To już piąty rozdział! Pisanie tej historii sprawia mi
wielką, ale to wielką przyjemność. Kreowanie świata i bohaterów to ogromna
radość i niejednokrotnie ciężka praca. Mam nadzieję, że "Kolor Twojej
Duszy" przypadł Wam do gustu i zostaniecie ze mną i tym opowiadaniem do
samego końca :) Miłej lektury!
*~~~~~~~*~~~~~~~*
"Ściskałem go mocno w ramionach, lecz mimo to wydawało
mi się, że zsuwa się pionowo w przepaść, z której nie będę mógł go
wyciągnąć…" - Antoine de Saint-Exupéry,Mały Książę.
*
Ból lubił wracać w zaskakujących momentach. Wydawało jej
się, że jest jak morze. Ma swoje przypływy i odpływy. Czasami opuszczał ją na
dłużej, dając chwilę wytchnienia, lecz później wracał i miała wrażenie że za
każdym razem robił to ze zdwojoną siłą. Siedziała w Wielkiej Sali i patrzyła za
okno nieprzytomnym wzrokiem. Tost z dżemem leżał na talerzu nietknięty, a jej
myśli dryfowały po kolejnym przypływie. Rodzice.. Tak strasznie tęskniła.
Chciała świętować razem z nimi, zacząć wspólnie nowy rok szkolny, być obok i
wiedzieć, że oni też tu są. Pewnie są szczęśliwi, miała taką nadzieję. I może
kiedyś jej wybaczą, gdy wszystko im wyjaśni. Lecz teraz zostało jej jedynie
przeć do przodu i jak zawsze robić to co do niej należy. Dziękowała w duchu za
babcię Rosie, która była dla niej niczym największa przyjaciółka. Wyrozumiała,
zabawna i ze złotym sercem. Dla Hermiony była niczym najprawdziwsza
czarodziejka która potrafiła odczarować zły nastrój. Uśmiechnęła się do siebie
na wspomnienie babci i wzięła do ręki tost. Ledwo nadgryzła śniadanie gdy
usłyszała pełen emocji głos przyjaciółki.
- Miona! - Ginny podbiegła i usiadła obok kasztanowłosej
rzucając szkolną torbę pod ławę. - Nie uwierzysz, połowa dziewczyn z
Gryffindoru chce zagrać rolę Julii! Gdy wczoraj zawiesiłaś plakat w Wielkiej
Sali a prefekci zaczęli rozdawać ulotki, po godzinie biblioteka zaroiła się od
uczniów. Pani Pince przeżyła prawdziwe oblężenie. - zachichotała ruda i nalała
dyniowego soku do pucharu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Prawdę mówiąc
nie liczyła na takie zainteresowanie sztuką. Z jednej strony ją to cieszyło, im
więcej osób do pomocy tym lepiej, z drugiej jednak docierało do niej, że to przedstawienie będzie
nie lada przedsięwzięciem.
- Wszystko fajnie Ginny, ale i tak na mojej głowie zostaje
napisanie scenariusza.. - westchnęła. - Do tego dochodzą prace domowe i
tegoroczne owutemy. No i bal... - ciężar obowiązków powoli zaczął ją przytłaczać.
- Nie martw się. - zaczęła Weasleyówna upijając łyk soku. -
Przecież nie zostajesz ze wszystkim sama. Cały mój rocznik pomoże w
przygotowaniach do balu. Już się nie mogą doczekać. - dodała.
Kasztanowłosa przyjęła tę wiadomość z prawdziwą ulgą.
- Co masz pierwsze? - zapytała Ginny po kilku minutach
wstając z miejsca i podnosząc z podłogi torbę z książkami.
- Zaklęcia z Flitwickiem. - odpowiedziała Hermiona. - Wciąż
uczymy się latać. -
- Wy też? - zdziwiła się ruda.
- Jak to my też? Myślałam że tylko siódme klasy to ćwiczą.
-
- Flitwick powiedział, że jeśli ktoś chce zdobyć z zaklęć
podczas sumów Powyżej Oczekiwań bez egzaminu, musi opanować sztukę latania. W
każdej klasie ktoś się zgłosił. W naszym domu tylko ja, u Krukonów Luna, u
Ślizgonów Astoria Greengrass a u Puchonów jakiś Georg Powell. -
- Jesteś tego pewna, Ginny? - zapytała Hermiona bez
przekonania. - To trudna sztuka, a co jeśli ci się nie uda? -
- Będę wtedy zdawać egzamin na normalnych zasadach. Zawsze
lepiej spróbować. - powiedziała z uśmiechem. Po chwili przyjaciółki rozstały
się, by pójść pod swoją klasę.
~
Wiedział że jest spóźniony i wiedział, że poniesie za to
konsekwencje. Jednak mało go to w tej chwili obchodziło. Szedł spokojnym
krokiem w kierunku sali od zaklęć i szczerze się zdziwił widząc biegnących w
jego kierunku Blaisea i Pansy. Więc i oni zaspali, pomyślał.
- Draco.. Draco! - wysapał czarnoskóry chłopak zatrzymując
się przed blondynem. - Cholera, wypiłem wczoraj z Terencem trochę za dużo
Ognistej i tak jakoś wyszło.. Szkoda że nie chciałeś wpaść. wydyszał.
- Na Salazara Blaise, dlaczego masz taką zadyszkę? -
zdziwiła się Pansy marszcząc brwi. Sama wyglądała na zmęczoną i lekko pomiętą.
- Na kacu zawsze spada mi forma. - mruknął.
- Chodźmy do sali, bo jeszcze parę minut i Flitwick wlepi
nam szlabany. - odezwał się Draco, jednak w głębi duszy chętnie zrobiłby sobie
dzisiaj wolne.
Otworzyli drzwi a wszystkie pary oczu skierowały się wprost
na nich.
- Pan Zabini, pan Malfoy i panna Parkinson. - zaczął
spokojnym głosem profesor. - Minus pięć punktów dla Slytherinu za każdego. Mam
nadzieję, że to się więcej nie powtórzy? -
Trójka Ślizgonów przytaknęła cicho i usiadła na swoim
miejscu. Po chwili nauczyciel kontynuował wykład.
- Tak jak wspominałem wcześniej, nauka latania ma kilka
etapów. Najpierw czarodziej uczy się zaklęcia Alas Libertatem, które sprawia iż
przestaje być poddany Ziemskiej grawitacji. Dotychczas sztuka ta udała się
pannie Granger i panu Malfoyowi. Drugim etapem jest wytworzenie wokół siebie
swego rodzaju chmury. Do tego potrzebne jest zaklęcie Nubes*, które dzisiaj
będziemy ćwiczyć. Proszę wstać, odsunąć ławki i stanąć w pewnej odległości od
siebie. - skończył profesor. Uczniowie wykonali polecenie i z różdżkami w dłoniach
czekali na kolejne wskazówki.
- Proszę rzucić na siebie zaklęcie pozbawiające grawitacji,
a gdy to już się wam uda, rzućcie zaklęcie spowijające. - powiedział, jakby to
była najłatwiejsza rzecz na świecie. Większość uczniów miała niepewne miny.
Rzucane zaklęcia nie działały i z każdą chwilą wyglądali na coraz bardziej
zrezygnowanych. Draco unosił się właśnie
nad ziemią i rzucił na siebie następne zaklęcie. Ku jego zdziwieniu nagle
zaczęły go spowijać kłęby białej substancji. Nie były ani ciepłe, ani zimne.
Gdyby nie spojrzał na swoje nogi, w ogóle nie miałby pojęcia że zaklęcie
podziałało. Spojrzał w kierunku Gryfonki. Był ciekawy czy i tym razem udała jej
się ta sztuka. Nie zdziwił się gdy dostrzegł że i ona znika za chmurą białej
mgły. Profesor po raz kolejny piał z zachwytu.
- Wspaniale! Cudownie! Po dziesięć punktów dla Slytherinu i
Gryffindoru! - oznajmił.
- Panie profesorze! - rozległ się w klasie głos Rona, który
wraz z Harrym unosił się kilka centymetrów nad podłogą. Chwilę później pierwszy
etap zaklęcia opanował Blaise, Pansy i Neville.
Już dawno oba domy nie zarobiły tylu punktów jednego dnia.
Po godzinie wychodząc z klasy, uczniowie byli w o wiele lepszych nastrojach.
Niestety, po kilkunastominutowej przerwie nastąpiła lekcja obrony przed czarną
magią i miny Ślizgonów znowu wyrażały czyste niezadowolenie. James Turner po krótkim przywitaniu i
sprawdzeniu obecności ponownie rozkazał wszystkim wyczarować patronusy i ku
zdziwieniu kilku uczniów do grona znanych im już postaci zwierząt dołączyło kilka
nowych. Duży, srebrny pyton należący do Blaisea Zabiniego pomknął przez salę i
minął się kobrą egipską wyczarowaną przez Pansy Parkinson. Zaraz obok
przemknęła wielka papuga Daphne Greengrass. Draco czuł że z nerwów pocą mu się
dłonie. Nie był jedynym który jeszcze nie wyczarował patronusa, ale świadomość
że wciąż tego nie dokonał działała na niego przygnębiająco. Stojąca obok
Millicenta Bulstrode szeptała zaklęcie z uporem, lecz była w stanie wyczarować
jedynie strzępy srebrnej mgły, podobnie jak Terence Higgs. Arystokrata wpatrywał się w różdżkę jakby
zastanawiał się czy przypadkiem nie jest uszkodzona, gdy nagle usłyszał obok
siebie cichy szept.
- Quiddich. -
Spojrzał w prawy bok i ujrzał lekko uśmiechniętą Gryfonkę.
Stała trzymając ręce za plecami, a w jej oczach ujrzał odbity blask
wyczarowanych chowańców. Skinął lekko głową na znak zrozumienia i skupił się z
całych sił. Wypowiedział zaklęcie, lecz zanim je skończył wiedział już że nic z
tego nie będzie. Jakiś czas temu głęboko się nad tym zastanowił i z
przerażeniem odkrył, że nawet quiddich nie sprawia mu takiej radości jak
dawniej. Szczęśliwe wspomnienie? Nie miał pojęcia które miałby przywołać.
Pragnął jak najszybciej opuścić klasę, lecz w milczeniu doczekał dzwonka na
przerwę. Hermiona odprowadziła go smutnym wzrokiem.
- Hej! - Blaise stanął obok niej cały podekscytowany. Krok
za nim przystanęła Pansy. - Widziałaś nasze patronusy? - zapytał z uśmiechem na
twarzy.
- Tak, gratuluję . - kasztanowłosa uśmiechnęła się lekko.
- To twoja zasługa. - dodał.
- Moja? -
- Gdy trenowałaś Draco uważnie was obserwowaliśmy, więc coś
tam do nas też dotarło. - powiedział z rozbawieniem. - Podobają ci się nasze
wężyki? -
- Bardzo eleganckie. - przytaknęła wesoło.
- Widzę, że lekcje Hermiony nie idą w las. - Harry stanął
obok przyjaciółki i poprawił swoje okrągłe okulary.
- Nie byłbym tego taki pewien .- wtrącił Ron podchodząc do
Harryego. - Nasz jaśnie pan wyglądał na mocno zdołowanego. -
- Daj spokój Ron. - wtrąciła Gryfonka i ruszyła przed siebie
mijając po drodze Daphne Greengrass która patrzyła na nią ze wstrętem. Nie
zauważyła Malfoya w Wielkiej Sali podczas przerwy obiadowej, za to co chwilę
podchodziły do niej dziewczyny z różnych domów i roczników chcąc się upewnić
czy bal na pewno się odbędzie i czy to nie żart, iż prefekci wystawiają sztukę
pod koniec roku. Ginny, która towarzyszyła przyjaciółce podczas obiadu w końcu
nie wytrzymała i wydarła się na całą Wielką Salę.
- Przecież widzicie plakat, a w dormitoriach macie ulotki na
brodę Merlina! Dajcie jej zjeść! - po czym usiadła ciężko na ławie i głośno
westchnęła.
- Coś się stało Ginny? - zapytała Hermiona spoglądając
niepewnie na Weasleyównę. Ta pokręciła przecząco głową.
- Nie, jestem tylko zmęczona. Zaczął się dopiero drugi
tydzień szkoły, a mam wrażenie, że to już drugi miesiąc. - jęknęła i odrzuciła
do tyłu swoje długie włosy.
- Mówiłam ci, że za dużo na siebie bierzesz. Zrezygnuj z
nauki latania. -
- Odpada. Jakoś dam radę. - powiedziała z uporem.
- Nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy? Aż tak bardzo nie
chcesz zdawać egzaminu? - zapytała ją szatynka.
- Mama. - odpowiedziała ruda patrząc w pusty talerz.
- Mama nie chce żebyś zdawała egzamin? - Hermiona nic z tego
nie rozumiała. Ginny szybko jej zaprzeczyła.
- Nie. Nie o to chodzi. Mama... ona ostatnio bardzo rzadko
się uśmiecha, a kiedy już to robi, wygląda jakby tego żałowała. Jakby miała do
siebie pretensje za te chwile radości. Chyba
uważa że.. że jeszcze nie powinna. Po śmierci Freda... - Ginny spojrzała prosto
w brązowe oczy przyjaciółki, a w jej własnych zaszkliły się łzy. - Chciałabym
zdać ten rok z najlepszymi ocenami na jakie mnie stać. Chcę jej dać powód do
radości. Taki, za który nie musiałaby pokutować. - powiedziała, a po jej
policzkach spłynęły dwie małe łzy.
- Och Ginny.. - Hermiona objęła przyjaciółkę i ukryła jej
twarz w swoich brązowych włosach. - Jeśli tylko będziesz potrzebowała mojej
pomocy, przyjdź do mnie. Zawsze będę czekać, rozumiesz? -
Rudowłosa pokiwała głową i otarła oczy z łez. Chwilę później
pojawił się Ron i Harry który usiadł obok Ginny i pocałował ją w policzek. Ta
przytuliła się do jego ramienia i już całkiem spokojna przymknęła oczy.
Hermiona uśmiechnęła się na ten widok. Cieszyła się że związek jej przyjaciół
przetrwał wojnę i wciąż mogli na siebie liczyć. Harry nigdy nie mówił za dużo
ani nie był zbyt romantyczny, tak przynajmniej zdradziła jej Ginny, ale za to
można było na nim polegać. Szczerze kochał swoją dziewczynę i zawsze gdy ta go
potrzebowała był obok. Hermiona spojrzała na siedzącego naprzeciwko niej Rona. Jadł z
zapałem pieczonego kurczaka, a na jego twarzy malowała się wręcz błoga radość.
Gryfonka zdawała sobie sprawę z faktu iż największą namiętnością jej byłego
chłopaka jest jedzenie. Mimo wszystko była szczęśliwa. Tylko czasami oprócz
tęsknoty za rodzicami czuła coś jeszcze. Jakieś dziwne pragnienie, którego nie
potrafiła opisać. Tęsknotę za czymś, czego nie umiała nazwać. Może gdyby dłużej
się nad tym zastanowiła w końcu odkryłaby co ją tak gnębi, ale nie chciała się
w to zanurzać. Nie teraz.
Po skończonym obiedzie ruszyli na zajęcia z transmutacji
która stawała się coraz trudniejsza i dwugodzinne eliksiry. Dobrze zaczęty
poniedziałek zakończył się całą masą wypracowań zadanych na kolejne dni.
*
Pod koniec dnia Hermiona miała wrażenie, że bolą ją
wszystkie kości. Usiadła na kanapie w salonie i niedbale rzuciła obok swoją
torbę. Krzywołap otarł się o jej nogi i położył przed kominkiem. Od pamiętnej
nocy już nie wchodził do pokoju Ślizgona. Gryfonka postanowiła zjeść kolację w
dormitorium i od razu zabrać się za pisanie scenariusza. Nie łudziła się, by
Ślizgon akurat jej w tym pomógł. Sama czuła, że będzie to najcięższa część
całego przedstawienia. Przywołała zaklęciem egzemplarz "Romea i
Julii", wyjęła z torby pióro, kałamarz i bardzo długi zwój pergaminu.
Usiadła przed niskim stolikiem i nagle zastygła trzymając pióro w dłoni. Nie
miała zielonego pojęcia od czego zacząć. Co mogłaby zmienić, co dodać a co
zostawić z oryginalnego tekstu? To co napisze inni będą musieli zagrać, więc
nie może być to ani zbyt długie, ani zbyt trudne. Na początek postanowiła
zmniejszyć ilość postaci. Spisała wszystkich bohaterów i powoli wykreślała tych
mniej ważnych. Pozbyła się Pazia Parysa, Piotra-sługę Marty (opiekunki Julii),
stryjecznego brata Capuletiego, Aptekarza i Trzech muzykantów. Gdy już to
zrobiła spojrzała na magiczny zegar i ze zdziwieniem stwierdziła, że minęło
dopiero pół godziny. Odłożyła pióro i wypowiedziała dobrze jej znane imię.
- Mrużko? - na te słowa po chwili stanęła przed nią mała
skrzatka z nosem jak pomidor, ubrana w schludną, białą szatę z herbem Hogwartu.
- Panienka wzywała? - skrzatka ukłoniła się lekko.
- Witaj Mrużko .- zaczęła Hermiona. - Czy mogłabyś
dostarczyć mi kolację do salonu? - zapytała z uśmiechem.
- Oczywiście. - skrzatka zniknęła w ułamku sekundy i
Hermiona znów została sama. Wróciła do pisania scenariusza gdy nagle uchyliły
się ramy obrazu, a do salonu wszedł Draco.
Gryfonkę zmroziło. Całkowicie zapomniała o ich wieczornych
lekcjach, więc szybko zaczęła pakować rzeczy do torby. - Cholera.- pomyślała-
nie mam teraz na to czasu. - Lecz zanim zdążyła schować kałamarz usłyszała
głos arystokraty.
- Możemy dzisiaj sobie to darować? - zapytał nie patrząc na
nią. Podszedł do barku i zaczął wrzucać kostki lodu do szklanki. Hermiona
patrzyła na niego ze zdziwieniem. Sądziła że Malfoy nie zrezygnuje z ich
wspólnych lekcji. Mimo iż miała przed sobą całe mnóstwo innych zadań, poczuła
że robi jej się przykro. Więc pewnie i on sądzi, że niczego nie będzie w stanie
go nauczyć. Skoro jej wskazówki nie
pomagają, po co to ciągnąć?
- Och.. skoro chcesz.. - powiedziała zrezygnowanym tonem i
zaczęła z powrotem wykładać na stół wszystkie przybory. Po chwili w salonie
pojawiła się Mrużka zostawiając obok pergaminu talerz z jedzeniem. Draco ku
zdziwieniu Hermiony stał przy kominku i popijał drinka patrząc w ogień, nie
odzywał się i nie patrzył w jej stronę. Jego obecność nieco ją krępowała. Nie
potrafiła się skupić tak jak poprzednio i gdy rozważała czy nie przenieść się
do swojego pokoju, Malfoy usiadł na kanapie i spojrzał jej przez ramię,
stawiając butelkę Ognistej Whiskey zaraz obok niej.
- Też bym ich wykreślił. - powiedział i upił łyk alkoholu.
Szatynka spojrzała wprost na niego ze zdziwieniem.
- Czytałeś tę sztukę? - zapytała.
- Czytałem. W końcu mam ci pomóc. - odpowiedział.
- I... i co o niej sądzisz? - Hermiona przypuszczała że
Ślizgon pierwszy raz w życiu spotkał się z czymś, co pochodzi ze świata mugoli.
Była ciekawa jakie zdanie o utworze ma czarodziej, który nigdy wcześniej nie
brał do rąk mugolskiej książki. Nie mogła też uwierzyć że sam z siebie ją
wypożyczył. Sądziła, że raczej poprosi o to Zabiniego i Parkinson, by za niego
ją przeczytali i później mu ją streścili. Draco
wzruszył ramionami i po chwili odpowiedział.
- Naiwna. -
Nie zdziwiła ją ta odpowiedź. Miała jednak nadzieję, że
blondyn rozwinie swoją myśl.
- To znaczy? - zapytała w końcu.
Draco sięgnął po butelkę i kontynuował.
- Nie jest zła. - zaczął. - Ale ciężko się z nią utożsamić.
Nie jest prawdziwa. - powiedział i napił się Ognistej. - Rozumiem główne
założenia autora, przekaz i ogólny wydźwięk sztuki, ale jest jeden mały
problem. Głowni bohaterowie... - przerwał na chwilę. - Wszystko byłoby fajnie,
wiesz, ta cała ich miłość, ślub, romans, gdyby nie fakt, że wszystko się dzieje
w przeciągu trzech dni! Napijesz się? - zapytał nagle.
Hermiona skinęła potwierdzająco głową.
- Zgodzę się z tobą. - zaczęła. - Ale chyba to właśnie
ludzi najbardziej urzekło. To, że wydaje się to być niemożliwe. Miłość od
pierwszego wejrzenia, uczucie na przekór wszystkiemu i wszystkim, śmierć i
wspólne życie wieczne. - powiedziała i napiła się drinka.
- Tobie się to podoba? - zapytał zaskoczony. - Romeo i Julia
mieli gówniane życie. Z resztą, wątpię czy naprawdę się kochali. Ledwo się
znali, nic o sobie tak naprawdę nie wiedzieli. Z czasem mogło się okazać że on
w nocy chrapie niczym stary troll, a ona nie goli nóg. - powiedział z
niesmakiem, na co Gryfonka zachichotała.
Draco spojrzał na nią znad szklanki. Siedziała przed
stolikiem na ugiętych kolanach a jej włosy które teraz modelowała, sięgały jej
prawie do pasa. Zdjęła szkolny sweterek i rozpięła dwa guziki swojej białej
koszuli. Nie wiedział czemu, ale coś w jej wyglądzie sprawiło że szybciej zabiło
mu serce. Uśmiechała się szczerze a alkohol zarumienił jej policzki. Zrobiło
mu się duszno, więc sam również rozpiął kilka guzików swojej czarnej, jak
zawsze, koszuli. Mimo iż pił jego policzki wciąż pozostawały blade. Dopiero
teraz, gdy spojrzał na jej dekolt poczuł że krew uderza mu do głowy.
- Zagrasz Romea? - usłyszał jej głos.
- Nie ma mowy. - odpowiedział i natychmiast otrzeźwiał.
- Dlaczego? - zapytała pijąc już drugą szklankę. - Jesteś
wysoki, niegłupi i dziewczyny cię lubią. - wzruszyła ramionami.
- Jesteś pijana Granger. - Draco pochylił się by odebrać jej
szklankę lecz ta schowała dłoń za plecami.
- Nie jestem pijana, Malfoy. Możesz uznać moje słowa za
komplement, więc podziękuj. Ale na poważnie, chcę byś zagrał Romea. -
powiedziała z uporem.
- Niech zostanie nim Potter, jest kochliwy, pasuje do roli.
- rzucił kąśliwie Ślizgon.
- Chcę byś został nim ty. - upierała się.
- A Julią niby kto? Ty? - prychnął.
- Nie. - pokręciła głową. - Jeszcze nie wiem kto, ale nie
ja. -
Draco zmarszczył brwi. Szczerze mówiąc nie bardzo go to
wszystko obchodziło, ale jeśli już miałby zagrać tego durnego Romea, wolałby
już nawet Granger w roli jego ukochanej, niż na przykład Milicentę Bulstrode.
- A ty, kogo chcesz zagrać? - zapytał.
- Nikogo. Jestem odpowiedzialna za scenariusz, reżyserię i
całą resztę. I tak będę miała najwięcej roboty z was wszystkich. - westchnęła i
spojrzała na pergamin. - Co do sztuki... myślę że zostawię na pewno początek,
czyli prolog. Ktoś musi zagrać narratora, myślę o Parvati Patil, ma ładny głos.
-
Siedzieli tak przez prawie dwie godziny, aż w końcu musieli
iść na patrol. Hermiona oprócz miłego zaskoczenia, czuła że coś między nimi się
zmienia. Z czasem dostrzegła też w byłym wrogu pociągające ją cechy. Był
oczytany, czego niestety nie mogła powiedzieć o swoich przyjaciołach, którzy do
książek zaglądali tylko z przymusu. Arystokrata posiadał dużą wiedzę z wielu
dziedzin i chętnie go słuchała gdy już postanowił z nią rozmawiać na dany
temat. Zauważyła że prawie wcale nie gestykulował. Tam, gdzie ona wspomagała
się ruchami rąk, on trzymał je za plecami bądź wzdłuż ciała. Pomyślała że muszą
wyglądać komicznie. Ona głośna, narwana i pełna energii, on chłodny, wyniosły i
opanowany. Patrol minął im zadziwiająco szybko, więc gdy wrócili do dormitorium
usiedli jeszcze na chwilę przy kominku by dokończyć rozmowę.
- Dlatego właśnie uważam, że obowiązek namiaru do dnia
pełnoletności powinien być zniesiony. - powiedział Draco i pogłaskał śpiącego
Krzywołapa za uchem. Hermiona nie kryła zdziwienia.
- Lubisz go? - zapytała.
- Nie przeszkadza mi. - odpowiedział arystokrata. - W domu
nie mamy zwierząt.
- Tak, wiem. - odpowiedziała szybko i po chwili dotarło do
niej co powiedziała. - No, bo.. byłam u ciebie raz i nie zauważyłam by kręciły
się jakieś zwierzaki. Nie szczekały psy na podwórku ani nic.. - odpowiedziała
zmieszana.
Zapadła cisza przerywana tylko cichym mruczeniem kota. W
końcu, po chwili która dla Hermiony wydawała się wiecznością Draco wstał z
kanapy.
- Przerwijmy na razie nasze lekcje. - zaczął i szybko
kontynuował widząc iż Gryfonka chce mu wejść w słowo. - Nie rezygnuję z nich, ale
czeka nas masa roboty z tym przedstawieniem, więc najpierw tym się zajmijmy. -
powiedział i przeczesał dłonią swoje włosy.
- W porządku. - odpowiedziała spokojnie. - Dziękuję za
dzisiejszą pomoc. - dodała.
- Dobranoc Granger. - Draco odwrócił się i zniknął za
drzwiami swojego pokoju. Godzinę później Hermiona słyszała jak wchodzi do
łazienki i usnęła nasłuchując szumu prysznica.
*
Tydzień minął szybciej niż mogła się tego spodziewać. Dzięki
pomocy Ślizgona praca nad scenariuszem poszła jej o wiele sprawniej i już nie
bała się iż zaniedba lekcje i stosy wypracowań. Sobota przywitała uczniów
szarym niebem i chłodnym wiatrem, ale mimo to Blaise Zabini aż podskakiwał od
emocji, gdy czekał aż jego przyjaciel będzie gotowy.
- Blaise? - zaczęła Gryfonka widząc jak nerwowo drga mu
noga. - Może chcesz się napić herbaty? - zasugerowała.
- Co? A nie, nie dzięki. - rzucił szybko. - Wiesz, to mój
pierwszy trening jako kapitana drużyny. Cieszę się jak cholera, ale jeśli
zawalę to Smok urwie mi głowę. - powiedział i uśmiechnął się gorzko.
- Jestem przekonana że sobie poradzisz. - powiedziała z
przekonaniem. Blaise spojrzał na nią z ukosa.
- Kibicujesz wężom? - zaśmiał się.
- Kibicuję wszystkim. - opowiedziała wzruszając ramionami. -
Tylko pamiętaj, jutro jest spotkanie prefektów, Malfoy będzie mi potrzebny w
jednym kawałku. - dodała z udawaną srogością.
- Będzie ci potrzebny tylko na zebranie, czy do czegoś
jeszcze? -
Gryfonka spojrzała na niego spode łba, ale zanim zdążyła
cokolwiek powiedzieć z pokoju wyszedł Draco ubrany w strój do quiddicha.
Musiała przyznać, że arystokrata wygląda w nim nadzwyczaj dobrze. Stał
wyprostowany a w lewej ręce trzymał swoją miotłę, Nimbusa 2001.
- W końcu! - zerwał się z miejsca Zabini. - Idziemy! -
machnął ręką na przyjaciela. - Życz nam powodzenia! - wrzasnął przez ramię do
Gryfonki.
- Powodzenia! - odkrzyknęła i jeszcze raz spojrzała na
swojego współlokatora. Ich oczy na chwilę się spotkały i Hermiona stwierdziła,
iż nie widzi w nich radości.
~
Szedł za Blaisem i próbował się uspokoić. Pokładał w tym
treningu wielkie nadzieje. Chciał wierzyć że gdy już wzbije się w powietrze jego
problemy choć na moment znikną, a umysł stanie się lżejszy. Ściskał w dłoni
swoją miotłę, uwielbiał czuć pod palcami jej gładką powierzchnię. Przymknął na
chwilę oczy i przywołał w pamięci wczorajszy wieczór. Przez te kilka godzin z
Gryfonką nie myślał ani o ojcu, ani o matce, ani o tych wszystkich rzeczach
przez które nocami zrywał się z łóżka zlany potem. Miał nadzieję, że lot na
miotle dokona tego samego. W szatni czekali już pozostali członkowie drużyny.
Po krótkim przywitaniu i nieco dłuższym wykładzie wygłoszonym przez lekko
poddenerwowanego Blaisea, Ślizgoni wylecieli na boisko jeden po drugim. Draco
wziął głęboki wdech. Świeże, wczesnojesienne powietrze otrzeźwiło mu umysł i
dodało sił. Wzleciał wyżej niż pozostali i zatoczył w powietrzu szerokie koło.
Wiatr potargał jego jasne kosmyki i wypełnił płuca. Po kilku minutach
swobodnego lotu Blaise uwolnił piłki i rozpoczął się trening. Draco jako jedyny
nie uczestniczył w ogólnym zamieszaniu, czuł się dziwnie, bo pierwszy raz od
lat nie wydawał komend ani nie musiał przejmować się formą zawodników. W pewnym
momencie wydawało mu się że widzi blask złotej piłeczki, jednak był to tylko
błysk zegarka Terenca Higgsa. Po godzinie jednak myśli Ślizgona znów zaczęły
uciekać w niebezpieczne rejony. Wczoraj wieczorem otrzymał od matki list w
którym informowała go, iż w Święta Bożego Narodzenia będą gościć u siebie
rodzinę Greengrass. Podejrzewał że ma to związek z biznesem i finansami, lecz
matka nic konkretnego w liście mu nie napisała. A skoro już o listach mowa,
jeszcze ani razu nie napisał do swojego ojca. Nie wiedział co mógłby mu
przekazać, o czym opowiedzieć ani jakich słów użyć. Czuł się z tym faktem źle,
ale nie chciał się zmuszać do napisania czegoś, czego później by żałował.
Z
rozmyślań wyrwał go wściekły głos Blaisea.
- Co ty wyprawiasz Draco! -
Blondyn odwrócił się momentalnie i zauważył że cała drużyna
unosi się w miejscu na swoich miotłach i badawczo mu się przygląda. Był wysoko,
o wiele za wysoko niż powinien być i kręcił się bez celu patrząc w dal
nieobecnym wzrokiem. Poczuł wstyd i wściekłość.
- Dlaczego nie szukasz znicza? Już trzy razy śmignął mi koło
ucha a ty jeszcze ani razu go nie złapałeś. - marudził Blaise. - Zaraz kończymy
trening, weź się do roboty. -
Draco nie miał za złe przyjacielowi tego upomnienia. Blaise
zawsze poważnie podchodził do quiddicha, więc teraz gdy został kapitanem tylko
na jeden, ostatni rok, pewnie jeszcze bardziej zależy mu na wygranej.
Arystokrata wściekły na samego siebie zaczął obniżać lot i gdy mijał pałkarzy
na których składało się dwóch Ślizgońskich piątoklasistów, usłyszał strzępek
ich rozmowy.
- Słyszałem że jego ojciec nie wyjdzie z Azkabanu przez
najbliższe dziesięć lat. - szepnął przysadzisty brunet do siedzącego obok
szczupłego szatyna.
- Myślisz? Phy, też mi książę Slytherinu. Nawet już nie
pokazuje się w naszym dormitorium, tylko przesiaduje z tą szlamą Granger... Nie
powiem, jest niezła, ale pewnie pod spódnicą też śmierdzi szlamem. -
zarechotał.
Draco poczuł jak fala gniewu uderza mu do głowy. Nie
wiedział dlaczego to robi, ale wściekłość która z każdą chwilą w nim narastała,
pchnęła go do czynu. Przyśpieszył miotłę i z impetem wpadł między dwójkę
niczego nie spodziewających się chłopaków. W ostatniej chwili zdołali złapać
się rączek i utrzymać na miotłach by nie runąć w dół jak dwa kamienie.
- Malfoy! - wrzasnął brunet kurczowo zaciskając ręce na
miotle.
- Draco! - Blaise zauważył co wyprawia jego przyjaciel i ze
wściekłością wymalowaną na twarzy zaczął lecieć w jego stronę.
- Sorki! Widzę znicza! - odkrzyknął mu arystokrata i
pomknął przed siebie. Po chwili poczuł ulgę, gdyż faktycznie znicz trzepotał
swoimi małymi, srebrnymi skrzydełkami zaraz obok jednej z okrągłych bramek.
Przyśpieszył lot i po kilku sekundach trzymał w dłoni niewielką, złotą
piłeczkę.
- Co to miało być? - zapytał Blaise podlatując do niego. -
Dlaczego ich staranowałeś? Mogli spaść i połamać sobie kości! -
Lecz Draco nawet na niego nie spojrzał. Wylądował na
miękkiej trawie, wypuścił z ręki znicza który pomknął przed siebie niczym mały
koliber i ruszył w stronę zamku mijając szatnię. Blaise jeszcze przez chwilę
siedział na miotle oniemiały, po czym ogłosił koniec treningu i tak szybko jak
tylko mógł pobiegł za przyjacielem.
~
Luna rozglądała się po pokoju wspólnym prefektów naczelnych
z niekrytym zainteresowaniem. Jedną ręką głaskała Krzywołapa który położył się
obok niej na kanapie, a w drugiej trzymała puchar z sokiem malinowym o który
poprosiła Hermionę.
- Jesteś pewna że możesz nam pomóc? - zapytała ponownie
kasztanowłosa. Dwadzieścia minut temu w salonie pojawiła się Ginny w
towarzystwie Luny i zasugerowała Hermionie pomoc Krukonki w przedstawieniu.
- Jasne! - odpowiedziała ochoczo blondynka. - Uwielbiam
prace ręczne, a Ginny wspominała że szukasz osób odpowiedzialnych za kostiumy i
dekoracje. - dodała z uśmiechem.
Gryfonka z początku sceptycznie podeszła do tego pomysłu,
jednak przypomniała sobie te wszystkie niezwykłe rzeczy, jakie Luna potrafiła
stworzyć. Wielka, rycząca głowa lwa, która miała wspierać ich drużynę podczas
meczu, czy obraz namalowany w pokoju Luny przedstawiający ją i całą resztę ich
paczki.
- Zgoda, ale nie zostaniesz ze wszystkim sama, jest tego za
dużo więc będą musiały ci pomóc jeszcze ze dwie osoby. - zaczęła Hermiona. -
Może Hanna Abbot i ty Ginny? - zapytała patrząc na przyjaciółkę.
- Pewnie! Chętnie zajmę się tym z Luną. Zapytamy Hannę, czy
nie wolałaby może odegrać jakiejś roli, czy jednak wybiera pomoc przy
dekoracjach - dodała i upiła łyk soku dyniowego.
- Świetnie, resztę obgadamy wszyscy jutro na zebraniu. -
Hermiona nie kryła radości. Luna może i była specyficzna, ale talentu w
dłoniach nie można było jej odmówić. - Wiecie może co młodsze roczniki szykują
na tę całą akcję "Jedność domów"? - zapytała. Była ciekawa co młodsi uczniowie
zorganizują na tę okazję, lecz zanim którakolwiek z dziewczyn zdążyła jej
odpowiedzieć do salonu wpadł Malfoy. Minął je bez słowa, wszedł do swojego
pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi z taką siłą, że wszystkie trzy aż
podskoczyły. Chwilę po nim pod obrazem przeszedł Blaise i zatrzymał się widząc
zszokowane miny dwóch Gryfonek i Krukonki.
- Cześć. - rzucił w ich kierunku i zatrzymał się przed
drzwiami do pokoju Dracona. - Otwórz drzwi! Chcę pogadać!- wrzasnął lecz nie
doczekał się odpowiedzi. - Draco otwieraj bo je wyważę! – jednak i tym razem
nikt mu nie odpowiedział, za to dziewczyny powoli wstały z miejsc.
- Będziemy się zbierać Herm. - Ginny odłożyła puchar na stół
i uśmiechnęła się niepewnie. - Chyba że chcesz odwiedzić nas w wieży? - zapytała. - Harry i Ron grają w Eksplodującego Durnia. -
- Nie, dzięki Ginny. Wpadnę do was innym razem. -
odwzajemniła uśmiech i patrząc na wściekłego Ślizgona który dalej dobijał się
do drzwi, odprowadziła koleżanki do wyjścia. Gdy tylko obraz się za nimi
zamknął odwróciła się w stronę czarnoskórego chłopaka i zapytała zduszonym
tonem.
- Co się stało Blaise? -
Chłopak w końcu przestał wywrzaskiwać groźby i głośno
westchnął.
- Ten trening.. To była porażka.. -zaczął i nalał sobie
Ognistej Whiskey do szklanki. - Może nie do końca porażka i nie cały trening,
ale Draco.. - przerwał na chwilę i usiadł na kanapie. Hermiona zajęła miejsce w
fotelu zaraz obok niego i słuchała z uwagą. - Pewnie nie powinienem ci tego
mówić, ale już nie wiem kogo się poradzić. - zaczął z żalem w głosie. - Przez
cały czas był nieobecny. Znicz latał mu nad głową a on nawet go nie zauważył.
Myślałem, że wiesz.. że kiedy znowu wsiądzie na miotłę to trochę poprawi mu się
samopoczucie, ale chyba się myliłem. - pokręcił głową zrezygnowany. - Nie widzę
by cokolwiek go cieszyło, unika wszystkich i wszystkiego, nawet quiddich już
nie sprawia mu radości.. Może.. Może powinienem oddać mu tytuł kapitana? Może
to dlatego? -
Hermiona słysząc coraz większy ból w głosie Ślizgona
położyła mu rękę na jego własnej dłoni i zaczęła spokojnym tonem.
- To nie twoja wina, Blaise. I nie musisz oddawać mu tytułu,
nie sądzę by to było problemem. - dodała łagodnie. - Mam swoje podejrzenia, co
do tego co dolega Malfoyowi, ale nie mogę być pewna. Nie siedzę w jego głowie,
a on na pewno mi się nie zwierzy, jednak.. Jednak myślę że mogę spróbować mu
pomóc. Chociaż zapewne mnie odtrąci -
Ciemne oczy chłopaka rozszerzyły się gwałtownie.
- Naprawdę? - zapytał z przejęciem. - Możesz mu pomóc? -
- Mogę spróbować. - poprawiła go.
Ślizgon ochoczo pokręcił głową.
- Dziękuję, Hermiono. - powiedział i opadł na oparcie
kanapy. - Wiesz, w naszym życiu, życiu czarodziejów czystej krwi jest wiele
brudu i gówna, ale może komuś z zewnątrz uda się przebić przez tę skorupę. -
dodał i uśmiechnął się blado. - Mam taką nadzieję. - skończył, po czym upił
kolejny łyk bursztynowego płynu.
~
Sobotni patrol Gryfonka musiała odrobić sama. Nie miała o to
pretensji i nawet przez myśl jej nie przeszło by pognać do gabinetu dyrektorki
i powiadomić ją o nieobecności Ślizgona. Śniadanie zjadła w salonie, po raz
kolejny prosząc Mrużkę by dostarczyła jej posiłek do dormitorium. Miała sobie
to trochę za złe, czuła że zaczyna wysługiwać się skrzatką ale bardzo chciała
porozmawiać ze swoim współlokatorem jeszcze przed zebraniem. Trzymała w ręku
list od Hagrida i cieszyła się że odpowiedź na jej pytanie tak szybko dotarła.
Gdyby jej ulubiony pół olbrzym się nie zgodził, cały plan wziąłby w łeb.
Spojrzała na zegar, było już grubo po dwunastej a Ślizgon jeszcze ani razu nie
wyszedł ze swojego pokoju. Znudzona i poddenerwowana zastanawiała się czy nie
zapukać do jego drzwi ale dwadzieścia minut przed pierwszą Malfoy wszedł do
salonu zapinając ostatnie guziki od koszuli.
- Dzień dobry. - powiedział gdy dostrzegł szatynkę siedzącą
na kanapie.
- Dzień dobry. - odpowiedziała wstając. - Chciałabym z tobą
porozmawiać. - zaczęła, lecz blondyn wszedł jej w słowo.
- Też chciałbym coś powiedzieć. Mógłbym pierwszy? - zapytał.
- Proszę. -
- Przepraszam za wczoraj. Musiałaś sama iść na patrol, więc
nie będę zdziwiony jeśli okaże się że pani dyrektor będzie miała do mnie
pretensje. Co do mnie.. to się więcej nie powtórzy. Jeśli chcesz, mogę dzisiaj
sam iść na patrol, w ramach przeprosin. -
Hermiona pokręciła głową i spojrzała na niego łagodnie.
- Nic nie mówiłam pani dyrektor, a na patrol pójdę i tak. Za
to w ramach rekompensaty chcę byś dzisiaj wieczorem gdzieś ze mną poszedł. -
oznajmiła tajemniczo.
Draco zmarszczył brwi. Nie znał żadnego z Gryfonów zbyt dobrze,
ale wiedział że mają wręcz magiczną zdolność do pakowania się w kłopoty.
Szatynka widząc minę chłopaka wypowiedziała tylko jedno, jedyne słowo.
- Tchórzysz? - uniosła brew i w mgnieniu oka zauważyła
zmianę w postawie Ślizgona. Wyprostował się i dumnie uniósł głowę. Wiedziała,
że na to pytanie z pewnością nie pozostanie obojętny.
- Ja nigdy nie tchórzę Granger. - odpowiedział chłodno. -
Kiedy chcesz iść? -
- Zaraz po patrolu. -
- Ale jeśli po patrolu nie wrócimy do dormitorium i ktoś nas
przyłapie.. -
- O to się nie martw. - odpowiedziała lecz nie zamierzała mu
wyjaśnić nic więcej. - Idziemy? - zapytała i stanęła przed obrazem. Skinął potwierdzająco głową i już po chwili
razem wyszli na szeroki korytarz.
~
Tak jak poprzednio prefekci przyszli na zebranie z osobami
towarzyszącymi. Jednak tym razem Hermionie było to na rękę. Na początku spytała
zebranych czy przeczytali sztukę i gdy wszyscy, łącznie z Daphne Greengrass
potwierdzająco kiwnęli głowami, rozdała wszystkim gotowe scenariusze. Dzięki
pomocy Malfoya uwinęła się z napisaniem tekstu w tydzień, więc teraz zostało
jedynie przydzielić określone role i funkcje.
- Luna i Ginny zajmą się kostiumami i dekoracjami, cieszę
się też że postanowiłaś im pomóc Hanno. - zaczęła i zwróciła się do Puchonki
która odpowiedziała jej uśmiechem. - Jest potrzebny ktoś kto będzie
odpowiedzialny za muzykę, myślałam o klasycznym chórze profesora Flitwicka, ale
nie wiem czy się zgodzi. Nigdy nie byłam członkiem chóru i nie wiem na jakich
zasadach funkcjonuje. - przyznała.
- Ja należę do chóru od kilku lat. - odezwała się Cho Chang.
- Mogę zapytać profesora czy zgodzi się na udział w przedstawieniu. Musiałabyś
tylko powiedzieć jakie utwory byłyby najlepsze i jaki styl ma dominować podczas
przedstawienia. -
- Świetnie. Jeżeli się zgodzi, na pewno uzgodnię z nim
szczegóły. - ucieszyła się Gryfonka i odhaczyła jeden z punktów na swoim
pergaminie. - Czy wiecie kogo chcielibyście zagrać? - zapytała patrząc na
zebranych. - Wszystkie role są ważne, ale Romeo i Julia to główni bohaterowie,
więc to na nich będzie skupiała się cała uwaga. Mogę już zdradzić iż Rolę Romea
zagra Draco Malfoy. -
Na te słowa większość osób zaniemówiła, a Daphne Greengrass
aż usiadła prosto na krześle.
- Potrzebujemy Julii, ale Hanna już pomaga w przygotowaniach
a Cho będzie w chórze, więc zostaje Daphne Greengrass, zgadzasz się? - Gryfonka
przeniosła wzrok ze swojej listy na Ślizgonkę.
- Yyy.. ja.. - blondynka nieco się zmieszała, ale po chwili
odzyskała dawną manierę i pewność siebie. - Astoria niech zagra Julię. -
powiedziała i spojrzała na siedzącą obok siebie siostrę.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Astoria nie jest prefektem, a zasada jest taka że jeżeli
to nie prefekt zostaje osadzony w danej roli, to wtedy ma się odbyć
przesłuchanie wśród pozostałych uczniów. Skoro nie chcesz zagrać Daphne, to
twoja siostra musi przejść eliminacje w przyszłą niedzielę. - powiedziała i
znów spojrzała w trzymany w ręku zwój pergaminu. Daphne westchnęła i zacisnęła
pięści. Spojrzała na Gryfonkę z niechęcią, która szybko zmieniła się w czystą
nienawiść gdy usłyszała jej kolejne słowa. - Pomyślałam, że możecie zgrać w
parze z Terencem rodziców Romea. -
- Słucham?!-
- Ja nie gram! - wrzasnął Higgs.
Hermiona spodziewała się takich reakcji. Gdzieś tam po cichu
wierzyła że wszystko pójdzie gładko i bezboleśnie, ale co do Ślizgonów mimo
szczerych chęci, nie miała zbyt wielkich nadziei.
- Każdy prefekt ma wziąć czynny udział w przedstawieniu! -
zagrzmiała i zaczęła wyliczać. - Mamy do osadzenia jeszcze wiele ról! W tym
głowy rodów Montecchich i Capuletich, Martę – opiekunkę Julii, Tybalta -
krewnego Julii, Merkucja i Benvolia którzy są kuzynami i przyjaciółmi Romea, Parysa
- narzeczonego Julii wskazanego przez jej ojca, Ojca Laurentego i Escalusa -
księcia panującego w Weronie! Nie wspominam nawet o osobach które będą musiały
robić sztuczny tłum, grając mieszczan i gości balowych. - wzięła głębszy,
uspakajający wdech i dodała spokojnie. - Sami widzicie, że każdy będzie musiał
kogoś zagrać, dlatego proszę was o współpracę. I tak zrezygnowałam z wielu
bohaterów pobocznych, a sam tekst nie jest zbyt obszerny i trudny. -
przeczesała dłonią swoje kasztanowe włosy i spojrzała wymownie na przyjaciół.
Ron wyglądał jakby mimo wszystko marzył by nie brać w tym udziału, za to Harry
poprawił swoje okulary, otworzył książkę i niby to z wielkim zaangażowaniem
zaczął wertować jej strony. Hermiona straciła całą nadzieję, więc po prostu zaczęła
przydzielać wszystkim role mimo głosów niezadowolenia. - W porządku! - prawie
krzyknęła i zabrała się do pisania nazwisk przy konkretnych rolach. - Harry
chcę byś zagrał Tybalta, krewnego Julii, ale musisz się stawić na
przesłuchaniu, ty Ron Parysa, jej narzeczonego. Malfoy jest Romeem więc za
tydzień dowiemy się kto zostanie Julią. Pansy, uważam że byłabyś świetną Panią
Capuleti czyli matką Julii więc proszę byś przyszła w niedzielę na kasting.
Panem Capuleti zostanie Ernie Macmillan. - słysząc te słowa Puchon spojrzał z
lekkim przestrachem na siedzącą trochę dalej Ślizgonkę. - Parvati, chcę byś
została narratorem, zgadzasz się? - dziewczyna o kruczoczarnych włosach kiwnęła
głową na znak zgody, więc Hermiona ciągnęła dalej. - Daphne, ty będziesz Panią
Montecchi a twego męża zagra Michael Corner. - Krukon nie wyglądał na
zachwyconego tym pomysłem, ale nie zaczął protestować ani wyrażać swojego
niezadowolenia w żaden inny sposób. - Terence, chcę byś zagrał Benvolia,
jednego z przyjaciół Romea a Merkucja także znajdziemy w weekend, choć tę rolę
sugerowałabym tobie, Blaise. -
- Jestem za, ale rozumiem że i tak mam się stawić na
przesłuchaniu? -
- Dobrze by było żebyś też wcześniej przeczytał sztukę i
zapoznał się ze scenariuszem. - zauważyła Gryfonka.
- Nie ma problemu. - odpowiedział Ślizgon. Po ich
wczorajszej rozmowie podczas której kasztanowłosa zgodziła się spróbować pomóc
Draconowi, był w stanie zagrać choćby i żabę.
- W niedzielę zadecydujemy kto zagra resztę postaci. -
Hermiona zmniejszyła swój pergamin za pomocą zaklęcia i schowała go do torby. -
To by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejsze spotkanie. Cho, porozmawiaj z
profesorem jak najszybciej dobrze? - zwróciła się do dziewczyny gdy ta szła już
w kierunku drzwi. Spodziewała się że jej
przyjaciele zostawią ją samą, wściekli za zmuszenie ich do grania w
przedstawieniu, jednak ku jej zdziwieniu czekali na nią przed salą.
- Nie bardzo uśmiecha mi się odgrywanie jakiegoś odrzuconego
narzeczonego, ale wiem że nie mam wyboru. - mruknął Ron po chwili. - Za to
dziwię się Malfoyowi. Główna rola? Czym mu zagroziłaś? -spytał rozbawiony.
- Poprosiłam. - odpowiedziała mu spokojnie Hermiona.
- I tak po prostu się zgodził? - Harry nie krył zdziwienia.
- Nie wierzę. - pokręcił głową rudzielec.
- To uwierz Ron. Pomógł mi też w napisaniu scenariusza. Niby
nie miał wyboru bo jest prefektem naczelnym, ale do niczego go nie zmuszałam. -
powiedziała wychodząc na błonia. Słońce świeciło wysoko na niebie a w powietrzu
czuć było zbliżającą się wielkimi krokami jesień.
- Czy my o czymś nie wiemy? -zapytała Ginny z uśmiechem.
- Och przestań! - obruszyła się Hermiona. - To chyba dobrze
że jakoś się dogadujemy, prawda? Nie wytrzymałabym z nim w jednym dormitorium
gdyby wciąż mi ubliżał. - dodała i wzruszyła ramionami. - I tak mało
rozmawiamy. - powiedziała, choć nie było to zgodne z prawdą. Jednak jakiś
wewnętrzny głos nie chciał by wyjawiła im prawdę. Nie chciała opowiadać
przyjaciołom o ich nocnych rozmowach podczas patrolów, ani o wspólnej pracy nad
scenariuszem, ani o tym w jaki sposób zaczyna o nim myśleć. Sama nie chciała
dopuścić do siebie tego faktu choć wiedziała, że zaczyna darzyć Malfoya coraz
bardziej zawiłym uczuciem. Gdy Ron i Ginny zajęli się szukaniem Pigmejskiego
Puszka który skorzystał z chwili nieuwagi i zniknął z oczu rudej właścicielce,
Hermiona poprosiła Harryego na bok.
- Harry, czy mógłbyś mi pożyczyć na dzisiaj swoją pelerynę
niewidkę? Wpadnę po nią przed patrolem. –
Chłopak w zdziwieniu uniósł wysoko brwi i spojrzał pytająco
na swoją przyjaciółkę.
- Czy coś się stało Hermiono? -
Gryfonka poczuła że robi jej się cieplej. Nie lubiła
okłamywać bliskich.
- Nie, nie! - zaprzeczyła szybko i uśmiechnęła się szeroko.
- Muszę tylko coś załatwić. - dodała.
- Jasne. -odpowiedział po chwili Harry i nie zadawał już
więcej żadnych pytań.
*
Wieczór wydawał mu się chłodniejszy i jaśniejszy zarazem.
Spojrzał przez wielkie okno w swoim pokoju i wysoko na nocnym niebie dostrzegł
Księżyc w pełni. Lśnił niczym jasny neon i oświetlał Zakazany Las, błonia i wielkie,
ciemne jezioro. Odrywając wzrok od srebrnego globu poprawił kołnierz od koszuli
i wszedł do salonu. Gryfonka już na niego czekała. Gdy usłyszała jego kroki
odwróciła się i uśmiechnęła łagodnie. Zaczynał lubić ten uśmiech, rzadko kto go
nim obdarzał. Wyszli na korytarz i w milczeniu przemierzali kolejne piętra
zamku. Uczniowie zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów nie chcąc zarobić szlabanów, lub utracić punktów za chodzenie po ciszy nocnej. Kilka minut przed
końcem Gryfonka w końcu zabrała głos.
- Pamiętaj że zaraz po patrolu nie wracamy do dormitorium. -
- Pamiętam. - kiwnął głową blondyn. - Powiesz mi dokąd
idziemy, albo co będziemy robić? -
- Dowiesz się za kilka chwil. - odpowiedziała. - Nie ufasz
mi? - zapytała patrząc na niego ukradkiem.
- Nikomu nie ufam. - odpowiedział szybko.
- Więc dlaczego ze mną idziesz? -
- Ponieważ ci to obiecałem. Z resztą, ten jeden raz mogę
spróbować ci zaufać. -
Hermiona zachichotała.
- Brzmisz tak, jakbyś bał się tego co cię czeka. -
Draco spojrzał na nią i uniósł jedną brew.
- Znając Gryfonów i ich talent do pakowania się w kłopoty,
nic dziwnego iż nie uśmiecha mi się pójście z tobą gdziekolwiek. -
- A nie chodzi ci o to, że idziesz właśnie ze mną? -
zapytała a jej serce nagle przyśpieszyło. Nie wiedziała czy aby na pewno chce
usłyszeć odpowiedź.
Arystokrata przez chwilę milczał, aż w końcu odpowiedział
patrząc przed siebie.
- Ty nie jesteś problemem. - powiedział, a Hermiona
odetchnęła z ulgą.
Na chwilę znów zapanowała cisza. Byli już obok drzwi do
Wielkiej Sali, gdy Hermiona nagle złapała Ślizgona za nadgarstek i pociągnęła
lekko za sobą. Tym razem Draco nie wyrwał ręki, zaskoczony jej śmiałym gestem
pobiegł za nią i schował się obok niej za dwiema wielkimi zbrojami.
- Co ty wyprawiasz Granger? - wyszeptał.
- Ciii. - szatynka przyłożyła palec do ust. - Chyba gdzieś
słyszałam jak Filch mówi coś do swojej kotki. Schyl się. - Sięgnęła do torby
którą tym razem ze sobą wzięła i wyciągnęła z niej długi, iskrzący materiał.
Nie zważając na nieme pytanie w oczach blondyna zarzuciła niewidkę na
ich dwójkę.
- Pożyczyłam pelerynę od Harryego. Chodźmy póki nikogo nie
ma.-
Draco kiwnął głową na znak zgody i ruszył w ślad za
kasztanowłosą. Pod peleryną, dzięki wymuszonej bliskości poczuł zapach jej
szamponu i perfum, które razem tworzyły niezwykle miłą mieszankę zapachów.
Przymknął na chwilę oczy i wciągnął mocniej powietrze. Miał ochotę zanurzyć
twarz w jej włosach i przybliżyć się do karku, by móc jeszcze mocniej poczuć
przyjemny zapach. Z myśli wyrwał go podmuch zimnego powietrza. Wyszli z zamku i
szli przez błonia w kierunku chatki z której sączyło się blade światło. Draco
nie krył zdziwienia.
- Idziemy do tego świra? - zapytał, po czym jęknął gdy
Hermiona specjalnie i z impetem stanęła mu na nodze.
- Nie waż się go tak nazywać Malfoy! - wysyczała. - Zachowuj
się i nie przynieś mi wstydu. - dodała z powagą.
- Że co proszę? -
- Nic, siedź cicho. - ofuknęła go. Po chwili oboje stanęli
przed drzwiami domku Hagrida. Hermiona wyciągnęła rękę spod peleryny i zapukała.
Rozległo się szczekanie psa i usłyszeli zduszony głos pół olbrzyma.
- Cicho Kieł! Cicho cholibka! - mężczyzna otworzył drzwi i
wtedy Hermiona ściągnęła z siebie i Malfoya pelerynę.
- Wchodźcie do środka. - powiedział i szybko zamknął za nimi
drzwi. - Siadajcie, chcecie herbaty? - zapytał.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziała Hermiona pakując magiczny
materiał z powrotem do torby. Draco nic nie odpowiedział. Czuł się jak w jakimś
śnie, a raczej koszmarze. Ojciec raz opowiadał mu o tym pożal się Boże domu i
jak widać nie kłamał. Na całą chatkę składała się jedna jedyna izba. W jednym
kącie stał stół z krzesłami, w drugim kominek, w trzecim kredens z talerzami a
tuż obok wielkie łóżko. Z sufitu zwisały wszelkiego rodzaju zioła, ususzone
kwiaty i magiczne artefakty pochodzenia zwierzęcego, takie jak włosy z ogona
jednorożca, czy pióra ze skrzydeł feniksa.
- Dziękuję że się zgodziłeś Hagridzie. - zaczęła Hermiona. -
Kiedy moglibyśmy zacząć? -
- Możemy i teraz, ale.. - zawahał się Hagrid i spojrzał na
młodego arystokratę który rozglądał się po jego mieszkanku. - Czy on na pewno
nic nie wypaple? -
Draco automatycznie spojrzał w jego stronę i wyprostował się
dumnie.
- A niby co miałbym wypaplać? - odezwał się groźnym tonem.
- Hermiono, czy ty w ogóle powiedziałaś mu po co go tutaj
ściągnęłaś? - gajowy spojrzał na zmieszaną dziewczynę która zaczęła nerwowo
przygryzać wargę.
- Prawdę mówiąc... Nie. Chciałam żeby to była niespodzianka.
- powiedziała i utkwiła wzrok w podłodze.
- Niespodzianka? - Hagrid uniósł swoje krzaczaste brwi pod
samo czoło. - Niech będzie. Ale pamiętaj Malfoy, to co dzisiaj zobaczysz masz
zostawić tylko i wyłącznie dla siebie, rozumisz? - zapytał ostrym tonem. -
Inaczej narobisz problemów mnie, sobie, Hermionie i całej szkole. Zrozumiałeś? -
- Tak. - odpowiedział blondyn. - Nic nikomu nie powiem. -
dodał.
- W porządku. - odprężył się nieco pół olbrzym. - No to
chodźcie. - powiedział i otworzył drzwi. Hermiona wyszła pierwsza a zaraz za
nią szedł Draco całkowicie zbity z tropu. Już zaczął żałować że zgodził się na
to wszystko. Czuł że mogą grozić im poważne i przykre konsekwencje, ale mimo to
szedł w milczeniu za Gryfonką. Po chwili Hermiona zatrzymała się przed zagrodą
wtopioną w skraj Zakazanego Lasu i oboje zobaczyli jak Hagrid wchodzi do zagrody
i zaczyna nawoływać czyjeś imię.
- Hardodziob! Dziobek! -
- Nie powinieneś nazywać go Kłębolotem? - zwróciła mu uwagę
szatynka.
- Nie chce reagować na to nowe imię. - odpowiedział jej
gajowy i nawoływał dalej.
Po chwili z cienia wyszło stworzenie którego Malfoy w ogóle
się nie spodziewał. W blasku Księżyca jego pióra mieniły się niczym diamenty.
Hipogryf, będący hybrydą o głowie, skrzydłach i przednich kończynach jak u olbrzymiego orła
i o tułowiu konia stanęło dumnie naprzeciwko dobrze znanego mu Hagrida. Pół olbrzym
jak i hipogryf ukłonili się sobie z szacunkiem, po czym gajowy po przyjacielsku
poklepał go po głowie i barkach.
- Czyż nie jest piękny? - zapytał z lubością w głosie.
- Jest wspaniały. - zgodziła się z nim Hermiona.
Malfoy wpatrywał się zwierzę jak urzeczony. Wspomnienia z
trzeciego roku zalały go niczym morska fala. Dobrze pamiętał i zdawał sobie z
tego sprawę, że przez niego zabito niegdyś jednego z przedstawicieli tej dumnej
rasy. Był wtedy młodszy, o wiele bardziej próżny, naiwny i głupi. O wiele
bardziej okrutny i podły. Nie chciał o tym myśleć, gdyby mógł, cofnąłby czas i
nie wymusił na ojcu by ten domagał się kary śmierci dla hipogryfa, którego z
resztą sam sprowokował by zrobić na złość Potterowi.
- Poznajesz go? - zapytała spokojnie Hermiona i spojrzała na
jego skąpaną w srebrnym blasku twarz. - Już kiedyś się spotkaliście. Niecałe
pięć lat temu, jeśli dobrze pamiętam. - dodała.
Draco spojrzał na nią zaskoczony. Nie mógł uwierzyć w to co
mówi, ale jeśli to prawda? Nie..
- To niemożliwe. - odpowiedział zduszonym głosem.
Hermiona uśmiechnęła się łagodnie. W jej oczach błyszczały
iskry radości.
- To Hardodziob. Hipogryf który został skazany na śmierć.
Jak widzisz, ma się dobrze. -
- Nawet świetnie! - krzyknął Hagrid.
- Ale.. Ale jak to możliwe? - Draco wciąż nie mógł tego
pojąć. Przecież jego ojciec wyraźnie mu powiedział, że hipogryf nie żyje.
Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Gdy ochłonął i dotarło do niego co
zrobił wcale nie był z siebie zadowolony. Przez długie lata świadomość iż
skazał niewinne zwierzę rosła w nim niczym chwast i zatruwała serce. Uważał
hipogryfa za swoją pierwszą ofiarę. Czuł jego krew na rękach i nigdy nie mógł
sobie tego darować. A teraz stoi przed nim żywy, zdrowy i dumny. Miał ochotę paść
na kolana i prosić o wybaczenie. Nie mógł zrobić tego przed tymi wszystkimi
ludźmi których torturował na rozkaz Voldemorta, więc niech chociaż hipogryf
zobaczy że szczerze żałuje. A najlepiej niech go zabije od razu . Wydawało mu
się to sprawiedliwe, w końcu sam skazał go na śmierć przez własną pychę i
podłość.
- Podejdźcie tutaj! - zawołał Hagrid.
Draco niepewnie spojrzał na Hermionę i gdy ta zachęcająco
kiwnęła głową zrobił pierwsze kroki w kierunku niezwykłego stworzenia.
Ostrożnie weszli do zagrody i stanęli w pewnej odległości od zwierzęcia.
- To co, mała przejażdżka? - zapytał gajowy.
- Co? Nie, nie sądzę. - odpowiedział Ślizgon z wyraźnym
strachem w oczach.
- Tchórzysz? - zapytała szatynka.
Draco spojrzał na nią spode łba. Jeżeli wydawało się jej że
ten tekst zadziała za każdym razem to była w wielkim błędzie. Nie miał ochoty
nigdzie iść, ani na niczym latać. Był wdzięczny Gryfonce za pokazanie mu
hipogryfa, ale nie miał zamiaru robić z nim nic więcej.
- Chodźże Malfoy bo świt nas zastanie. - jęknęła Hermiona i
zrobiła kilka kroków w stronę Hardodzioba. Stanęła naprzeciwko niego i ukłoniła
się nisko. Po chwili hipogryf odkłonił się dziewczynie i dał się jej pogłaskać
po gładkiej szyi.
Draco wziął głęboki wdech i zbliżył się do magicznej istoty.
Czuł że serce galopuje mu niczym stado wystraszonych koni. Z duszą na ramieniu
ukłonił się nisko, niżej niż było potrzeba i wyprostował się czekając na
reakcję. Hardodziob zarył szponami w ziemi, zaskrzeczał i po chwili ukłonił się
Draconowi tak jak wcześniej Gryfonce. Chłopak poczuł ulgę i wdzięczność.
Podszedł do hipogryfa i poklepał go delikatnie po skrzydle. Już dawno nie czuł
się w ten sposób. Miał wrażenie że oto właśnie jeden z jego grzechów odchodzi w
zapomnienie. Jego dusza, dotąd ciemna jak smoła zmienia kolor na zwykłą czerń.
Nie jest już gęsta ani nieprzenikniona. Wciąż jest ohydna i bez szansy na
odkupienie, ale już nie sprawia mu tyle bólu. Dotykał miejsca w którym pióra
płynnie zmieniały się w krótką, końską sierść i czuł zachwyt. Uśmiechnął się
bezwiednie i wciąż błądził rękoma po ciele hipogryfa, aż nagle z zamyślenia
wyrwał go głos gajowego.
- No to jak, lecicie? -
Draco kiwnął głową na znak zgody i pozwolił sobie pomóc w
wejściu na grzbiet zwierzęcia.
- To znaczy, ja podziękuję, leć sam Malfoy. - zmieszała się
Hermiona i próbowała się uśmiechnąć lecz wyszedł jej grymas.
- Nie ma mowy. - powiedział i wyciągnął w jej kierunku
otwartą dłoń. - Wsiadaj. -
Hermiona jednak wciąż stała z nietęgą miną.
- Albo lecimy razem, albo wcale. - powiedział stanowczo
Ślizgon.
Szatynka westchnęła głośno lecz po chwili podała mu rękę.
Drugi raz w życiu dotknęła jego dłoni. Za pierwszym razem, gdy biegła z nim do
Skrzydła Szpitalnego nie miała czasu się nad tym zastanowić
lecz teraz czuła jak chłodne i przyjemne w dotyku ma dłonie.
Zarumieniła się lekko lecz blask Księżyca skutecznie maskował jej zmieszanie.
Usiadła zaraz za nim i zacisnęła ręce wokół jego pasa.
- Trzymaj się mocno. - szepnął jej do ucha. Hermiona poczuła
jak po jej ciele przebiega dreszcz. Przymknęła powieki i prawie położyła głowę
na jego plecach. Hardodziob zaczął przygotowywać się do biegu. Serce dziewczyny
przyśpieszyło swój rytm i gdy wzięła głębszy wdech Hagrid nagle klepnął zwierzę
w zad. Hipogryf zaczął pędzić przed siebie niczym najprawdziwszy rumak. Wiatr
rozwiał włosy obojgu. Chłodne, wrześniowe powietrze zakradło się pod ubrania jednak nie mieli czasu się nad tym zastanowić, gdyż po chwili Hardodziob
rozwinął swe olbrzymie skrzydła i uniósł się w powietrzu jak wielki, niezwykły
orzeł. Z każdą chwilą nabierał wysokości, aż w końcu zaczął powoli opadać w
dół. Hermiona i Draco mocno zaciskali nogi by nie spaść, dodatkowo Ślizgon
trzymał w dłoni coś w rodzaju smyczy, zapiętej na szyi hipogryfa. Nagle
Hardodziob wyrównał lot i oboje spojrzeli w górę. Na nocnym niebie oprócz Księżyca dostrzegli niezliczoną ilość gwiazd. Co chwilę granatową toń przecinał
spadający meteor by zniknąć za horyzontem. Lecieli tak w ciszy przyglądając się
gwiazdom i czuli że nic lepszego nie mogło im się dzisiaj przytrafić.
- Jak się czujesz? - zapytał blondyn lekko podniesionym tonem.
- W porządku. - odpowiedziała. - Chociaż trochę się boję że
spadnę i utonę w jeziorze. - dodała.
Draco zaśmiał się na te słowa.
- W razie czego cię złapię. - powiedział i dotknął jej
splecionych dłoni.
Hermionę zaskoczył ten gest, lecz szybko się opanowała i
oparła policzek o jego plecy. Mogłaby tak lecieć przez wieczność. W
przeciwieństwie do lotu z trzeciej klasy teraz czuła się bezpieczna i spokojna.
Niebo zachwycało swym ogromem a jezioro potęgowało ten efekt odbijając w swojej
toni blask gwiazd. Uśmiechnęła się do siebie i mocniej wtuliła w Ślizgona.
- Chyba zawraca. -
Usłyszała nagle. I rzeczywiście, hipogryf zaczął kołować by
z powrotem znaleźć się w zagrodzie. Po kilku chwilach zgrabnie wylądowali przed
czekającym na nich Hagridem.
- I jak było? - zapytał.
- Świetnie. - odpowiedział Malfoy przeczesując dłonią włosy.
Zeskoczył z hipogryfa i podał szatynce dłoń by pomóc jej zejść.
- Tym razem ci się podobało Hermiono? - zapytaj gajowy
zwracając się do lekko skostniałej dziewczyny.
- Tym razem? - Draco uniósł wysoko brwi.
- Kiedyś ci opowiem. - uśmiechnęła się Gryfonka. - Tak,
teraz było zupełnie inaczej. - przytaknęła Hagridowi i pogłaskała Hardodzioba
po grzbiecie.
- Cieszę się. - odpowiedział i pogłaskał po głowie stojącego obok Kła. - Nie żebym was wyganiał ale lepij jeśli już
wrócicie do zamku. Jest prawie północ.-
Hermiona przytaknęła, podziękowała Hagridowi podobnie jak
Ślizgon i razem, znów skryci pod peleryną niewidką wrócili do swojego
dormitorium nie napotykając nikogo po drodze. Ściągnęli z siebie materiał
dopiero gdy zamknęły się za nimi ramy obrazu.
- To było na prawdę wspaniałe. - powiedziała Hermiona. -
Nigdy bym nie pomyślała że kiedykolwiek chciałabym to powtórzyć, ale cieszę się
że to zrobiłam. - dodała i zamilkła gdy zauważyła jak Malfoy jej się przygląda.
W pewnym momencie nachylił się nad nią i pocałował ją w zziębnięty od
wiatru policzek.
- Dziękuję. - powiedział i odwrócił się by po chwili zniknąć
za drzwiami swojej sypialni.
Hermiona stała w milczeniu i jedyne co słyszała to oszalałe
bicie własnego serca. Patrzyła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem i palcami
dotykała miejsca w którym przed chwilą usta Malfoya zetknęły się z jej skórą.
Nagle zapragnęła czegoś więcej.
*z łac. Obłok.
Świetne opowiadanie! (takie urocze) Naprawdę się wciągnęłam i cieszę się, że już coś zaiskrzyło *-*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba! Szósty rozdział już wkrótce :)
Usuń