poniedziałek, 11 grudnia 2017

Rozdział 12.


Rozdział dwunasty kochani! Koniec zbliża się nieubłaganie. Sądzę że jeszcze maksymalnie dwa, trzy rozdziały plus epilog i koniec. To niesamowite, że wciąż jesteście ze mną. Zapraszam do czytania i komentowania! Wasze komentarze naprawdę dodają mi energii :)

*~~~~~~~*~~~~~~~*
"Są chwile, kiedy chciałbym cofnąć wskazówki zegara i wyzbyć się smutku, mam jednak wrażenie, że gdybym to uczynił, ulotniłaby się cała radość." – Nicholas Sparks, Jesienna Miłość.
*
Otworzyła leniwie powieki by zaraz na powrót je zamknąć. Jasne słońce poranka wypełniło cały pokój więc kilka razy zamrugała, by przyzwyczaić wzrok do światła. Ostatnie tygodnie były dla wszystkich piekłem, jednak wiedziała że nikt nie cierpiał tak bardzo jak ich przyjaciel, Draco. Chciała z nim porozmawiać, wesprzeć, wysłuchać, lecz on znów zaczął budować wokół siebie mur, który z takim trudem udało mu się powalić. Odwróciła się w kierunku śpiącego Blaisea. Gdy spał jego twarz była łagodna i na próżno było szukać na niej oznak zmartwienia. Wyciągnęła dłoń i położyła ją na policzku chłopaka. Tak bardzo by chciała by mogli już zostać w ten sposób na zawsze… Jednak wiedziała że jest to raczej pobożne życzenie, które z każdym dniem staje się coraz bardziej nierealne. Pansy spojrzała na listy gratulacyjne które wczoraj otrzymał Blaise pocztą od znajomych rodziny, w których krewni gratulowali mu zaręczyn z Daphne Greengrass i wtuliła się w silne ramiona mulata. Nie była pewna czy da radę ciągnąć dalej ten stan rzeczy jeśli do ślubu rzeczywiście dojdzie. W jaki sposób miałoby wyglądać jej życie? Czy nie było i tak już zbyt skomplikowane i bolesne z ojcem alkoholikiem, matką w Azkabanie i bratem który ma ją za nic? Jednak wizja opuszczenia Blaisea jak na razie za bardzo ją przerażała. Jeżeli ma być jej do czasu ślubu, niech tak będzie. Przecież w końcu i tak, zawsze wszyscy mówili że jest zachłanna..
*
Wiatr rozwiewał mu włosy i zarzucał peleryną we wszystkie strony. Mecz trwał już dobre pół godziny i zawodnicy obu drużyn zdążyli nabić sporo punktów, jednak nikt nie miał zbyt dużej przewagi. Mecz Krukoni przeciwko Ślizgonom, pierwszy w tym semestrze, zgromadził na trybunach praktycznie całą szkołę. Draco z całych sił próbował skupić się na grze i nie pozwolić by cokolwiek innego zaprzątało mu teraz głowę. Nagle złoty blask znicza przyciągnął jego uwagę, więc rzucił się do ataku w tym samym momencie co szukający Krukonów. Wyciągnął przed siebie rękę i po chwili poczuł jak zaciska palce na złotej piłce. Ryk zadowolenia Ślizgonów ogłuszał. Draco wylądował na murawie i uśmiechnął się półgębkiem do Blaisea. Opuścił stadion jako pierwszy i po schowaniu miotły oraz stroju do gry, udał się z powrotem do zamku. Uwielbiał gdy mury Hogwartu wypełniała cisza i spokój. Zanim reszta uczniów tu dotrze i podniesie się typowy, szkolny gwar, chciał nacieszyć się wszechobecną ciszą.
Wspomniał w myślach tamten wieczór, gdy McGonagall ogłosiła wszystkim w Wielkiej Sali że z Azkabanu uciekli śmierciożercy, w tym jego ojciec. Nie mógł wytrzymać napięcia, więc uciekł nie patrząc przed siebie. Chciał być jak najdalej od tego miejsca, od ludzi którzy znów patrzyliby na niego karcącym, osądzającym wzrokiem. Choć już od wielu tygodni nie miał na ręce Mrocznego Znaku, to instynktownie złapał się za przedramię jakby się bał, że znak samoistnie się odrodzi. Zmierzał ku wieży astronomicznej i gdy wbiegł na jej szczyt i zaczerpnął świeżego, wczesnowiosennego powietrza, usłyszał kroki. Na taras wbiegła zdyszana Hermiona, która zatrzymała się kilka metrów od chłopaka.
- Draco.. – wyszeptała, lecz się nie zbliżyła. Wyprostowała się i zadrżała z zimna.
Milczeli oboje. Widzieli z wieży jak nauczyciele wychodzą z zamku na błonia, by zacząć rzucać zaklęcia ochronne. Bardzo prawdopodobne iż Hogwart wkrótce stanie się celem ataku. Gryfonka podeszła do Ślizgona i stanęła obok niego, wciąż wpatrując się w przestrzeń.
- Wiesz.. – zaczęła. – Zawsze wiedziałam że pokój to stan który nie może trwać zbyt długo, wtedy robi się nudno. – westchnęła. – Nie jesteś winny Draco. – dodała i spojrzała na jego bladą twarz. – Nie jesteś winny. –
- Więc dlaczego czuję się jakbym był? –zapytał nie patrząc na nią.
- Bo obwiniasz siebie za wszystko i wstydzisz się ojca. – odpowiedziała. – Ale to nie twoja wina. Jestem tutaj. – dodała.
Draco spojrzał w jej duże, brązowe oczy w których lśnił blask rzucanych przez nauczycieli zaklęć.
- Jestem tutaj. – powtórzyła i chwyciła go za rękę. Ścisnął ją mocniej i czuł jak jego serce z każdą chwilą coraz bardziej wypełnia spokój.
Tamtego wieczoru obiecał sobie, że zrobi wszystko by jej nie narażać. Miał milion pomysłów na to co zrobi, dokąd pójdzie i z kim się spotka byleby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo, jednak ona uparcie sprzeciwiała się wszystkim jego propozycjom.
- Nie Draco! – naciskała Hermiona. – Zostaniesz w szkole i koniec. Jaki widzisz sens spotkania z ojcem w obecnej sytuacji? – denerwowała się gdy Draco kolejny raz zaproponował że pójdzie szukać Lucjusza.
Tak więc został, chociaż najchętniej spotkałby się z całą zgrają i rozwalił ich w drobny mak. Przeszedł pod obrazem i ku jego zaskoczeniu w salonie już ktoś był. Harry, Ron i mocno zdenerwowana Ginny sprzeczali się o coś zawzięcie. Na widok Ślizgona zamilkli i dopiero po chwili Ron pierwszy zabrał głos.
- Kto wygrał? – zapytał Malfoya.
- My. – rzucił Ślizgon.
- Aha.. Cóż, gratuluję, to znaczy że jeśli my pokonamy Puchonów, to nasze drużyny zawalczą między sobą o Puchar. –
- Na to wygląda. – odparł Draco i usiadł w fotelu nalewając sobie drinka.
- A kogo obchodzi Quiddich! – rzucił wściekle Harry, na co Ginny zrobiła wielkie oczy. Jednak nie tylko ją zdziwiły te słowa.
- Nigdy bym nie pomyślała, że usłyszę coś takiego akurat od ciebie. – Hermiona weszła do saloniku i zdjęła płaszcz. Spojrzała na Dracona przelotnie i zmarszczyła brwi na widok szklanki wypełnionej Ognistą. Ostatnio za dużo pił.
- Po prostu nie rozumiem jak można myśleć o Quiddichu, kiedy śmierciożercy są na wolności. – odparł Harry lekko zarumieniony. – Powinniśmy coś robić, działać, a nie siedzieć i czekać! –
- Pierwszy raz w życiu się z tobą zgadzam, Potter. – powiedział Draco biorąc kolejny łyk alkoholu.
-Możecie przestać oboje? – zasyczała Ginny. – Jak to sobie wyobrażasz Harry? Że będziesz biegał po lasach i opuszczonych domach w poszukiwaniu śmierciożerców? Nie wiesz gdzie są, nie wiemy kto ich uwolnił ani jaki mają cel. Ministerstwo już się tym zajęło, więc póki nic więcej nie wiadomo, to daj sobie spokój. –
Harry niechętnie zrezygnował z odszczekania się i wygłoszenia kolejnej tyrady, jednak musiał przyznać Ginny rację.
- Wiem, ale mimo to nie mogę wytrzymać siedząc tutaj i czekając na ich ruch.. – odparł i podrapał się po rozczochranej głowie. - Idę poćwiczyć na Błyskawicy. – rzucił i dał Ginny szybkiego buziaka, w jego głosie wciąż słychać było złość. - Ron, dołączysz się? –
- Jasne. – odparł Weasley z ulgą i już po chwili obaj zniknęli za ramami obrazu.
Draco wstał, odłożył szklankę na barek i bez słowa zniknął za drzwiami swojego pokoju. Ginny z głośnym westchnięciem zajęła po nim miejsce w fotelu.
- Nie mogę tego wytrzymać. – odezwała się Hermiona. – Jest taki pasywny… zamyka się w sobie a ja nie wiem jak mu pomóc. – powiedziała wpatrując się w drzwi za którymi zniknął blondyn.
Ginny wyciągnęła z kieszeni różdżkę i wyczarowała czajnik oraz dwie filiżanki. Gdy już nalała i podała Hermionie herbatę, zabrała głos.
- Ten typ tak ma, Miona. Nie próbuj na niego naciskać, to nie pomoże. W jego sytuacji nic dziwnego, że jest małomówny. Z resztą on chyba zawsze tak radził sobie z problemami, prawda? Wiecznie sam. –
- Wcale nie musi tak być.. – szepnęła kasztanowłosa i utkwiła wzrok w brązowym płynie.
Nagle do salonu wpadł mały, srebrny zając, który po obskoczeniu wszystkich kątów zatrzymał się w końcu przed zaskoczoną Ginny.
- Patronus Luny.. – wyszeptała ruda i zerwała się z miejsca. – Na brodę Merlina, całkowicie zapomniałam! Wybacz Hermiono, ale muszę już iść, dzisiaj zaczynamy szyć suknię ślubną Julii, obiecałam Lunie i Hannie że im pomogę. – Ginny uścisnęła przyjaciółkę na pożegnanie i życząc siły wybiegła z dormitorium.
Hermiona westchnęła i odłożyła filiżankę na stolik. Czuła się nieswojo w pustym salonie i cichym, milczącym Malfoyem za drzwiami. Postanowiła jednak wziąć się w garść i nie dać się ogólnie panującej, posępnej atmosferze. Wstała, pozbyła się zaklęciem zastawy i zapukała do drzwi arystokraty. Gdy usłyszała ciche „wejdź”, przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi. Stał twarzą do okna, więc podeszła bliżej i objęła go ramionami. Gdy tylko poczuła znajome ciepło ciała i ulubione perfumy od razu poczuła się pewniej. Draco nie odwrócił się ale podał jej list który trzymał w ręce. Kartka była pomięta, jakby chłopak próbował go podrzeć, lecz zrezygnował z tego pomysłu.
- Dostałem to kilka minut temu. – powiedział zimnym, suchym tonem.
Hermiona oderwała się od jego pleców i zaczęła czytać list.
Kochany Draconie.
Z uwagi na to co wydarzyło się kilka tygodni temu, ja oraz pan Greengrass ustaliliśmy, iż twoje małżeństwo z Astorią powinno odbyć się wcześniej. Już rozpoczęłam pewne przygotowania, więc uroczystość będzie mogła odbyć się miesiąc po zaślubinach Blaisea Zabiniego i Daphne Greengrass. Uważam że to mądra decyzja, dzięki temu ludzie nie będą łączyć cię z występkiem ojca a rodzina Greengrass już zadba o to, byś nie odczuł głupoty Lucjusza. Proszę cię byś zadbał o dobre stosunki ze swoją przyszłą żoną, dla Astorii to z pewnością będzie wielkie wydarzenie.
Twoja kochająca matka, Narcyza.
Hermiona ledwo skończyła czytać, gdy poczuła jak silne ramiona Dracona oplatają ją dookoła.
- Przepraszam.. – wyszeptał.
Gryfonka upuściła list na podłogę i objęła go rękami. A więc to tak, pomyślała. Gdy wydawało jej się że mają dla siebie jeszcze miesiące, a nawet lata, los postanowił szybko sprowadzić ją na ziemię. Głupia, naiwna dziewucho.. westchnęła w duchu i przymknęła powieki by się nie rozpłakać.
Jego dłoń dotknęła jej policzka i delikatnie przeniosła się na szyję. Jego usta dotknęły jej, i poczuła na nich słony smak. Guziki koszuli puszczały jeden po drugim, aż w końcu sama koszula znalazła się obok leżącego na dywanie listu. Pożądanie ogarnęło ich z podwójną siłą. Świadomość iż ich wspólny czas dobiega końca była niczym palący ogień.
- Zawsze będziesz moja. – powiedział Draco gdy pozbył się bluzki dziewczyny.
- Zawsze będziesz mój. – odpowiedziała Hermiona i wpiła się w jego rozgrzane usta.
*
Gdyby miał jakiś wybór nie wybrałby tej zawszonej, śmierdzącej rozkładem dziury na tymczasowy lokal. Jednak życie jakie wiódł od jakiegoś czasu zdążyło już go do tego przyzwyczaić. W kilku oknach brakowało szyb. Sypialnie stały puste lub z zakurzonymi, na wpół zapleśniałymi materacami, a do kuchni wolał nie wchodzić. Mrok nocy rozświetlała mu jedynie mała świeca którą zaczarował tak, by jej blask nie zgasł do rana. Usłyszał dochodzące z dołu pijackie rozmowy i śmiechy. Westchnął na myśl, że rodzeństwo Carrow, Rudolf Lestrange i Goyle senior jedyne o czym myślą po ucieczce z Azkabanu, to chlanie. Czasami żałował że nie uwolnił ojca, ale nie chciał wzbudzać podejrzeń. Z resztą, już wkrótce rozwali cały Azkaban. Obracał w palcach różdżkę i przyglądał się przykutemu do ściany mężczyźnie. Jego długie, prawie białe włosy jaśniały pomarańczowym blaskiem, odbijając światło ognia. Głowa zwisała mu ciężko, od kilku godzin spał lecz już po chwili obudził go czyjś głos.
- Lucjuszu, obudź się proszę. –
Lucjusz Malfoy na dźwięk głosu mężczyzny natychmiast oprzytomniał. Mimo iż był od niego o połowę starszy, czuł lęk przed chłopakiem.
- Wypocząłeś? – zapytał chłopak.
- Ciężko wypocząć gdy jest się skutym łańcuchami. – odparł Lucjusz i szarpnął za metalowe obręcze na swoich nadgarstkach.
- Drogi Lucjuszu, przecież wiesz że w każdej chwili mogę je zdjąć, o ile oczywiście wcześniej zgodzisz się do nas przyłączyć. –
Malfoy senior westchnął i spojrzał na swoje kajdany.
- Więc zostaje mi się do nich przyzwyczaić. – stęknął.
Chłopak wstał z fotela i podszedł do więźnia kucając przed nim na podłodze.
- Nie rozumiem dlaczego jesteś taki uparty, Malfoy. Co takiego się stało że nagle zmieniłeś się nie do poznania? Zawsze cię podziwiałem. Od dziecka. A teraz? – chłopak zacmokał parę razy i wstał.
- Nie sądzę abyś to zrozumiał Nott. – odparł Lucjusz i znów spróbował zasnąć.
*
- Zostań…
Cień wysokiego, szczupłego mężczyzny rozmywał się w coraz bardziej w ogarniającym wszystko mroku.
- Zostań…
Rozpacz zaczęła rozdzierać jej serce i zalewać oczy łzami.
- Nie odchodź!
Próbowała krzyczeć ale głos uwiązł jej w gardle.
- Zostań, błagam….
Mogłaby tak krzyczeć i sto lat, mimo to wiedziała że to nic nie da. Cień bladł coraz bardziej, aż w końcu nic z niego nie zostało. Tylko pustka i przejmujący ból. Próbowała przedzierać się przez niego, niczym przez stertę ostrych cierni które raniły ją aż do kości. Myślała, że zdoła powstrzymać świat przed przeistoczeniem się w potwora i pożarciem jej żywcem, jednak teraz czuła że się myliła. Nie, to nie miało się tak skończyć. Jeżeli tak wygląda koniec, przestanie oddychać…
- Wróć… - błagała. – Draco błagam wróć do mnie!!!! -
Poderwała się na łóżku niczym poparzona. Rozejrzała się dookoła i w bladym blasku poranka dostrzegła jak wystraszony Ślizgon sam też się podnosi.
- Co się stało Hermiono? – zapytał obejmując ją czule.
Przeczesała palcami włosy i dotknęła swojej klatki piersiowej, serce powoli się uspokajało.
- Zły sen. – odparła i przytuliła się do niego mocno. Ślizgon objął ją ciaśniej i obdarzył troskliwym pocałunkiem.
- Dzisiaj jest próba sztuki. – stwierdziła Gryfonka chcąc zapomnieć o koszmarze sprzed chwili.
- Chcesz ją odwołać? – zapytał arystokrata.
- Nie, zakończenie roku zbliża się wielkimi krokami, tak samo jak egzaminy, nie mamy czasu na przerwy. –
-Wiem– odparł chłopak i gdy usłyszał za drzwiami donośne miauczenie, sięgnął po różdżkę leżącą na szafce nocnej i zaklęciem otworzył Krzywołapowi drzwi.
Rudy kocur wszedł do pokoju powolnym krokiem i po chwili zwinął się w kłębek na śnieżnobiałej pościeli Malfoya.
- Gdzieś ty był całą noc? – syknęła Hermiona jednocześnie się uśmiechając.
- Możliwe że tak jak my, był czymś zajęty. - uśmiechnął się łobuzersko Draco na co Hermiona przewróciła oczami. Wciąż nie mogła uwierzyć w domniemany romans Krzywołapa z Panią Norris, kotką szkolnego woźnego. Już miała powiedzieć to głośno gdy nagle rozległo się pukanie do ram obrazu. Oboje wiedzieli że jeśli byłby to którykolwiek z ich przyjaciół, po prostu by wszedł, bo znali hasło, tak samo jak pani dyrektor. Wstali i ubrali się pospiesznie. Hermiona zarzuciła na siebie jedwabny, czarny szlafrok który dostała od Dracona kilka dni temu, a on sam zadowolił się jedynie ciemnozielonymi bokserkami.
- Chyba nie otworzysz drzwi w samych majtkach? – oburzyła się Hermiona.
- A dlaczego nie? – zaśmiał się Draco i podszedł do obrazu. Na korytarzu stała osoba której najmniej się spodziewał.
- Astoria? –
Dziewczyna widząc chłopaka w samej bieliźnie zarumieniła się lekko i spuściła wzrok.
- Dz-dzień dobry.. – wyjąkała. – P-przepraszam że przychodzę z samego rana, ale chciałam pilnie z tobą porozmawiać. Bo wiesz, dostałam list. -
Draco od razu zrozumiał o co chodzi dziewczynie i zmarszczył gniewnie brwi.
- Wybacz, nie mam czasu. – odparł i zamknął jej drzwi przed nosem.
Wściekły odwrócił się od przejścia i zaczął iść do łazienki.
- Kto to był? – zapytała Hermiona.
- Nikt. – odparł blondyn i zatrzasnął się w łazience.
Kasztanowłosa wstała i po chwili wahania postanowiła wyjrzeć na korytarz. Ku jej zdziwieniu przed samym wejściem stała Astoria Greengrass.
- Och, Granger, bo ja… - Astoria widząc Gryfonkę w skąpym stroju zmieszała się jeszcze bardziej. – Dzień dobry. –
- Dzień dobry Astorio. Coś się stało? – zapytała Hermiona próbując ciaśniej zawiązać delikatny, prześwitujący szlafrok.
- Chciałam porozmawiać z Draconem, ale mnie zbył, więc pomyślałam że jeśli tu poczekam, to może uda mi się go przekonać do rozmowy. -
Hermiona spojrzała na zestresowaną Ślizgonkę która w nerwach zaciskała drobne pięści i zrobiło jej się żal dziewczyny. W końcu to tylko siedemnastolatka, która tak jak jej siostra została wmieszana w coś, na co sama pewnie się nie pisała. Gryfonka zaczęła przeklinać w myślach swoją ckliwość.
- Wejdź. – powiedziała i wpuściła do środka zaskoczoną nastolatkę.
Gdy usiadły po przeciwnych stronach stolika do kawy Hermiona wyczarowała dzbanek z herbatą i dwie filiżanki.
- Jadłaś coś? – zapytała.
- Nie, ale.. – Ślizgonka nie zdążyła dokończyć zdania gdy stanął przed nią talerz z pysznie wyglądającymi kanapkami. Próbowała się powstrzymać, lecz nagle jej żołądek zawył niczym wilkołak, więc czym prędzej chwyciła jedną z kanapek i zaczęła jeść. Ukradkiem przyglądała się Hermionie. Gryfonka siedziała wyprostowana i powoli popijała herbatę. Jej długie, kasztanowe włosy opadały kaskadą na satynowy materiał delikatnego szlafroka. Spod materiału Astoria dostrzegła zarys piersi Hermiony i westchnęła. Siedziała naprzeciwko pięknej kobiety, która miała Dracona nie tylko fizycznie, czego mogła się spodziewać, ale także i zawładnęła jego sercem. Nagle zapragnęła wyjść i udawać że nigdy tu nie przyszła. Jednak zanim zdążyła wstać z łazienki wyszedł Draco i stanął z wyrazem szoku na twarzy.
- Co ona tutaj robi? – zwrócił się do Hermiony.
- Ponoć chciała z tobą porozmawiać. Zaprosiłam ją więc do środka na śniadanie. – odpowiedziała spokojnie Hermiona i wstała odkładając filiżankę. Podeszła do Dracona i pocałowała go w policzek niczym żona męża, gdy ten ma przed sobą trudne zadanie. – Bądź dla niej wyrozumiały. – szepnęła. Malfoy westchnął i wziął z oparcia fotela swój czarny płaszcz.
- Zaczekaj na mnie w mojej sypialni. – powiedział do Hermiony i zaczął iść do wyjścia. Zatrzymał się jednak widząc że Astoria stoi w miejscu. – Idziesz? Chciałaś porozmawiać więc chodź, mam ochotę na spacer po błoniach.
~
Mgła powoli opadała, jednak zimno wciąż przeszywało całe jego ciało. W końcu rzucił na siebie zaklęcie rozgrzewające i gdy doszli do brzegu jeziora w końcu się rozluźnił.
- Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytał wpatrując się w taflę wody.
Astoria stanęła obok Dracona i tak jak on spojrzała na rozległą wodę, w której leniwie pływała wielka kałamarnica.
- Tak jak mówiłam, dostałam list od ojca, wiem że przyśpieszono datę naszego ślubu. – zaczęła siląc się na odwagę i spokojny ton. – Skoro tak ma być, to może… Pomyślałam że może spędzilibyśmy trochę więcej czasu razem? – dodała i zerknęła na Malfoya.
- Po co? – odparł chłodno.
- Żeby się lepiej poznać… tak myślę. –
- Nie widzę takiej potrzeby. –
Astoria poczuła jak cała pewność siebie ucieka z niej, niczym powietrze z przedziurawionego balonika. Bijący od chłopaka chłód i obojętność skutecznie wytrącały ją z równowagi, jednak tym razem postanowiła tak szybko się nie poddawać. Zrobiła kilka kroków i stanęła naprzeciwko niego. Uśmiechnęła się lekko i jak gdyby nigdy nic odparła.
- Na wczorajszym meczu byłeś niesamowity. Od początku wierzyłam że pierwszy złapiesz znicza. – Gdy zauważyła że Draco przeniósł na nią swój wzrok kontynuowała. – Uważam, że macie duże szanse na pokonanie Gryfonów, byłoby świetnie gdybyś na ostatnim roku zdobył puchar Quiddicha! A co do dzisiejszej próby, boję się że nie dam rady rozpłakać się na zawołanie, a ty? Trochę ćwiczyłam i myślę że jak się postaram to jednak mi się uda. –
- Przestań. – Draco znów spojrzał na taflę jeziora. Jego oczy miały teraz ten sam kolor chłodnej, zimnej stali.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? – nie dawała za wygraną Astoria – Mój to brązowy. To taki ciepły i miły kolor. Ale uwielbiam też zielony, cóż to raczej nic dziwnego skoro jestem ze Slytherinu. – zachichotała. – Jako mała dziewczynka uwielbiałam żółty, a teraz go nie znoszę, dziwne prawda? –
Draco odwrócił się bez słowa i zaczął iść w kierunku zamku. Po chwili jednak na drodze stanęła mu Astoria.
- Proszę… - sapnęła. – Nie odchodź. Nie chcę by tak to wyglądało. –
- To czyli co dokładnie? – zapytał marszcząc brwi.
- Ty i ja.. nasz… nasz przyszły związek… -
Malfoy przez chwilę się zawahał, słowa Hermiony by był wyrozumiały brzęczały mu w głowie, jednak to czego przed chwilą był świadkiem uzmysłowiło mu, że inaczej nie dotrze do Astorii, niż brutalną, szczerą prawdą.
- Właśnie tak będzie wyglądał, czy tego chcesz czy nie. – odpowiedział twardo. - Czego się spodziewasz? Że nagle zapragnę poznać cię bliżej i obdarzyć czymś na kształt uczucia? Byłaś w moim dormitorium, moim i Hermiony. Zauważyłaś chyba że nie tylko jesteśmy ze sobą ale i ze sobą sypiamy co oznacza, że to wobec niej mam poważne zamiary. A jeśli kiedykolwiek dojdzie do naszego pożal się Salazarze ślubu, to wciąż nie mam zamiaru zrezygnować z Granger. – przerwał na chwilę, przymknął powieki i wziął głębszy wdech. – Nie jestem w stanie cię zrozumieć. Daphne przynajmniej w jakimś stopniu buntuje się przeciwko temu choremu pomysłowi naszych rodziców. Nie próbuje lepiej poznać Blaisea i tak jak on ma kogoś, kogo nie zostawi nawet gdy wasz ojciec zawlecze ją przed ołtarz…. Co tobą kieruje? Dlaczego tak uparcie się tego trzymasz? – zapytał i spojrzał na jej zarumienioną od emocji twarz.
Astoria milczała, jednak wyglądała jakby chciała powiedzieć coś bardzo istotnego.
- Bo ja… bo ja.. – dukała.
- Bo ty? – zapytał.
Po policzkach dziewczyny spłynęły pojedyncze łzy. Draco poczuł się winny że tak bezceremonialnie na nią naskoczył. Przecież to było oczywiste. Spokojna, wrażliwa panienka z dobrego domu, zawsze słuchająca się ojca który nie znosił sprzeciwu nie mogła tak po prostu zbuntować się i tupnąć nogą. W przeciwieństwie do starszej siostry, która zawsze w jakimś stopniu robiła wszystko po swojemu.
- Wybacz. – Draco wyprostował się i spojrzał na nią łagodniej. – Wiem że to sprawia że jesteś przeze mnie smutna, ale… nic z tego nie będzie. ..Wybacz. – powiedział i ruszył przed siebie zostawiając Astorię w bladym blasku wiosennego słońca.
~
Hermiona leżała w sypialni Ślizgona i jedyne do czego wcześniej się zmusiła to szybki prysznic i umycie zębów. Delikatny materiał szlafroka nie zapewniał jej ciepła więc weszła pod kołdrę i próbowała uciec od nieprzyjemnych myśli. Zauważyła w Astorii to czego tak bardzo nie chciała dostrzec. Jej oddanie nie mogło być podyktowanie jedynie wolą rodziców, tak przynajmniej uważała. Jeżeli się nie myliła sprawy zaczęły przybierać coraz gorszy obrót.
- Przestań o tym myśleć.. – szeptała do siebie. – Nie myśl o tym.. nie myśl o tym. –
Nagle usłyszała jak ktoś otwiera drzwi do sypialni. W progu stanął Draco i nie czekając zaczął zdejmować z siebie kolejne warstwy ubrania. Gdy zmarznięty wszedł pod kołdrę Hermiona zadrżała.
- Jesteś lodowaty. – jęknęła i objęła go ramionami.
- Hermiono... – zaczął powoli blondyn. – Odwołaj dzisiejszą próbę, proszę. –
Gryfonka spojrzała w oczy arystokraty. Skoro prosił o coś takiego, znaczyć to mogło tylko tyle, iż rozmowa z Astorią nie przebiegła dla dziewczyny zbyt pomyślnie.
- Dobrze. – zgodziła się Hermiona i sięgnęła po różdżkę by wysłać wszystkim patronusy z informacją o przesunięciu próby na następny tydzień. Już po chwili kilkanaście srebrnych wydr wyleciało przez zamknięte drzwi sypialni.
Draco wtulił twarz w dekolt Hermiony i objął ją ciasno.
- Jestem samolubny. – odezwał się cicho.
- Ja też. – odparła kasztanowłosa i przeczesała palcami jasne włosy chłopaka. – Ja też… -
*
„Spotkajmy się jutro wieczorem w Hogsmeade, we Wrzeszczącej Chacie. Nott.”.
Draco wciąż nie mógł uwierzyć w treść niezwykle krótkiego listu który trzymał w ręce od kilku minut. Od razu poszedł do lochów gdzie znajdowało się dormitorium Ślizgonów i nie siląc się nawet na pukanie wszedł do pokoju Blaisea. Dziękował w duchu że chłopak śpi sam i nie natknął się przypadkiem na półnagą Pansy. Nie zwlekając zaczął budzić przyjaciela w niezbyt delikatny sposób.
-Blaise, Blaise obudź się! –
Zabini mruknął coś niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok.
- Blaise nie wiem czy wiesz, ale za pół godziny zaczynają się zajęcia. –
Draco odczekał chwilę i już po minucie widział jak jego przyjaciel zrywa się z łóżka i pędzi pod prysznic.
- Dlaczego nikt mnie nie obudził?! – wrzeszczał. – Gdzie jest Pansy? –
- Pewnie na śniadaniu, a co? –
- Ta mała wiedźma.. najpierw męczy mnie pół nocy a później nawet nie pomyśli by nastawić mi magiczny zegar..-
Draco zaśmiał się pod nosem i usiadł w jednym z wygodnych foteli. Blaise wysuszony i ubrany w szkolny mundurek wyszedł z łazienki i za pomocą zaklęcia pościelił łóżko.
- Jeśli się pośpieszymy zdążymy jeszcze zjeść śniadanie. – mruknął poprawiając krawat.
- Zjeść możemy tutaj. – odparł Draco i po chwili wyczarował całą tacę kanapek i filiżanki z kawą. – Dzisiaj rano dostałem ten list, a raczej notatkę. – powiedział i podał mulatowi kawałek pergaminu.
Oczy Blaisea zrobiły się ogromne niczym dwa galeony. Co chwilę spoglądał to na Dracona, to na list.
- T- Teodor.. – wyszeptał. – Nie wierzę.. –
- Też nie mogłem w to uwierzyć, ale to jego pismo. – odparł blondyn i wstał z fotela. – Nie miałem z nim kontaktu od zakończenia wojny. Wysłałem tonę listów do jego rezydencji lecz jego matka odpisała, że po aresztowaniu ojca Teodor zniknął… Więc dlaczego tak nagle się odezwał? –
- I dlaczego Hogsmeade? – zmarszczył brwi Blaise.
- Może wstydzi pokazać się w Hogwarcie. – wzruszył ramionami Draco. – Ojciec w Azkabanie, on sam rzucił szkołę… - dodał.
- Zamierzasz się z nim spotkać? – zapytał Zabini.
- Raczej tak. –
- Ale jak zamierzasz wyjść? Szkoła jest obstawiona nauczycielami i zaklęciami. Nie przeciśniesz się. –
- Przejściem w garbie jednookiej wiedźmy. – odparł arystokrata.
- To pod tym pomnikiem jest tunel? – zdziwił się Blaise. – Nieźle.. –
- Tak, prowadzi do Miodowego Królestwa. Później otworzę drzwi sklepu Alohomorą..W każdym razie mam zamiar się z nim spotkać. – Draco nie krył emocji. List od dawnego przyjaciela całkowicie go zaskoczył. Od miesięcy nie wiedział co się dzieje z Teodorem Nottem i czy w ogóle jeszcze żyje. Jeżeli trafiała się okazja by znów zobaczyć Notta, wiedział że z pewnością jej nie przepuści.
- Pozdrów go ode mnie. – uśmiechnął się Zabini i oddał Draconowi list. – Powiedz mu że za cicho tu bez niego. –
Blondyn kiwnął potwierdzająco głową i schował pergamin do kieszeni. Już od dawna nie czuł takiego podekscytowania.
*
Przejście pod pomnikiem okazało się ciaśniejsze niż to sobie wyobrażał. Zgarbiony, z wyciągniętą przed siebie różdżką której koniec jarzył się bladym blaskiem szedł już dobre dwadzieścia minut. Zarzucił na siebie pelerynę niewidkę o którą wcześniej poprosił Pottera. Niechętnie, ale musiał przyznać iż cecha niezadawania pytań przez Gryfona jest mu bardzo na rękę i chociażby za to nie mógł żywić do niego uprzedzeń. Wciąż miał w głowie słowa Hermiony która gdy dowiedziała się o potajemnym, nocnym spotkaniu nastroszyła się niczym rozjuszony Krzywołap. Dzisiejszego wieczoru pokłócili się po raz pierwszy.
- I co, tak nagle, bez żadnego powodu napisał ci byście spotkali się w nocy w Hogsmeade? – Gryfonka marszczyła gniewnie brwi trzymając się pod boki i wierciła Draconowi dziurę w brzuchu.
- To, czy bez powodu dowiem się gdy już się z nim spotkam. – odparł rozzłoszczony arystokrata. Pierwszy raz w życiu musiał się przed kimś tłumaczyć i zaczynał żałować że w ogóle wspomniał o tym Gryfonce. Jednak nie chciał ukrywać przed nią tego faktu i czegokolwiek przed nią zatajać.
- Dlaczego nie przyjdzie do szkoły? – drążyła uparcie Hermiona. – Moglibyśmy poprosić McGonagall by pozwoliła mu na wieczorne odwiedziny, jestem pewna że zgodziłaby się na to. –
- Widocznie woli spotkać się poza szkołą. –
- Phi! – prychnęła Gryfonka. – A co jeśli to pułapka? –
- Co masz przez to na myśli? – Draco poczuł jak ogarnia go gniew.
- Zastanów się, znika zaraz po wojnie, nie odzywa się do własnej matki, do ciebie. Odcina się od wszystkich, rzuca szkołę… A teraz nagle chce byś spotkał się z nim w Hogsmeade.. nie uważasz że to dziwne? – zapytała spokojnie szatynka.
- Nie. – odparł szybko Draco próbując tym samym zagłuszyć rodzące się w nim wątpliwości.
Hermiona zmrużyła gniewnie oczy.
- A co jeśli coś łączy go z tą ucieczką z Azkabanu? – zapytała.
- Nawet tak nie myśl. – warknął Draco.
- Dlaczego? – zdziwiła się Gryfonka podnosząc ton. – Bo co, bo to twój przyjaciel więc to niemożliwe? To Ślizgon i w dodatku syn śmierciożercy! –
Żałowała że to powiedziała sekundę po tym , jak słowa opuściły jej wargi.
- Tak samo jak i ja. – odparł lodowatym tonem Draco i ruszył w kierunku wyjścia.
- Przepraszam Draco! Nie to miałam na myśli! – zawołała rozpaczliwym tonem.
- Nie? A co? – warknął blondyn odwracając się w jej stronę. – Co miałaś na myśli? –
- Ja… ja po prostu już tak o tobie nie myślę… Dla mnie jesteś po prostu Draconem.. Nie Ślizgonem, ani nie byłym śmierciożercą.. – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Ale zawsze nim będę. – odparł Malfoy i przeszedł pod obrazem zostawiając Hermionę samą.
Gdy tak szedł tunelem przypominając sobie ich kłótnię gdzieś w głębi duszy ucieszył się, że Gryfonka widzi w nim zwykłego chłopaka, wolnego od demonów przeszłości. Jednak on sam wciąż do końca nie potrafił spojrzeć na samego siebie w ten sposób. Przemyślenia przerwał mu ostry ból w czaszce, gdy zarył głową o coś, co było najprawdopodobniej przejściem w Miodowym Królestwie. Przeklinając cicho pod nosem odsunął kamienną płytę i niczym kot wkradł się do piwnicy najpopularniejszego sklepu ze słodyczami. Po kolei otwierał zaklęciami kolejne drzwi nie wydając przy tym żadnych dźwięków i odetchnął z ulgą gdy znalazł się na pogrążonej w mroku ulicy miasteczka Hogsmeade. Do Wrzeszczącej Chaty dotarł w kilka minut i dopiero gdy wszedł do środka zdjął z siebie pelerynę niewidkę. Dom który od zawsze stał pusty i przed laty służył jako schronienie dla jednego z uczniów Hogwartu, a dokładnie dla Remusa Lupina który raz w miesiącu zmieniał się w wilkołaka, wydawał się być jeszcze bardziej zaniedbany i obskurny niż zwykle. Tapety całymi płatami złaziły ze ścian, po kątach walały się połamane szczątki mebli a wszystko pokrywała gruba, kilkuletnia warstwa kurzu. Jednak Draco nie mógł zbyt długo przyglądać się temu zapuszczonemu miejscu gdyż usłyszał za sobą głos którego nie mógł zapomnieć i od razu się odwrócił.
- Cześć, fajnie że przyszedłeś. –
Teodor Nott, którego ciemnobrązowe włosy w cieniu przybrały odcień czerni , wszedł w blask księżyca dzięki czemu Draco mógł lepiej przyjrzeć się jego bladej, szczupłej twarzy. Ubrany w czarne spodnie i tak samo ciemny golf, trzymał w ręku różdżkę i powoli zmierzał ku Malfoyowi.
- Nie mógłbym inaczej. – odparł Draco i po chwili podszedł do przyjaciela szybkim krokiem by serdecznie go uścisnąć i poklepać po plecach.
- Smoku.. – zaśmiał się Teodor. – Dobrze cię widzieć. –
- Ciebie również. – odparł Draco i uśmiechnął się serdecznie. – Pozdrowienia od Blaisea. –
- Stary, dobry Diabeł o mnie nie zapomniał? –
- Skąd! Kazał ci przekazać że każdy dzień bez ciebie jest dla niego niczym tortura. –
Oboje wybuchnęli śmiechem i znów zaczęli się wzajemnie poklepywać. Gdy emocje nieco opadły Teodor wziął dwa, stare krzesła i przetransmutował je zaklęciem w duże fotele, po czym rozpalił na środku salonu nieparzący ogień, imitujący prawdziwy płomień jednak wytwarzający przyjemne ciepło.
- Opowiadaj co u ciebie. – zaczął Draco i spojrzał na swojego przyjaciela który rozsiadł się wygodnie. – Gdzie byłeś przez ten cały czas? –
- Tu i tam. –odparł Nott. – Włóczyłem się po kraju. – blady uśmiech zamajaczył w kącikach jego ust, lecz oczy pozostały nieruchome. – Lepiej mów co w Hogwarcie. Jak się żyje pod rządami starej McGonagall? –
Draco przeczesał włosy dłonią i wyprostował się w fotelu.
- Nieźle. – przyznał. – Myślałem że będzie gorzej. Co prawda nie jestem już kapitanem Ślizgonów, ale.. –
- Nie jesteś kapitanem?! – przerwał mu zaskoczony Nott.
Draco pokręcił głową lecz na jego twarzy nie było widać żalu.
- Został nim Blaise, ja razem z Granger jesteśmy Prefektami Naczelnymi. – dodał i przez chwilę się zawahał. Nie wiedział czy może tak od razu powiedzieć o swoim związku z Gryfonką. Teodor co prawda był wyrozumiały i zawsze stawał po stronie Dracona, jednak teraz, po tym wszystkim co się wydarzyło Malfoy nie był pewny czy jego przyjaciel będzie w stanie to zrozumieć i zaakceptować. – Nie myśl że mam pretensje do Baisea! – kontynuował. – Jest świetnym kapitanem i chyba McGonagall wiedziała co robi. W każdym razie Blaise daje nam niezły wycisk. – dodał i uśmiechnął się pod nosem.
Nott wyglądał na zaskoczonego. Przez dłuższą chwilę przyglądał się Draconowi po czym przeniósł wzrok na ognisko.
- Musi być ci ciężko.. – odezwał się po chwili. – Ze szlamą w jednym dormitorium. –
Draco w jednej chwili zesztywniał. Całkowicie zapomniał jaki stosunek do czarodziejów nie magicznego pochodzenia ma Nott. Od miesięcy się z nim nie widział, a sam w międzyczasie przeszedł niewyobrażalną przemianę dzięki uczuciu jakie żywił do Hermiony. Wyprostował się i wziął głęboki wdech.
- Nie nazywaj jej tak proszę. –
- Spokojnie, tutaj Ministerstwo nas nie dopadnie. – rzucił brunet.
- Nie o to mi chodzi, widzisz, bo ja.. –
- Jeśli chodzi o Ministerstwo Draco, to jest pewna sprawa. – przerwał mu Nott jakby wcale go nie słuchał. Wpatrywał się w ogień jak zahipnotyzowany i obracał w palcach różdżkę. – To co się aktualnie dzieje w świecie magii to skandal, nie sądzisz? – zapytał nagle. Draco milczał nie wiedząc o co dokładnie mu chodzi. – Wszędzie szlamy, zdrajcy krwi, mugole… Nasi ojcowie gniją w Azkabanie a oni pławią się w glorii i chwale.. Rzygać mi się chce na samą myśl że spalili ciało Czarnego Pana. – warknął i spojrzał wprost na bladą twarz Malfoya. – Możemy to zmienić Draco. – powiedział po chwili z przejęciem w głosie. – Możemy sprawić że rody czystej krwi znów zajmą należne dla nich miejsce. Co o tym myślisz? – Oczy Notta zabłysnęły w świetle sztucznego ognia. Całe jego ciało napięło się od emocji i oczekiwania.
- Jak sobie to wyobrażasz? – odparł arystokrata.
- Cóż, z pewnością nie będzie to łatwe. Ich jest więcej, ale jestem pewny że z czasem przyłączą się do nas nowi czarodzieje którzy tak jak my, mają dosyć tej plugawej fali szlam. A kiedy będzie już nas wystarczająco dużo, to wtedy znów przejmiemy władzę, ale w przeciwieństwie do Czarnego Pana będziemy musieli działać ostrożnie i nie aż tak radykalnie. Oczywiście do czasu.. – mruknął.
Draco patrzył na twarz swojego przyjaciela na której wykwitł niezdrowy wyraz zadowolenia. Oczy chłopaka były puste, jakby jego umysł znajdował się już bardzo daleko stąd. Draco nigdy wcześniej nie widział u Teodora takiego zachowania ani takiego wyrazu twarzy, jednak wiedział że już gdzieś go widział. Dawno temu. W poprzednim, smutnym życiu. Widział go u ciotki Bellatrix która niczym oddany, zaślepiony żołnierz Voldemorta mordowała i torturowała ludzi ku chwale swojego pana. Blondyn nie mógł pojąć dlaczego Nott tak bardzo się zmienił. Dlaczego zaczął popadać w obłęd w jaki wcześniej popadło wielu śmierciożerców. Czy był to ból przegranej wojny? A może rozłąka z ojcem i samotność oraz izolacja od ludzi? A może jedno i drugie, co powodowało że młody, ambitny chłopak zaczynał tracić samego siebie.
- Teodor, może wróciłbyś do Hogwartu? – zapytał ostrożnie.
Brunet spojrzał na niego zaskoczony i zamrugał jakby dopiero teraz dostrzegł siedzącego obok Dracona. Uśmiechnął się kwaśno i znów spojrzał w ogień.
- Nie ma już tam dla mnie miejsca. Już tam nie pasuję. –
- Nie uważam tak, wręcz przeciwnie. – zaoponował Malfoy. - Jestem pewny że McGonagall przyjęła by cię bez problemu. –
- Daj spokój Draco. Nie mam ochoty znów tam wracać i patrzeć na tych wszystkich ludzi… Powiedz, czy sam nie masz dosyć codziennego oglądania tej szlamy? –
- Prosiłem byś jej tak nie nazywał. – uniósł się lekko Draco.
- O co ci chodzi, przecież przez lata jakoś ci to nie przeszkadzało. – prychnął Nott i kopnął stojący obok połamany taboret.
- Teraz już tak. – Draco czuł że rozmowa zaczyna iść w złym kierunku, jednak to jaki Nott się stał nie przypadło mu do gustu. Jeśli brunet oczekiwał że młody Malfoy podzieli jego zdanie, to się przeliczył.
- To znaczy? –
- To znaczy, Teodor, że ja i Hermiona… jesteśmy razem. –
W brudnym, zakurzonym saloniku zapanowała martwa cisza. Oboje mogli bez problemu usłyszeć wiatr który przeciskał się przez szczeliny i bicie własnych serc, które od emocji przyśpieszyły swój bieg. Twarz Notta, która jeszcze przed chwilą była niczym wyciosana w skale zaczęła się rozluźniać, aż w końcu chłopak zaśmiał się gardłowo i znów leniwie oparł się o fotel.
- A więc to jest twoje nowe hobby? Posuwanie szlam? Doprawdy Draco, tym razem twój fetysz jest obrzydliwy. – zaśmiał się brunet. – Co na to Blaise i Pansy? Pewnie ciosają ci kołki na głowie. –
- Wręcz przeciwnie, są zbyt zajęci sobą by zwracać na mnie uwagę. Ponadto, raczej polubili się z Granger więc nie mają nic przeciwko. – dodał Draco suchym tonem i zmarszczył brwi. W śmiechu przyjaciela wychwycił sztuczny ton.
Nott zamilkł, wstał i z mocno zaciśniętą w ręku różdżką podszedł do blondyna.
- O czym ty mówisz?! – wrzasnął. – Jakie polubili, jaki związek?! –
- Jeżeli usiądziesz i się uspokoisz to chętnie ci o tym opowiem Teodor. – odparł blondyn spokojnie lecz wiedział że to raczej na nic się nie zda. Nott zaczął ciskać się po saloniku niczym obłąkaniec i co chwilę wywrzaskiwał w kierunku arystokraty kolejne zdania.
- Nie wierzę.. Czy oni wam zrobili pranie mózgów?? Zapomnieliście już że to przez Granger, Pottera i całą resztę tej przeklętej bandy Czarny Pan poniósł klęskę przez co my, czarodzieje czystej krwi jesteśmy teraz warci mniej niż jakiś tam mugol?!
- Daj spokój Teodor, nie wiesz co mówisz. –
- Ja nie wiem? Ja nie wiem?! Od roku tułam się po kraju i słyszę co o nas mówią. Większość życzy nam byśmy skończyli jak Czarny Pan. Nikt już nie ma szacunku do tradycji, rodów czystej krwi.. mają nas za nic! Myślą że mogą sobie wycierać nami swoje brudne gęby ale do czasu Draco! Zobaczysz, jeszcze będą nas błagać o litość.
- Teodor.. – zaczął blondyn łagodnie i zrobił krok w kierunku przyjaciela. – Potrzebujesz pomocy, chodź ze mną do Hogwartu. –
- Owszem, potrzebuję pomocy. Potrzebuję byś przyłączył się do mnie Draco… Przyjacielu.. powiedz że znów staniemy ramię w ramię tak jak kiedyś. –
- Przykro mi, ale nie mogę. – westchnął arystokrata.
- Nie.. nie możesz? – zmarszczył brwi Nott w niedowierzaniu.
- Nie mogę. – powtórzył Malfoy.
- Nie możesz bo co? Bo tamci cię przekabacili? Bo wygodnie ci się żyje? Zobaczysz, w końcu cię zgniotą jak robaka, przecież byłeś jednym ze śmierciożerców. Nigdy ci tego nie zapomną! Może teraz pieprzą frazesy o dawaniu drugiej szansy ale przyjdzie czas, że z wielką radością naplują ci w twarz. –
- Możliwe… ale ona nauczyła mnie że zawsze jest jakieś wyjście. – odparł blondyn.
- Ona… Ta Granger.. Jakiś ty naiwny...Może ci się zdaje że jest wyjątkowa, ale dla niej pewnie jesteś nic nie wart. Jak my wszyscy. –
- Przestań. –
- A nie jest tak? Dla nich jesteśmy niczym. Dopóki nie odzyskamy należnego nam miejsca to nic się nie zmieni. –
- Proszę cie żebyś przestał Nott. – warknął Draco.
- Twój ojciec siedział zamknięty w Azkabanie a ty w tym czasie zabawiałeś się ze szlamą! - wrzasnął na całe gardło brunet po czym zamilkł, gdy dłonie arystokraty zacisnęły się na jego czarnym golfie.
- Prosiłem żebyś przestał i nigdy więcej jej tak nie nazywał. –
Przez chwilę zapanowała cisza, jakby oboje chcieli dojrzeć coś w swoich oczach, co pozwoliłoby na zrozumienie siebie nawzajem.
- Szkoda. – odezwał się cicho Nott wpatrując się w twarz Dracona. – Myślałem że znów będziemy mogli stanąć ramię w ramię, niczym za starych dobrych czasów. Ale widzę, że póki ona jest w twojej głowie to nic tego, prawda? –
Draco puścił Teodora, poprawił swoją czarną koszulę i przeczesał palcami jasne włosy.
- Cieszę się że znów mogłem cię zobaczyć. Naprawdę… Ale nie podzielam twoich poglądów. Przykro mi że to nas różni. –
- Cóż, w takim razie nic tu po mnie, Malfoy. – odparł szorstko Nott i odwrócił się na pięcie.
- Mam nadzieję że to nie nasze ostatnie spotkanie. – dodał szybko blondyn.
Brunet zatrzymał się i odwrócił.
- Z pewnością nie ostatnie. – odparł, po czym ruszył przed siebie i już po chwili zniknął w mroku gęstej, bezgwiezdnej nocy.
~
W drodze powrotnej Draco przeklinał się w myślach. Miał sobie za złe, że tak szybko dał się wyprowadzić z równowagi, co zaowocowało spięciem między nim a Nottem. Oprócz wybuchu złości, radość ze spotkania przyćmiła jeszcze jedna, istotna rzecz. Zmiana w przyjacielu była dla Dracona nazbyt widoczna. Ten niegdyś spokojny, opanowany i nie do końca przekonany o słuszności działań Voldemorta chłopak, nagle stał się zagorzałym zwolennikiem jego poglądów. Był nie tylko wściekły na aktualną sytuację rodów czystej krwi, ale pragnął zemsty i to tak samo krwawej jak niegdyś śmierciożercy i ich pan. Draco czuł jak ręka w której trzymał różdżkę lekko drży mu od emocji. Nie takiego spotkania wyczekiwał. Nie takiego Teodora się spodziewał.
Kilkanaście minut później, zdyszany i z mętlikiem w głowie przecisnął się za posągiem jednookiej wiedźmy. Cichym krokiem przemierzał puste korytarze i przystawał za każdym razem gdy mijał go jeden z nauczycieli. Na szczęście peleryna niewidka jak zawsze była niezawodna. Gdy przeszedł pod portretem i zrzucił z siebie pelerynę, opadł ciężko na fotel i przetarł dłonią twarz. Zaklęciem przywołał szklankę i butelkę ulubionego alkoholu. Nalał go sobie do pełna i gdy już miał się napić zatrzymał rękę przed samymi ustami. Spojrzał na bursztynowy płyn i w końcu, po chwili wahania odstawił nietkniętego drinka na stół.
- To i tak nie pomoże. – szepnął do siebie i usłyszał jak Hermiona wychodzi z jego sypialni. Ubrana w delikatny, czarny szlafrok stanęła za fotelem i oparła dłonie na barkach Malfoya.
- Jak było? – zapytała czule i zaczęła rozmasowywać mu zesztywniałe mięśnie.
- Mogło być lepiej. – odparł zgodnie z prawdą arystokrata i położył dłoń na smukłej ręce dziewczyny. Po chwili przyciągnął ją lekko przed siebie tak, że miał teraz jej talię na wysokości swojej twarzy.
- Coś się stało? – zapytała Gryfonka gdy Ślizgon oplótł ją rękami i wtulił twarz w jej ciało.
- Spotkania z przeszłością bywają bolesne. – powiedział cicho.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Hermiona przeczesała jasne włosy chłopaka i delikatnie położyła mu dłoń na policzku.
- Jutro. – odparł i chwycił za cienki pasek od jej szlafroka.
Po chwili materiał osunął się z cichym szelestem na podłogę odsłaniając jasną, delikatną skórę szatynki. Obsypując pocałunkami każdy centymetr jej alabastrowego ciała, zapominał o strachu jaki zrodził się w jego sercu, gdy usłyszał jakie plany ma jego przyjaciel z dawnych lat. Jej czuły dotyk i miękki szept przyprawiał go o drżenie. Wstał, chwycił ją pod uda i niosąc na rękach wciąż namiętnie całując, zaprowadził do jak już mogłoby się wydawać, ich wspólnej sypialni.
*
Takiego zawodu nie czuł od dawna. Miał wrażenie że jego przyjaciel który był dla niego niczym brat umarł i już nigdy nie wróci. Cały plan spalił na panewce wraz z chwilą, gdy dostrzegł w jego oczach prawdziwe uczucie do tej dziewczyny, do tej brudnej szlamy Granger. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona stanie mu na drodze. Przez lata obserwował jak z każdym rokiem robi się coraz bardziej przemądrzała i wścibska. Jak pomaga Potterowi w tej jego żałosnej misji ratowania świata i jak powoli wkrada się w serca i umysły czarodziejów takich jak on. Ojciec zawsze mu powtarzał że szlamy i mugole są niebezpieczni. Wtedy go wyśmiał, nie rozumiał co miał na myśli. Teraz jednak wiedział aż za dobrze o co chodziło jego ojcu.
Wściekły i rozżalony wpadł do brudnej rudery która służyła mu za schronienie i od progu zaczął wrzeszczeć na Rudolfa Lestrange, gdy zobaczył co ten wyprawia.
- Oszalałeś?! – zawył gdy zauważył jak Rudolf upuszcza na podłogę jeden z ciężkich, czarnych pakunków.
- Wypadło mi z ręki. – usprawiedliwił się obojętnym tonem Lestrange i ostrożnie odłożył paczkę na stół.
- Ile razy mam powtarzać, że to nie są fajerwerki ani nic podobnego! Jeżeli nie będziemy ostrożni to zginiemy zanim zdołamy cokolwiek zrobić. – odparł i zdjął z siebie czarny golf, zostając tylko w białej, pomiętej koszuli. – Powiedz Goyleowi i rodzeństwu Carrow żeby zeszli na dół, nastąpiła mała zmiana planów. Chcę to z wami omówić. – rzucił przechodząc obok Lestrangea . Ruszył schodami na górę, do małego, ciemnego pokoiku w którym wciąż do ściany był przykuty Lucjusz Malfoy.
Arystokrata wpatrywał się w młodego chłopaka który krążył od ściany od ściany i wyglądał na silnie wzburzonego. W końcu Nott zatrzymał się i odezwał spokojnym, opanowanym tonem.
- Jak dzisiaj brzmi twoja odpowiedź? Wciąż upierasz się przy swoim czy może zmądrzałeś i będę mógł cię uwolnić z tych łańcuchów? –
Lucjusz westchnął.
- Niestety, sam się sobie dziwię, ale dzisiaj też moja odpowiedź brzmi nie. Nie przyłączę się do ciebie Teodor. –
- Tak myślałem. – odparł Nott i wziął krzesło które stało pod brudnym oknem. Postawił je naprzeciwko Lucjusza i usiadł niedbale zakładając nogę na nogę. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów, wyciągnął jednego i odpalił go różdżką.
- Nie wiedziałem że palisz. – zdziwił się Lucjusz. – W dodatku mugolskie papierosy. –
Chłopak zaciągnął się mocno i odpowiedział dopiero gdy wypuszczał dym z płuc.
- To jedna z niewielu rzeczy która mugolom wyszła dobrze. Reszta to szlam. – odparł, po czym znów się zaciągnął. – Nie uwierzysz z kim się właśnie widziałem. – dodał po chwili gasząc niedopalonego papierosa o brzeg krzesła. Niedopałek wypalił w nim skwierczącą dziurę. – Z twoim synem. –
- Z Draconem? – Lucjusz nie krył zdziwienia.
- Taak, z Draconem… Ale już sam nie wiem czy to na pewno był on. – dodał szorstko.
- Co masz na myśli? – ożywił się Lucjusz.
- Jest coś o czym musisz wiedzieć i zakładam, że raczej ci się to nie spodoba. – odparł Nott i z trudem ukrył wpełzający mu na twarz wyraz triumfu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz