piątek, 8 września 2017

Rozdział 8.

Witam w rozdziale ósmym! Dzisiaj nieco krócej, ale to taki trochę "przełomowy" rozdział. Miłego czytania :) 

*~~~~~~~*~~~~~~~*

"Miałam sny, które zostały mi w pamięci na zawsze, sny, które zmieniły bieg moich myśli, które przeniknęły mnie, jak wino przenika wodę, i zmieniły zupełnie barwę mojej duszy." -
Emily Jane Brontë – Wichrowe wzgórza.

*

Choć jej świadomość dopiero zaczynała się przebudzać, czuła że bolą ją wszystkie mięśnie. Głowa była dziwnie ciężka, a i powieki nie miały zamiaru unieść się choćby o milimetr. 
Próbowała odwrócić się na drugi bok, lecz coś skutecznie jej to uniemożliwiało. Jęknęła, i z najwyższym trudem zamrugała by pozbyć się piasku z oczu. Pokój wydał się jej o wiele za jasny, atakował barwami obolałe zmysły i wdzierał się do głowy. Czuła nieznaczny ciężar w okolicy bioder i zapach, który wydał jej się znany, lecz teraz nie mogła sobie przypomnieć skąd go zna. 
W końcu, gdy w pełni świadomie spojrzała przed siebie zamiast mebli ujrzała włosy tak jasne, iż mogłyby przyćmić blask wschodzącego Słońca. Trochę niżej dostrzegła wciąż pogrążoną we śnie twarz swojego współlokatora, który bezwiednie obejmował ją w pasie. Poczuła rosnącą panikę. W pośpiechu zaczęła przeszukiwać pamięć, lecz jeśli dobrze zapamiętała położyła pijanego Malfoya w 
jego własnym łóżku. Teraz jednak nie była pewna, czy to aby tylko jej się nie przyśniło. Z bijącym sercem próbowała wyswobodzić się z uścisku blondyna, jednak ten mocniej oplótł ręce wokół jej talii i przyciągnął bliżej siebie. Westchnęła zrezygnowana i jeszcze raz spojrzała na spokojną twarz arystokraty. Uśmiechnęła się do siebie i pomyślała, że we śnie chłopak zdaje się być szczęśliwszy niż po przebudzeniu. Jego rysy złagodniały, ciało było odprężone i miała nadzieję że nie dręczą go koszmary. Oplotła ramionami jego głowę i zanurzyła palce w blond czuprynie. 
- Chciałabym móc to robić codziennie. - szepnęła. Jednak dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że jest to niemożliwe. Zapach jego skóry, ciepło jego ciała, dotyk męskich dłoni i smak ust. To wszystko nie było przeznaczone dla niej. Mimo iż leżał teraz obok niej, zdawał się być daleko, niczym gwiazda na niebie której nigdy nie będzie jej dane choćby zobaczyć z bliska. 
Ostatni raz zanurzyła twarz w jego blond kosmykach, wzięła głęboki wdech by zapach chłopaka utkwił w jej głowie na zawsze, po czym z siłą i determinacją zaczęła odsuwać go od siebie. 
Lecz on nie puszczał, jakby czuł że ktoś chce mu umknąć. Hermiona będąc coraz bardziej zniecierpliwioną zaczęła głośno go budzić. 
- Malfoy, Malfoy budź się. - 
Chłopak nadal spał i wciąż z uporem trzymał ją w ramionach. 
- Malfoy puść mnie, wstawaj i idź spać do siebie! -
- Granger... - zaczął zachrypnięty Draco. - Granger daj mi spać... Granger.... Granger? - blondyn zamrugał i spojrzał w zarumienioną od wysiłku twarz współlokatorki. - Granger! - jęknął po czym puścił ją i odsunął się od niej jak poparzony. - Co ty robisz w moim pokoju? - zapytał zaskoczony. 
- Raczej co ty robisz w moim? - odparła i poprawiła rozczochrane włosy. 
Draco rozejrzał się wokół i dostrzegł klatkę Krzywołapa, wielkie lustro, damską toaletkę i kobiecy mundurek w barwach Gryffindoru. Przejechał ręką po włosach i zamknął powieki usilnie starając coś
sobie przypomnieć. 
- Nie pamiętam żebym tutaj przychodził. Prawdę mówiąc jak na razie praktycznie nic nie pamiętam. - powiedział i spojrzał na siedzącą obok Hermionę. 
- Nie patrz tak na mnie, po powrocie położyłam cię w twoim własnym łóżku. - powiedziała i zakryła się szczelniej kołdrą. 
- Czyżby? - zapytał i uniósł jedną brew. - A może położyłaś mnie tutaj i wykorzystałaś? - 
- Nie bredź Malfoy. - odpowiedziała oschle. 
- No co, byliśmy pijani, jak widać półnadzy. - spojrzał na swoje bokserki i wszedł pod kołdrę którą Gryfonka mocno ściskała. 
- Może nie zauważyłeś, ale mam na sobie piżamę. - powiedziała twardo. 
- Założoną na lewą stronę. - odparł z łobuzerskim uśmiechem. - Może założyłaś ją po tym jak... - 
- Nie spałam z tobą! - 
- Czyżby? - dodał rozbawiony. 
- Agrrr! No dobra, powiem to głośno, nie uprawiałam z tobą seksu!- warknęła w jego uśmiechniętą twarz i gdy już chciała coś dodać usłyszała czyiś głos. 
- A to szkoda, bo już myśleliśmy że będzie co świętować. -  
W drzwiach stał Zabini nonszalancko opierając się o framugę, a zaraz za nim nieśmiało przystanęła Pansy. Hermiona podciągnęła kołdrę pod samą brodę. 
- Przyszliśmy zobaczyć czy wszystko z wami w porządku, już po obiedzie a was wciąż nigdzie nie było widać, ale chyba niepotrzebnie się martwiliśmy. - powiedział przekraczając próg. 
- Za to widzę, że wy macie się świetnie. - powiedział Malfoy po czym bez skrępowania wstał i w samych bokserkach stanął przed łóżkiem Hermiony. - Przepraszam jeśli cię wystraszyłem, to się więcej nie powtórzy. - dodał i szybko wyszedł z pokoju. Hermiona spojrzała na Blaisea i Pansy wymownie. 
- Tak.. no to my będziemy się zbierać. - zaczął chłopak. - Ginny kazała ci przekazać, żebyś wysłała jej patronusa gdy już wstaniesz. - 
- Widziałeś się z Ginny? - zapytała kasztanowłosa. 
- Minęliśmy się na korytarzu, szła z Potterem, Weasleyem i Lovegood na popołudniową herbatę do profesora Hagrida. -  odpowiedział chłopak po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. 
Hermiona odrzuciła kołdrę, podbiegła do szafy by wyjąć z niej świeżą bieliznę i szkolny mundurek, po czym pognała do łazienki. Miała nadzieję że uda jej się jeszcze zdążyć spotkać swoich przyjaciół, u ich ukochanego gajowego. 

~

Eliksir zapobiegający kacu był dla niego niczym zbawienie. Głowa w ułamku chwili przestała go boleć, a całe ciało jakby nabrało lekkości. Słyszał jak szatynka krząta się po dormitorium, bierze pospieszny prysznic po czym wychodzi gdzieś w pośpiechu. Został sam, jednak nie czuł się z tym źle. Eliksir oprócz poprawy samopoczucia robił coś jeszcze, przywracał wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Obrazy zalały głowę arystokraty niczym dziesięciometrowa fala. Jej widok, gdy pierwszy raz ją zobaczył, taniec, zapach jej skóry gdy całował ją po szyi w tamtym ciemnym korytarzu. 
Westchnął i zamknął drzwi do łazienki by wziąć długą, niespieszną kąpiel. Przetransmutował prysznic w jednoosobową wannę i zanurzył się w ciepłej wodzie. Zastanawiał się czy i ona pamięta wczorajszą noc. 
Z jednej strony chciałby aby tak było, z drugiej, może będzie lepiej jeśli tylko on będzie wiedział jak blisko wczoraj siebie byli. Wracał do tych wspomnień niczym narkoman, nie chciał by zblakły i się ulotniły. Może to były jedyne wspólne chwile jakie będą im dane, więc ich nie zapomni, nawet za tysiąc lat. Bo przecież ona nie jest jego. I bardzo prawdopodobne, że nigdy nie będzie.
Wziął głęboki wdech i zanurzył się cały by choć na chwilę przestać o tym myśleć. 

*

- Moi drodzy! - profesor Flitwick okrążał uczniów podekscytowany, trzymając w ręku swoją różdżkę. - Czas najwyższy by oderwać się od ziemi i spróbować polecieć, niczym najprawdziwszy ptak. - dodał z uśmiechem, jednak klasa nie wyglądała na zadowoloną. Wszyscy stali na zimnym i wietrznym dziedzińcu i opatulając się szczelnie płaszczami co jakiś czas dmuchali w zmarznięte dłonie.
- Dzisiaj ja i pani Hooch będziemy wam asystować podczas waszych pierwszych lotów. - kontynuował. - Jestem pewny że paru osobom uda się to bez wysiłku, jednak trzeba zachować przy tym należytą ostrożność. Osoby które opanowały już wszystkie zaklęcia rozpoczynające będą to robić po kolei, proszę się ustawić w kolejce. - powiedział, po czym Harry, Ron, Hermiona, Draco, Neville i Daphne stanęli jeden za drugim. Reszta klasy odsunęła się nieco na bok. 
- Dobrze, panie Potter może pan zaczynać. - profesor Flitwick spojrzał w kierunku Harryego i zachęcająco kiwnął głową. 
Harry wypowiedział po kolei wszystkie zaklęcia. Najpierw jego ciało zaczęło lekko się unosić, później spowiła je lekka, biała mgła po czym zaczął nabierać prędkości. 
- Proszę pokonać odległość od dziedzińca do jeziora i z powrotem. - rozkazał profesor, po czym Harry ruszył przed siebie. Tak jak w przewidywał Flitwick Harry poradził sobie wyśmienicie. Uśmiechnięty, lekko chwiejnym krokiem podszedł do przyjaciół. Ron miał małe problemy z powrotem jednak nie on jeden. Daphne podczas zawracania wpadła w panikę i zaczęła frunąć już ponad taflą zimnego jeziora, jednak pani Hooch która latała wokoło na miotle pomogła jej zawrócić. Wszyscy byli zachwyceni nową umiejętnością i szczerze gratulowali kolegom opanowania tej sztuki. Profesor Flitwick pękał z dumy. 
Jednak godzinę później, podczas Obrony Przed Czarną Magią znów jedynie Draco nie był w stanie wyczarować w pełni uformowanego patronusa. Profesor James Turner zapewniał go, że silna mgła którą jak dotąd był w stanie wyczarować w pełni wystarcza do zdania roku, jednak on odczuwał porażkę i wściekłość na samego siebie. Nie uszło to uwadze Hermiony, która podczas wieczornego patrolu próbowała do niego zagadać. 
- Dzisiaj nie chciałeś ćwiczyć zaklęcia. - stwierdziła zrównując z nim swój krok. - Coś się stało? - zapytała. 
Draco nie odpowiedział od razu. 
- Chyba sobie odpuszczam. - rzekł po chwili. - Skoro jedyne co mogę to strzęp tej białej mgły, to chyba już nie ma sensu próbować. I tak dobrze że cokolwiek mi wychodzi. - dodał. 
Hermiona zmarszczyła brwi. 
- Poddajesz się? Ty? - zapytała. - Nie wierzę. - 
- Nie poddaję się, Granger, tylko uważam że moją energię mogę przeznaczyć na coś bardziej konkretnego niż usilne wyczarowanie czegoś, co chyba nigdy nie będzie mi dane. - odpowiedział twardo. 
- Wymówki. - 
- Słucham? - 
- Uważam że odpuszczasz, bo tracisz wiarę w to że ci się uda. A ja twierdzę, że nigdy nie powinieneś się poddawać Malfoy. To nie w twoim stylu. - dodała i uśmiechnęła się szczerze. 
- Nie w moim stylu? A skąd niby wiesz co jest w moim stylu Granger? - zapytał zaciekawiony. 
Hermiona cieszyła się że chłopak złapał temat i znów zaczyna z nią rozmawiać. 
- Cóż, jesteś dumny i uparty, zawsze dążysz do perfekcji i rzadko kiedy dajesz za wygraną. Nie lubisz porażek, ale nie cieszysz się też z łatwych wygranych. - powiedziała i spojrzała na jego twarz. 
- Jestem pod wrażeniem. - powiedział Malfoy. - Właśnie opisałaś samą siebie. - dodał. 
- Co proszę?! - 
Szli korytarzami przekomarzając się i śmiejąc od czasu do czasu. Godzina minęła niezwykle szybko i zanim się spostrzegli wrócili do pokoju wspólnego. W kominku wesoło trzaskał ogień a na stole stały dwa parujące kubki kakao. Hermiona spojrzała na nie ze zdziwieniem więc Draco pośpieszył jej z wyjaśnieniem. 
- Wcześniej poprosiłem skrzata by je tutaj przyniósł. - powiedział i usiadł na kanapie. Wziął do ręki kubek i upił spory łyk. 
- To miłe, dziękuję. - odpowiedziała szatynka i usiadła obok niego z kubkiem w ręku. 
Zapanowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara. Gdy po kilkunastu minutach kakao zniknęło a puste kubki wróciły na stół, Hermiona zaczęła powoli wstawać, jednak w tej samej chwili odezwał się Draco. 
- Wybacz że pytam, ale.. znalazłaś już kogoś na bal? - jego ton głosu był spokojny, jednak można było wyczuć nutę zdenerwowania. Hermiona usiadła z powrotem obok niego i utkwiła wzrok w kominku. 
Do balu zostały dwa tygodnie, dobrze wiedziała że jej sytuacja jest bardziej niż zła, jednak nie miała pojęcia z kim mogłaby się wybrać na ten nieszczęsny bal. Cormaca McLaggena odrzuciła już tyle razy, aż w końcu sam dał sobie spokój i zaprosił Cho Chang. Wciąż nie mogła się przemóc by zapytać o to Rona, więc na tę chwilę próbowała udawać że jeszcze ma czas. Westchnęła i odwróciła twarz w jego kierunku. 
- Nie, nie wiem jeszcze z kim pójdę. - powiedziała ponuro. - A ty? - 
- Nie. - 
Poczuła dziwną ulgę, jednak zanim zdążyła się głębiej nad tym zastanowić znów usłyszała jego głos. 
- Pomyślałem, że skoro ty nie masz nikogo ani ja nie mam, to może... może poszłabyś ze mną na bal? - zapytał i spojrzał w jej zaskoczoną twarz. - To znaczy, jako para prefektów naczelnych. Jeśli nie masz nic przeciwko.. - 
Hermiona nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Serce przyśpieszyło swój rytm tak bardzo, iż bała się że za chwilę i on będzie mógł go usłyszeć. 
- A-ale nie boisz się, no wiesz, co ludzie sobie pomyślą? - zapytała spuszczając wzrok. 
- To znaczy? - 
- Wiesz... ty jesteś czystokrwisty, a ja.. -
- Pff.. - przerwał jej Malfoy. - Proszę cię Granger, w tym przypadku to ja zyskuję. Były poplecznik Voldemorta, syn skazanego Śmierciożercy pokazuje się na balu z bohaterką wojenną, przyjaciółką Harryego Pottera, zbawcy całego czarodziejskiego świata... To raczej tobie grozi spadek reputacji... i jak się nad tym zastanowić, to chyba nie najlepszy pomysł. Moje towarzystwo nie przyniesie ci nic dobrego. - dodał. 
Hermiona zmarszczyła gniewnie brwi i podniosła na niego swój wzrok. 
- A więc to o sobie myślisz? Jesteś... niemądry. - powiedziała ze złością w głosie. - Pójdę z tobą na ten bal, choćbym miała później oddać Order Merlina pierwszej klasy za zasługi. Nie potrzebuję odznaczeń! Z resztą, nie wyobrażaj sobie Malfoy że odgrywasz w tym wszystkim aż tak wielką rolę. - dodała wciąż wzburzona. Wstała, odłożyła kubek na stolik i skierowała się w kierunku drzwi od swojego pokoju. - Mam nadzieję, że masz przyzwoity garnitur na ten wieczór, bo jedyne czym się przejmuję to to, byś nie przyniósł mi wstydu. - 
- Akurat o to nie musisz się martwić Granger. - odpowiedział spokojnie. 
- W takim razie załatwione. Dobranoc Malfoy. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. 
- Dobranoc. - odpowiedział i pogłaskał za uchem Krzywołapa, który w tym samym momencie wskoczył mu na kolana.   

*

Gwar w pokoju wspólnym był niewyobrażalny. Harry, Ron, Draco i Blaise grali w pokera na pieniądze i za każdym razem gdy któryś z nich wygrywał w salonie rozlegał się okrzyk radości. Ginny, Hermiona, Luna i Pansy omawiały ostatnie poprawki w przygotowaniach do balu. Minerva McGonagall widząc plan i zaangażowanie uczniów w organizację uroczystości zostawiła im wolną rękę w praktycznie każdej kwestii. Pansy nie pałała takim entuzjazmem jak pozostałe dziewczyny, jednak jej rady okazały się być cenne. Miała bardzo dobry gust i zawsze gdy trzeba było podjąć jakąś ostateczną decyzję reszta brała jej zdanie pod uwagę. 
Muzyką miał zająć się Blaise. Hermiona podczas imprezy w lochach Ślizgonów przekonała się iż chłopak nadaje się do tej roli najlepiej. Dekoracje miały zostać zawieszone na wieczór przed balem przez klasy szóste. 
Kasztanowłosa spojrzała na swojego przyjaciela i zarazem byłego chłopaka. Kilka dni temu podczas obiadu zapytała Ginny z kim Ron zamierza iść na bal. Rudowłosa usłyszawszy to pytanie uśmiechnęła się szeroko, odkaszlnęła znacząco i kazała się Hermionie przygotować na prawdziwą bombę. 
- Z Luną?! - Hermiona nie kryła zdziwienia. Nie żeby uważała iż Lunie czegoś brakuje. Wręcz przeciwnie, mimo swojego czasem dziwnego zachowania Luna była bardzo inteligentną, zdolną i piękną czarownicą. Jednak Ron nigdy nie przejawiał zainteresowania jej osobą, a czasem zdarzało mu się traktować dziewczynę pobłażliwie. 
- Wiesz, odkąd wraz z Hanną pracujemy nad strojami do przedstawienia Luna praktycznie codziennie u nas przesiaduje. Czasem, gdy robię coś sama lub jestem z Harrym ona wraz z Ronem gra w eksplodującego durnia, bądź po prostu rozmawia. I o dziwo ani razu podczas tych rozmów nie wspominała o chrapakach krętorogich czy gnębiwtryskach. - pospieszyła jej z wyjaśnieniami przyjaciółka. - To Ron ją zaprosił po tym, jak zobaczył że robi to Terry Boot. - 
- Kto by pomyślał.. - mruknęła Hermiona. 
- A ty, z kim idziesz? - zapytała Ginny biorąc do ust kolejny kęs pieczonej wołowiny. 
- Z Malfoyem. - odpowiedziała wciąż błądząc myślami. Ocknęła się dopiero gdy usłyszała jak Ginny dławi się obiadem.
Tym razem rozgrywkę wygrał Blaise i zadowolony z siebie przyciągał w swoją stronę wszystkie pieniądze jakie były w puli. 
- Dziękuję panowie za wspaniałą wygraną, obiecuję że pieniądze się nie zmarnują. - powiedział chowając gotówkę. 
- Masz jakieś konkretne plany? - zapytał Ron zbierając karty. 
- Dofinansowanie balowego barku, drogi Weasleyu. - odparł rozbawiony Blaise na co wszyscy szczerze się zaśmiali. 
- Szkoda że pani dyrektor nie zgodziła się na finansowe wsparcie dla mojego pomysłu. - odparła Hermiona
- A co miałaś w planach? - zapytała Luna. 
- Chciałam kupić od Georga całą paczkę ich cudownych fajerwerków by po północy je odpalić, niestety mnie nie stać. - wzruszyła ramionami Hermiona. - Jakoś się bez nich obejdziemy. - 
Luna już chciała coś dodać gdy nagle rozległo się pukanie do okna. Malfoy wstał i wpuścił do środka dwie piękne, wielkie czarne sowy. Poznał je od razu. Trzymały w szponach wielki pakunek i gdy arystokrata wziął do rąk prezent i odpiął list od nóżki jednej z nich, w tym samym momencie poderwały się do lotu. Blondyn schował list do kieszeni i zaczął rozrywać ozdobny papier. Po kilku chwilach trzymał w rękach najpiękniejszą miotłę jaką widział w życiu. 
- Meteor 3000.... - wydyszał Ron. 
Draco spojrzał na złoty napis umieszczony z obu stron rączki miotły. Meteor 3000, najnowsza, najnowocześniejsza, najszybsza, najbardziej nowatorska i najdroższa miotła ostatniej dekady była jego. Czarna, hebanowa rączka przechodziła w ciemny brąz drewna agarowego, uchodzącego za najdroższe na świecie. Wszystkie pozostałe elementy zostały wykonane ze złota i najszlachetniejszej stali, odpornej nie tylko na warunki atmosferyczne, ale także i czary. Draco czuł jak miotła drży w jego dłoniach, jakby chciała mu powiedzieć że jest gotowa do lotu. W niemym zachwycie odłożył ją na bok i wyjął z kieszeni list. Pismo matki rozpoznałby wszędzie. 
- Wybaczcie na moment, możecie pooglądać miotłę. - rzucił przez ramię i zamknął się w swoim pokoju. Usiadł na łóżku i odpieczętował kopertę którą po chwili odłożył na bok. Trzymał w ręku śnieżnobiałe karty listu i zaczął czytać jego treść.

Drogi Draconie. 

Mam nadzieję, że miotła przypadła ci do gustu. Wiem że podczas ostatniego meczu twój Nimbus 2001 uległ nieodwracalnemu zniszczeniu, więc uznałam że należy sprezentować ci coś w zamian. Uznaj to za prezent ode mnie i twojego ojca. Cieszy mnie wiadomość o twoim sukcesie podczas lekcji zaklęć. Umiejętność swobodnego latania to doprawdy coś niesamowitego. Lucjusz zawsze mnie do tego namawiał lecz ja za każdym razem odmawiałam, może podczas Świąt ty mnie nauczysz? Pragnę cię poinformować, że właśnie w Święta odwiedzi nas Państwo Greengrass z córkami. Będzie również obecna Pani Zabini i jej syn, a twój dobry przyjaciel, Blaise. Może już o tym z nim rozmawiałeś, jeśli jednak nie, chcę byś wiedział że to spotkanie nie będzie bez znaczenia. Jak wiesz nasza sytuacja nie należy do najłatwiejszych. Interesy podupadają, skarbiec się opróżnia a krąg przyjaciół i przychylnych nam osób kurczy. W takich sytuacjach ludzie zawsze są zmuszani do podjęcia nie raz radykalnych kroków. Jednak uważam że ty doskonale rozumiesz co chcę ci przekazać mój jedyny, ukochany synu. Państwo Greengrass są skłonni nam pomóc, łącząc nie tylko nasze interesy, ale także rodziny. Oczywiście o szczegółach będziemy rozmawiać po ukończeniu przez was wszystkich Hogwartu, jednak do tego czasu proszę cię byś spróbował nawiązać z Astorią nieco lepsze stosunki. Uważam że dobrym pomysłem byłoby zaproszenie jej na tegoroczny Bal Bożonarodzeniowy. To świetna okazja by razem gdzieś się pokazać i lepiej poznać. Ufam że rozumiesz co mną kieruje, zawsze i nieprzerwanie troska o twoje dobro. Niedługo znów do ciebie napiszę. Kocham cię. 
                                                                                                                                                                                       Narcyza Malfoy

Draco zacisnął palce na brzegach listu i wpatrywał się w jego treść nieprzytomnym wzrokiem. Poczuł jak ogarnia go fala lęku i mdłości. A więc w taki sposób matka planuje wrócić do łask czarodziejskiej społeczności. Zmuszając go do ślubu z Astorią Greengrass. Jak mógł być taki głupi by wcześniej się tego nie domyślić, gdy rodzice Astorii w te lato niezwykle często odwiedzali jego matkę. Ale wtedy to go nie obchodziło. Wtedy nie dbał o to co go czeka i z kim. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu matka oznajmiła mu że ma wyjść za Astorię, pewnie odpowiedziałby krótkie "dobrze" i znów zatopił się w mroku swoich myśli. Jednak teraz... teraz nie chciał nawet o tym słyszeć. Przeczytał list jeszcze raz i zatrzymał się na pewnej treści "... twój dobry przyjaciel, Blaise. Może już o tym z nim rozmawiałeś, jeśli jednak nie...". Czyli Blaise wiedział, jego z resztą czeka to samo, tylko że z Daphne. Draco poczuł nieopisaną złość. Wyszedł z pokoju i nie zważając na zachwyty Rona i Pottera nad jego nową miotłą, która teraz wydawała mu się tylko przekupstwem, podszedł do siedzącego w fotelu Zabiniego i rzucił w niego listem. 
- Wiedziałeś od początku? - zapytał podnosząc głos. Reszta momentalnie ucichła a Ron ostrożnie odłożył miotłę na miejsce. 
Blaise chwycił kartkę i przeczytał jej treść. Po chwili odłożył list na stół i patrząc Draconowi w oczy odpowiedział.
- Tak. - 
- Zdrajca! Jak mogłeś nic mi nie powiedzieć?! - wrzasnął blondyn. 
- Myślałem że wiesz. - odparł mulat.
Pansy w międzyczasie zwinnym ruchem sięgnęła po list i po chwili odezwała się pełnym bólu głosem. 
- Dlaczego nic mi o tym nie wspomniałeś? - zapytała Blaisea który wstał i podszedł do barku. 
- Nie było o czym. - odparł sucho i jednym haustem opróżnił całą szklankę Ognistej Whiskey. - Nie mam najmniejszego zamiaru żenić się z Greengrass. -  
- Wiecie, my się już będziemy zbierać. - Harry, Ron, Luna i Ginny pospiesznie pożegnali się z Hermioną i szybko zniknęli za ramami obrazu. Gryfonka nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie chciała się wtrącać w kłótnię Ślizgonów więc postanowiła zaszyć się we własnym pokoju, jednak gdy tylko jej przyjaciele zniknęli, podeszła do niej Pansy i wcisnęła jej list w dłonie. 
- Czytaj. - rzuciła krótko.
- Nie mogę, to list Malfoya. -odparła z lekkim strachem w głosie. 
- Po prostu to przeczytaj! - wrzasnęła Pansy. Hermiona spojrzała w stronę Dracona jednak on nawet na nią nie patrzył. Rozwinęła pomięty już list i z każdą linijką żałowała, że w ogóle wzięła go do ręki. Miała wrażenie że ból który poczuła rozerwie jej serce na milion kawałeczków. Przestał być jej zanim w ogóle takim się stał. Już niedługo zacznie należeć do dziewczyny z lepszych sfer, która zapewni całej jego rodzinie nie tylko powrót do społeczeństwa, ale i pewną, stabilną i dobrze opłacalną przyszłość. Jego matka już się o to postara. Nie widziała sensu by dłużej tu stać, nie chciała patrzeć w jego spuszczony, pełny bólu wzrok. Nie chciała być blisko wiedząc, że on na zawsze stanie się czyiś... Lecz nigdy jej. Fala żalu i rozpaczy rozlała się po jej ciele i wypłynęła strugami bezgłośnych łez. Pansy zbliżyła się do niej lecz ta jedynie pokręciła głową i zaczęła się powoli odsuwać. 

- Hermiona.. - Pansy wyciągnęła w jej kierunku rękę. W tym samym momencie Draco spojrzał w jej zapłakaną twarz i szepnął ciche "przepraszam", które wyczytała z jego ust. Odwróciła się, pchnęła ramy obrazu i wybiegła na pusty korytarz. Tylko Ginny mogła jej teraz pomóc. 

~

Pansy widziała jak Hermiona wybiega z dormitorium i sama miała ochotę zrobić dokładnie to samo. Jednak w przeciwieństwie do Gryfonki była zbyt uparta i zawzięta, by tak po prostu odejść. 
- Zamierzałeś kiedykolwiek nas o tym poinformować? - zapytała kolejny raz gdy Blaise nalewał sobie kolejną porcję alkoholu. Była twarda, jednak czuła że i w niej pęka jakaś tama. Coś nieubłaganie pragnęło wydostać się na zewnątrz i zawładnąć jej ciałem i umysłem. 
- Jak mówiłem wcześniej, nie zamierzam żenić się z Greengrass. - odparł spokojnie Blaise, chociaż jego lekko drżące dłonie zdradzały nerwy. - Moja matka może mieć te swoje plany i oczekiwania, ale nie będzie ustawiać mi życia. Ma już siódmego męża, czy kiedykolwiek pytała mnie o zdanie? Nie! Więc nawet niech nie próbuje mnie do czegokolwiek zmuszać. Z resztą, jeśli będzie chciała niech mnie wydziedziczy, wolę spanie pod mugolskim mostem, niż w jednym łóżku z Daphne. - dodał i opróżnił szklankę jednym haustem. 
- Łatwo ci mówić Blaise. - odezwał się w końcu Draco. - Ty w przeciwieństwie do mnie masz nazwisko które nie kojarzy się wszystkim z Voldemortem, ojcem Śmierciożercą i mrocznym znakiem! Możesz robić co chcesz, niestety ja muszę robić to co mi każą.. - 
- Robisz to co uważasz za prostsze Draco, zawsze tak robiłeś. - odparł Zabini. 
- O co ci dokładnie chodzi? - warknął arystokrata. 
- Nie ukrywajmy, zawsze robiłeś wszystko tak, by ci było wygodnie. Nie ważne jaką decyzję podjęli za ciebie rodzice, ważne było byś tylko na tym nie stracił. Czy teraz nie jest tak samo? - zapytał i odłożył szklankę na barek. - Ożenisz się z Astorią, uratujesz nazwisko, majątek, same plusy, czyż nie? - dodał zbliżając się do Dracona. 
- Nic o mnie nie wiesz. - odparł blondyn. 
- Doprawdy? A co takiego nie wiem? Lubisz wygody, lubisz luksusy, z Astorią będziesz miał tego pod dostatkiem, więc co cię boli Draco? Dlaczego masz minę jakby ta cała sytuacja była ci nie na rękę i dlaczego nazywasz mnie zdrajcą?! - wrzasnął. 
Draco jednak stał niewzruszony i utkwił wzrok w dywanie. Blaise poczuł furię, podszedł do przyjaciela szybkim krokiem i chwycił go za przód koszuli. 
- No Draco, pozwolisz mi się tak szarpać? - 
- Puść mnie Blaise.- odparł spokojnie arystokrata. 
- To powiedz mi dlaczego nie skaczesz z radości skoro trafiła ci się taka okazja! - 
- Puść mnie. - 
- Najpierw mi odpowiedz. - 
Pansy płakała bezgłośnie patrząc na swoich przyjaciół lecz nie ośmieliła się ich rozdzielić. Coś podobnego między nimi widziała tylko jeden, jedyny raz. Gdy na szóstym roku Draco nie chciał zdradzić jakie zadanie przydzielił mu Voldemort i czy to prawda że wypalił mu na ręce Mroczny Znak. 
- Puszczaj Blaise. - głos Dracona zrobił się ostrzejszy, lecz wciąż uparcie nie patrzył Zabiniemu w oczy. 
- Więc powiedz mi kretynie, dlaczego nie cieszysz się z ożenku z Greengrass! Powiedz mi w końcu dlaczego tak wielki masz do mnie żal że ci o tym wcześniej nie powiedziałem! Powiedz mi albo już nigdy więcej nie zamienię z tobą choćby słowa! - wrzasnął i szarpnął Draconem jak jeszcze nigdy wcześniej. Blondyn zareagował natychmiast. Wyrwał się z uścisku przyjaciela i sam zacisnął dłonie na jego koszuli. 
- Bo kocham Granger ośle! - wrzasnął. - Kocham tę upartą, piekielnie mądrą i mugolskiej krwi Granger! I wiem, że to i tak niczego nie zmienia... - dodał po czym puścił Blaisea i zatrzasnął się w swoim pokoju. 

~

Usłyszawszy hasło Gruba Dama przepuściła ją w dziurze w ścianie, więc nie zważając na powitalne okrzyki wbiegła na schody prowadzące do sypialni dziewcząt. Wiedziała że Ginny teraz mieszka sama więc gdy dotarła pod drzwi zapukała energicznie i weszła gdy usłyszała zapraszający głos przyjaciółki. 
- Hermiona? - Ginny wstała z łóżka i podeszła do przyjaciółki która zaniosła się głośnym płaczem gdy tylko zamknęły się za nią drzwi. Weasleyówna rzuciła na pokój zaklęcie wyciszające i posadziła szatynkę na łóżku. 
- Co się stało? - zapytała z przerażeniem w głosie. 
Ta jednak pokręciła tylko głową i schowała twarz w dłoniach. Ginny objęła ją ramieniem i pozwoliła by Hermiona mogła się spokojnie wypłakać. Po dłuższej chwili, gdy płacz przerodził się w szloch, a szloch w nieme łkanie kasztanowłosa wyprostowała się i otarła łzy. 
- Przepraszam Ginny, że tak tutaj wbiegłam, ale musiałam... musiałam uciec od tego wszystkiego. - powiedziała już spokojnym tonem. 
- Czy powiesz mi co się stało? Czy coś z rodzicami? - 
- Nie, to nie rodzice... Chodzi o... Malfoya. - 
- Zrobił ci coś? Obraził? - 
- Nie, to nie tak, bo wiesz...- Hermiona starała się opowiedzieć Ginny jak z czasem zaczęła spostrzegać młodego arystokratę. Ile radości i szczęścia przynosiły jej wspólne chwile z nim, jak bardzo lubiła go uczyć i razem planować wszystkie atrakcje na bal. Opisywała go swoimi oczami które widziały go w sposób całkowicie wyjątkowy i inny od reszty. Ginny słuchała monologu Hermiony i gdy ta kończyła swą opowieść historią o dzisiejszym liście, nie mogła wydobyć z siebie głosu. 
- I tak to wygląda Ginny, wiem co musisz sobie myśleć. Przecież to Malfoy, ten kretyn który przez lata uprzykrzał nam wszystkim życie a mnie szczególnie. Pewnie uważasz że jestem idiotką. - dodała Hermiona i spuściła wzrok. 
- Uważam, że Malfoy nie zasługuje na miłość od tak wspaniałej dziewczyny, którą jednocześnie nie uważam za idiotkę. - powiedziała. Hermiona spojrzała na twarz swojej przyjaciółki i zamiast grymasu, dostrzegła na niej lekki uśmiech. - Kochasz go. - stwierdziła ruda. 
- Kocham. - potwierdziła Hermiona i poczuła jak świeże łzy napływają jej do oczu. - Ale to niczego nie zmienia Ginny. - powiedziała i znów utonęła w opiekuńczych ramionach przyjaciółki. 

*

Nie był zdziwiony gdy nie wróciła na noc, jednak nie wiedział dlaczego. Co nią kierowało, gdy ze łzami w oczach wybiegła z dormitorium. Chciał za nią pobiec, zatrzymać i zmusić do rozmowy, jednak czuł że nic i nikt nie daje mu takiego prawa. W przeciwieństwie do niego była wolna. On za to czuł jak kajdany zniewolenia zaciskają się na jego szyi i utrudniają mu swobodne oddychanie. Czuł że zaczyna żyć w klatce ze złotych prętów za którą znajduje się jego właściwe życie, jednak on nigdy nie będzie mógł go spróbować. Świt nie wydał mu się piękny, zwiastował nieubłagany upływ czasu który przybliżał go do końca szkoły, końca ich znajomości, końca jego życia. Gdy usłyszał 
czyjeś kroki w salonie szybko otworzył drzwi od swojego pokoju i poczuł ogromny zawód. 
- Weasley? -
- Yyy, dzień dobry Malfoy. - odpowiedziała zmieszana Gryfonka. 
- Dzień dobry. - odparł sucho. - Gdzie ona jest? - zapytał wprost. Wiedział że kto jak kto ale najmłodsza z Weasleyów z pewnością będzie wiedziała gdzie podziewa się jego współlokatorka. 
- Cóż.. Jest u mnie, przyszłam właśnie po jej rzeczy. - odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. - I po kota. - 
- Po rzeczy? - Draco zmarszczył brwi. 
- Poprosiła panią dyrektor o zamieszkanie ze mną w dormitorium przez parę dni. Kazała ci też przekazać że przez najbliższy czas patrole chce dzielić na zmianę, dzisiaj wypada twoja kolej... I, to chyba wszystko. Przepraszam. - powiedziała i zniknęła za drzwiami pokoju Hermiony. 
Draco wciąż stał w salonie oszołomiony. Nie myślał że Gryfonka po tym co wczoraj zaszło wręcz się od niego odetnie. Nawet nie przyszła porozmawiać, za to zrobiła z Ginny swoją posłankę by nie musieć na niego patrzeć i z nim przebywać. Poczuł jak coś w nim pęka. Szew który scalał jego pokaleczoną duszę zaczął powoli pękać i na nowo rozkrwawiał dawne rany. Dusza na powrót przybrała barwę i konsystencję słomy. Czuł jak zaczyna brakować mu powietrza. W tym samym momencie z pokoju wyszła Ginny. Walizki zmniejszyła zaklęciem i włożyła je do plecaka. 
- Nie mogę znaleźć Krzywołapa, wiesz może gdzie.. - 
- Jest u mnie w pokoju. - odparł. 
Ginny niepewnym krokiem weszła do pokoju Ślizgona i próbowała włożyć kota do wiklinowego koszyka. Ten jednak prychał i uciekał nie dając się złapać. W końcu dziewczyna dała za wygraną. 
- Dobra, jak chcesz, Hermiona jest u mnie jakby co. - powiedziała do kota na odchodne i poprawiła rozwiane włosy.  
- Czy coś ci o mnie mówiła? - 
Ginny odwróciła się w stronę Malfoya który stał  ze spuszczonym wzrokiem. 
- To nie moja sprawa, ale uważam że powinniście szczerze pogadać. Ode mnie niczego się nie dowiesz. - powiedziała i pchnęła ramy obrazu. - Trzymaj się. - dodała przez ramię i po chwili zniknęła.

~

Poniedziałek...

Wtorek...

Środa...

Czwartek...

Piątek...

Sobota...

Niedziela...

Poniedziałek...

Wtorek...

Środa...

~

Na trzy dni przed, cała szkoła wręcz żyła balem. 
On za to czuł że już dawno umarł i jest już tylko pustą skorupą która codziennie rano budzi się, by po chwili położyć się i zasnąć. Nie widział w swoim życiu już nic dobrego. Niczego, za co warto byłoby walczyć. Widział jej twarz podczas zajęć i na korytarzu, gdy szła obok swoich przyjaciół nie odzywając się do nich choćby jednym słowem. Gdyby chociaż była uśmiechnięta i tryskała radością, jakoś by to zniósł. Jednak dostrzegał w niej taką samą pustkę i nicość jaka panowała w nim. Cierpiała, lecz nie mógł zrozumieć dlaczego. Odeszła, chociaż nie miała powodu. Z Blaisem od wielu dni nie potrafił się porozumieć. Od dnia w którym matka przysłała mu ten przeklęty list jego przyjaciel zgasł i tak jak on nie mógł znaleźć słów, by móc porozmawiać choćby przez chwilę. Pansy snuła się po zamku niczym najprawdziwszy duch i choć od czasu do czasu przychodziła do salonu wspólnego prefektów naczelnych, jedyne co robiła z Draconem, to w milczeniu wpatrywała się w ogień by po godzinie wyjść bez słowa. Czuł jak wszystko się sypie, niczym domek z piasku. Życie przeciekało mu przez palce, lecz nie czuł żalu... już nie. Nie miał zamiaru godzić się z przyszłością jaką szykowała dla niego matka. Wiedział że jeśli jej ulegnie, zniszczy nie tylko swoje życie. Ubrał się w strój od Quiddicha niespiesznie. Każdą część zakładał powoli, jakby chciał nacieszyć się tym momentem i zapamiętać go na zawsze. Wziął do ręki swojego Meteora 3000 i poczuł jak miotła zadrżała pod jego palcami. Nagle przypomniał sobie drżenie jej ciała gdy obsypywał ją pocałunkami w tamtym ciemnym korytarzu... Przymknął na chwilę oczy by zatrzymać ten moment na dłużej, po czym wyszedł z pokoju pewnym krokiem nie oglądając się za siebie. 


*

Tego dnia śnieg lekko pokrył ziemię dookoła. Uwielbiała gdy brud świata nikł w nieskazitelnej, delikatnej bieli. Orzeźwiający, mroźny wiatr targał jej włosy i szczypał odsłonięte policzki. 
Harry, Ron i Ginny szli przodem by odwiedzić Hagrida, jednak ona wolała iść nieco z tyłu by móc podziwiać zimowy krajobraz. Dni spędzone u przyjaciółki pozwoliły jej na zastanowienie się nad wszystkim i spojrzenie na problem z innej perspektywy. Bardzo pragnęła by wszystko było tak jak kiedyś, jednak wiedziała że nic już takie nie będzie. Tydzień po jej przeprowadzce powiedziała Ginny iż może powiedzieć Harryemu i Ronowi co się stało i dlaczego jest w takim stanie. 

Tamtego dnia po kolei przychodzili do pustej biblioteki by z nią porozmawiać.
Pierwszy zjawił się Harry. Usiadł obok niej i spojrzał przed siebie. 
- Malfoy... - odezwał się po chwili. - Nigdy bym nie pomyślał... ale ty nigdy nie byłaś oczywistą dziewczyną. - powiedział i spojrzał na nią czule, tak jak brat który patrzy na ukochaną siostrę. - Dlaczego mu nie powiesz? - zapytał. 
- Bo wiem że moje uczucia nic nie znaczą. - odparła cicho. - Mój ból jest tylko mój i sama muszę się z nim uporać... - dodała. 
- Nie sama. - powiedział Harry i położył na jej dłoni własną. 
Siedzieli tak przez chwilę aż w końcu Harry wyszedł całując ją w czoło na pożegnanie. Po godzinie zjawił się Ron. Uciekał wzrokiem po regałach i podchodził do niej niczym spłoszony kot. Gdy w końcu usiadł tam gdzie wcześniej siedział Harry, przez chwilę oboje milczeli. W końcu to on pierwszy zabrał głos. 
- Wiesz, idę z Luną na bal. - powiedział nie patrząc na nią. - Z początku myślałem że zaproszę Padmę albo Parvati, ale w końcu stwierdziłem że chcę iść na bal właśnie z Luną... Niesamowite prawda? Ja zapraszający Lunę Lovegood na bal. - powiedział i spojrzał jej w oczy. - Gdy widziałem jak wcześniej zaprasza ją tamten Krukon zrozumiałem, że... że zaczęło mi na niej zależeć. Tak po prostu. - wzruszył ramionami i spojrzał na swoje splecione na blacie palce. - Przez długi czas nie mogłem tego zrozumieć i chyba tak naprawdę nie chciałem. Bałem się tego i nie chciałem by tak było, ale w tamtym momencie, gdy zobaczyłem jej uśmiechniętą twarz naprzeciwko Terryego Boota zrozumiałem że chcę z nią być... A wcześniej nigdy bym nawet nie przypuszczał że kiedykolwiek coś takiego do niej poczuję. - przerwał i znów podniósł na nią swój wzrok. - Dlatego nie mam prawa cię oceniać i chociaż nie darzę Malfoya zbyt dużą sympatią, to zdzierżę go ze względu na ciebie... bo wiem jak to jest poczuć coś do kogoś, kogo nigdy byśmy się nie spodziewali pokochać.... Ale uważam też że Mlafoy to skończony kretyn, skoro pozwoli by matka ustawiała mu życie. - powiedział i uśmiechnął się blado. 
Hermiona przez cały czas milczała. Nie mogła uwierzyć w słowa które wychodziły z ust jej byłego chłopaka. Po chwili jednak odezwała się patrząc wprost na niego. 
- Zmieniłeś się Ron. - stwierdziła. - Luna cię zmieniła. - dodała. - Na lepsze. - 
- Nie przeczę. - potwierdził i znów się uśmiechnął jednak po chwili jego radość zgasła. - Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz. Mam ochotę go czymś walnąć jednak wiem że to byłoby bez sensu... Jednak jeśli zmieniłabyś zdanie, daj znać, a obiecuję że nieźle mu się dostanie. - powiedział po czym zaczął powoli wstawać. 
- Dziękuję Ron. - odparła Hermiona i uśmiechnęła się do niego blado. 
Pocałował ją w policzek po czym odszedł i znów została sama w bibliotece nie niepokojona nawet przez panią Pince.

Spojrzała na swoich przyjaciół którzy wyprzedzali ją już o kilkanaście kroków i uśmiechnęła się do siebie. Zrozumiała, że pora odpuścić. Pora wrócić do swojego dormitorium, do zajęć i zmierzyć się z bólem twarzą w twarz. Pomyślała o swoim współlokatorze i poczuła ukłucie. Będzie musiała nauczyć się na nowo jak z nim przebywać, ale wiedziała że przyjdzie i taki dzień. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w kierunku jeziora. Z początku nie wiedziała czy to co widzi tylko jej się zdaje, jednak te platynowe włosy rozpoznałaby już wszędzie. Malfoy krążył nad jeziorem na swoim Meteorze 3000 i z każdym kołem był coraz wyżej. W pewnym momencie zawisł nad wodą i pochylił się nad miotłą jakby chciał dostrzec coś  w mętnej tafli jeziora. Po chwili jednak puścił się rączki, przechylił i wpadł do wody niczym kamień zrzucony z góry. Hermiona stała w oszołomieniu i nie wierzyła własnym oczom. Miała nadzieję że arystokrata po chwili wypłynie głośno nabierając powietrza, jednak po minucie także miotła wylądowała w jeziorze. Sekundy wlokły się niczym lata, a ona czuła jak ogarnia ją dławiący strach. Impuls który poczuła sprawił że pobiegła jak jeszcze nigdy w życiu. Była pewna że nawet wtedy gdy ścigali ją szmalcownicy biegła wolniej niż teraz. Biegła zaklinając Boga i Merlina by pozwolili jej zdążyć, jednocześnie zrzucając z siebie szalik i płaszcz. Wbiegła do wody nie zważając na jej przeszywające zimno. Choć poczuła jakby tysiąc sztyletów przebiło jej skórę wskoczyła na głęboką wodę i zanurzyła się w ciemnej toni. Czuła rozpacz na myśl iż nie zdąży. Nie chciała wierzyć że oto ostatni raz go widziała, nie mając okazji by wszystko mu wytłumaczyć. Miała ochotę płakać, jednak strach i adrenalina zmusiły ją do wysiłku. Gdy czuła że zaczyna brakować jej powietrza dostrzegła jego bladą dłoń wśród wysokich wodorostów. Podpłynęła bliżej i podciągnęła go do góry. Objęła w pasie nieruchome ciało chłopaka i resztkami sił zaczęła płynąć ku górze. Jednak jej ciało miało już dosyć. Osłabione i obolałe zaczynało odmawiać jej posłuszeństwa. Płuca zaczęły palić żywym ogniem gdy wypełniła je woda, oczy zaszły mgłą. Jedynie myśl że będą tutaj razem dodała jej otuchy, zanim czerń całkowicie przesłoniła jej wzrok. 

*

- Mamo? Mamo jak wygląda Niebo? - zapytała mała dziewczynka swoją matkę która właśnie wieszała pranie na tyłach domu. Słońce świeciło wysoko na niebie i przyjemnie ogrzewało obie, matkę i córkę. 
- A jak tobie się wydaje? - odpowiedziała pytaniem na pytanie matka. 
- Hmmm.. - mała dziewczynka odstawiła na bok kredki i usiadła na kocu na którym wcześniej leżała. - W książkach jest napisane że to piękna kraina, z kwiatkami i zwierzątkami. Ale czy to prawda? - zamyśliła się. Kobieta skończywszy wieszanie prania usiadła obok córki i pogłaskała ją czule po głowie. 
- Wiesz Hermionko, ja sądzę, że dla każdego człowieka Niebo wygląda inaczej. Dla mnie Niebo będzie miejscem w którym spotkam wszystkich ludzi których kiedykolwiek kochałam. Moich rodziców, twojego tatę, ciebie. - dodała i uśmiechnęła się czule. - Ale dla innych osób Niebem może być na przykład rajska plaża, lub szczyty wysokich gór które kochali za życia. Nie ma ograniczeń. - dodała i położyła się na kocu. Jej córeczka po chwili zrobiła to samo nie zadając już więcej żadnych pytań. Od tamtej rozmowy minęło wiele lat, ale nie przypuszczała że jej Niebo okaże się takim ciemnym miejscem. Nic nie czuła, nic nie słyszała, niczego nie mogła dostrzec. Była zawiedziona. Myślała że ukażą jej się rodzice, ich uśmiechnięte twarze. Gdzieś głęboko w sercu miała nadzieję że i on tam będzie, jednak w jej niby Niebie nie było nikogo. Tylko ona i wszechobecna pustka. "Jeżeli to jest moje Niebo, to wolę trafić do piekła" pomyślała i po chwili usłyszała jak dociera do niej pewien dźwięk. Echo głosów z oddali które były jeszcze za daleko, by mogła cokolwiek zrozumieć. Z każdą chwilą która równie dobrze mogła być godziną lub dniem, czuła jak pustka i ciemność powoli ustępują. Dźwięki były coraz ostrzejsze, ciemność zaczynała się przerzedzać. W końcu zorientowała się że może otworzyć oczy, więc nie zwlekając zmobilizowała wszystkie mięśnie i powoli podniosła powieki. Chwilę jej zajęło zorientowanie się, że nie umarła, ale za to całkiem żywa leży teraz w skrzydle szpitalnym. Gdy przypomniała sobie dlaczego się tutaj znalazła w panice zaczęła przeszukiwać wzrokiem salę. Nie musiała szukać daleko. Leżał po jej prawej stronie, w sąsiednim łóżku i wpatrywał się w sufit. Gdy usłyszał szelest pościeli spojrzał na nią i nie wydając z siebie choćby jednego dźwięku wstał i zniknął za drzwiami pokoju pielęgniarki. Chwilę później wracał z panią Pomfrey która kazała natychmiast wracać mu do łóżka. 
- Dobry wieczór panno Granger. Jak się panienka czuje? - zapytała z troską pielęgniarka i wymierzyła w Hermionę różdżkę. Gryfonka poczuła jak zaklęcia diagnozujące przenikają jej ciało.
- Co się stało? - wychrypiała.
- Wygląda na to że oboje mieliście naprawdę sporo szczęścia. - odpowiedziała jej pani Pomfrey. - Gdy rzuciłaś się na ratunek panu Malfoyowi, sama o mało co się nie utopiłaś. Na szczęście twoi przyjaciele rzucili na siebie zaklęcia i wydobyli was na brzeg. Zdążyli też uratować tę jakże cenną miotłę pana Malfoya, niestety nie zobaczy je pan aż do wiosny. - dodała zwracając się w jego stronę. - Co też przyszło panu do głowy żeby trenować w tak zimny i wietrzny dzień? - zapytała i pokręciła głową. 
- Chciałem wypróbować nową miotłę. - odparł sucho patrząc w sufit. 
- I mógł pan zapłacić za to najwyższą cenę. Pani dyrektor skonfiskowała miotłę i zwróci ją panu dopiero przed następnymi rozgrywkami. - 
- Nie szkodzi. - odparł. 
Pielęgniarka marudziła jeszcze trochę po czym zamknęła się w swoim gabinecie. Zapadła cisza którą przerwał nagle słaby głos arystokraty. 
- Przepraszam. - 
Hermiona spojrzała w jego stronę. Patrzył na nią smutnymi, pustymi oczami, jednak dostrzegła w nich prawdziwą skruchę. 
- Naraziłem twoje życie... - kontynuował. 
- Sama je naraziłam. - przerwała mu. - To była moja decyzja i zrobiłabym to jeszcze raz, gdyby było trzeba, więc nie czuj się winny. - odparła. 
- Nie rozumiem dlaczego... - powiedział po chwili. - Jestem nic nie wart, dla wszystkich łącznie ze mną byłoby lepiej gdybym został na dnie tamtego jeziora. Więc nie potrafię pojąć dlaczego ty.. - przerwał jednak gdy zauważył że w oczach kasztanowłosej zaczynają gromadzić się łzy. 
- Jesteś głupi, Malfoy. - powiedziała łamiącym się głosem. - Wiem że cierpisz, widzę to każdego dnia, ale dlaczego nie potrafisz zauważyć jak ważny jesteś dla innych? - 
- W to nie wątpię. - wtrącił. - Dla mojej matki stanowię pewnego typu gwarancję. -
- Nie o tym mówię! - wysyczała przez łzy. - Masz przyjaciół, rodzinę, przyszłość. Możesz zawalczyć o to czego pragniesz. -
Draco zmarszczył gniewnie brwi i oparł się na jednym łokciu. 
- O tak, w rzeczy samej Granger. Mam przyjaciół którzy od prawie dwóch tygodni ze mną nie rozmawiają, mam rodzinę która liczy na to że gdy wyjdę za Astorię Greengrass to uratuję nazwisko. Moja przyszłość została z góry zaplanowana a ja mam tylko robić co mi każą, bo jeśli nie, to będę miał na sumieniu los moich rodziców. Jedyne o co mógłbym walczyć to o chęć by zmusić się do wstania każdego kolejnego ranka, ale jak widziałaś, nawet tego już nie mam. - powiedział i położył się z powrotem na łóżku. 
Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy w końcu powiedział głośno to co czuje. Była zdziwiona jego reakcją i wypowiedzianymi przez niego słowami. 
- Myślałam... -zaczęła nieśmiało. - Myślałam że ożenek z Astorią nie jest dla ciebie czymś złym. - 
Draco podniósł na nią swój wzrok i po chwili odpowiedział. 
- Wolałbym zgnić na dnie tamtego jeziora, niż za nią wyjść. - 
- Zauważyłam. - odparła. - Ale to nie jest jej wina. - dodała smutno. 
- Tak, to nie jest jej wina, ani Daphne, ani moja. - odparł. - I to mnie najbardziej wkurza, bo nie mogę zacząć darzyć ich nienawiścią. Mógłbym zacząć nienawidzić własną matkę, ale to tylko jej sposób na dbanie o mnie i naszą rodzinę. Nie zna innych metod, więc nie mogę zacząć nią gardzić... - 
- Więc zacząłeś nienawidzić siebie. - stwierdziła Hermiona. Draco nie odpowiedział, jedynie potwierdzająco kiwnął głową. - Przepraszam że wtedy tak wybiegłam. - odezwała się po chwili Gryfonka. - I za to że zaszyłam się bez słowa u Ginny. - 
- Nie ma sprawy. - powiedział. - Ale wytłumacz mi tylko, dlaczego ten list tak mocno w ciebie uderzył? Dlaczego się ode mnie odcięłaś? - zapytał. 
Hermiona zawahała się, lecz wiedziała że po tym co przeżyli może zdradzić mu choć część swoich uczuć. Wzięła głębszy wdech i powiedziała. 
- Bo cię lubię. Bardzo cię lubię, Draco. - czuła jak od emocji drży jej głos. Chociaż nie padły słowa tak często wypowiadane w takich chwilach i tak naprawdę nie zdradziła swoich najgłębszych uczuć, wypowiedzenie jego imienia uważała za coś przełomowego. Bała się tego jak zareaguje. - Lubię cię chyba trochę za bardzo, dlatego ten list był dla mnie szokiem... i wybacz że nazwałam cię po imieniu.. - 
Draco milczał przez moment, jednak pochwili znów się odezwał. 
- Powiedz to jeszcze raz. - 
- Co? - zapytała. 
- To pierwsze zdanie. - 
- Bardzo cię lubię, Draco. - 
Blondyn uśmiechnął się blado po czym dodał. 
- Ja ciebie też, Hermiono. - 
Dziewczyna czuła że jej policzki zaczynają ją niebezpiecznie piec. Ślizgon pierwszy raz w życiu zwrócił się do niej po imieniu w bezpośredni sposób i bardzo jej się to spodobało. Po chwili jednak mimo przejęcia i podniosłości chwili poczuła jak jej ciało przeszywają dreszcze. Było jej zimno i czuła że jeszcze trochę i poważnie się rozchoruje. Kichnęła i podziękowała Draconowi za krótkie "na zdrowie". Opatuliła się szczelniej kołdrą jednak na niewiele się to zdało. Wstała i gdy zaskoczony arystokrata zapytał ją dokąd się wybiera, odparła że po dodatkowy koc. 
- Poczekaj, połóż się z powrotem na łóżku. - powiedział. 
Hermiona chciała zacząć protestować, jednak posłusznie wykonała polecenie i patrzyła jak Draco sięga po różdżkę i po kolei rzuca zaklęcia. Z początku myślała że dostanie zawału gdy jej łóżko zaczęło się powoli przybliżać w kierunku Malfoya. 
- Co ty wyprawiasz? - wysyczała gdy ramy ich łóżek się zetknęły. 
- Mówiłaś że ci zimno. Spróbuję cię ogrzać, jestem lepszy niż koc. - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko. 
Hermiona spojrzała na niego spode łba i maksymalnie się od niego odsunęła.
- Jeżeli mnie dotkniesz Malfoy, to zacznę krzyczeć. - 
- To już nie Draco? - zapytał rozbawiony. - Nie mam zamiaru cię molestować, chciałem tylko byśmy leżeli bliżej siebie. Mnie też jest zimno. - powiedział i wzruszył ramionami. 
Hermiona powoli i cała spięta położyła się z powrotem na łóżku i przylgnęła swoim ramieniem do ramienia Malfoya. 
- Czuję się głupio... Co jeżeli pani Pomfrey nas zobaczy? To dopiero będzie skandal. - 
- Prawdę mówiąc, mam to gdzieś. - powiedział i głośno ziewnął zakrywając usta. Gdy kładł rękę na łóżku delikatnie musnął skórą dłoń Hermiony. 
- Na Merlina, twoje ręce są lodowate! - jęknęła Hermiona. - Daj mi je. - powiedziała po czym wzięła jego dłonie i zaczęła mocno i energicznie je pocierać. 
- Za chwilę zedrzesz mi skórę, Granger. - jęknął cicho blondyn. 
- To już nie Hermiona? - zakpiła. 
- Mmm. - mruknął. 
Hermiona widziała jak Draco powoli zapada w sen. Trzymając w ręce jedną z jego dłoni również po chwili dała się ponieść snom i z lekkim uśmiechem wtuliła się w jego ciepłe, silne ramię. 

~

Wiedziała że jest już późno i nie powinna chodzić po korytarzach o tej godzinie, jednak dzięki temu miała nadzieję że nikt jej nie zobaczy. Gdy dowiedziała się że miał wypadek i leży w skrzydle szpitalnym chciała od razu do niego pójść, tak samo jak i jej starsza siostra, jednak wolała zrobić to sama. Plotki mówiły że nie był sam, że ponoć ta Granger też z nim była i tak jak on jest nieprzytomna.
Westchnęła. 
Granger... Dlaczego to zawsze musi być ta Granger? Razem mieszkają, razem patrolują korytarze, razem tańczą na imprezie, a nawet razem ulegają wypadkowi. Nie jest ślepa, widzi jak on wodzi za nią wzrokiem, widziała jak ją dotykał podczas tańca w salonie Slytherinu, dostrzega rzeczy których nie widzi jej siostra. Ta jedynie paple ciągle o tym jakim to wspaniałym małżeństwem będą. Jednak ona wie, że to wszystko zaplanowali rodzice. Odbyła już rozmowę z ojcem na ten temat i obiecała być posłuszna, jak zawsze z resztą. 
- Pamiętaj Astorio, Draco Malfoy to naprawdę dobra partia i choć Malfoyowie mają teraz małe problemy, to wierzę że gdy im pomożemy wyjdą na prostą. Połączenie naszych rodów to naprawdę świetna inwestycja w przyszłość. -
Słowa ojca odbijały się echem w jej głowie, starała się myśleć że może kiedyś, za kilka lat Draco pokocha ją szczerze i będą stanowić szczęśliwe i zgrane małżeństwo. Wierzyła w to mocno, dopóki nie pojawiła się ta Granger. Westchnęła głośno i ścisnęła kwiaty które trzymała w dłoniach. Gdy stanęła przed skrzydłem szpitalnym wzięła głęboki wdech i weszła jak najciszej się dało. Pochodnie oświetlały miejsca w których leżeli pacjenci więc skierowała się w ich stronę. Gdy minęła puste łóżka i stanęła przed nimi miała wrażenie że zaraz pęknie jej serce. Wydawać by się mogło że leżeli na jednym, dużym łóżku. Ona opierała głowę o jego ramię, a on położył policzek na wierzchu jej głowy. Trzymali się za ręce i wyglądali jakby już nigdy nie mieli się obudzić. Pomyślała że są piękni, uczucie które emanowało z ich spokojnych, uśpionych twarzy było niczym bijąca blaskiem łuna. Postawiła kwiaty na ladzie i poczuła jak po policzkach spływają jej łzy. Nawet jeśli rodzice wybrali ich na narzeczonych, nawet jeśli któregoś dnia on zostanie je mężem wiedziała, że nigdy jej nie pokocha. Całe jego serce należało już do Hermiony Granger. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz