Epilog.
Całkowite i ostateczne zakończenie „Koloru Twojej Duszy”.
Fakt iż udało mi się dotrzeć do tego momentu jest dla mnie niezwykle ważny i
motywujący. Dziękuję wszystkim, którzy czytali i w przyszłości będą czytać to
opowiadanie, mam nadzieję, że było ono powodem wielu wspaniałych dla Was chwil.
„Kolor Twojej Duszy” nie jest moim pierwszym opowiadaniem, ale pierwszym w
pełni zakończonym i bardziej dojrzałym niż poprzednie. I choć ta podróż się
kończy historia Dracona i Hermiony wciąż jest dla mnie inspiracją. Dlatego
zapraszam wszystkich na moje drugie opowiadanie w duchu Dramione! „Porywy
Namiętności” czekają byście je odkryli.
Data nowego opowiadania: 25.03.2018 r.
*~~~~~~*~~~~~~*
„I to uczucie przemieniło go na zawsze. Prawdziwa miłość
potrafi to zrobić z człowiekiem, a jego miłość była prawdziwa.” - Nicholas
Sparks
*
Ciepłe, majowe powietrze wpadało przez otwarte okno i
poruszało białymi zasłonami we wszystkie strony. Dziesiątki ciętych kwiatów w
wysokich, szklanych wazonach sprawiało że dookoła unosił się słodkawy zapach. Miała
wrażenie że jej skóra za chwilę też przeniknie tym zapachem i zamiast ulubionym
balsamem będzie pachnieć białymi różami, frezjami i bzem. Lekki wietrzyk
poruszył kosmykami jej włosów i wprawił diamentowe kolczyki w ruch. Siedziała
na miękkim, atłasowym, wygodnym stołku i patrzyła w znajdujące się naprzeciwko
niej lustro. Wzięła głęboki wdech. Czekała na ten dzień od kilku lat i za
każdym razem obiecywała sobie w duchu, że gdy już do tego dojdzie, to nie
będzie się denerwować. Oczywiście nic z
tego nie wyszło, jedynie spokojny głos ciężarnej przyjaciółki koił jej nerwy.
- Uff.. muszę rzucić na buty zaklęcie komfortu, inaczej nie
wytrzymam w nich całego wieczoru. – rzuciła
Ginny i po chwili ze skupieniem zaczarowała swoje niewysokie szpilki.
Hermiona spojrzała na rudą przyjaciółkę i uśmiechnęła się
pod nosem. Siódmy miesiąc był już mocno widoczny, a na myśl że w środku rośnie
jej przyszły chrześniak, mały James
Syriusz Potter, Hermiona czuła przeogromną radość. Tę samą radość czuła już od lat. Pierwszy raz
w chwili gdy po zakończeniu szkoły poszła odwiedzić rodziców Dracona w Malfoy
Manor po raz pierwszy. Z początku bała się tego miejsca, pamiętała jak wiele
cierpienia doznała w tym domu i jaki ogrom zła widziały te mury. Jednak zmiany
jakie zauważyła tuż po przekroczeniu bramy kazały je wierzyć, że wszystko
będzie dobrze.
Ogród, niegdyś praktycznie pusty, teraz wypełniały krzewy
kolorowych kwiatów. Górowały nad nimi białe róże, które jak się okazało były
dumą i największą pasją Narcyzy Malfoy. Sam dom również uległ zmianie. Na zewnątrz
i w środku nie królowały już ciemne zielenie i czerń, a jasne beże, biel i
brązy. Nienanoszalny dwór w hrabstwie
Wiltshire, okalany makowymi łąkami był niczym żywcem wyjęty z powieści Jane
Austen. Dla Gryfonki prawdziwą przyjemnością było przechadzanie się po ogrodzie
z matką Dracona i poznawanie lepiej swoich przyszłych teściów.
Draco oświadczył się
miesiąc po tym, jak wspólnie wyruszyli do Australii i dzięki pomocy
Ministralnego wywiadu odnaleźli jej rodziców. Jean i William Grangerowie
odzyskawszy pamięć nie żywili do córki żadnych pretensji. Cieszyli się że
przeżyła wojnę i całkowicie rozumieli powody jej postępowania, jednak życie
jakie sobie przez ten czas ułożyli pokochali równie mocno. Obiecali dzwonić,
pisać i odwiedzać swoją córkę jak najczęściej, dom który po sobie zostawili
przekazali prawnie Hermionie, która później go sprzedała, a za uzyskane
pieniądze opłaciła magiczne studia. Po roku wynajmowania mieszkania w Londynie
uległa namowom swojego narzeczonego i zamieszkała razem z nim w Malfoy Manor i
choć z początku czuła się nieswojo, z czasem przywykła, tym bardziej że do
ogromnego dworu Draco sprowadził babcię Hermiony. Poczciwa staruszka ku uldze
Gryfonki znalazła wspólny język z Narcyzą i razem pielęgnowały olbrzymi ogród.
Lucjusz, który wciąż odbywał areszt domowy nauczył się obchodzić bez różdżki i
choć od czasu do czasu z tęsknotą w oczach spoglądał w kierunku magicznego
artefaktu, nigdy, przez cały czas trwania kary, nie próbował wziąć go do ręki.
Czas mijał a życie Hermiony z dnia na dzień stawało się
bardziej barwne i ciekawsze. Razem z Draconem dostali się do Ministerstwa i
choć pracowali w dwóch różnych departamentach, on w Biurze Bezpieczeństwa , a
ona w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, to w ciągu dnia
wychodzili na wspólną kawę czy lunch. Z czasem widzieli coraz więcej znajomych
twarzy. Harry i Ron zaczęli pracować jako Aurorzy a Blaise i Pansy wspólnie, w
Biurze Brytyjskiego Przedstawiciela Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów.
Ginny do czasu ciąży grała w quidditcha dla Harpii z Holyhead, a Luna nawet po
ślubie z Ronem jako dziennikarka Proroka
Codziennego, zwiedzała nie tylko magiczny ale i mugolski świat. Neville i Hanna
zostali nauczycielami w Hogwarcie, i choć on został profesorem zielarstwa a ona
nauczycielką astronomii, to młoda, małżeńska para profesorów cieszyła się dużym
szacunkiem i sympatią wśród uczniów. Ponoć dyrektor Minerva McGonagall
przywitała ich z otwartymi ramionami.
Myśli Hermiony zaczęły odpływać, lecz stanowczy głos przyjaciółki
wyrwał ją z zamyślenia.
- Zaraz przyjdzie tu Luna, pomoże mi ubrać cię w suknię,
sama nie dam rady. – oświadczyła i
pogłaskała się czule po brzuchu. Jak na komendę w drzwiach stanęła Luna
trzymając w rękach jedną z najpiękniejszych sukien jakie Hermiona widziała w
całym swoim życiu.
- Suknia, buty, makijaż, fryzura, biżuteria, bukiet,
wszystko już masz… - zaczęła wyliczać ruda. - Och, jeszcze biała podwiązka od pani
Malfoy! -
Pansy, która zjawiła się kilka minut wcześniej sięgnęła po
leżący obok skrawek materiału i zwinnie zanurkowała pod warstwami sukni ślubnej
Hermiony.
- Gotowe. – powiedziała i uśmiechnęła się do Gryfonki
serdecznie. Hermiona poczuła jak zaczynają trząść się jej nogi. Dopiero teraz,
na kilka minut przed ceremonią poczuła jak fala paniki zalewa całe jej ciało.
Ginny widząc co się dzieje podeszła do kasztanowłosej, wzięła bukiet z jej rąk
podała go stojącej obok Pansy i chwyciła swoją przyjaciółkę za obie dłonie.
- Hermiono, Hermiono spójrz na mnie. – powiedziała łagodnie
i gdy ciemne oczy Hermiony spojrzały w jej własne kontynuowała. – Tam na dole,
w ogrodzie, czeka na ciebie Draco. Nie ktoś obcy, Draco. Mężczyzna którego
kochasz i który kocha ciebie. On na ciebie czeka… wyobraź sobie że oprócz was
nie ma tam nikogo innego. Dzisiaj liczy się tylko on, prawda? Dla ciebie liczy
się tylko on. – uśmiechnęła się ruda i odetchnęła z ulgą widząc i czując jak
jej przyjaciółka zaczyna się uspokajać.
- Masz rację. – odparła Hermiona i wyprostowawszy się wzięła
od Pansy bukiet. – Liczy się tylko on. – dodała z uśmiechem i gdy jej
przyjaciółki opuściły pokój po chwili i ona wyszła, by na zawsze stać się panią
Malfoy.
*
Czuł że za ciasno zawiązał krawat. Poprawiał go już dwa razy
i za każdym kolejnym wiedział że wychodzi mu
to coraz gorzej. Mógł użyć różdżki, ale bał się że z nerwów pomyli
zaklęcia i się podpali. W końcu z pomocą przyszedł mu Blaise, który ze stoickim
spokojem wpatrując się w zawiązywany przez siebie krawat, zapytał.
- To co, idziemy tam czy uciekamy tylnym wyjściem? – nie mógł
się powstrzymać i uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Daj spokój. – westchnął ciężko arystokrata. – Wiesz że
czekam na ten dzień od pięciu lat, byłbym idiotą gdybym teraz dał nogę. –
- Więc uszy do góry! – wrzasnął Blaise i poklepał Dracona po
ramionach z całych sił. – Nie masz czego się bać, twoi rodzice uwielbiają
Hermionę. – dodał i zaczął bacznie przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze.
- Nie w tym rzecz.. – zaczął blondyn. – To dzisiaj, ślub… To
wielka odpowiedzialność. – dodał i zaczął wkładać czarny frak. – Mieszkamy
razem już cztery lata ale zawsze wiedziałem że jest ta możliwość rozstania, a
teraz… - ciągnął. – Co jeżeli się rozmyśli? Co jeżeli będę czekał a ona się nie
pojawi? Mając na uwadze przeszłość moją
i mojej rodziny, wcale bym się nie zdziwił, gdyby w ostatecznym rozrachunku
stwierdziła że jednak nie ma zamiaru się w to pakować. – dodał i poprawił swoje
półdługie, jasne kosmyki.
- No proszę, proszę, Malfoy ma pietra. –
Draco słysząc ten głos od razu się odwrócił. W drzwiach stał
Ron Weasley i Harry Potter. Oboje ubrani w czarne, eleganckie garnitury
wyglądali na niezwykle zadowolonych i wyluzowanych.
- Wiesz jaki jest twój odwieczny problem Malfoy? – ciągnął
dalej Ron wchodząc do pokoju. – Zawsze, ale to zawsze patrzyłeś na siebie przez
pryzmat swojej rodzinki. –
- Akurat tutaj muszę się z nim zgodzić. – przytaknął mu
Blaise i podał obojgu dłoń na przywitanie.
- Nie przyszło ci do głowy, że ten dzień jest dowodem na to,
że Hermiona patrzy na ciebie zupełnie inaczej? – zapytał się rudzielec i
wkładając obie dłonie do kieszeni stanął przed Malfoyem. – Nie znam osoby o
większym sercu i większej skłonności do wybaczania niż Hermiona. Przez te
wszystkie szkolne lata mimo iż nie raz zachowywałeś się jak idiota, ona zawsze
gdzieś tam próbowała cię tłumaczyć, nie Harry? – zapytał Weasley przyjaciela.
Harry poprawił swoje okrągłe okulary i przytaknął.
- To prawda, gdy na szóstym roku miałem, co tu kryć, obsesję
na twoim punkcie i twojego domniemanego śmierciożerstwa, ona za każdym razem
dawała mi jasno do zrozumienia że w jej mniemaniu nim nie jesteś. –
- I się myliła. – dodał gorzko Draco.
- Czyżby? – zapytał Ron i wyciągnąwszy dłonie z kieszeni
chwycił lewą rękę Dracona. Szybkim lecz uważnym ruchem podwinął mu rękawy i
odsłonił czystą, pozbawioną blizn skórę. – Może i kiedyś miałeś w tym miejscu
Mroczny Znak Malfoy, ale dla niej nigdy nie byłeś prawdziwym Śmierciożercą, z
resztą dla nas też. – powiedział i puścił blondyna. Draco poczuł na ramieniu
czyjąś ciepłą dłoń. Spojrzał na Blaisea który z powagą dodał.
- Zapomnij w końcu o demonach przeszłości, Smoku, czy ona
nie dała ci już wystarczająco dużo dowodów swojej miłości? – zapytał.
Zapanowała cisza którą po chwili przerwał głos Harryego.
- Musimy już iść, wszyscy goście zajęli swoje miejsca a i
dziewczyny pewnie za chwilę zejdą z góry. –
- W takim razie chodźmy! – odparł Blaise i ruszył przodem.
Gdy wszyscy opuścili pokój Draco jako ostatni zamknął za sobą drzwi.
~
Stał obok ołtarza który uginał się pod bukietami kwiatów,
wstęg i ozdób których nazw nawet nie znał. Nad ołtarzem wisiał wielki, drewniany
krzyż którego pnącza rzeźbionych róż oplatały całą jego długość. Ten sam krzyż,
dzieło Rubeusa Hagrida, zawisł nad nimi podczas szkolnego przedstawienia. Kiedyś
już czuł się podobnie, lecz teraz nie uczestniczył w szkolnej sztuce. Dzisiaj
naprawdę miał stać się mężem. W swoim dotychczasowym życiu musiał odegrać
niezliczoną ilość ról. Syna, ucznia, szukającego… Śmierciożercy. Lecz dzisiaj
przypadła mu inna, o wiele ciekawsza od pozostałych kwestia. Dzisiaj miał stać
się rodziną z kobietą, którą pokochał ponad wszystko. Z kobietą, która zmieniła
nie tylko kolor, ale i kształt jego duszy. Przez lata udręczona, ciemna i
ponura, przy niej zajaśniała najpiękniejszym blaskiem. Czuł jak jej dobro zmienia
go i formuje na nowo. Świadomość że już za kilka chwil będzie mógł nazwać ją
swoją żoną, przyprawiała go o dumę i zawrót głowy.
Rozejrzał się po przybyłych na ten dzień przyjaciołach.
Oprócz najbliższej rodziny swojej i Hermiony, dostrzegł w tłumie Nevillea,
Hagrida, profesor McGonagall, a nawet Daphne i Terenca Higgsów. Wiedział że
Astoria jest w Stanach Zjednoczonych i razem ze swoim narzeczonym z sukcesem
podbija mugolski świat kina. Nagle orkiestra zaczęła grać marsz Wagnera a w nim
spięły się wszystkie mięśnie. Wszyscy goście wstali i równie mocno wyczekiwali
nadejścia panny młodej.
Najpierw z domu wyszła Ginny, która uśmiechając się
promiennie podeszła do Harryego i złożyła na jego policzku czuły pocałunek.
Zaraz po niej wyszła Luna która zajęła miejsce obok swojego męża i Pansy, która
uśmiechając się w stronę Blaisea puściła mu perskie oczko i stanęła obok
Daphne.
W końcu, gdy myślał że już się nie doczeka, nareszcie ją
zobaczył. Szła pewnie obok swojego ojca, którego trzymała pod ramię. Pierwszą
myślą jaka przebiegła mu przez głowę było to, że jest piękna. Wiedział to od
lat, jednak w tym momencie była dla niego niczym uosobienie kobiecości. W jej
oczach odbijał się blask słońca, a twarz delikatnie uśmiechnięta zdradzała
uczucie zakłopotania i zawstydzenia. Miał ochotę się rozpłakać. Miał ochotę
podbiec do niej, chwycić ją mocno w ramiona i pocałować jak jeszcze nigdy
przedtem. Marsz dłużył mu się w nieskończoność i gdy w końcu stanęła obok
niego, a William Granger podał mu jej dłoń, poczuł że w końcu wszystko jest
na swoim miejscu.
- Jesteś boska. – szepnął jej dyskretnie do ucha i w tym
samym momencie muzyka przestała grać. Nie mógł oderwać od niej oczu. Jej
długie, brązowe włosy opadały na odsłonięte ramiona i jedynie kilka pasm
upiętych nieco wyżej utrzymywało delikatny welon. Od razu rozpoznał diamentową
klamrę jego matki, teraz wpiętą w jej włosy nad welonem. Gorset sukni, w
kształcie serca, wysadzany małymi szlachetnymi kamieniami z klasą uwydatniał
jej kobiece wdzięki, a rozkloszowany, kilkuwarstwowy długi dół sprawiał, iż
wyglądała jak najprawdziwsza księżniczka. Dopiero słysząc głos pastora odwrócił
od niej swój wzrok.
- Zebraliśmy się tutaj,
by połączyć świętym i magicznym węzłem małżeńskim tych dwoje. - zaczął pastor, który oprócz duchowej posługi
był również czarodziejem. Ceremonia trwała niespiesznie. Ogród Malfoy Manor, w
którym odbywały się zaślubiny tonął w biało złotych dekoracjach. Róże Narcyzy
pyszniły się w majowym słońcu a dziesiątki wstęg i kokard powiewały na lekkim
wietrze. Ogromny, biały namiot pod którym młodzi mieli za chwilę złożyć sobie
przysięgę stanął pośrodku ogrodu na twardym podeście, z pięknego drewna w
kolorze miodu.
Nagle rozbrzmiały tak oczekiwane słowa pastora.
- Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy, bierzesz tę oto kobietę
za żonę? –
- Tak. – odparł pewnie Draco.
- Więc powtarzaj za mną słowa przysięgi. -
- Ja, Dracon Lucjusz Malfoy, biorę Ciebie Hermiono Jean
Granger, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to,
że Cię nie opuszczę aż do śmierci. – powiedział arystokrata, po czym włożył na
palec dziewczyny delikatną, złotą obrączkę.
Teraz przyszła kolej Hermiony.
- Czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz tego oto mężczyznę
za męża? –
- Tak. – odparła spokojnie.
- A więc powtarzaj za mną. -
- Ja, Hermiona Jean Granger, biorę Ciebie Draconie Lucjuszu
Malfoy, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że
Cię nie opuszczę aż do śmierci. – po czym tak jak on wcześniej, wsunęła na jego
palec złoty krążek.
Kaznodzieja wymówił słowa trudnego zaklęcia, po czym z jego
różdżki wytrysnęły złote, różowe i srebrne iskry.
- Ogłaszam was mężem i żoną. – powiedział po chwili z uśmiechem,
po czym dodał. – Może pan pocałować pannę młodą. –
Draco jak gdyby tylko na to czekał. Wpił się w usta
swojej nowo poślubionej żony i od razu
przyciągnął ją bliżej siebie. Hermiona nie pozostała dłużna. Zarzuciła mu ręce
na ramiona i poddała się pełnemu pasji uczuciu. Rozległy się gromkie brawa, po
chwili zniknął ołtarz a w jego miejsce pojawił się długi, pięknie przyozdobiony
stół pary młodej. Hermiona i Draco przez kilkanaście minut przechodzili z rąk
do rąk, by w końcu oficjalnie rozpocząć wesele.
Gdy orkiestra zagrała pierwsze nuty melodii, a artystka
pięknym, melodyjnym głosem wraz ze swym estradowym partnerem zaczęli śpiewać
słowa piosenki, Draco chwycił Hermionę i zaprowadził na środek Sali.
„Byliśmy obcymi ludźmi, rozpoczynając tę podróż
Nie śniło nam się, przez co będziemy musieli przejść.
Teraz jesteśmy tutaj, i nagle stoję
Na początku, razem z tobą
Nikt mi nie mówił, że Cię odnajdę.
Nie spodziewałem się tego, co zrobiłaś mojemu sercu
Kiedy straciłem nadzieję, byłaś tutaj by mi przypomnieć
że to jest początek.
A życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą
Byliśmy obcymi ludźmi, w tej szalonej przygodzie
Nigdy nie śniliśmy, jak nasze marzenia mogą się spełnić
Teraz stoimy tutaj, nie obawiając się przyszłości
Na początku, razem z tobą
I życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą
Wiedziałem, że gdzieś jest ktoś
Tak jak ja, samotny w ciemności
Teraz wiem, że mój sen będzie trwał.
Czekałem tak długo
Już nic nas nie rozdzieli.
I życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą…”*
Wirowali w rytm muzyki obejmując się delikatnie. Zachodzące
promienie słońca zastąpił blask magicznych lampionów. Iskrzące się w ich
świetle diamentowe ozdoby stwarzały niezwykłe złudzenie spadających na ziemię
gwiazd. Jeszcze nigdy nie czuli się tak szczęśliwi. Otoczeni przyjaciółmi i
kochającą rodziną jedyne o czym mogli myśleć to o sobie nawzajem. Ból i
cierpienie poszło w niepamięć, już nigdy nie dadzą mu wygrać. Teraz, silni
swoim uczuciem które wypełniało każdy zakamarek ich ciała, wiedzieli że razem
pokonają wszystko.
- Czy jest pani szczęśliwa, pani Malfoy? – zapytał szeptem
Draco gdy reszta gości dołączyła się do tańca. Na policzkach Hermiony zalśniły
dwie, małe łzy wzruszenia które arystokrata starł pocałunkami.
- Jestem najszczęśliwsza na świecie. – odparła Hermiona. – A
ty, mój mężu? – zapytała choć poczuła że jeszcze minie trochę czasu zanim się
do tego wszystkiego przyzwyczai. Dracona przeszedł przyjemny dreszcz.
- Jedynie twoje szczęście może się dzisiaj równać z moim. –
odparł i znów ją pocałował. Nagle poczuł że ktoś ich zatrzymuje.
- No dobra, dobra, starczy tych publicznych obmacywań, ja
też chcę zatańczyć z nową panią Malfoy. – zarechotał Blaise po czym
bezceremonialnie odsunął Dracona i nie robiąc sobie nic z ogólnego chichotu
gości, porwał Gryfonkę do tańca.
Wieczór którego oboje tak się obawiali mijał wesoło i
spokojnie. Wielki, kilkupiętrowy tort cały przyozdobiony w lukrowe róże i lilie
zanim został podzielony, najpierw przeszedł prawdziwą sesję fotograficzną w
wykonaniu Luny Weasley. Gdy Pansy złapała rzucany przez Hermionę welon pierwszy
raz w życiu zaczerwieniła się po same uszy, podwiązkę złapał Cormac McLaggen i
Draco poważnie zaczął się zastanawiać czy zaproszenie go na ślub było dobrym
pomysłem. Gdy podczas kolejnego tańca
rozemocjonowany Blaise powiadomił Dracona i Hermionę o tym, że przed chwilą
oświadczył się Pansy a ona powiedziała tak, młoda para zarządziła specjalny
taniec dla narzeczonych. Wszyscy wypili zdrowie świeżo zaręczonej pary i
przyozdobiona w welon Hermiony Pansy zgrabnie poruszała się w ramionach
Zabiniego.
Było już mocno po pierwszej w nocy gdy oboje wymknęli się na
chwilę z namiotu. Lucjusz co chwilę wraz z panem Grangerem opijali zdrowie
swoich pociech więc już mocno nawaleni zaczęli śpiewać pijackie piosenki.
Lucjusz magiczne, William mugolskie, więc oboje wyli bez ładu i składu. Za to
Narcyza, Jean i babcia Hermiony Rosie miały przy tym niesamowicie dużo śmiechu.
Noc była ciepła i jasna, gdyż na niebie mocno świecił
księżyc. Hermiona przystanęła przy jednym z cedrów i spojrzała na srebrny glob.
Poczuła jak ramiona Dracona obejmują ją czule. Chłopak oparł brodę o jej ramię
i szepnął.
- Kocham cię. –
Hermiona odwróciła się w jego stronę więc Ślizgon
wyprostował się przenosząc ręce na jej talię. Gryfonka objęła jego twarz i
patrząc mu prosto w oczy odparła.
- Również cię kocham, Draconie Malfoy i cieszę się że będę
mogła spędzić z tobą każdy dzień mojego życia. – po czym złożyła na jego ustach
gorący pocałunek. Objął ją mocniej a ona zarzuciła mu ręce na szyję. W oddali
słychać było dźwięki wciąż grającej orkiestry i bawiących się gości. Trwali tak
pośród ciepłej, jasnej nocy czując jak przepełnia ich miłość i wierząc że
przyjdzie im jej doświadczyć jeszcze o wiele, wiele więcej.
-----------------------------------------------------------------
Śmiech wypełniał cały ogród. Dwójka małych, przepełnionych
energią brzdąców właśnie zaczęła swoją pierwszą naukę latania na dziecięcej
miotle. Obie babcie i dziadkowie głośno kibicowali swoim wnukom, nie mniej
mocno jak prababcia.
- Scorpius, Rose, skupcie się. – zarządził z powagą ojciec.
– Wiecie już jak przywołać miotłę, teraz pora na coś trudniejszego. – powiedział
i wsiadł na swojego Meteora 3000 który miał już swoje lata, lecz wciąż potrafił
zadziwić szybkością.
- Tylko nie strofuj ich za bardzo. – uśmiechnęła się do
niego czule żona. W ręku trzymała swoją miotłę,
Nimbusa 2001, zrobioną lata temu na specjalne zamówienie przez jej
męża. – Pamiętaj że oni mają dopiero po
sześć lat. – dodała przyciszonym tonem i spojrzała na dwójkę bliźniaków.
Chłopiec z jasnymi, prawie platynowymi włosami i brązowymi oczami jak jego
matka właśnie przywoływał do swojej małej rączki miniaturowej wielkości
magiczną miotłę. Za to dziewczynka o kasztanowych, długich włosach i stalowo
szarych oczach już dosiadała swoją miotełkę.
Hermiona i Draco spojrzeli na swoje ukochane dzieci. Dzień
ich narodzin był dla nich najpiękniejszym momentem w ich życiu. Zgadzali się,
że miłość którą poczuli gdy na świat przyszedł ich syn i córka była
najpotężniejszą siłą. Chwycili się za ręce. Każdego dnia, gdy patrzyli jak
owoce ich miłości pną się w górę ciekawe magicznego i mugolskiego świata, wiedzieli
że to co było w ich życiu złe lub trudne, było niczym i przeszliby dla nich
przez to wszystko jeszcze raz.
- Gotowi? – zapytał Draco i przyjął pozycję. Hermiona po
chwili zrobiła to samo. – Ja i mama będziemy was asekurować. – dodał i lekko
uniósł się w górę.
Kilka minut później cała magiczna rodzina unosiła się
kilkanaście centymetrów nad ziemią.
Życie jest rzeką która cię prowadzi. Życie jest miłością
która daje ci siłę. Miłość jest niespokojnym snem i ukojeniem w cierpieniu.
Jest niewiadomą i oczywistą odpowiedzią.
Miłość jest.
KONIEC.
*Anastacia – „At the beginning”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz