niedziela, 3 września 2017

Rozdział 7.

Witajcie w siódmym rozdziale! Przepraszam wszystkich za tak długą przerwę, ale remont wlókł się w nieskończoność i wciąż ciężko wrócić mi do dawnego rytmu dnia.
Mam nadzieję, że nie porzuciliście opowiadania i gdyby kiedyś coś takiego znów miało się powtórzyć zapraszam na FB, tam zawsze informuję co się u mnie dzieje, i kiedy są nowe rozdziały :) https://www.facebook.com/KawaiiBrunette/ Polecam przeczytać wszystkie rozdziały od początku by znów się wdrążyć w całość. To już półmetek opowiadania, dlatego z całego serca chcę podziękować wszystkim którzy do tego czasu byli ze mną, gdy je tworzyłam. Nowym czytelnikom również dziękuję za to, że wciąż je czytacie. Miłej lektury i "do napisania"!

*~~~~~~~*~~~~~~~*

"Jestem taka szczęśliwa że istniejesz. Ale... tak bardzo bym chciała byś był choć trochę bliżej mnie." - Anonim.

*

Kochana Babciu!

Piszę do ciebie gdyż wiem, że na pewno się zamartwiasz w związku z tym co wczoraj miało miejsce w Australii. Chcę ci powiedzieć, że dzięki pomocy przyjaciół udało mi się dowiedzieć że mama i tata najprawdopodobniej są cali i zdrowi. Ich nazwiska nie pojawiły się na żadnej z list osób zaginionych lub martwych, więc wierzę że są bezpieczni i szczęśliwi.
Proszę byś się nie martwiła, bo gdy tylko skończy się rok szkolny wyruszę na ich poszukiwania, tak jak mówiłam. Mam nadzieję że u babci wszystko dobrze, tutaj pogoda w miarę dopisuje, ale nauki i obowiązków nie brakuje więc nie mam kiedy zbytnio się nią cieszyć. Tak jak już babci wspominałam na zakończenie roku wystawiamy sztukę więc próby, obowiązki Prefekta Naczelnego i zwykłe zajęcia lekcyjne nie pozwalają mi się nudzić. Ale cieszę się że życie w Hogwarcie jest takie intensywne, dzięki temu nie mam czasu na smutki. Ginny przesyła gorące pozdrowienia i całusy, wkrótce znów do babci napiszę więc i ja gorąco babcię ściskam i proszę uważaj na siebie.

                                                                                                                 Kochająca Hermiona.

Szatynka obserwowała jak jedna ze szkolnych sów wzbija się w powietrze i po pewnym czasie znika za horyzontem. Nie chcąc dłużej stać w zimnej i wietrznej sowiarni wróciła do pokoju wspólnego swojego dormitorium. Pierwsza niedziela listopada była wyjątkowo chłodna. Większość uczniów nie wychodziła ze swoich pokoi i wraz z kolegami dostarczała sobie rozrywki w postaci magicznych gier, lub innych atrakcji.
Wiedziała że po wczorajszej akcji wszyscy jej znajomi są wykończeni, w tym pewien blondyn, więc ani nie poszła w odwiedziny do wieży Gryffindoru, ani nie zapukała do drzwi współlokatora. Usiadła przed kominkiem i z zapałem zaczęła ustalać plan organizacyjny Bożonarodzeniowego Balu, który zbliżał się wielkimi krokami. Szóste klasy zobowiązały się pomóc w pracach wykonawczych, jednak plan ułożenia stołów, wystrój i wszystkie pozostałe szczegóły musiała najpierw sama ustalić. Wiedziała że wcale nie musi robić tego w pojedynkę, lecz póki Malfoy spał wzięła się do pracy. Rezultaty pokaże mu później i zapyta o jego własne pomysły.
Śniadanie zjadła w dormitorium, siedząc po turecku przed stolikiem. Gdy Mrużka przyszła z tacą na chwilę zagadnęła skrzatkę pytając jak się czuje i czy dobrze jej w Hogwarcie. Usłyszawszy od Mrużki że jest szczęśliwa i nie może narzekać, uśmiechnęła się do niej szeroko i jeszcze raz podziękowała za posiłek. Pomyślała o Zgredku, którego mogiła znajdowała się nad morzem, koło malowniczego domku Billa i Fleur.
Tak wiele mu zawdzięczała. Chociaż nie była z nim w tak dobrych relacjach jak Harry, czuła do skrzata przywiązanie. Tego dnia, gdy torturowała ją Blellatrix Lestrange, ryzykując i w końcu poświęcając własne życie uratował ich wszystkich. Nagle pióro które szatynka trzymała w ręce zawisło w bezruchu nad pergaminem. Przypomniała sobie jeszcze coś, coś o czym nie wiedzieć czemu zapomniała. Gdy Harry i Ron zostali wtrąceni do lochów a Lestrange wywlokła ją na środek salonu, spojrzała na chłopaka stojącego obok wielkiego kominka z ciemnego drewna. W jej oczach była nienawiść i pogarda, w jego strach i współczucie. W tamtej chwili nie umiała tego pojąć. Jak ten gad mógł jej współczuć? Powinien był się cieszyć, bo oto właśnie znienawidzona przez niego szlama zostanie na jego oczach obdarta z godności. Tak wtedy myślała. Teraz czuła że się myliła.
Nie znała go, ani on nie znał jej. Nie tak jak teraz, nie w ten sposób. Nie mogła uwierzyć jak bardzo od tamtego czasu zmieniły się ich relacje. Próbowała nie myśleć co jej serce stara się za wszelką cenę
zrealizować. On, choćby na chwilę, choćby miała tego żałować, choćby był jej tylko na jeden dzień, jedną noc... Otrząsnęła się z kuszących myśli, odłożyła pióro i poklepała po policzkach. Nie, nie może tak myśleć, inaczej jeszcze w tej chwili wstanie, wejdzie do jego pokoju i powie mu prosto w twarz co do niego czuje, a zapewne skończyłoby to się w najlepszym razie głośnym szyderstwem. Z resztą, wiedziała aż za dobrze, że młody Malfoy to po prostu nie jej liga. Nawet gdyby skusił się na jej propozycję jednodniowej przygody, ona później cierpiałaby katusze latami. Obiecała sobie że przestanie go unikać, i tak nie miałoby to już sensu, jednak nie zamierzała sama sobie dokładać cierpienia. Zaciśnie zęby i skupi się na nauce. Przecież zawsze tak robiła. Bała się jednak że tym razem ta metoda może nie zadziałać, a zaciskanie zębów skończy się ich rychłym połamaniem. Westchnęła głęboko, odrzuciła pióro i położyła się na miękkim, puszystym dywanie. - Jesteś głupia Hermiono. Głupia i zakochana w niewłaściwej osobie. - pomyślała i spojrzała w sufit, lecz zamiast sklepienia pokoju wspólnego dostrzegła nachyloną twarz osoby której tak pragnęła.
- Dzień dobry. - powiedział przyjaźnie.
- Malfoy! - zawołała i natychmiast usiadła wyprostowana. - Wystraszyłeś mnie. - dodała speszona. - Dzień dobry. -
Chłopak uśmiechnął się nieznacznie i zajął miejsce na kanapie po jej lewej stronie. Nachylił się nad stołem i wziął do ręki pergamin.
- To nad tym pracujesz od samego rana? - zapytał wciąż wczytując się w tekst.
- Myślałam że śpisz, przepraszam jeśli cię obudziłam. -
- Nie obudziłaś mnie, gdybym wiedział że wzięłaś się za organizację balu przyszedłbym ci pomóc wcześniej. - powiedział odłożywszy pergamin na stole. - Twoje pomysły są niezłe, ale nie wiem dlaczego za wszelką cenę chcesz sadzać Ślizgonów między Gryfonami. To może rozwalić przyjęcie. - zauważył.
Hermiona przygryzła wargę. Jej zamiar był raczej oczywisty i domyślała się iż blodyn też na niego wpadł. Po chwili jednak postanowiła powiedzieć to na głos.
- Uważam że bal to dobra okazja na małą integrację. Mamy już wspólne lekcje, ale to nie to samo co niezobowiązująca impreza. Trochę alkoholu, fajna muzyka i myślę że jakoś się dogadamy. - powiedziała wpatrując się w jego twarz. Z początku jego mina wyrażała powątpiewanie, jednak chwilę później uśmiechnął się szczerze.
- Ty i ta twoja wiara w ludzkość Granger. To poniekąd urocze. - zaśmiał się.
- Nie kpij Malfoy. - ofuknęła go. - Zobaczysz, jeszcze wszyscy będą się świetnie bawić. - powiedziała z uporem i wzięła do ręki pióro.
Przez cały dzień wspólnie pracowali nad szczegółami. Mimo iż do balu pozostało prawie osiem tygodni, zgodzili się że będzie lepiej jeśli już zaczną przygotowania. Próby do "Romea i Julii", lekcje, treningi Quiddicha, wypracowania domowe i nauka latania skutecznie ograniczały im czas przeznaczony dla organizacji balu.
Draco kończył właśnie pić swoją kawę gdy w okno zapukała piękna, brązowa sowa. Wstał, wpuścił ptaka do środka i odpiął od jej nóżki mały liścik.
- Pani dyrektor zaprasza nas na małe spotkanie w jej gabinecie, teraz. - powiedział gdy sowa z powrotem wzbiła się do lotu i opuściła dormitorium.
- No to chodźmy. - odpowiedziała Hermiona wstając i poprawiła mundurek.


*

Szedł obok niej i czuł jak co chwilę jego ciało przybliża się w jej kierunku. Mimo iż wczoraj późno poszli spać, on nie odczuwał znużenia. Przez pół nocy zastanawiał się nad tym, co w końcu do niego dotarło.
Pragnął jej diabelnie inteligentnego umysłu, seksownego ciała i uśmiechu, który sprawiał że znów czuł się szczęśliwy. Pragnął jej całej i wiedział że samo patrzenie wkrótce mu nie wystarczy.
Jednocześnie zdawał sobie sprawę że jego uczucia są szalone i całkowicie nieakceptowalne. Przynajmniej nie przez jego rodzinę. Nigdy nie miał jej zabrać na randkę by móc wspólnie spędzić choć jeden dzień, lub do swojego domu, by móc razem przejść się po ogrodach Malfoy Manor. Jaki sens był w pragnieniu osoby która nigdy nie miała być bliżej, niż te przypadkiem skradzione spojrzenia czy przelotny dotyk dłoni? Ale przecież on zawsze dostawał to czego pragnął. Czy to nowa miotła, czy uprzykrzenie komuś życia. Lecz ona nie była ani rzeczą którą mógł kupić, ani osobą którą mógł do czegokolwiek zmusić.
Była silna, uparta, wrażliwa, prawa i w mniemaniu jego rodziców, najgorszego pochodzenia z możliwych. - Czy to samolubne, że pomimo to chcę być z nią blisko? Czy mam prawo by móc cokolwiek zrobić w tym kierunku? -
zastanawiał się bezgłośnie.
Doszli właśnie do drzwi dyrektorki więc Hermiona zapukała w nie energicznie.
- Proszę! - usłyszeli po chwili, więc nie zwlekając weszli do środka. Draco zamknął za nimi drzwi i usiadł obok Gryfonki na jednym z dwóch krzeseł znajdujących się naprzeciwko biurka Minervy McGonagall.
Obrazy przedstawiające poprzednich dyrektorów Hogwartu odpowiedziały na powitania i tylko Severus Snape nieznacznie skinął głową.
- Wybaczcie że proszę was na spotkanie w niedzielę, ale podczas tygodnia wszyscy mamy całą masę obowiązków, sami doskonale o tym wiecie. - zaczęła dyrektor. - Dziękuję ci Hermiono za ten ostatni raport dotyczący przedstawienia, cieszę się, że wszystko idzie jak należy. Chciałam jednak zapytać, czy myśleliście już może o Bożonarodzeniowym Balu? Oczywiście was nie popędzam. - dodała.
Gryfonka spojrzała na Ślizgona i uśmiechnęła się delikatnie.
- Prawdę mówiąc pani dyrektor, razem z Malfoyem już prawie skończyliśmy ustalać szczegóły. Zostało nam jeszcze uzgodnienie menu i zorganizowanie muzyki. -
- Doskonale! Wiedziałam że wybór waszej dwójki na Prefektów Naczelnych będzie najlepszym posunięciem. - pokiwała głową McGonagall z uznaniem. - Jest tylko jeden mały szczegół, o którym chciałam z wami dzisiaj porozmawiać. Jak pamiętacie, na waszym czwartym roku bal otwierali reprezentanci biorący udział w Turnieju Trójmagicznym. W tym roku oczywiście nic takiego nie będzie miało miejsca, jednak uważam że można zrobić coś podobnego i uczynić to tradycją. -
- Co ma pani na myśli? - odezwał się blondyn.
- Zamiast reprezentantów, w tym roku bal otworzą wszyscy prefekci wraz z osobami towarzyszącymi. Oczywiście możecie zaprosić kogo tylko chcecie. -
Hermiona zamarła. Zupełnie nie brała pod uwagę takiej możliwości, więc wszystko co miała w swojej szafie ograniczało się do szkolnych mundurków i wygodnych mugolskich ubrań. Podejrzewała że w tym roku może odbyć się bal, jednak powiedziała sobie że na niego nie pójdzie gdyż i tak nie będzie miała z kim, a jeśli nawet ktoś by się trafił, oszczędzała każdy funt na podróż do Australii, więc nie ma nawet za co kupić nową kreację. Poruszyła się nerwowo na krześle i przełknęła ślinę. Poczuła w gardle nieprzyjemną suchość.
- Pani dyrektor, czy to koniecznie muszą być prefekci? - zaczęła nieśmiało.
- A masz lepszy pomysł, panno Granger? -
- Cóż, może powinno się zrezygnować z tańca powitalnego i zastąpić to przemówieniem jednego z prefektów lub dyrekcji Hogwartu... -
Minerva spojrzała na uczennicę spod swoich wąskich okularów i cicho westchnęła.
- Nie rozumiem skąd ten pomysł, przecież kilka lat temu nie miałaś nic przeciwko gdy tańczyłaś z Wiktorem Krumem. - zauważyła.
Kasztanowłosa jęknęła w duchu. Nie zamierzała się z tego tłumaczyć, więc postanowiła więcej tematu nie drążyć. Wiedziała że Minerva McGonagall i tak postawi na swoim, jak zawsze z resztą, dlatego spokojnie wysłuchała reszty zaleceń. Dziesięć minut później wraz z idącym obok arystokratą wracała do dormitorium w nieco podłym nastroju, co nie uszło jego uwadze.
- Coś się stało? - zagadnął ją gdy przechodzili już pod portretem. Kasztanowłosa pokręciła przecząco głową jednak nie umiała zmusić się do zmiany wyrazu twarzy. Zanim jednak Draco zdążył zadać kolejne pytanie z fotela wstała płomiennowłosa dziewczyna.
- Hermiona! - Ginny uśmiechnęła się szeroko. - Myślałam że tu jesteś, ale nigdzie nie mogłam cię znaleźć więc postanowiłam poczekać w salonie. Możemy na chwilkę pogadać? - zapytała przyjaźnie.
- Jasne. -odpowiedziała Gryfonka nieco chłodnym tonem. - Też mam ci coś do powiedzenia. Siadaj, chcesz herbaty? -
Rudowłosa podziękowała w odmowie i usiadła z powrotem w fotelu. Całe jej ciało aż rwało się by przekazać przyjaciółce, w jej mniemaniu, radosne nowiny.
- Wiem że to trochę za wcześnie, ale zaczęłam już myśleć o nadchodzącym balu, bo wiesz... tamtym razem byłam z Nevillem, a teraz z Harrym i chcę żeby było wyjątkowo. - zaczęła nieśmiało. Hermiona w pełni rozumiała uczucia przyjaciółki. Ich związek zaczął się na krótko przed wojną i nigdy tak naprawdę nie mieli okazji by gdzieś pokazać się razem, jak przystało na oficjalną parę. - Problem polega na tym, że za bardzo nie mam kasy na nową kieckę, a ty odkładasz na wyjazd... Na szczęście Fleur przyszła mi z pomocą. -
- Fleur? -
- Yhym. - przytaknęła ruda. - Napisałam do niej list, ostatnio nawet nieźle się dogadujemy, i zaproponowała mi coś ze swojej kolekcji. Mogłybyśmy wypożyczyć od niej jakieś sukienki za darmo. - dodała i uśmiechnęła się szeroko.
Hermiona przez chwilę wpatrywała się w przyjaciółkę z niedowieżaniem, po czym parsknęła rozbawiona.
- Ginny, wybacz ale to się nie uda. Mówimy o Fleur, pięknej, wysokiej, szczupłej blondynce w której żyłach płynie domieszka wili. Żadna jej sukienka nie będzie na mnie pasowała, a nawet jeśli, to będę wyglądała okropnie. Dziękuję za dobre chęci i za pamięć, ale jakoś sobie poradzę. - odpowiedziała szatynka po czym odłożyła na stół pustą filiżankę po herbacie.
Rudowłosa spochmurniała, ale nie zamierzała dać przyjaciółce za wygraną. Życie z sześcioma starszymi braćmi nauczyło ją nie odpuszczać i nigdy się nie poddawać.
- A czego chciała McGonagall? - zapytała po chwili.
Hermiona westchnęła ciężko i powtórzyła wiadomość jaką otrzymała od pani dyrektor. Po jej słowach Ginny z jeszcze większym uporem i zawziętością stawiała przy swoim, by wyporzyczyć suknie od jej bratowej.
- Możesz się buntować, ale wiesz że ja i tak napiszę do Fleur, by je przysłała. - powiedziała na odchodnym ruda i puściła do przyjaciółki perskie oko zanim wyszła z dormitorium.
Draco zatrzasnął się w pokoju by nie przeszkadzać przyjaciółkom, jednak gdy ramy obrazu zamknęły się za młodą Gryfonką, wszedł do salonu i usiadł na fotelu w którym wcześniej przesiadywała Weasleyówna.
Hermiona intensywnie o czymś rozmyślała wpatrując się w płonący ognień kominka. Nie wyglądała na zagniewaną, a raczej lekko przygnębioną. Draco nie podsłuchiwał rozmowy dziewczyn, ale teraz ciekawość go zżerała.
- Coś się stało? - zapytał niby od niechcenia.
Szatynka przeniosła na niego swój wzrok i lekko westchnęła.
- Nie chcę iść na ten bal. Nie miałam go w planach. - powiedziała i po chwili znów spojrzała w tańczące płomienie ognia. - To zabrzmi płytko, ale nie mam się w co ubrać. Z resztą, nie mam nawet partnera do tańca, a nie napiszę do Wiktora by specjalnie przyjechał ze mną zatańczyć. - dodała i zagryzła lekko wargi bo poczuła że powiedziała za dużo.
Draco zmarszczył brwi. Nigdy głębiej nie zastanawiał się nad relacjami jakie łączyły Grenger z Wiktorem Krumem, nie miał ku temu powodów. Jednak teraz, gdy Gryfonka wymówiła imię bułgarskiego szukającego poczuł w sobie dziwne ukłucie.
- Zawsze możesz poprosić Weasleya. - dodał wstając i kierując się do barku.
Hermiona zrobiła kwaśną minę. Ta rozmowa zaczynała ją drażnić. Nie miała zamiaru poruszać tego tematu z Malfoyem, ale sprowokowana nie chciała by doszło do nieporozumień.
- Nie poproszę byłego chłopaka by poszedł ze mną na bal, poza tym, dlaczego rozmawiamy o mnie, może pomówmy o tobie Malfoy. Z kim idziesz na bal? - zapytała śmiało.
Blondyn wzruszył ramionami i nalał sobie drinka do kwadratowej szklanki. Usiadł z powrotem w fotelu i nie patrząc na Gryfonkę upił łyk alkoholu.
- Może z Pansy? Albo jedną z sióstr Greengrass? - ciągnęła Hermiona. - Daphne rozpłynęłaby się z radości. - skwitowała.
- O co ci chodzi? - zapytał spokojnie, jednak czuł narastającą w nim złość.
- O nic. - odpowiedziała sucho.
- Przecież widzę że jesteś zła. -
- Nie jestem. -
- Jak sobie chcesz. - powiedział, na co Hermiona automatycznie się zjeżyła. Już miała coś powiedzieć, lecz ostatecznie ugryzła się w język i wstała z sofy.
- Idziesz spać? - zapytał Ślizgon.
- Nie, idę wysłać sowę do Wiktora. - warknęła szatynka. Draco zacisnął palce mocniej na szklance i poczuł iż ma chęć dopiec współlokatorce. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choćby słowo, szkło w jego dłoni pękło na tysiąc kawałków. Oprócz resztek alkoholu na dywan leciała teraz świeża krew, plamiąc go szkarłatnymi kroplami. Hermionę na sekundę zmroziło, lecz już po chwili znalazła się przy Malfoyu.
- Siedź, nie ruszaj się, pomogę ci. - jej ton głosu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był łagodny, ale zarazem pewny i zdecydowany. Jednym ruchem różdżki usunęła resztki szkła, po czym pozbyła się plam z dywanu. Wyczarowała wszystkie niezbędne przyrządy pierwszej pomocy i uklękła przed chłopakiem. Ostrożnie wzięła jego dłoń i zaczęła pozbywać się resztek szklanki. Gdy skończyła przemyła ranę wodą utlenioną i lekko zabandażowała.
- Rana nie wymaga szycia, ale powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey z pewnością ma leki które zapobiegną powstaniu blizny. -
- Dzięki, ale nie skorzystam. - Draco wstał, minął wciąż klęczącą na dywanie Hermionę i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
Gryfonka westchnęła. Czuła się w pewnym stopniu winna, rozmowa przybrała zły kierunek a jej irytacja wymieszana z zazdrością i pogłębiającą się dezorientacją sprawiła że wieczór skończył się w ten, a nie w inny sposób. Przymknęła powieki i cicho wypowiedziała dobrze znane jej imię.
- Mrużko. -

~

Draco jedną ręką próbował odpiąć guziki koszuli, jednak narastający ból i sztywność w prawej dłoni skutecznie mu to uniemożliwiały. Był na siebie wściekły. Już dawno nie stracił kontroli nad swoją siłą magiczną.
Gdy szklanka pękła mu w ręce był szczerze zdumiony i jednocześnie przerażony. Co jeśli zrobiłby jej krzywdę? Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że Gryfonka rzuciła mu się na pomoc i przestała mówić o tym irytującym Wiktorze Krumie. Patrzył na jej skupioną twarz, gdy pęsetą wyciągała małe, iskrzące i zabarwione czerwienią fragmenty szkła. Wtedy o tym nie myślał, ale teraz ból zaczął dawać o sobie znać. Gdy już rozważał rozerwanie koszuli lewą ręką, usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. -
W drzwiach stanęła Hermiona, która za pomocą zaklęcia lewitowała obok siebie małą tacę, na której stały flakoniki różnych kształtów i rozmiarów. Dziewczyna weszła nieśmiało i stanęła naprzeciwko niego.
- Poprosiłam Mrużkę by przyniosła te eliksiry ze skrzydła szpitalnego. - powiedziała nieśmiało.
Draco uniósł brwi w zdziwieniu.
- Okradłaś pielęgniarkę? - zapytał szczerze zdumiony.
Szatynka zacisnęła usta.
- Wiedziałam że nie pójdziesz do niej z własnej woli, a jutro mamy zajęcia. Jestem pewna że rana zaczyna dawać ci w kość, jak chcesz pisać i posługiwać się różdżką? - zapytała.
- Więc by mi pomóc wysłużyłaś się skrzatem i zwędziłaś biednej pani Pomfrey jej leki. Doceniam gest. - dodał blondyn z lekkim rozbawieniem.
Hermiona wywróciła oczami i postawiła tackę na łóżku.
- Siadaj. - powiedziała bez krępacji i odkorkowała pierwszy flakonik. - Wypijaj je po kolei, ten jest przeciwzapalny, kolejny to przeciwbólowy, a następny to eliksir przeciw bliznom. -
- Serio Granger, nie obchodzą mnie blizny. - odparł chłopak siadając obok niej.
- Możesz to wypić i nie gadać? - zapytała i podała mu pierwszy płyn. Malfoy wypijał eliksiry jeden za drugim i gdy skończył popił wszystko dyniowym sokiem znajdującym się w pucharze, który Hermiona wyczarowała w międzyczasie.
- Świetnie. - powiedziała z entuzjazmem gdy podał jej pusty puchar. - Chciałam cię przeprosić.. - dodała po chwili. - Zdenerwowałeś się i to była moja wina. Wprowadziłam niemiłą atmosferę i.. -
- Nie schlebiaj sobie Granger, nie tak łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. - skłamał Ślizgon siląc się na obojętny ton. - Czy w ramach przeprosin mogę prosić cię o pomoc? - zapytał i poczuł że coś przewraca mu się w żołądku. Ręka go już tak nie bolała i czuł że sam świetnie dałby sobie radę, jednak jakaś ślizgońska cecha kazała mu wykorzystać nadarzającą się okazję.
- Jasne. - Hermiona uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego czule i przepraszająco. To mu wystarczyło by przestał się wahać.
- Czy mogłabyś rozpiąć mi koszulę? Ręka mnie jeszcze boli, no i ten bandaż.. - powiedział zbolałym tonem. Gryfonka zamrugała zbita z tropu jednak po chwili wydukała ciche "ok".
Wzięła wdech i niepewnie dotknęła pierwszego guzika. Nie patrzyła mu w oczy, w pełni skupiła się na koszuli gdyż bała się że gdy podniesie wzrok i napotka jego stalowo szare spojrzenie, może przestać myśleć logicznie. Cała ta sytuacja zaczęła jej się wydawać nie na miejscu. Siedzi u niego w pokoju, na jego łóżku i rozpina mu koszulę. Gdyby ktoś teraz wszedł do pokoju i zastał ich w tej sytuacji, nie byłaby zdziwiona gdyby pomyślał to, co by mógł pomyśleć. Schodząc coraz niżej Hermiona starała się nie odsuwać koszuli na boki, chociaż i tak zaczęła dostrzegać jasną skórę jego klatki piersiowej i brzucha. Zapach perfum które tak polubiła był bliżej niż kiedykolwiek. Odpinając przedostatni guzik poczuła zawroty głowy. Adrenalina i szybciej płynąca krew zaszumiały jej w uszach, na policzki wypłynął szkarłat. Gdy skończyła i koszula rozpięła się całkowicie ukazując tors Ślizgona w całej okazałości, czuła że traci kontakt z rzeczywistością. Automatycznie oparła się o jego ciało nie myśląc nawet co robi.
Draco czerpał satysfakcję patrząc na to jak Hermiona reaguje na tę sytuację. Chciał ją objąć i tak jak ona rozpiąć guziki jej białej koszuli. Chciał ją dotknąć, poczuć mocniej, lecz zanim te uczucia całkowicie nim zawładnęły przymknął oczy i zapytał spokojnie.
- Chcesz mnie zgwałcić Granger? -
Hermiona uniosła powieki i natychmiast się wyprostowała. Speszona wstała z łóżka, chwyciła swoją różdżkę i tacę z pustymi już flakonikami.
- Przepraszam, jestem zmęczona a ty masz mocne perfumy, zakręciły mi w głowie.. - dukała. - Pójdę już. - dodała i pospiesznie opuściła pokój blondyna. Jak na złość przed drzwiami pokoju stał Blaise z ręką uniesioną tak, jakby chciał zapukać.
- O, cześć Hermiona! - czarnoskóry chłopak uśmiechnął się do niej szeroko chcąc zamaskować zaskoczenie. - Jak niedziela? - zapytał zbity z tropu.
- Cześć Blaise, w porządku, przepraszam na moment. - odpowiedziała mu Gryfonka i po chwili zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
Zabini wszedł do komnaty Dracona i poczuł jeszcze większą konsternację, gdy ujrzał przyjaciela w rozpiętej koszuli i z obandażowaną ręką.
- Czy.. ja powinienem.. przyjść później? - zapytał.
- Nie bądź śmieszny Blaise. - odpowiedział Draco ściągając z siebie koszulę i rzucając ją na łóżko. Podszedł do szafy stojącej w rogu pokoju i wyciągnął z niej nowy, czarny T-shirt.
- Wytłumacz mi Smoku, dlaczego siedziałeś tutaj sam na sam z Hermioną prawie nagi, do tego zauważyłem że jej twarz miała piękny odcień czerwieni gdy wychodziła... No i co z twoją ręką?!- dodał po chwili przerażony.
- Przestań histeryzować. - zaczął spokojnie arystokrata. - Przez przypadek rozbiłem szklankę, Granger pomagała mi opatrzyć ranę i odpiąć guziki. Tyle. -
Blaise zmarszczył brwi, lecz po chwili rozluźnił się uznając słowa Dracona za prawdę.
- Wiesz, nie żeby coś, ale gdyby się okazało że chciałeś nawiązać z Gryfonką lepsze i bliższe stosunki, powtarzam, stosunki, nie miałbym nic przeciwko. - dodał rozbawiony.
- Jesteś kretynem. - rzucił Malfoy wywracając oczami.
"Ale nie jestem ślepy", dodał w myślach Blaise.

*

Listopad chylił się ku końcowi. Przegrana Huffelpuffu z Ravenclawem podczas pierwszego meczu Quiddicha nikogo nie dziwiła, za to napawała przeciwne drużyny optymizmem.
Gryfoni ćwiczyli z jeszcze większą zawziętością, tak samo jak i Ślizgoni, co niejednokrotnie prowadziło do konfliktów o rezerwację boiska. Ostatni mecz przed końcem roku miał rozegrać się między drużyną Krukonów a Ślizgonami. Zawodnicy z domu węża pod przewodnictwem Blaisea Zabiniego wylewali z siebie siódme poty i raz po raz lądowali w skrzydle szpitalnym, gdyż aura sprzyjała grypie i przeziębieniom.
W wieczór poprzedzający mecz Blaise wraz z Draconem, Hermioną, Pansy, Harrym, Ronem ,Ginny i Luną omawiał w pokoju wspólnym prefektów naczelnych ostateczną strategię rozgrywki. Gdy po raz setny tłumaczył w jaki sposób najlepiej podejść obrońcę Krukonów w końcu młody arystokrata nie wytrzymał.

- Blaise błagam, zamknij się w końcu. Słyszałem to już z milion razy, nie jestem tępy. - powiedział z irytacją w głosie i zacisnął palce u nasady nosa. Kątem oka spojrzał na siedzącą naprzeciwko Hermionę, która w skupieniu wertowała podręcznik do historii magii. Kiedyś wyśmiałby ją za tą nadgorliwość w nauce, jednak teraz rozumiał że kocha książki a nauka sprawia jej po porostu przyjemność. Z resztą, zaczął przyłapywać się na tym iż lubi patrzeć na Gryfonkę gdy ta czyta lub się uczy. Miała wtedy taki skupiony wyraz twarzy, co zawsze go trochę bawiło. Po wieczorze z pękniętą szklanką praktycznie nic się nie zmieniło. Wciąż wspólnie patrolowali korytarze, pracowali nad szczegółami balu, wieczorami toczyli przyjemne rozmowy przy kominku. Próby do przedstawienia zawieszono aż do pierwszego dnia wiosny, co oczywiście nie zwolniło wszystkich z dalszych indywidualnych ćwiczeń ról. Gdy Zabini zmienił temat Draco wpadł w dziwne otępienie. Patrzył w ogień i czuł, że jakaś dziwna siła zaczyna go przygniatać, jakiś irracjonalny, nieprzenikniony strach. Czuł, że zbliża się coś złego lecz nie potrafił tego nazwać. Machinalnie chwycił się za przedramię lewej ręki co ostatnio zdarzało mu się coraz rzadziej. Nie zauważył, że Hermiona przygląda mu się znad otwartej książki.
- Wiecie, nie wyganiam was, jest super, ale już późno, jutro mecz, musicie się wyspać. - powiedziała gdy Ron skończył o czymś dyskutować z Luną.
Blaise wstał i przeciągnął się głośno ziewając.
- Masz rację, trochę się zasiedzieliśmy. - zakrył usta dłonią gdy ziewnął po raz drugi. - Mam nadzieję, że jutro kibicujecie wężom. - dodał w kierunku wstających Gryfonów.
- Zapomnij. - Ron zaśmiał się krótko i spojrzał w stronę blondynki. - Z przyjemnością zobaczę, jak Krukoni skopią wam tyłki. - dodał wciąż rozbawiony.
- Niestety Weasley, jutro o tej porze przyjmę twoje szczere gratulacje. - Blaise przekomarzał się tak z rudzielcem jeszcze chwilę, aż w końcu wszyscy życzyli sobie dobrej nocy i zostawili Hermionę i Dracona samych.
Szatynka odłożyła książkę i znacząco odkaszlnęła, jednak arystokrata wciąż wpatrywał się w ogień nie zwracając na nią uwagi.
- Malfoy? - zaczęła nieśmiało. - Malfoy, w porządku? - zapytała jednak świadomość chłopaka wydawała się być daleko stąd. - Malfoy? - powtórzyła lecz bez skutku. Zirytowana i lekko wystraszona wzięła głębszy wdech i ryknęła.
- Draconie Lucjuszu Malfoy! -
Chłopak natychmiast oprzytomniał. Spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem i zamrugał ze zdziwienia parę razy.
- Co się stało? - zapytał zbity z tropu.
- Porządnie się zawiesiłeś, wołałam cię parę razy, ale nie reagowałeś. Coś.. coś się stało? - zapytała z troską.
- Nie..
- Przejmujesz się meczem?
Draco zmarszczył brwi lecz po chwili jego twarz złagodniała.
- Zawołałaś mnie pełnym imieniem. Skąd znasz moje drugie imię?
Hermiona lekko się zmieszała.
- Cóż, pomyślałam że osoby takie jak ty.. to znaczy o takim statusie jak twój, dziedziczą drugie imiona po swoich ojcach. W mugolskich rodzinach jest podobnie. - powiedziała lekko speszona i utkwiła wzrok w swoich dłoniach.
- A jakie jest twoje drugie imię? - zapytał po chwili.
- Jean, po siostrze mojej mamy. - odpowiedziała.
Na chwilę w salonie zapadła cisza. Słychać było tylko trzaskanie ognia w kominku i miarowe tykanie magicznego zegara na ścianie. W pewnym momencie Draco wstał, dopił swojego drinka i odstawił szklankę na stolik.
- Idę spać. Dobranoc Hermiono Jean Granger. - powiedział i zniknął za drzwiami łazienki.


*

Tego dnia pogoda była wręcz idealna. Panował ziąb, jednak co jakiś czas zza chmur wychylało się blade słońce. Trybuny stadionu z każdą chwilą wypełniały się po brzegi. Uczniowie napływali z zamku z każdej strony chcąc zobaczyć jedną z najciekawiej zapowiadających się potyczek sezonu. Hermiona stała obok Pansy ubrana w szal w barwach Slytherinu i wciąż nie mogła uwierzyć w to, jak się tutaj znalazła.

Wstała wcześnie i jak co rano zaraz po porannej toalecie zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Harry już tam był i wcinał sporą porcję jajecznicy. Na jej widok uśmiechnął się szeroko i przełknął kęs by móc się przywitać.
- Cześć Hermiono, już na nogach? -
- Dzień dobry Harry. Mogę zapytać o to samo, rzadko się zdarza byś ty lub Ron o tej godzinie pojawili się na śniadaniu. - usiadła naprzeciwko przyjaciela i nalała do pucharu dyniowego soku.
- Obudziłem się wcześniej a później już nie mogłem z powrotem zasnąć, Ron chrapie niemal identycznie jak wuj Vernon. - zaśmiał się, Hermiona również zachichotała, lecz po chwili spoważniała.
- Masz jakiś kontakt z Dursleyami? - zapytała ostrożnie.
Harry pokręcił głową.
- Nie bardzo. Po wojnie napisałem do nich list, Ministerstwo podało mi ich nowy adres. Po miesiącu dostałem odpowiedź od ciotki. Oschłą i konkretną jak zawsze, ale o dziwo Dudley napisał do mnie w zeszłym tygodniu. Wyprowadził się od rodziców, więc wyobrażam sobie rozpacz ciotuni. Mieszka teraz w Londynie, uczy się na piekarza, chciałby się kiedyś spotkać. - skończył Harry i wziął kolejny kęs.
- To.. to naprawdę wspaniale Harry. - zaczęła szatynka. - W końcu to twój kuzyn. Jest jaki jest, ale.. no wiesz, z rodziną zawsze dobrze tylko na zdjęciu. - dodała i upiła spory łyk.
- Nie przejmuj się Herm. - zaśmiał się Harry. - I pij wolniej, bo się zadławisz. -
Rozmawiali jeszcze chwilę o kuzynie Harryego i jego nowej ścieżce życiowej, gdy nagle ktoś stanął obok nich.
- Cześć Potter, cześć Granger. -
Unieśli głowy a ich oczom ukazała się dumna i niewzruszona sylwetka Pansy Parkinson. Było jednak widać że jest spięta. Pierwszy raz w życiu podeszła do stołu Gryfonów i mimo ich lepszych stosunków wciąż miała problemy by całkowicie się zrelaksować.
- Granger, czy mogłybyśmy na chwilę porozmawiać? -
- Jasne. - Hermiona otrzepała ręce z okruszków i wstała poprawiając spódniczkę.
- Potter, posłuchaj... - zaczęła niepewnie Pansy. - Od lat robisz tutaj za wyrocznię, więc zapytam bo chcę mieć pewność. Czy ty i reszta twojej paczki nie mielibyście za złe, gdyby Hermiona usiadła dzisiaj na trybunach ze mną? -
Harry w zdziwieniu uniósł wysoko brwi lecz po chwili odpowiedział spokojnie.
- Niech siada gdzie chce, to wolny kraj, nie musi pytać mnie o zgodę. Ale nie jestem wyrocznią Pansy i proszę, mów mi po imieniu. - uśmiechnął się nieznacznie i nalał sobie kolejną porcję soku do pucharu.
- W porządku, Harry. - odpowiedziała Pansy i spojrzała na oniemiałą Hermionę. - Idziemy? -
- T-tak!- Gryfonka szła obok brunetki w milczeniu a jej myśli pędziły jak szalone. Ciszę przerwała Pansy.
- Słuchaj Granger...-
- Hermiona. - Gryfonka przerwała jej w pół słowa.
- Słucham? - zapytała zaskoczona Parkinson.
- Skoro Harryemu mówisz po imieniu, to do mnie też możesz. Hermiona. - dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę brunetki, która zrobiła nieco kwaśną minę. Po chwili wahania westchnęła i odwzajemniła uścisk dłoni.
- Pansy... Chociaż nie wiem o co wam chodzi z tymi imionami... Ale nieważne, nie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Jak słyszałaś, chcę byś usiadła ze mną na trybunach, zgadzasz się? -
- Nie mam nic przeciwko, tylko dlaczego chcesz bym to zrobiła? -
Pansy lekko się zmieszała.
- Prawdę mówiąc to był pomysł Blaisea, uważa że to dobry pomysł i prosił mnie bym ci to zaproponowała, ale nie pytaj mnie czemu, ja nic nie wiem. Więc jak, dzisiaj o jedenastej przyjdę po ciebie i razem pójdziemy na mecz, może być? -
- Zgoda. - przytaknęła Hermiona.
Dziewczyny zatrzymały się akurat przed obrazem prowadzącym do dormitorium prefektów naczelnych. Śliczna dziewczynka z portretu uśmiechała się do nich przyjaźnie i czekała na podanie hasła.
- Wejdziesz na herbatę? - zaproponowała Gryfonka.
- Nie, dzięki, już piłam. Do później. - Pansy odwróciła się na pięcie i po chwili zniknęła Hermionie z oczu, zostawiając ją samą w pustym korytarzu.

*

Kierowała się ku lochom czując że z każdą chwilą ból głowy przybiera na sile. Nie miała pojęcia czy to co podejrzewał Blaise może okazać się prawdą, ale mało ją to w tej chwili obchodziło.
Wspomniała dzień w którym Blaise wysłał jej patronusa z wiadomością by szybko do niego przyszła, gdyż musi jej coś powiedzieć.
~
 Gdy przekroczyła próg jego pokoju zauważyła że jego oczy świecą niezdrowym blaskiem.
Był czymś bardzo podniecony i gdy tylko ją zobaczył od razu zaczął wypluwać z siebie słowa niczym smok ogień.
- Pansy, Pansy nie uwierzysz co widziałem. Ale nie jestem pewny czy moje podejrzenia są słuszne? Ale dlaczego by nie? - wyliczał krążąc po pokoju.
- Blaise, nic z tego nie rozumiem, albo zaczniesz mówić jak człowiek, albo wychodzę. - powiedziała Pansy beznamiętnym tonem.
Czarnoskóry chłopak usiadł na łóżku i kilkakrotnie przejechał ręką po swoich krótkich włosach.
- Nie wiem od czego zacząć. - powiedział uśmiechając się lekko. - Wiesz, poszedłem dzisiaj zapytać Draco czy nie chciałby zagrać w partyjkę pokera ze mną i Terencem i gdy już miałem zapukać jego drzwi otworzyła Hermiona.. -
- Granger? - głos Pansy już nie był obojętny.
Zabini potwierdził kiwnięciem głowy i kontynuował.
- Szybko wyszła z jego pokoju cała czerwona. W rękach trzymała jakieś eliksiry, za to Draco wstawał z łóżka i zdejmował z siebie koszulę... Powiedział że rozbił szklankę i Hermiona go opatrywała, faktycznie miał bandaż na ręce, ale sam nie wiem... -
- Co insynuujesz Blaise? - zapytała dziewczyna i usiadła w jednym z wygodnych foteli.
Ślizgon wzruszył ramionami i popatrzył w okno.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że Draco znacznie opuścił się w Quiddichu? Tego samego wieczoru rozmawiałem też z Hermioną, nie wiem dlaczego ale ona ma w sobie coś, co sprawia że nie wiesz kiedy, a już zaczynasz się zwierzać. I od słowa do słowa obiecała mi, że spróbuje pomóc Draconowi. I wiesz co? Pomogła! Nie mam pojęcia co zrobiła ale praktycznie już po kilku dniach Draco znów latał tak jak dawniej. Chciałem się zapytać, ale machnąłem na to ręką. Ważne że poskutkowało... Sama powiedz, przecież też widzisz jak zaczęli się do siebie odnosić, jak często robią coś wspólnie, jak... -
- Nie Blaise.. - przerwała mu brunetka. - Wiem do czego dążysz, ale to się nie uda. -
- Niby dlaczego? Owszem, nie wiem jakie relacje do końca między nimi panują, ale.. -
- Nie. - powtórzyła dziewczyna.
- Bo co? - zirytował się Blaise.
- Bo doskonale znasz jego rodzinę i wiesz, że to o czym myślisz nigdy się nie wydarzy. A nawet gdyby się wydarzyło to nie miałoby żadnej przyszłości. -
Mulat zmarszył brwi i wstał z łóżka.
- Skąd możesz to wiedzieć Pansy? Już go przekreśliłaś? A może... może przeszkadza ci fakt że Granger jest ostatnio tak blisko niego? - zapytał nalewając sobie alkoholu i nie patrząc jej w oczy.
Brunetka wstała czując jak wściekłość zalewa jej ciało.
- Nie o to chodzi Blaise, ja kocham go... jak brata... i będę szczęśliwa jeśli i on będzie, ale to o czym mówisz zwyczajnie nie ma prawa bytu w naszym, w jego świecie.. sam doskonale o tym wiesz. - dodała i spuściła wzrok. Czuła jak płoną jej policzki i nienawidziła tego. Zaciskała pięści aż pobielały jej knykcie i zaczęła liczyć do dziesięciu.
Blaise odłożył szklankę i zbliżył się do dziewczyny. Położył dłoń na czubku jej włosów i czule pogłaskał. Widział jak łzy złości spływają po jej policzkach.
- A ja wierzę, że można mieć kontrolę nad swoim losem. I chciałbym zrobić wszystko by i on ją odzyskał. -
~
Wypowiedziała hasło i przeszła przez drzwi prowadzące do pokoju wspólnego Ślizgonów. Uczniowie powoli szykowali się na mecz i głośno obstawiali wyniki rozgrywki. Pansy poczuła na sobie czyiś wzrok. Spojrzała w bok i jej oczy napotkały spojrzenie Daphne Greengrass. Obok blondynki, niczym wierny piesek siedziała Astoria i reszta ślizgońskich dziewczyn, które miały Daphne za coś w rodzaju guru.
Brunetka szybko opuściła salon i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. To spojrzenie pełne pogardy wystarczyło, by w pełni przekonała się do planów Blaisea.

*

- Nadal nie mogę uwierzyć że będziesz kibicować Ślizgonom! - jęczał Ron gdy wszyscy zaczęli powoli się zbierać i stali obok głównych drzwi wejściowych do Hogwartu.
- Nie będę im kibicować, tylko będę siedzieć w ich sektorze, obiecałam to już Pansy. - tłumaczyła po raz setny Hermiona.
- Przecież to to samo! - nie dawał za wygraną Ron.
- Och na Merlina, przestań już zawodzić! - Ginny ofuknęła brata i puściła perskie oko w kierunku przyjaciółki. Ron już chciał jej odpyskować, jednak w tej samej chwili Luna szczelnie zawiązała mu szal z barwami Ravenclawu wokół ust.
- Wybacz Hermiono, ale my już musimy iść. Za chwilę trybuny z naszej strony będą zapchane i nie będzie gdzie stanąć. - powiedział Harry i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała Hermiona i pomachała przyjaciołom na pożegnanie. Czuła się dziwnie, oto pierwszy raz w życiu nie idzie ze swoją paczką na mecz Quiddicha, ale z kimś zupełnie innym. Zanim jednak zdążyła się nad tym porządnie zastanowić ktoś pacnął ją w ramię. Odwróciła się i spojrzała prosto w twarz znienawidzonej kiedyś Ślizgonki, z którą teraz była na "ty" i z którą miała wspólnie spędzić południe.
- Cześć Gren.. Hermiono - szybko poprawiła się Parkinson.
- Cześć Pansy. - odpowiedziała jej Hermiona i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Idziemy? -
- Taak.. ale najpierw Blaise chciał bym coś ci dała. - Dziewczyna wyciągnęła zza kurtki kawałek materiału i podała go Gryfonce. Szatynka jak się okazało rozwinęła flagę, na której widniał napis " Naprzód Malfoy!"
Hermiona spojrzała na Pansy całkowicie zaskoczona.
- Zwariował? - zapytała i przeniosła wzrok na wielki, czarny napis.
- Chyba tak.. wiesz co, daj mi to. - Ślizgonka nie czekała na odpowiedz i jednym zwinnym ruchem ręki zabrała Hermionie flagę. Wyciągnęła różdżkę i po chwili trzymała w ręku piękny szal w barwach domu węża.
- Trzymaj, dzięki temu wtopisz się w tłum. -
- Ja.. ja nie wiem... - Hermiona nie była zachwycona tym pomysłem. Wiedziała że gdy pojawi się w sektorze Ślizgonów i tak pewnie cała szkoła, oprócz przyjaciół, nazwie ją zdrajczynią, więc nie chciała dolewać oliwy do ognia w postaci szala.
- Załóż go i chodź, bo się spóźnimy. - Pansy wcisnęła jej w ręce zielono-srebrny szalik i wyszła na błonia.

*

Serce biło mu jak oszalałe. Próbował się uspokoić, liczyć wdechy i wydechy, jednak na nic się to zdawało. Słyszał tupot setek stóp uczniów, którzy przyszli zobaczyć dzisiejszy mecz. Słyszał krzyki, pogwizdywania i wesołe hasła rzucane przez kibiców. Chciał by ktoś go dopingował wykrzykując jego imię... chciał by to była ona. Zamknął oczy i wyobraził sobie jej zarumienioną od wiatru twarz, wesołą i wpatrującą się w niego tak jak na pamiętnym treningu. Usłyszał głos Blaisea który oznajmił iż pora wychodzić.  Wstał, wziął głęboki wdech i usiadł na miotle by wylecieć na boisko w akompaniamencie wiwatów i krzyków.
Przeczesał wzrokiem trybuny Gryfonów jednak nigdzie je nie zauważył. Gdy gwizdek pani Hooch rozpoczął mecz musiał przestać wypatrywać współlokatorki i skupić się na meczu.
Z początku rozgrywka przebiegała normalnie, kafel przechodził z rąk do rąk, złoty znicz co chwilę umykał z pola widzenia, a obie drużyny remisowały punktami. Jednak w połowie meczu ją zauważył. Nie mógł uwierzyć gdy dostrzegł ją siedzącą obok Pansy. Miała na sobie szal w barwach jego domu i głośno klaskała gdy Terence Higgs strzelił dla nich gola. Uśmiechnięta powiedziała coś do Pansy, a ta odpowiedziała jej skinieniem głowy. Dracona wytrąciło to całkowicie z równowagi. Był zaskoczony i jednocześnie czuł że wzbiera w nim nowe uczucie. Chęć pokazania się z jak najlepszej strony. Nie dla Blaisea, nie dla drużyny ani nawet nie dla całego Slytherinu, ale dla niej. Chciał przed nią udowodnić na co go stać i wziął sobie za punkt honoru odnalezienie znicza. Ostatni raz spojrzał na jej twarz i w tym samym momencie ona spojrzała na niego.
Uśmiechnęła się lekko i pomachała do niego jedną ręką. Pomyślał, że pięknie jej w zielonym. Nagle usłyszał głośny ryk, to szukający Krukonów zauważył złotego znicza i pognał w jego kierunku niczym najprawdziwszy orzeł. Draconowi serce podeszło do gardła, jeśli przegra nigdy sobie tego nie daruje. Zmusił swojego Nimbusa 2001 do szaleńczego pędu, czuł jak miotła wibruje pod nim z nadmiernej prędkości i wiedział, że jeżeli przesadzi to zniszczy miotłę. Jednak w tym momencie nic się dla niego nie liczyło. Zrównał się ze ścigającym przeciwnej drużyny i wyciągnął prawą dłoń przed siebie. Po kilku sekundach które wydawały się wiecznością zgiął dłoń i zeskoczył z miotły, która z impetem uderzyła w dolną część trybun rozwalając ją na tysiąc kawałeczków. Upadek był bolesny i czuł że z pewnością nabił sobie kilka guzów i siniaków, jednak w ciszy która
zapanowała wstał, wyprostował się i wyciągnął do góry rękę w której trzymał złoty znicz.
Ryk z sektora Ślizgonów ogłuszał. Blaise i reszta drużyny podleciała do niego, wzięła na ręce i kilkakrotnie podrzuciła do góry. Gdy znów stanął na własnych nogach Zabini poklepał go energicznie po plecach.
- Byłeś świetny, już myślałem że przegapisz znicza ale jednak coś dało ci powera. - powiedział zadziornie i uśmiechnął się szeroko. Nie dane było im dłużej porozmawiać gdyż każdy chciał im pogratulować wygranej.
Pół godziny później, gdy Draco i Blaise zostali sami w szatni do środka weszła Pansy, a za nią nieśmiało Hermiona. Trzymała w ręku duże zawiniątko i miała nietęgą minę.
- Co dziewczyny, nie pogratulujecie nam? - zapytał dziarsko Blaise.
- Gratulujemy, byliście nieźli. - powiedziała Pansy swoim standardowym, spokojnym tonem.
- Ojj, może coś bardziej wylewnego? - zagruchał mulat.
- Cóż, niech Hermiona to zrobi. - odpowiedziała dziewczyna i ustąpiła miejsca Gryfonce. Ta podeszła powoli do siedzącego wciąż Dracona i uklękła przed nim.
- Tak mi przykro, znalazłyśmy ją pod trybunami.. - powiedziała drżącym głosem i rozwinęła materiał. Nimbus 2001 już w niczym nie przypominał miotły, a raczej kupkę chrustu na opał.
Blaise zaklął pod nosem i z przerażeniem spojrzał na przyjaciela. Ten jednak nie wyglądał na przygnębionego. Wziął od Hermiony resztki swojej magicznej miotły po czym wstał i wrzucił je do kosza. Gryfonka wciąż klęczała z opuszczoną głową.
- Lubisz tak kucać, czy mi się oświadczasz, Granger? - ton jego głosu zdradzał rozbawienie. Szatynka wstała i przetarła oczy szybkim ruchem dłoni.
- Ale.. twoja miotła... -
- Była jedną z najwspanialszych mioteł, ale jej czas już przeminął. Chyba cieszysz się ze to miotła, a nie mój kark? - zapytał unosząc jedną brew.
- Tak, oczywiście że tak.. i gratuluję złapania znicza! Byłeś naprawdę wspaniały. - dodała pośpiesznie i uśmiechnęła się lekko.
- A ty dosyć odważna, skoro weszłaś w gniazdo węży. - rzucił z rozbawieniem.
- Miałam kamuflaż. - zaśmiała się i dotknęła swojego szala.
- W Gryffindorze nie zlinczują cię za zdradę? - zapytał wciąż się uśmiechając.
- W razie czego wierzę że wężyki pośpieszą mi z pomocą. Chyba że kibicowałam na darmo. - odparła.

Pansy spojrzała wymownie na Blaisea który uśmiechał się od ucha do ucha. W końcu jednak odkaszlnął znacząco.
- Ekhm! Nie chcę przeszkadzać, ale robi się zimno i coraz ciemniej. Może wrócimy już do zamku? - zapytał tłumiąc śmiech. - W lochach będzie dzisiaj impreza, start o osiemnastej, obecność obowiązkowa Hermiono. - dodał zanim wyszedł z namiotu i pociągnął za sobą Pansy.

~

Ginny uwijała się wokół Hermiony niczym mała, pracowita pszczółka. Gdy szatynka wysłała do niej patronusa z informacją gdzie wybiera się dzisiejszego wieczoru, ta po dwudziestu minutach zjawiła się z całym arsenałem nie tylko kosmetyków, ale także i ubrań. Pół godziny przed osiemnastą do dormitorium weszła Pansy, która obiecała przyjść po Hermionę. Draco zniknął już godzinę wcześniej, gdyż Blaise nalegał by pomógł mu w przygotowaniach.
- Nie wiem czy powinnam tam iść. Ślizgoni nie będą zadowoleni z mojej obecności. - marudziła Hermiona.
- Jeśli nie pójdziesz z własnej woli, to cie tam zawlekę. - odpowiedziała stanowczo Pansy.
- Hermiono, jestem pewna że wszystko będzie dobrze, pewnie nawet cię nie zauważą. - dodała Ginny.
- Nie byłabym tego taka pewna. - Pansy stanęła obok wyczarowanej wcześniej toaletki i przyjrzała się Gryfonce. - Wyglądasz... świetnie. -
- Dzięki Pansy, ty też. - Hermiona uśmiechnęła się do niej blado gdyż czuła jak żołądek odmawia jej posłuszeństwa. W rzeczywistości jednak również uważała że Ślizgonka wygląda bombowo.
Czerwona, lekko rozkloszowana sukienka bez ramiączek świetnie komponowała się z jej czarnymi włosami sięgającymi ramion, tym razem lekko pofalowanymi. Usta miały ten sam krwisty odcień, co sprawiało iż Pansy wyglądała niczym gwiazda Hollywood.
- Gotowe. - oświadczyła w pewnym momencie Ginny.
Hermiona wstała i podeszła do olbrzymiego lustra stojącego obok toaletki. Jeszcze nigdy nie ubrała się w taki sposób. Miała na sobie obcisłą, czarną, krótką sukienkę która odsłaniała skórę w strategicznych miejscach. Szpilki były w tym samym kolorze i choć były wyższe od jej poprzednich butów nie czuła dyskomfortu. Włosy zostały wyprostowane zaklęciem i sięgały teraz aż do pasa. Jej orzechowe oczy uwydatniał czarny eyeliner i burza rzęs. Usta pociągnęła bezbarwną, lekko iskrzącą pomadką o smaku wanilii.
- Wyglądasz jak milion galeonów. - powiedziała Weasleyówna z zachwytem. - Opowiesz mi jutro jak było. - dodała i zaczęła sprzątać mały salon kosmetyczny który powstał w sypialni Gryfonki.
- Jeżeli cokolwiek będzie z niego pamiętać. - mrugnęła do niej Pansy i kiwnęła głową w stronę Szatynki. - Chodźmy. -
Hermiona wzięła głęboki wdech, podziękowała serdecznie Ginny i wyszła za brunetką na korytarz. Droga do dormitorium Ślizgonów minęła w jej mniemaniu zbyt szybko, lecz cały strach zastąpił zachwyt gdy przekroczyła próg. Salon Ślizgonów był teraz jednym, wielkim parkietem na którym tańczyło już sporo par. Po bokach i za miejscem do tańca znajdowały się stoły, fotele oraz kanapy. Światło lampionów do złudzenia przypominało to z mugolskich dyskotek a i muzyka zdawała się Hermionie znajoma. Była ciekawa która z tych czystokrwistych osób znała się na klubach.
Pewnym krokiem zmierzała za Pansy w kierunku barku gdzie dostrzegła Blaisea i Draco. Gdy ujrzała swojego współlokatora poczuła jak jej serce przyśpiesza. Stał z drinkiem w dłoni ubrany w czarne spodnie i białą koszulę rozpiętą na kilka pierwszych guzików. Przeczesywał swoje jasne, półdługie włosy w których tańczyło światło lamp. Po chwili odwrócił głowę i ich oczy się spotkały. Jeszcze nigdy wcześniej Gryfonka nie poczuła tak silnego pragnienia, by znaleźć się natychmiast w jego ramionach.

~

Gdy się zjawił impreza dopiero się rozkręcała, jednak już kilkoro wojowników Whiskey zdążyło wypić kilka kolejek. Co odważniejsze dziewczyny wirowały na parkiecie a co jakiś czas dołączali do nich zachęceni i lekko podchmieleni koledzy. Draco był pod wrażeniem umiejętności organizacyjnych przyjaciela. Znalazł go przy magicznym gramofonie olbrzymich rozmiarów, obok którego stały jeszcze większe głośniki i cała masa winyli.
- Skąd masz te płyty? - zapytał Blaisea kilka chwil później.
- Obecny mąż mojej matki gustuje w mugolskiej muzyce rozrywkowej, oczywiście nie powie o tym żonie, ale zabrał mnie kilka razy do takiego klubu. Mówię ci stary, świetna impreza, a mugolki.. - rozmarzył się na chwilę chłopak, po czym kontynuował. - Poprosiłem go by zgrał mi kilka godzin tej łupanki na magiczne winyle, bo od Fatalnych Jędz już robi mi się niedobrze. - powiedział i obrócił w rękach jedną z płyt. Po chwili podeszła do nich Daphne Greengrass ubrana w granatową, koronkową sukienkę przed kolano. Swoje blond włosy zakręciła w ciasne loki więc teraz sięgały jej do ramion.
- Zatańczymy? -zapytała Dracona śmiało.
- Wybacz, ale dzisiaj nie tańczę. - odpowiedział chłodno.
- Tańczy. - wtrącił się Blaise. - Ale nie z tobą. -
- Bo niby ty tak mówisz Zabini? - zapytała zirytowana dziewczyna.
- Nie, bo tańczy ze mną. - odpowiedział i chwycił rękę Dracona za której pomocą okręcił się w miejscu parę razy.
Daphne skrzywiła się, prychnęła i odeszła w kierunku gdzie stała jej siostra z koleżankami.
- Dzięki stary. - mruknął blondyn wpatrując się w resztkę alkoholu w swojej szklance.
- Nie ma sprawy, oszczędzaj siły do tańca z nią. - odparł mulat.
- Z kim? -
- Spójrz przed siebie Smoku. -
Arystokrata zrobił tak jak kazał mu przyjaciel i w tym samym momencie ujrzał jej twarz. Sukienka która podkreślała jej bujne kształty, włosy które były niczym tafla ciemnego lustra, oczy tak ciemne niczym bezgwiezdne niebo. Odbijały się w nich tylko światła lamp. Była piękna, chociaż to stwierdzenie nie oddawało w pełni tego co teraz o niej myślał. Stał wpatrzony w nią w niczym najpiękniejszy obraz i nie umiał się ruszyć choćby o milimetr. Za to ona była coraz bliżej. Pewnym, ponętnym krokiem zbliżała się do niego a na jej roziskrzonych wargach gościł uśmiech.
- Wyglądacie jak boginie! - zachwycał się Blaise.
- Dzięki. - odpowiedziały obie.
- I jak wam się podoba? - zapytał Zabini podając dziewczynom drinki.
- Jest inaczej niż na poprzednich imprezach. - stwierdziła Pansy.
- Mugolskie kluby nocne? - zapytała Hermiona gdy upiła łyk alkoholu.
Blaise puścił jej perskie oko i zaczął komplementować sukienkę Pansy.
- Wyglądasz wspaniale.. - zaczął niepewnie Draco.
- Dziękuję, dzieło Ginny. - usmiechnęła się Gryfonka i spojrzała w bok.
Arystokrata już chciał coś dodać, gdy nagle obok nich znalazł się Terence Higgs. Od samego początku nie mógł opędzić się od adoratorek, jednak teraz jak widać znalazł chwilę spokoju.
- Cześć chłopaki, cześć Pansy, cześć.. Hermiono. Mogę tak się do ciebie zwracać? - zapytał z przyjaznym uśmiechem.
- Jasne. - odpowiedziała Gryfonka i odstawiła swojego drinka na stół.
- Może zatańczymy, jeśli nie masz nic przeciwko? - zapytał Terence na co Draco momentalnie się spiął.
Hermiona była szczerze zdziwiona. Była na imprezie dopiero od pięciu minut, a już ktoś poprosił ją do tańca. Nie żeby myślała iż ktokolwiek to zrobi, więc kiwnęła potwierdzająco głową i podała
Ślizgonowi swoją dłoń. Poszli na parkiet i to co jeszcze bardziej zdziwiło uczniów z domu Salazara od faktu iż na imprezie pojawiła się Hermiona Granger, to to iż potrafiła tańczyć i nieźle
się ruszać w rytm nieznanej im wcześniej muzyki.Jej ruchy były miękkie i seksowne. Od czasu do czasu Terence obejmował ją w pasie i zbliżał do niej całe swoje ciało. Klika metrów dalej Draco czuł
że wypełnia go ogień. Bał się że znowu rozbije szklankę więc odstawił ją na miejsce i mocno zacisnął pięści. Gdyby wzrok mógł ciskać błyskawice już dawno posłałby jedną w stronę Higgsa.
Z rozmyślań wyrwał go głos przyjaciela.
- Idź i odbij ją kretynie. -
Draco zmarszczył brwi lecz szybko się zreflektował.
- Nie wiem o co ci chodzi. - burknął.
- A mi się wydaje że doskonale wiesz. Idź i zatańcz z nią Draco, albo Terence zaraz całkiem się do niej dobierze... No chyba że ci to nie przeszkadza.. - dodał obojętnym tonem i niby od niechcenia
zaczął nalewać sobie kolejną porcję alkoholu.
Arystokrata wahał się jeszcze przez chwilę, ale gdy ujrzał jak ręka Higgsa zmierza w kierunku pośladków Hermiony niemal wbiegł na parkiet. Znalazł się obok tańczących w ułamku sekundy i położył Terencowi dłoń na ramieniu. Chłopak spojrzał na twarz młodego Malfoya i uniósł ręce do góry powoli się wycofując w kierunku grupki tańczących dziewczyn. Hermiona tańcząc tyłem do partnera niczego nie zauważyła i dopiero gdy się odwróciła by położyć tancerzowi ręce na ramionach dostrzegła że to nie Higgs przed nią stoi. Jej dłonie zdążyły już opleść szyję Dracona a on nie pozwolił jej uciec obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie.
- Odbijany. - powiedział do jej ucha na tyle głośno by mogła go zrozumieć.
Jego ciało było tak blisko jak wtedy, gdy rozpinała mu koszulę. Pachniało tymi samymi, cudownymi perfumami z tą różnicą iż wtedy było nieruchome, a teraz poruszało się w rytm muzyki i jej własnych bioder. Tańczyli w milczeniu, nie odrywając się od siebie poza tymi momentami w których Draco obracał dziewczyną, by po chwili złapać ją w swoje silne ramiona.
Nie liczyli się teraz dla nich inni ludzie, nie dbali o dziesiątki oczu utkwione w ich sylwetki, nie myśleli że robią coś niewłaściwego. Muzyka wypełniała ich ciała i umysły, zawładnęła zmysłami.
Hermiona nie czuła skrępowania gdy Draco przejechał dłońmi po jej biodrach, a później policzkiem po jej szyi. Chwyciła go mocniej i przysunęła jeszcze bliżej. Pragnęła znaleźć się teraz w zupełnie
innym miejscu. Miejscu bez tych wszystkich ludzi. Gdy kolejny utwór dobiegł końca zatrzymali się na chwilę by wziąć głębszy wdech.
- Napijesz się? - zapytał Draco nie puszczając jej ręki.
Gryfonka skinęła głową i dała się poprowadzić do barku. Czuła jak serce puchnie jej od nadmiaru radości, nie chciała by ten wieczór kiedykolwiek się skończył.
Gdy wypili kilka drinków Hermiona zapytała Dracona gdzie znajdują się łazienki. Chłopak chwycił jej dłoń i pociągnął za sobą w ciemny korytarz mówiąc że sam też musi skorzystać.
Kilka chwil później szatynka wyszła z łazienki i gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, poczuła jak ktoś ciągnie ją w głąb korytarza po czym mocno do siebie przyciska.
- Nie bój się, to ja. -
Głos Dracona skutecznie ją zrelaksował. Opierała się całym ciałem o jego tors jedną rękę trzymając na jego ramieniu, a drugą wplatając mu w place.
- Zatańczmy tutaj. - zamruczał i zachwiał się lekko.
Muzyka nawet w tym ciemnym korytarzu była niesamowicie głośna, więc Hermiona przytaknęła i z powrotem zaczęła się poruszać w jej takt. Tym razem dotyk Malfoya zrobił się jeszcze śmielszy.
Hermiona nagle poczuła jego wargi na swojej szyi. Całe jej ciało zadrżało z rozkoszy. Pragnęła tego już od dawna, jednak teraz, otoczona muzyką, alkoholem i jego ciepłym oddechem poczuła dziką rozkosz.
Jednak jakaś część jej świadomości nie przyćmiona przez procenty dawała znać że są na imprezie pełnej ludzi, dodatkowo stoją w korytarzu prowadzącym do łazienek. Gryfonka niechętnie przerwała delikatne pieszczoty Ślizgona.
- Poszukajmy Blaisea. - powiedziała po czym spojrzała w lekko nieprzytomną już twarz blondyna.
Objęła go w pasie i razem z coraz cięższym Draconem odszukała jego przyjaciela.
- Blaise, on ma już dosyć, odprowadzę go do dormitorium. - powiedziała i uśmiechnęła się w kierunku Pansy.
- Pomóc ci? - zapytał mulat.
- Niee, dam sobie radę, w razie czego wylewituję go na łóżko. -
- W porządku, dzięki że przyszłaś Hermiono. -
- Było ekstra, mam nadzieję że jeszcze kiedyś mnie zaprosicie. - powiedziała po czym pocałowała i Blaisea i Pansy na pożegnanie w policzek.
Gdy zniknęła za drzwiami Blaise z triumfem na twarzy spojrzał na brunetkę, która dotknęła miejsca po pocałunku Hermiony.
- Uroczo, czyż nie? -
Pansy szybko spoważniała.
- Widziałeś go, ledwo stał na nogach, pewnie jutro niczego nie będzie pamiętał. -
- To mu przypomnę. - uśmiechnął się Blaise i wyciągnął z kieszeni niewielki mugolski aparat fotograficzny. - Zatańczymy? - zapytał wyciągając w jej kierunku dłoń.
Dziewczyna podała mu rękę i już po chwili tańczyli obok siebie od czasu do czasu obejmując się mocno.

*

Położenie Dracona do spania nie było takie proste jak się spodziewała. Chłopak wręcz padł na łóżko w pełnym rynsztunku i żadne tłumaczenia ani prośby nie działały.
Świadomość chłopaka dosłownie odpłynęła w niebyt. Zmęczona, sama lekko wstawiona po kolei ściągała mu części garderoby, aż w końcu został w samych bokserkach. Przykryła go kołdrą i na chwilę zatrzymała się pochylając nad nim swoją twarz. Mogła go teraz pocałować, tak jak od dawna pragnęła, jednak wiedziała że byłoby to z jej strony niewłaściwe. Zanim jednak wyszła złożyła krótki
pocałunek na jego odsłoniętej szyi. Resztkami świadomości zmyła makijaż i założyła piżamę na lewą stronę. Zasnęła niemal natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. Sen miała twardy i nieprzytomny.
Nie usłyszała jak po kilku godzinach ktoś wchodzi do jej pokoju i kładzie się obok niej na łóżku strącając przy okazji kota.











1 komentarz: