzał odbity blask wyczarowanych chowańców. Skinął lekko głową na znak zrozumienia i skupił się z całych sił. Wypowiedział zaklęcie, lecz zanim je skończył wiedział już że nic z tego nie będzie. Jakiś czas temu głęboko się nad tym zastanowił i z przerażeniem odkrył, że nawet quiddich nie sprawia mu takiej radości jak dawniej. Szczęśliwe wspomnienie? Nie miał pojęcia które miałby przywołać. Pragnął jak najszybciej opuścić klasę, lecz w milczeniu doczekał dzwonka na przerwę. Hermiona odprowadziła go smutnym wzrokiem.
- Hej! - Blaise stanął obok niej cały podekscytowany. Krok za nim przystanęła Pansy. - Widziałaś nasze patronusy? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak, gratuluję . - kasztanowłosa uśmiechnęła się lekko.
- To twoja zasługa. - dodał.
- Moja? -
- Gdy trenowałaś Draco uważnie was obserwowaliśmy, więc coś tam do nas też dotarło. - powiedział z rozbawieniem. - Podobają ci się nasze wężyki? -
- Bardzo eleganckie. - przytaknęła wesoło.
- Widzę, że lekcje Hermiony nie idą w las. - Harry stanął obok przyjaciółki i poprawił swoje okrągłe okulary.
- Nie byłbym tego taki pewien .- wtrącił Ron podchodząc do Harryego. - Nasz jaśnie pan wyglądał na mocno zdołowanego. -
- Daj spokój Ron. - wtrąciła Gryfonka i ruszyła przed siebie mijając po drodze Daphne Greengrass która patrzyła na nią ze wstrętem. Nie zauważyła Malfoya w Wielkiej Sali podczas przerwy obiadowej, za to co chwilę podchodziły do niej dziewczyny z różnych domów i roczników chcąc się upewnić czy bal na pewno się odbędzie i czy to nie żart, iż prefekci wystawiają sztukę pod koniec roku. Ginny, która towarzyszyła przyjaciółce podczas obiadu w końcu nie wytrzymała i wydarła się na całą Wielką Salę.
- Przecież widzicie plakat, a w dormitoriach macie ulotki na brodę Merlina! Dajcie jej zjeść! - po czym usiadła ciężko na ławie i głośno westchnęła.
- Coś się stało Ginny? - zapytała Hermiona spoglądając niepewnie na Weasleyównę. Ta pokręciła przecząco głową.
- Nie, jestem tylko zmęczona. Zaczął się dopiero drugi tydzień szkoły, a mam wrażenie, że to już drugi miesiąc. - jęknęła i odrzuciła do tyłu swoje długie włosy.
- Mówiłam ci, że za dużo na siebie bierzesz. Zrezygnuj z nauki latania. -
- Odpada. Jakoś dam radę. - powiedziała z uporem.
- Nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy? Aż tak bardzo nie chcesz zdawać egzaminu? - zapytała ją szatynka.
- Mama. - odpowiedziała ruda patrząc w pusty talerz.
- Mama nie chce żebyś zdawała egzamin? - Hermiona nic z tego nie rozumiała. Ginny szybko jej zaprzeczyła.
- Nie. Nie o to chodzi. Mama... ona ostatnio bardzo rzadko się uśmiecha, a kiedy już to robi, wygląda jakby tego żałowała. Jakby miała do siebie pretensje za te chwile radości.  Chyba uważa że.. że jeszcze nie powinna. Po śmierci Freda... - Ginny spojrzała prosto w brązowe oczy przyjaciółki, a w jej własnych zaszkliły się łzy. - Chciałabym zdać ten rok z najlepszymi ocenami na jakie mnie stać. Chcę jej dać powód do radości. Taki, za który nie musiałaby pokutować. - powiedziała, a po jej policzkach spłynęły dwie małe łzy.
- Och Ginny.. - Hermiona objęła przyjaciółkę i ukryła jej twarz w swoich brązowych włosach. - Jeśli tylko będziesz potrzebowała mojej pomocy, przyjdź do mnie. Zawsze będę czekać, rozumiesz? -
Rudowłosa pokiwała głową i otarła oczy z łez. Chwilę później pojawił się Ron i Harry który usiadł obok Ginny i pocałował ją w policzek. Ta przytuliła się do jego ramienia i już całkiem spokojna przymknęła oczy. Hermiona uśmiechnęła się na ten widok. Cieszyła się że związek jej przyjaciół przetrwał wojnę i wciąż mogli na siebie liczyć. Harry nigdy nie mówił za dużo ani nie był zbyt romantyczny, tak przynajmniej zdradziła jej Ginny, ale za to można było na nim polegać. Szczerze kochał swoją dziewczynę i zawsze gdy ta go potrzebowała był obok. Hermiona spojrzała na  siedzącego naprzeciwko niej Rona. Jadł z zapałem pieczonego kurczaka, a na jego twarzy malowała się wręcz błoga radość. Gryfonka zdawała sobie sprawę z faktu iż największą namiętnością jej byłego chłopaka jest jedzenie. Mimo wszystko była szczęśliwa. Tylko czasami oprócz tęsknoty za rodzicami czuła coś jeszcze. Jakieś dziwne pragnienie, którego nie potrafiła opisać. Tęsknotę za czymś, czego nie umiała nazwać. Może gdyby dłużej się nad tym zastanowiła w końcu odkryłaby co ją tak gnębi, ale nie chciała się w to zanurzać. Nie teraz.
Po skończonym obiedzie ruszyli na zajęcia z transmutacji która stawała się coraz trudniejsza i dwugodzinne eliksiry. Dobrze zaczęty poniedziałek zakończył się całą masą wypracowań zadanych na kolejne dni.

*

Pod koniec dnia Hermiona miała wrażenie, że bolą ją wszystkie kości. Usiadła na kanapie w salonie i niedbale rzuciła obok swoją torbę. Krzywołap otarł się o jej nogi i położył przed kominkiem. Od pamiętnej nocy już nie wchodził do pokoju Ślizgona. Gryfonka postanowiła zjeść kolację w dormitorium i od razu zabrać się za pisanie scenariusza. Nie łudziła się, by Ślizgon akurat jej w tym pomógł. Sama czuła, że będzie to najcięższa część całego przedstawienia. Przywołała zaklęciem egzemplarz "Romea i Julii", wyjęła z torby pióro, kałamarz i bardzo długi zwój pergaminu. Usiadła przed niskim stolikiem i nagle zastygła trzymając pióro w dłoni. Nie miała zielonego pojęcia od czego zacząć. Co mogłaby zmienić, co dodać a co zostawić z oryginalnego tekstu? To co napisze inni będą musieli zagrać, więc nie może być to ani zbyt długie, ani zbyt trudne. Na początek postanowiła zmniejszyć ilość postaci. Spisała wszystkich bohaterów i powoli wykreślała tych mniej ważnych. Pozbyła się Pazia Parysa, Piotra-sługę Marty (opiekunki Julii), stryjecznego brata Capuletiego, Aptekarza i Trzech muzykantów. Gdy już to zrobiła spojrzała na magiczny zegar i ze zdziwieniem stwierdziła, że minęło dopiero pół godziny. Odłożyła pióro i wypowiedziała dobrze jej znane imię.
- Mrużko? - na te słowa po chwili stanęła przed nią mała skrzatka z nosem jak pomidor, ubrana w schludną, białą szatę z herbem Hogwartu.
- Panienka wzywała? - skrzatka ukłoniła się lekko.
- Witaj Mrużko .- zaczęła Hermiona. - Czy mogłabyś dostarczyć mi kolację do salonu? - zapytała z uśmiechem.
- Oczywiście. - skrzatka zniknęła w ułamku sekundy i Hermiona znów została sama. Wróciła do pisania scenariusza gdy nagle uchyliły się ramy obrazu, a do salonu wszedł Draco.
Gryfonkę zmroziło. Całkowicie zapomniała o ich wieczornych lekcjach, więc szybko zaczęła pakować rzeczy do torby. - Cholera.- pomyślała- nie mam teraz na to czasu. - Lecz zanim zdążyła schować kałamarz usłyszała głos arystokraty.
- Możemy dzisiaj sobie to darować? - zapytał nie patrząc na nią. Podszedł do barku i zaczął wrzucać kostki lodu do szklanki. Hermiona patrzyła na niego ze zdziwieniem. Sądziła że Malfoy nie zrezygnuje z ich wspólnych lekcji. Mimo iż miała przed sobą całe mnóstwo innych zadań, poczuła że robi jej się przykro. Więc pewnie i on sądzi, że niczego nie będzie w stanie go nauczyć.  Skoro jej wskazówki nie pomagają, po co to ciągnąć?
- Och.. skoro chcesz.. - powiedziała zrezygnowanym tonem i zaczęła z powrotem wykładać na stół wszystkie przybory. Po chwili w salonie pojawiła się Mrużka zostawiając obok pergaminu talerz z jedzeniem. Draco ku zdziwieniu Hermiony stał przy kominku i popijał drinka patrząc w ogień, nie odzywał się i nie patrzył w jej stronę. Jego obecność nieco ją krępowała. Nie potrafiła się skupić tak jak poprzednio i gdy rozważała czy nie przenieść się do swojego pokoju, Malfoy usiadł na kanapie i spojrzał jej przez ramię, stawiając butelkę Ognistej Whiskey zaraz obok niej. 
- Też bym ich wykreślił. - powiedział i upił łyk alkoholu.
Szatynka spojrzała wprost na niego ze zdziwieniem.
- Czytałeś tę sztukę? - zapytała.
- Czytałem. W końcu mam ci pomóc. - odpowiedział.
- I... i co o niej sądzisz? - Hermiona przypuszczała że Ślizgon pierwszy raz w życiu spotkał się z czymś, co pochodzi ze świata mugoli. Była ciekawa jakie zdanie o utworze ma czarodziej, który nigdy wcześniej nie brał do rąk mugolskiej książki. Nie mogła też uwierzyć że sam z siebie ją wypożyczył. Sądziła, że raczej poprosi o to Zabiniego i Parkinson, by za niego ją przeczytali i później mu ją streścili.  Draco wzruszył ramionami i po chwili odpowiedział.
- Naiwna. -
Nie zdziwiła ją ta odpowiedź. Miała jednak nadzieję, że blondyn rozwinie swoją myśl.
- To znaczy? - zapytała w końcu.
Draco sięgnął po butelkę i kontynuował.
- Nie jest zła. - zaczął. - Ale ciężko się z nią utożsamić. Nie jest prawdziwa. - powiedział i napił się Ognistej. - Rozumiem główne założenia autora, przekaz i ogólny wydźwięk sztuki, ale jest jeden mały problem. Głowni bohaterowie... - przerwał na chwilę. - Wszystko byłoby fajnie, wiesz, ta cała ich miłość, ślub, romans, gdyby nie fakt, że wszystko się dzieje w przeciągu trzech dni! Napijesz się? - zapytał nagle.
Hermiona skinęła potwierdzająco głową.
- Zgodzę się z tobą. - zaczęła. - Ale chyba to właśnie ludzi najbardziej urzekło. To, że wydaje się to być niemożliwe. Miłość od pierwszego wejrzenia, uczucie na przekór wszystkiemu i wszystkim, śmierć i wspólne życie wieczne. - powiedziała i napiła się drinka.
- Tobie się to podoba? - zapytał zaskoczony. - Romeo i Julia mieli gówniane życie. Z resztą, wątpię czy naprawdę się kochali. Ledwo się znali, nic o sobie tak naprawdę nie wiedzieli. Z czasem mogło się okazać że on w nocy chrapie niczym stary troll, a ona nie goli nóg. - powiedział z niesmakiem, na co Gryfonka zachichotała.
Draco spojrzał na nią znad szklanki. Siedziała przed stolikiem na ugiętych kolanach a jej włosy które teraz modelowała, sięgały jej prawie do pasa. Zdjęła szkolny sweterek i rozpięła dwa guziki swojej białej koszuli. Nie wiedział czemu, ale coś w jej wyglądzie sprawiło że szybciej zabiło mu serce. Uśmiechała się szczerze a alkohol zarumienił jej policzki. Zrobiło mu się duszno, więc sam również rozpiął kilka guzików swojej czarnej, jak zawsze, koszuli. Mimo iż pił jego policzki wciąż pozostawały blade. Dopiero teraz, gdy spojrzał na jej dekolt poczuł że krew uderza mu do głowy.
- Zagrasz Romea? - usłyszał jej głos.
- Nie ma mowy. - odpowiedział i natychmiast otrzeźwiał.
- Dlaczego? - zapytała pijąc już drugą szklankę. - Jesteś wysoki, niegłupi i dziewczyny cię lubią. - wzruszyła ramionami.
- Jesteś pijana Granger. - Draco pochylił się by odebrać jej szklankę lecz ta schowała dłoń za plecami.
- Nie jestem pijana, Malfoy. Możesz uznać moje słowa za komplement, więc podziękuj. Ale na poważnie, chcę byś zagrał Romea. - powiedziała z uporem.
- Niech zostanie nim Potter, jest kochliwy, pasuje do roli. - rzucił kąśliwie Ślizgon.
- Chcę byś został nim ty. - upierała się.
- A Julią niby kto? Ty? - prychnął.
- Nie. - pokręciła głową. - Jeszcze nie wiem kto, ale nie ja. -
Draco zmarszczył brwi. Szczerze mówiąc nie bardzo go to wszystko obchodziło, ale jeśli już miałby zagrać tego durnego Romea, wolałby już nawet Granger w roli jego ukochanej, niż na przykład Milicentę Bulstrode.
- A ty, kogo chcesz zagrać? - zapytał.
- Nikogo. Jestem odpowiedzialna za scenariusz, reżyserię i całą resztę. I tak będę miała najwięcej roboty z was wszystkich. - westchnęła i spojrzała na pergamin. - Co do sztuki... myślę że zostawię na pewno początek, czyli prolog. Ktoś musi zagrać narratora, myślę o Parvati Patil, ma ładny głos. -
Siedzieli tak przez prawie dwie godziny, aż w końcu musieli iść na patrol. Hermiona oprócz miłego zaskoczenia, czuła że coś między nimi się zmienia. Z czasem dostrzegła też w byłym wrogu pociągające ją cechy. Był oczytany, czego niestety nie mogła powiedzieć o swoich przyjaciołach, którzy do książek zaglądali tylko z przymusu. Arystokrata posiadał dużą wiedzę z wielu dziedzin i chętnie go słuchała gdy już postanowił z nią rozmawiać na dany temat. Zauważyła że prawie wcale nie gestykulował. Tam, gdzie ona wspomagała się ruchami rąk, on trzymał je za plecami bądź wzdłuż ciała. Pomyślała że muszą wyglądać komicznie. Ona głośna, narwana i pełna energii, on chłodny, wyniosły i opanowany. Patrol minął im zadziwiająco szybko, więc gdy wrócili do dormitorium usiedli jeszcze na chwilę przy kominku by dokończyć rozmowę.
- Dlatego właśnie uważam, że obowiązek namiaru do dnia pełnoletności powinien być zniesiony. - powiedział Draco i pogłaskał śpiącego Krzywołapa za uchem. Hermiona nie kryła zdziwienia.
- Lubisz go? - zapytała.
- Nie przeszkadza mi. - odpowiedział arystokrata. - W domu nie mamy zwierząt.
- Tak, wiem. - odpowiedziała szybko i po chwili dotarło do niej co powiedziała. - No, bo.. byłam u ciebie raz i nie zauważyłam by kręciły się jakieś zwierzaki. Nie szczekały psy na podwórku ani nic.. - odpowiedziała zmieszana.
Zapadła cisza przerywana tylko cichym mruczeniem kota. W końcu, po chwili która dla Hermiony wydawała się wiecznością Draco wstał z kanapy.
- Przerwijmy na razie nasze lekcje. - zaczął i szybko kontynuował widząc iż Gryfonka chce mu wejść w słowo. - Nie rezygnuję z nich, ale czeka nas masa roboty z tym przedstawieniem, więc najpierw tym się zajmijmy. - powiedział i przeczesał dłonią swoje włosy.
- W porządku. - odpowiedziała spokojnie. - Dziękuję za dzisiejszą pomoc. - dodała.
- Dobranoc Granger. - Draco odwrócił się i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Godzinę później Hermiona słyszała jak wchodzi do łazienki i usnęła nasłuchując szumu prysznica.

*

Tydzień minął szybciej niż mogła się tego spodziewać. Dzięki pomocy Ślizgona praca nad scenariuszem poszła jej o wiele sprawniej i już nie bała się iż zaniedba lekcje i stosy wypracowań. Sobota przywitała uczniów szarym niebem i chłodnym wiatrem, ale mimo to Blaise Zabini aż podskakiwał od emocji, gdy czekał aż jego przyjaciel będzie gotowy.
- Blaise? - zaczęła Gryfonka widząc jak nerwowo drga mu noga. - Może chcesz się napić herbaty? - zasugerowała.
- Co? A nie, nie dzięki. - rzucił szybko. - Wiesz, to mój pierwszy trening jako kapitana drużyny. Cieszę się jak cholera, ale jeśli zawalę to Smok urwie mi głowę. - powiedział i uśmiechnął się gorzko.
- Jestem przekonana że sobie poradzisz. - powiedziała z przekonaniem. Blaise spojrzał na nią z ukosa.
- Kibicujesz wężom? - zaśmiał się.
- Kibicuję wszystkim. - opowiedziała wzruszając ramionami. - Tylko pamiętaj, jutro jest spotkanie prefektów, Malfoy będzie mi potrzebny w jednym kawałku. - dodała z udawaną srogością.
- Będzie ci potrzebny tylko na zebranie, czy do czegoś jeszcze? -
Gryfonka spojrzała na niego spode łba, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć z pokoju wyszedł Draco ubrany w strój do quiddicha. Musiała przyznać, że arystokrata wygląda w nim nadzwyczaj dobrze. Stał wyprostowany a w lewej ręce trzymał swoją miotłę, Nimbusa 2001.
- W końcu! - zerwał się z miejsca Zabini. - Idziemy! - machnął ręką na przyjaciela. - Życz nam powodzenia! - wrzasnął przez ramię do Gryfonki. 
- Powodzenia! - odkrzyknęła i jeszcze raz spojrzała na swojego współlokatora. Ich oczy na chwilę się spotkały i Hermiona stwierdziła, iż nie widzi w nich radości.

~

Szedł za Blaisem i próbował się uspokoić. Pokładał w tym treningu wielkie nadzieje. Chciał wierzyć że gdy już wzbije się w powietrze jego problemy choć na moment znikną, a umysł stanie się lżejszy. Ściskał w dłoni swoją miotłę, uwielbiał czuć pod palcami jej gładką powierzchnię. Przymknął na chwilę oczy i przywołał w pamięci wczorajszy wieczór. Przez te kilka godzin z Gryfonką nie myślał ani o ojcu, ani o matce, ani o tych wszystkich rzeczach przez które nocami zrywał się z łóżka zlany potem. Miał nadzieję, że lot na miotle dokona tego samego. W szatni czekali już pozostali członkowie drużyny. Po krótkim przywitaniu i nieco dłuższym wykładzie wygłoszonym przez lekko poddenerwowanego Blaisea, Ślizgoni wylecieli na boisko jeden po drugim. Draco wziął głęboki wdech. Świeże, wczesnojesienne powietrze otrzeźwiło mu umysł i dodało sił. Wzleciał wyżej niż pozostali i zatoczył w powietrzu szerokie koło. Wiatr potargał jego jasne kosmyki i wypełnił płuca. Po kilku minutach swobodnego lotu Blaise uwolnił piłki i rozpoczął się trening. Draco jako jedyny nie uczestniczył w ogólnym zamieszaniu, czuł się dziwnie, bo pierwszy raz od lat nie wydawał komend ani nie musiał przejmować się formą zawodników. W pewnym momencie wydawało mu się że widzi blask złotej piłeczki, jednak był to tylko błysk zegarka Terenca Higgsa. Po godzinie jednak myśli Ślizgona znów zaczęły uciekać w niebezpieczne rejony. Wczoraj wieczorem otrzymał od matki list w którym informowała go, iż w Święta Bożego Narodzenia będą gościć u siebie rodzinę Greengrass. Podejrzewał że ma to związek z biznesem i finansami, lecz matka nic konkretnego w liście mu nie napisała. A skoro już o listach mowa, jeszcze ani razu nie napisał do swojego ojca. Nie wiedział co mógłby mu przekazać, o czym opowiedzieć ani jakich słów użyć. Czuł się z tym faktem źle, ale nie chciał się zmuszać do napisania czegoś, czego później by żałował. 
Z rozmyślań wyrwał go wściekły głos Blaisea.
- Co ty wyprawiasz Draco! -
Blondyn odwrócił się momentalnie i zauważył że cała drużyna unosi się w miejscu na swoich miotłach i badawczo mu się przygląda. Był wysoko, o wiele za wysoko niż powinien być i kręcił się bez celu patrząc w dal nieobecnym wzrokiem. Poczuł wstyd i wściekłość.
- Dlaczego nie szukasz znicza? Już trzy razy śmignął mi koło ucha a ty jeszcze ani razu go nie złapałeś. - marudził Blaise. - Zaraz kończymy trening, weź się do roboty. -
Draco nie miał za złe przyjacielowi tego upomnienia. Blaise zawsze poważnie podchodził do quiddicha, więc teraz gdy został kapitanem tylko na jeden, ostatni rok, pewnie jeszcze bardziej zależy mu na wygranej. Arystokrata wściekły na samego siebie zaczął obniżać lot i gdy mijał pałkarzy na których składało się dwóch Ślizgońskich piątoklasistów, usłyszał strzępek ich rozmowy.
- Słyszałem że jego ojciec nie wyjdzie z Azkabanu przez najbliższe dziesięć lat. - szepnął przysadzisty brunet do siedzącego obok szczupłego szatyna.
- Myślisz? Phy, też mi książę Slytherinu. Nawet już nie pokazuje się w naszym dormitorium, tylko przesiaduje z tą szlamą Granger... Nie powiem, jest niezła, ale pewnie pod spódnicą też śmierdzi szlamem. - zarechotał.
Draco poczuł jak fala gniewu uderza mu do głowy. Nie wiedział dlaczego to robi, ale wściekłość która z każdą chwilą w nim narastała, pchnęła go do czynu. Przyśpieszył miotłę i z impetem wpadł między dwójkę niczego nie spodziewających się chłopaków. W ostatniej chwili zdołali złapać się rączek i utrzymać na miotłach by nie runąć w dół jak dwa kamienie.
- Malfoy! - wrzasnął brunet kurczowo zaciskając ręce na miotle.
- Draco! - Blaise zauważył co wyprawia jego przyjaciel i ze wściekłością wymalowaną na twarzy zaczął lecieć w jego stronę. 
- Sorki! Widzę znicza! - odkrzyknął mu arystokrata i pomknął przed siebie. Po chwili poczuł ulgę, gdyż faktycznie znicz trzepotał swoimi małymi, srebrnymi skrzydełkami zaraz obok jednej z okrągłych bramek. Przyśpieszył lot i po kilku sekundach trzymał w dłoni niewielką, złotą piłeczkę.
- Co to miało być? - zapytał Blaise podlatując do niego. - Dlaczego ich staranowałeś? Mogli spaść i połamać sobie kości! -
Lecz Draco nawet na niego nie spojrzał. Wylądował na miękkiej trawie, wypuścił z ręki znicza który pomknął przed siebie niczym mały koliber i ruszył w stronę zamku mijając szatnię. Blaise jeszcze przez chwilę siedział na miotle oniemiały, po czym ogłosił koniec treningu i tak szybko jak tylko mógł pobiegł za przyjacielem.

~

Luna rozglądała się po pokoju wspólnym prefektów naczelnych z niekrytym zainteresowaniem. Jedną ręką głaskała Krzywołapa który położył się obok niej na kanapie, a w drugiej trzymała puchar z sokiem malinowym o który poprosiła Hermionę.
- Jesteś pewna że możesz nam pomóc? - zapytała ponownie kasztanowłosa. Dwadzieścia minut temu w salonie pojawiła się Ginny w towarzystwie Luny i zasugerowała Hermionie pomoc Krukonki w przedstawieniu.
- Jasne! - odpowiedziała ochoczo blondynka. - Uwielbiam prace ręczne, a Ginny wspominała że szukasz osób odpowiedzialnych za kostiumy i dekoracje. - dodała z uśmiechem.
Gryfonka z początku sceptycznie podeszła do tego pomysłu, jednak przypomniała sobie te wszystkie niezwykłe rzeczy, jakie Luna potrafiła stworzyć. Wielka, rycząca głowa lwa, która miała wspierać ich drużynę podczas meczu, czy obraz namalowany w pokoju Luny przedstawiający ją i całą resztę ich paczki.
- Zgoda, ale nie zostaniesz ze wszystkim sama, jest tego za dużo więc będą musiały ci pomóc jeszcze ze dwie osoby. - zaczęła Hermiona. - Może Hanna Abbot i ty Ginny? - zapytała patrząc na przyjaciółkę.
- Pewnie! Chętnie zajmę się tym z Luną. Zapytamy Hannę, czy nie wolałaby może odegrać jakiejś roli, czy jednak wybiera pomoc przy dekoracjach - dodała i upiła łyk soku dyniowego.
- Świetnie, resztę obgadamy wszyscy jutro na zebraniu. - Hermiona nie kryła radości. Luna może i była specyficzna, ale talentu w dłoniach nie można było jej odmówić. - Wiecie może co młodsze roczniki szykują na tę całą akcję "Jedność domów"? - zapytała. Była ciekawa co młodsi uczniowie zorganizują na tę okazję, lecz zanim którakolwiek z dziewczyn zdążyła jej odpowiedzieć do salonu wpadł Malfoy. Minął je bez słowa, wszedł do swojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi z taką siłą, że wszystkie trzy aż podskoczyły. Chwilę po nim pod obrazem przeszedł Blaise i zatrzymał się widząc zszokowane miny dwóch Gryfonek i Krukonki.
- Cześć. - rzucił w ich kierunku i zatrzymał się przed drzwiami do pokoju Dracona. - Otwórz drzwi! Chcę pogadać!- wrzasnął lecz nie doczekał się odpowiedzi. - Draco otwieraj bo je wyważę! – jednak i tym razem nikt mu nie odpowiedział, za to dziewczyny powoli wstały z miejsc.
- Będziemy się zbierać Herm. - Ginny odłożyła puchar na stół i uśmiechnęła się niepewnie. - Chyba że chcesz odwiedzić nas w wieży? - zapytała. - Harry i Ron grają w Eksplodującego Durnia. -
- Nie, dzięki Ginny. Wpadnę do was innym razem. - odwzajemniła uśmiech i patrząc na wściekłego Ślizgona który dalej dobijał się do drzwi, odprowadziła koleżanki do wyjścia. Gdy tylko obraz się za nimi zamknął odwróciła się w stronę czarnoskórego chłopaka i zapytała zduszonym tonem.
- Co się stało Blaise? -
Chłopak w końcu przestał wywrzaskiwać groźby i głośno westchnął.
- Ten trening.. To była porażka.. -zaczął i nalał sobie Ognistej Whiskey do szklanki. - Może nie do końca porażka i nie cały trening, ale Draco.. - przerwał na chwilę i usiadł na kanapie. Hermiona zajęła miejsce w fotelu zaraz obok niego i słuchała z uwagą. - Pewnie nie powinienem ci tego mówić, ale już nie wiem kogo się poradzić. - zaczął z żalem w głosie. - Przez cały czas był nieobecny. Znicz latał mu nad głową a on nawet go nie zauważył. Myślałem, że wiesz.. że kiedy znowu wsiądzie na miotłę to trochę poprawi mu się samopoczucie, ale chyba się myliłem. - pokręcił głową zrezygnowany. - Nie widzę by cokolwiek go cieszyło, unika wszystkich i wszystkiego, nawet quiddich już nie sprawia mu radości.. Może.. Może powinienem oddać mu tytuł kapitana? Może to dlatego? -
Hermiona słysząc coraz większy ból w głosie Ślizgona położyła mu rękę na jego własnej dłoni i zaczęła spokojnym tonem.
- To nie twoja wina, Blaise. I nie musisz oddawać mu tytułu, nie sądzę by to było problemem. - dodała łagodnie. - Mam swoje podejrzenia, co do tego co dolega Malfoyowi, ale nie mogę być pewna. Nie siedzę w jego głowie, a on na pewno mi się nie zwierzy, jednak.. Jednak myślę że mogę spróbować mu pomóc. Chociaż zapewne mnie odtrąci -
Ciemne oczy chłopaka rozszerzyły się gwałtownie.
- Naprawdę? - zapytał z przejęciem. - Możesz mu pomóc? -
- Mogę spróbować. - poprawiła go.
Ślizgon ochoczo pokręcił głową.
- Dziękuję, Hermiono. - powiedział i opadł na oparcie kanapy. - Wiesz, w naszym życiu, życiu czarodziejów czystej krwi jest wiele brudu i gówna, ale może komuś z zewnątrz uda się przebić przez tę skorupę. - dodał i uśmiechnął się blado. - Mam taką nadzieję. - skończył, po czym upił kolejny łyk bursztynowego płynu.

~

Sobotni patrol Gryfonka musiała odrobić sama. Nie miała o to pretensji i nawet przez myśl jej nie przeszło by pognać do gabinetu dyrektorki i powiadomić ją o nieobecności Ślizgona. Śniadanie zjadła w salonie, po raz kolejny prosząc Mrużkę by dostarczyła jej posiłek do dormitorium. Miała sobie to trochę za złe, czuła że zaczyna wysługiwać się skrzatką ale bardzo chciała porozmawiać ze swoim współlokatorem jeszcze przed zebraniem. Trzymała w ręku list od Hagrida i cieszyła się że odpowiedź na jej pytanie tak szybko dotarła. Gdyby jej ulubiony pół olbrzym się nie zgodził, cały plan wziąłby w łeb. Spojrzała na zegar, było już grubo po dwunastej a Ślizgon jeszcze ani razu nie wyszedł ze swojego pokoju. Znudzona i poddenerwowana zastanawiała się czy nie zapukać do jego drzwi ale dwadzieścia minut przed pierwszą Malfoy wszedł do salonu zapinając ostatnie guziki od koszuli.
- Dzień dobry. - powiedział gdy dostrzegł szatynkę siedzącą na kanapie.
- Dzień dobry. - odpowiedziała wstając. - Chciałabym z tobą porozmawiać. - zaczęła, lecz blondyn wszedł jej w słowo.
- Też chciałbym coś powiedzieć. Mógłbym pierwszy? - zapytał.
- Proszę. -
- Przepraszam za wczoraj. Musiałaś sama iść na patrol, więc nie będę zdziwiony jeśli okaże się że pani dyrektor będzie miała do mnie pretensje. Co do mnie.. to się więcej nie powtórzy. Jeśli chcesz, mogę dzisiaj sam iść na patrol, w ramach przeprosin. -
Hermiona pokręciła głową i spojrzała na niego łagodnie.
- Nic nie mówiłam pani dyrektor, a na patrol pójdę i tak. Za to w ramach rekompensaty chcę byś dzisiaj wieczorem gdzieś ze mną poszedł. - oznajmiła tajemniczo.
Draco zmarszczył brwi. Nie znał żadnego z Gryfonów zbyt dobrze, ale wiedział że mają wręcz magiczną zdolność do pakowania się w kłopoty. Szatynka widząc minę chłopaka wypowiedziała tylko jedno, jedyne słowo.
- Tchórzysz? - uniosła brew i w mgnieniu oka zauważyła zmianę w postawie Ślizgona. Wyprostował się i dumnie uniósł głowę. Wiedziała, że na to pytanie z pewnością nie pozostanie obojętny.
- Ja nigdy nie tchórzę Granger. - odpowiedział chłodno. - Kiedy chcesz iść? -
- Zaraz po patrolu. -
- Ale jeśli po patrolu nie wrócimy do dormitorium i ktoś nas przyłapie.. -
- O to się nie martw. - odpowiedziała lecz nie zamierzała mu wyjaśnić nic więcej. - Idziemy? - zapytała i stanęła przed obrazem.  Skinął potwierdzająco głową i już po chwili razem wyszli na szeroki korytarz.

~

Tak jak poprzednio prefekci przyszli na zebranie z osobami towarzyszącymi. Jednak tym razem Hermionie było to na rękę. Na początku spytała zebranych czy przeczytali sztukę i gdy wszyscy, łącznie z Daphne Greengrass potwierdzająco kiwnęli głowami, rozdała wszystkim gotowe scenariusze. Dzięki pomocy Malfoya uwinęła się z napisaniem tekstu w tydzień, więc teraz zostało jedynie przydzielić określone role i funkcje.
- Luna i Ginny zajmą się kostiumami i dekoracjami, cieszę się też że postanowiłaś im pomóc Hanno. - zaczęła i zwróciła się do Puchonki która odpowiedziała jej uśmiechem. - Jest potrzebny ktoś kto będzie odpowiedzialny za muzykę, myślałam o klasycznym chórze profesora Flitwicka, ale nie wiem czy się zgodzi. Nigdy nie byłam członkiem chóru i nie wiem na jakich zasadach funkcjonuje. - przyznała.
- Ja należę do chóru od kilku lat. - odezwała się Cho Chang. - Mogę zapytać profesora czy zgodzi się na udział w przedstawieniu. Musiałabyś tylko powiedzieć jakie utwory byłyby najlepsze i jaki styl ma dominować podczas przedstawienia. -
- Świetnie. Jeżeli się zgodzi, na pewno uzgodnię z nim szczegóły. - ucieszyła się Gryfonka i odhaczyła jeden z punktów na swoim pergaminie. - Czy wiecie kogo chcielibyście zagrać? - zapytała patrząc na zebranych. - Wszystkie role są ważne, ale Romeo i Julia to główni bohaterowie, więc to na nich będzie skupiała się cała uwaga. Mogę już zdradzić iż Rolę Romea zagra Draco Malfoy. -
Na te słowa większość osób zaniemówiła, a Daphne Greengrass aż usiadła prosto na krześle.
- Potrzebujemy Julii, ale Hanna już pomaga w przygotowaniach a Cho będzie w chórze, więc zostaje Daphne Greengrass, zgadzasz się? - Gryfonka przeniosła wzrok ze swojej listy na Ślizgonkę. 
- Yyy.. ja.. - blondynka nieco się zmieszała, ale po chwili odzyskała dawną manierę i pewność siebie. - Astoria niech zagra Julię. - powiedziała i spojrzała na siedzącą obok siebie siostrę.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Astoria nie jest prefektem, a zasada jest taka że jeżeli to nie prefekt zostaje osadzony w danej roli, to wtedy ma się odbyć przesłuchanie wśród pozostałych uczniów. Skoro nie chcesz zagrać Daphne, to twoja siostra musi przejść eliminacje w przyszłą niedzielę. - powiedziała i znów spojrzała w trzymany w ręku zwój pergaminu. Daphne westchnęła i zacisnęła pięści. Spojrzała na Gryfonkę z niechęcią, która szybko zmieniła się w czystą nienawiść gdy usłyszała jej kolejne słowa. - Pomyślałam, że możecie zgrać w parze z Terencem rodziców Romea. -
- Słucham?!-
- Ja nie gram! - wrzasnął Higgs.
Hermiona spodziewała się takich reakcji. Gdzieś tam po cichu wierzyła że wszystko pójdzie gładko i bezboleśnie, ale co do Ślizgonów mimo szczerych chęci, nie miała zbyt wielkich nadziei.
- Każdy prefekt ma wziąć czynny udział w przedstawieniu! - zagrzmiała i zaczęła wyliczać. - Mamy do osadzenia jeszcze wiele ról! W tym głowy rodów Montecchich i Capuletich, Martę – opiekunkę Julii, Tybalta - krewnego Julii, Merkucja i Benvolia którzy są kuzynami i przyjaciółmi Romea, Parysa - narzeczonego Julii wskazanego przez jej ojca, Ojca Laurentego i Escalusa - księcia panującego w Weronie! Nie wspominam nawet o osobach które będą musiały robić sztuczny tłum, grając mieszczan i gości balowych. - wzięła głębszy, uspakajający wdech i dodała spokojnie. - Sami widzicie, że każdy będzie musiał kogoś zagrać, dlatego proszę was o współpracę. I tak zrezygnowałam z wielu bohaterów pobocznych, a sam tekst nie jest zbyt obszerny i trudny. - przeczesała dłonią swoje kasztanowe włosy i spojrzała wymownie na przyjaciół. Ron wyglądał jakby mimo wszystko marzył by nie brać w tym udziału, za to Harry poprawił swoje okulary, otworzył książkę i niby to z wielkim zaangażowaniem zaczął wertować jej strony. Hermiona straciła całą nadzieję, więc po prostu zaczęła przydzielać wszystkim role mimo głosów niezadowolenia. - W porządku! - prawie krzyknęła i zabrała się do pisania nazwisk przy konkretnych rolach. - Harry chcę byś zagrał Tybalta, krewnego Julii, ale musisz się stawić na przesłuchaniu, ty Ron Parysa, jej narzeczonego. Malfoy jest Romeem więc za tydzień dowiemy się kto zostanie Julią. Pansy, uważam że byłabyś świetną Panią Capuleti czyli matką Julii więc proszę byś przyszła w niedzielę na kasting. Panem Capuleti zostanie Ernie Macmillan. - słysząc te słowa Puchon spojrzał z lekkim przestrachem na siedzącą trochę dalej Ślizgonkę. - Parvati, chcę byś została narratorem, zgadzasz się? - dziewczyna o kruczoczarnych włosach kiwnęła głową na znak zgody, więc Hermiona ciągnęła dalej. - Daphne, ty będziesz Panią Montecchi a twego męża zagra Michael Corner. - Krukon nie wyglądał na zachwyconego tym pomysłem, ale nie zaczął protestować ani wyrażać swojego niezadowolenia w żaden inny sposób. - Terence, chcę byś zagrał Benvolia, jednego z przyjaciół Romea a Merkucja także znajdziemy w weekend, choć tę rolę sugerowałabym tobie, Blaise. -
- Jestem za, ale rozumiem że i tak mam się stawić na przesłuchaniu? -
- Dobrze by było żebyś też wcześniej przeczytał sztukę i zapoznał się ze scenariuszem. - zauważyła Gryfonka.
- Nie ma problemu. - odpowiedział Ślizgon. Po ich wczorajszej rozmowie podczas której kasztanowłosa zgodziła się spróbować pomóc Draconowi, był w stanie zagrać choćby i żabę.
- W niedzielę zadecydujemy kto zagra resztę postaci. - Hermiona zmniejszyła swój pergamin za pomocą zaklęcia i schowała go do torby. - To by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejsze spotkanie. Cho, porozmawiaj z profesorem jak najszybciej dobrze? - zwróciła się do dziewczyny gdy ta szła już w kierunku drzwi.  Spodziewała się że jej przyjaciele zostawią ją samą, wściekli za zmuszenie ich do grania w przedstawieniu, jednak ku jej zdziwieniu czekali na nią przed salą.
- Nie bardzo uśmiecha mi się odgrywanie jakiegoś odrzuconego narzeczonego, ale wiem że nie mam wyboru. - mruknął Ron po chwili. - Za to dziwię się Malfoyowi. Główna rola? Czym mu zagroziłaś? -spytał rozbawiony.
- Poprosiłam. - odpowiedziała mu spokojnie Hermiona.
- I tak po prostu się zgodził? - Harry nie krył zdziwienia.
- Nie wierzę. - pokręcił głową rudzielec.
- To uwierz Ron. Pomógł mi też w napisaniu scenariusza. Niby nie miał wyboru bo jest prefektem naczelnym, ale do niczego go nie zmuszałam. - powiedziała wychodząc na błonia. Słońce świeciło wysoko na niebie a w powietrzu czuć było zbliżającą się wielkimi krokami jesień.
- Czy my o czymś nie wiemy? -zapytała Ginny z uśmiechem.
- Och przestań! - obruszyła się Hermiona. - To chyba dobrze że jakoś się dogadujemy, prawda? Nie wytrzymałabym z nim w jednym dormitorium gdyby wciąż mi ubliżał. - dodała i wzruszyła ramionami. - I tak mało rozmawiamy. - powiedziała, choć nie było to zgodne z prawdą. Jednak jakiś wewnętrzny głos nie chciał by wyjawiła im prawdę. Nie chciała opowiadać przyjaciołom o ich nocnych rozmowach podczas patrolów, ani o wspólnej pracy nad scenariuszem, ani o tym w jaki sposób zaczyna o nim myśleć. Sama nie chciała dopuścić do siebie tego faktu choć wiedziała, że zaczyna darzyć Malfoya coraz bardziej zawiłym uczuciem. Gdy Ron i Ginny zajęli się szukaniem Pigmejskiego Puszka który skorzystał z chwili nieuwagi i zniknął z oczu rudej właścicielce, Hermiona poprosiła Harryego na bok.
- Harry, czy mógłbyś mi pożyczyć na dzisiaj swoją pelerynę niewidkę? Wpadnę po nią przed patrolem. –
Chłopak w zdziwieniu uniósł wysoko brwi i spojrzał pytająco na swoją przyjaciółkę.
- Czy coś się stało Hermiono? -
Gryfonka poczuła że robi jej się cieplej. Nie lubiła okłamywać bliskich.
- Nie, nie! - zaprzeczyła szybko i uśmiechnęła się szeroko. - Muszę tylko coś załatwić. - dodała. 
- Jasne. -odpowiedział po chwili Harry i nie zadawał już więcej żadnych pytań.


*


Wieczór wydawał mu się chłodniejszy i jaśniejszy zarazem. Spojrzał przez wielkie okno w swoim pokoju i wysoko na nocnym niebie dostrzegł Księżyc w pełni. Lśnił niczym jasny neon i oświetlał Zakazany Las, błonia i wielkie, ciemne jezioro. Odrywając wzrok od srebrnego globu poprawił kołnierz od koszuli i wszedł do salonu. Gryfonka już na niego czekała. Gdy usłyszała jego kroki odwróciła się i uśmiechnęła łagodnie. Zaczynał lubić ten uśmiech, rzadko kto go nim obdarzał. Wyszli na korytarz i w milczeniu przemierzali kolejne piętra zamku. Uczniowie zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów nie chcąc zarobić szlabanów, lub utracić punktów za chodzenie po ciszy nocnej. Kilka minut przed końcem Gryfonka w końcu zabrała głos.
- Pamiętaj że zaraz po patrolu nie wracamy do dormitorium. -
- Pamiętam. - kiwnął głową blondyn. - Powiesz mi dokąd idziemy, albo co będziemy robić? -
- Dowiesz się za kilka chwil. - odpowiedziała. - Nie ufasz mi? - zapytała patrząc na niego ukradkiem.
- Nikomu nie ufam. - odpowiedział szybko.
- Więc dlaczego ze mną idziesz? -
- Ponieważ ci to obiecałem. Z resztą, ten jeden raz mogę spróbować ci zaufać. -
Hermiona zachichotała.
- Brzmisz tak, jakbyś bał się tego co cię czeka. -
Draco spojrzał na nią i uniósł jedną brew.
- Znając Gryfonów i ich talent do pakowania się w kłopoty, nic dziwnego iż nie uśmiecha mi się pójście z tobą gdziekolwiek. -
- A nie chodzi ci o to, że idziesz właśnie ze mną? - zapytała a jej serce nagle przyśpieszyło. Nie wiedziała czy aby na pewno chce usłyszeć odpowiedź.
Arystokrata przez chwilę milczał, aż w końcu odpowiedział patrząc przed siebie.    
- Ty nie jesteś problemem. - powiedział, a Hermiona odetchnęła z ulgą.
Na chwilę znów zapanowała cisza. Byli już obok drzwi do Wielkiej Sali, gdy Hermiona nagle złapała Ślizgona za nadgarstek i pociągnęła lekko za sobą. Tym razem Draco nie wyrwał ręki, zaskoczony jej śmiałym gestem pobiegł za nią i schował się obok niej za dwiema wielkimi zbrojami.
- Co ty wyprawiasz Granger? - wyszeptał.
- Ciii. - szatynka przyłożyła palec do ust. - Chyba gdzieś słyszałam jak Filch mówi coś do swojej kotki. Schyl się. - Sięgnęła do torby którą tym razem ze sobą wzięła i wyciągnęła z niej długi, iskrzący materiał. Nie zważając na nieme pytanie w oczach blondyna zarzuciła niewidkę na ich dwójkę.
- Pożyczyłam pelerynę od Harryego. Chodźmy póki nikogo nie ma.-
Draco kiwnął głową na znak zgody i ruszył w ślad za kasztanowłosą. Pod peleryną, dzięki wymuszonej bliskości poczuł zapach jej szamponu i perfum, które razem tworzyły niezwykle miłą mieszankę zapachów. Przymknął na chwilę oczy i wciągnął mocniej powietrze. Miał ochotę zanurzyć twarz w jej włosach i przybliżyć się do karku, by móc jeszcze mocniej poczuć przyjemny zapach. Z myśli wyrwał go podmuch zimnego powietrza. Wyszli z zamku i szli przez błonia w kierunku chatki z której sączyło się blade światło. Draco nie krył zdziwienia.
- Idziemy do tego świra? - zapytał, po czym jęknął gdy Hermiona specjalnie i z impetem stanęła mu na nodze.
- Nie waż się go tak nazywać Malfoy! - wysyczała. - Zachowuj się i nie przynieś mi wstydu. - dodała z powagą.
- Że co proszę? -
- Nic, siedź cicho. - ofuknęła go. Po chwili oboje stanęli przed drzwiami domku Hagrida. Hermiona wyciągnęła rękę spod peleryny i zapukała. Rozległo się szczekanie psa i usłyszeli zduszony głos pół olbrzyma.
- Cicho Kieł! Cicho cholibka! - mężczyzna otworzył drzwi i wtedy Hermiona ściągnęła z siebie i Malfoya pelerynę.
- Wchodźcie do środka. - powiedział i szybko zamknął za nimi drzwi. - Siadajcie, chcecie herbaty? - zapytał.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziała Hermiona pakując magiczny materiał z powrotem do torby. Draco nic nie odpowiedział. Czuł się jak w jakimś śnie, a raczej koszmarze. Ojciec raz opowiadał mu o tym pożal się Boże domu i jak widać nie kłamał. Na całą chatkę składała się jedna jedyna izba. W jednym kącie stał stół z krzesłami, w drugim kominek, w trzecim kredens z talerzami a tuż obok wielkie łóżko. Z sufitu zwisały wszelkiego rodzaju zioła, ususzone kwiaty i magiczne artefakty pochodzenia zwierzęcego, takie jak włosy z ogona jednorożca, czy pióra ze skrzydeł feniksa.
- Dziękuję że się zgodziłeś Hagridzie. - zaczęła Hermiona. - Kiedy moglibyśmy zacząć? -
- Możemy i teraz, ale.. - zawahał się Hagrid i spojrzał na młodego arystokratę który rozglądał się po jego mieszkanku. - Czy on na pewno nic nie wypaple? -
Draco automatycznie spojrzał w jego stronę i wyprostował się dumnie.
- A niby co miałbym wypaplać? - odezwał się groźnym tonem.
- Hermiono, czy ty w ogóle powiedziałaś mu po co go tutaj ściągnęłaś? - gajowy spojrzał na zmieszaną dziewczynę która zaczęła nerwowo przygryzać wargę.
- Prawdę mówiąc... Nie. Chciałam żeby to była niespodzianka. - powiedziała i utkwiła wzrok w podłodze.
- Niespodzianka? - Hagrid uniósł swoje krzaczaste brwi pod samo czoło. - Niech będzie. Ale pamiętaj Malfoy, to co dzisiaj zobaczysz masz zostawić tylko i wyłącznie dla siebie, rozumisz? - zapytał ostrym tonem. - Inaczej narobisz problemów mnie, sobie, Hermionie i całej szkole. Zrozumiałeś? -
- Tak. - odpowiedział blondyn. - Nic nikomu nie powiem. - dodał.
- W porządku. - odprężył się nieco pół olbrzym. - No to chodźcie. - powiedział i otworzył drzwi. Hermiona wyszła pierwsza a zaraz za nią szedł Draco całkowicie zbity z tropu. Już zaczął żałować że zgodził się na to wszystko. Czuł że mogą grozić im poważne i przykre konsekwencje, ale mimo to szedł w milczeniu za Gryfonką. Po chwili Hermiona zatrzymała się przed zagrodą wtopioną w skraj Zakazanego Lasu i oboje zobaczyli jak Hagrid wchodzi do zagrody i zaczyna nawoływać czyjeś imię.
- Hardodziob! Dziobek! -
- Nie powinieneś nazywać go Kłębolotem? - zwróciła mu uwagę szatynka.
- Nie chce reagować na to nowe imię. - odpowiedział jej gajowy i nawoływał dalej.
Po chwili z cienia wyszło stworzenie którego Malfoy w ogóle się nie spodziewał. W blasku Księżyca jego pióra mieniły się niczym diamenty. Hipogryf, będący hybrydą o głowie, skrzydłach i przednich kończynach jak u olbrzymiego orła i o tułowiu konia stanęło dumnie naprzeciwko dobrze znanego mu Hagrida. Pół olbrzym jak i hipogryf ukłonili się sobie z szacunkiem, po czym gajowy po przyjacielsku poklepał go po głowie i barkach.
- Czyż nie jest piękny? - zapytał z lubością w głosie.
- Jest wspaniały. - zgodziła się z nim Hermiona.
Malfoy wpatrywał się zwierzę jak urzeczony. Wspomnienia z trzeciego roku zalały go niczym morska fala. Dobrze pamiętał i zdawał sobie z tego sprawę, że przez niego zabito niegdyś jednego z przedstawicieli tej dumnej rasy. Był wtedy młodszy, o wiele bardziej próżny, naiwny i głupi. O wiele bardziej okrutny i podły. Nie chciał o tym myśleć, gdyby mógł, cofnąłby czas i nie wymusił na ojcu by ten domagał się kary śmierci dla hipogryfa, którego z resztą sam sprowokował by zrobić na złość Potterowi.
- Poznajesz go? - zapytała spokojnie Hermiona i spojrzała na jego skąpaną w srebrnym blasku twarz. - Już kiedyś się spotkaliście. Niecałe pięć lat temu, jeśli dobrze pamiętam. - dodała.
Draco spojrzał na nią zaskoczony. Nie mógł uwierzyć w to co mówi, ale jeśli to prawda? Nie..
- To niemożliwe. - odpowiedział zduszonym głosem.
Hermiona uśmiechnęła się łagodnie. W jej oczach błyszczały iskry radości.
- To Hardodziob. Hipogryf który został skazany na śmierć. Jak widzisz, ma się dobrze. -
- Nawet świetnie! - krzyknął Hagrid.
- Ale.. Ale jak to możliwe? - Draco wciąż nie mógł tego pojąć. Przecież jego ojciec wyraźnie mu powiedział, że hipogryf nie żyje. Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Gdy ochłonął i dotarło do niego co zrobił wcale nie był z siebie zadowolony. Przez długie lata świadomość iż skazał niewinne zwierzę rosła w nim niczym chwast i zatruwała serce. Uważał hipogryfa za swoją pierwszą ofiarę. Czuł jego krew na rękach i nigdy nie mógł sobie tego darować. A teraz stoi przed nim żywy, zdrowy i dumny. Miał ochotę paść na kolana i prosić o wybaczenie. Nie mógł zrobić tego przed tymi wszystkimi ludźmi których torturował na rozkaz Voldemorta, więc niech chociaż hipogryf zobaczy że szczerze żałuje. A najlepiej niech go zabije od razu . Wydawało mu się to sprawiedliwe, w końcu sam skazał go na śmierć przez własną pychę i podłość.
- Podejdźcie tutaj! - zawołał Hagrid.
Draco niepewnie spojrzał na Hermionę i gdy ta zachęcająco kiwnęła głową zrobił pierwsze kroki w kierunku niezwykłego stworzenia. Ostrożnie weszli do zagrody i stanęli w pewnej odległości od zwierzęcia.
- To co, mała przejażdżka? - zapytał gajowy.
- Co? Nie, nie sądzę. - odpowiedział Ślizgon z wyraźnym strachem w oczach.
- Tchórzysz? - zapytała szatynka.
Draco spojrzał na nią spode łba. Jeżeli wydawało się jej że ten tekst zadziała za każdym razem to była w wielkim błędzie. Nie miał ochoty nigdzie iść, ani na niczym latać. Był wdzięczny Gryfonce za pokazanie mu hipogryfa, ale nie miał zamiaru robić z nim nic więcej.
- Chodźże Malfoy bo świt nas zastanie. - jęknęła Hermiona i zrobiła kilka kroków w stronę Hardodzioba. Stanęła naprzeciwko niego i ukłoniła się nisko. Po chwili hipogryf odkłonił się dziewczynie i dał się jej pogłaskać po gładkiej szyi.
Draco wziął głęboki wdech i zbliżył się do magicznej istoty. Czuł że serce galopuje mu niczym stado wystraszonych koni. Z duszą na ramieniu ukłonił się nisko, niżej niż było potrzeba i wyprostował się czekając na reakcję. Hardodziob zarył szponami w ziemi, zaskrzeczał i po chwili ukłonił się Draconowi tak jak wcześniej Gryfonce. Chłopak poczuł ulgę i wdzięczność. Podszedł do hipogryfa i poklepał go delikatnie po skrzydle. Już dawno nie czuł się w ten sposób. Miał wrażenie że oto właśnie jeden z jego grzechów odchodzi w zapomnienie. Jego dusza, dotąd ciemna jak smoła zmienia kolor na zwykłą czerń. Nie jest już gęsta ani nieprzenikniona. Wciąż jest ohydna i bez szansy na odkupienie, ale już nie sprawia mu tyle bólu. Dotykał miejsca w którym pióra płynnie zmieniały się w krótką, końską sierść i czuł zachwyt. Uśmiechnął się bezwiednie i wciąż błądził rękoma po ciele hipogryfa, aż nagle z zamyślenia wyrwał go głos gajowego.
- No to jak, lecicie? -
Draco kiwnął głową na znak zgody i pozwolił sobie pomóc w wejściu na grzbiet zwierzęcia.
- To znaczy, ja podziękuję, leć sam Malfoy. - zmieszała się Hermiona i próbowała się uśmiechnąć lecz wyszedł jej grymas.
- Nie ma mowy. - powiedział i wyciągnął w jej kierunku otwartą dłoń. - Wsiadaj. -
Hermiona jednak wciąż stała z nietęgą miną.
- Albo lecimy razem, albo wcale. - powiedział stanowczo Ślizgon.
Szatynka westchnęła głośno lecz po chwili podała mu rękę. Drugi raz w życiu dotknęła jego dłoni. Za pierwszym razem, gdy biegła z nim do Skrzydła Szpitalnego nie miała czasu się nad tym zastanowić
lecz teraz czuła jak chłodne i przyjemne w dotyku ma dłonie. Zarumieniła się lekko lecz blask Księżyca skutecznie maskował jej zmieszanie. Usiadła zaraz za nim i zacisnęła ręce wokół jego pasa.
- Trzymaj się mocno. - szepnął jej do ucha. Hermiona poczuła jak po jej ciele przebiega dreszcz. Przymknęła powieki i prawie położyła głowę na jego plecach. Hardodziob zaczął przygotowywać się do biegu. Serce dziewczyny przyśpieszyło swój rytm i gdy wzięła głębszy wdech Hagrid nagle klepnął zwierzę w zad. Hipogryf zaczął pędzić przed siebie niczym najprawdziwszy rumak. Wiatr rozwiał włosy obojgu. Chłodne, wrześniowe powietrze zakradło się pod ubrania jednak nie mieli czasu się nad tym zastanowić, gdyż po chwili Hardodziob rozwinął swe olbrzymie skrzydła i uniósł się w powietrzu jak wielki, niezwykły orzeł. Z każdą chwilą nabierał wysokości, aż w końcu zaczął powoli opadać w dół. Hermiona i Draco mocno zaciskali nogi by nie spaść, dodatkowo Ślizgon trzymał w dłoni coś w rodzaju smyczy, zapiętej na szyi hipogryfa. Nagle Hardodziob wyrównał lot i oboje spojrzeli w górę. Na nocnym niebie oprócz Księżyca dostrzegli niezliczoną ilość gwiazd. Co chwilę granatową toń przecinał spadający meteor by zniknąć za horyzontem. Lecieli tak w ciszy przyglądając się gwiazdom i czuli że nic lepszego nie mogło im się dzisiaj przytrafić.
- Jak się czujesz? - zapytał blondyn lekko podniesionym tonem.
- W porządku. - odpowiedziała. - Chociaż trochę się boję że spadnę i utonę w jeziorze. - dodała.
Draco zaśmiał się na te słowa.
- W razie czego cię złapię. - powiedział i dotknął jej splecionych dłoni.
Hermionę zaskoczył ten gest, lecz szybko się opanowała i oparła policzek o jego plecy. Mogłaby tak lecieć przez wieczność. W przeciwieństwie do lotu z trzeciej klasy teraz czuła się bezpieczna i spokojna. Niebo zachwycało swym ogromem a jezioro potęgowało ten efekt odbijając w swojej toni blask gwiazd. Uśmiechnęła się do siebie i mocniej wtuliła w Ślizgona.
- Chyba zawraca. -
Usłyszała nagle. I rzeczywiście, hipogryf zaczął kołować by z powrotem znaleźć się w zagrodzie. Po kilku chwilach zgrabnie wylądowali przed czekającym na nich Hagridem.
- I jak było? - zapytał.
- Świetnie. - odpowiedział Malfoy przeczesując dłonią włosy. Zeskoczył z hipogryfa i podał szatynce dłoń by pomóc jej zejść.
- Tym razem ci się podobało Hermiono? - zapytaj gajowy zwracając się do lekko skostniałej dziewczyny.
- Tym razem? - Draco uniósł wysoko brwi.
- Kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęła się Gryfonka. - Tak, teraz było zupełnie inaczej. - przytaknęła Hagridowi i pogłaskała Hardodzioba po grzbiecie.
- Cieszę się. - odpowiedział i pogłaskał po głowie stojącego obok Kła. - Nie żebym was wyganiał ale lepij jeśli już wrócicie do zamku. Jest prawie północ.-
Hermiona przytaknęła, podziękowała Hagridowi podobnie jak Ślizgon i razem, znów skryci pod peleryną niewidką wrócili do swojego dormitorium nie napotykając nikogo po drodze. Ściągnęli z siebie materiał dopiero gdy zamknęły się za nimi ramy obrazu.
- To było na prawdę wspaniałe. - powiedziała Hermiona. - Nigdy bym nie pomyślała że kiedykolwiek chciałabym to powtórzyć, ale cieszę się że to zrobiłam. - dodała i zamilkła gdy zauważyła jak Malfoy jej się przygląda. W pewnym momencie nachylił się nad nią i pocałował ją w zziębnięty od wiatru policzek.
- Dziękuję. - powiedział i odwrócił się by po chwili zniknąć za drzwiami swojej sypialni.
Hermiona stała w milczeniu i jedyne co słyszała to oszalałe bicie własnego serca. Patrzyła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem i palcami dotykała miejsca w którym przed chwilą usta Malfoya zetknęły się z jej skórą. Nagle zapragnęła czegoś więcej.






*z łac. Obłok.  

2 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie! (takie urocze) Naprawdę się wciągnęłam i cieszę się, że już coś zaiskrzyło *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba! Szósty rozdział już wkrótce :)

      Usuń