piątek, 23 marca 2018

Epilog


Epilog.
Całkowite i ostateczne zakończenie „Koloru Twojej Duszy”. Fakt iż udało mi się dotrzeć do tego momentu jest dla mnie niezwykle ważny i motywujący. Dziękuję wszystkim, którzy czytali i w przyszłości będą czytać to opowiadanie, mam nadzieję, że było ono powodem wielu wspaniałych dla Was chwil. „Kolor Twojej Duszy” nie jest moim pierwszym opowiadaniem, ale pierwszym w pełni zakończonym i bardziej dojrzałym niż poprzednie. I choć ta podróż się kończy historia Dracona i Hermiony wciąż jest dla mnie inspiracją. Dlatego zapraszam wszystkich na moje drugie opowiadanie w duchu Dramione! „Porywy Namiętności” czekają byście je odkryli. 
Data nowego opowiadania: 25.03.2018 r.

*~~~~~~*~~~~~~*

„I to uczucie przemieniło go na zawsze. Prawdziwa miłość potrafi to zrobić z człowiekiem, a jego miłość była prawdziwa.” - Nicholas Sparks

*

Ciepłe, majowe powietrze wpadało przez otwarte okno i poruszało białymi zasłonami we wszystkie strony. Dziesiątki ciętych kwiatów w wysokich, szklanych wazonach sprawiało że dookoła unosił się słodkawy zapach. Miała wrażenie że jej skóra za chwilę też przeniknie tym zapachem i zamiast ulubionym balsamem będzie pachnieć białymi różami, frezjami i bzem. Lekki wietrzyk poruszył kosmykami jej włosów i wprawił diamentowe kolczyki w ruch. Siedziała na miękkim, atłasowym, wygodnym stołku i patrzyła w znajdujące się naprzeciwko niej lustro. Wzięła głęboki wdech. Czekała na ten dzień od kilku lat i za każdym razem obiecywała sobie w duchu, że gdy już do tego dojdzie, to nie będzie się denerwować.  Oczywiście nic z tego nie wyszło, jedynie spokojny głos ciężarnej przyjaciółki koił jej nerwy.
- Uff.. muszę rzucić na buty zaklęcie komfortu, inaczej nie wytrzymam w nich całego wieczoru. – rzuciła  Ginny i po chwili ze skupieniem zaczarowała swoje niewysokie szpilki.
Hermiona spojrzała na rudą przyjaciółkę i uśmiechnęła się pod nosem. Siódmy miesiąc był już mocno widoczny, a na myśl że w środku rośnie jej przyszły chrześniak,  mały James Syriusz Potter, Hermiona czuła przeogromną radość.  Tę samą radość czuła już od lat. Pierwszy raz w chwili gdy po zakończeniu szkoły poszła odwiedzić rodziców Dracona w Malfoy Manor po raz pierwszy. Z początku bała się tego miejsca, pamiętała jak wiele cierpienia doznała w tym domu i jaki ogrom zła widziały te mury. Jednak zmiany jakie zauważyła tuż po przekroczeniu bramy kazały je wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Ogród, niegdyś praktycznie pusty, teraz wypełniały krzewy kolorowych kwiatów. Górowały nad nimi białe róże, które jak się okazało były dumą i największą pasją Narcyzy Malfoy. Sam dom również uległ zmianie. Na zewnątrz i w środku nie królowały już ciemne zielenie i czerń, a jasne beże, biel i brązy.  Nienanoszalny dwór w hrabstwie Wiltshire, okalany makowymi łąkami był niczym żywcem wyjęty z powieści Jane Austen. Dla Gryfonki prawdziwą przyjemnością było przechadzanie się po ogrodzie z matką Dracona i poznawanie lepiej swoich przyszłych teściów.
Draco oświadczył  się miesiąc po tym, jak wspólnie wyruszyli do Australii i dzięki pomocy Ministralnego wywiadu odnaleźli jej rodziców. Jean i William Grangerowie odzyskawszy pamięć nie żywili do córki żadnych pretensji. Cieszyli się że przeżyła wojnę i całkowicie rozumieli powody jej postępowania, jednak życie jakie sobie przez ten czas ułożyli pokochali równie mocno. Obiecali dzwonić, pisać i odwiedzać swoją córkę jak najczęściej, dom który po sobie zostawili przekazali prawnie Hermionie, która później go sprzedała, a za uzyskane pieniądze opłaciła magiczne studia. Po roku wynajmowania mieszkania w Londynie uległa namowom swojego narzeczonego i zamieszkała razem z nim w Malfoy Manor i choć z początku czuła się nieswojo, z czasem przywykła, tym bardziej że do ogromnego dworu Draco sprowadził babcię Hermiony. Poczciwa staruszka ku uldze Gryfonki znalazła wspólny język z Narcyzą i razem pielęgnowały olbrzymi ogród. Lucjusz, który wciąż odbywał areszt domowy nauczył się obchodzić bez różdżki i choć od czasu do czasu z tęsknotą w oczach spoglądał w kierunku magicznego artefaktu, nigdy, przez cały czas trwania kary, nie próbował wziąć go do ręki.
Czas mijał a życie Hermiony z dnia na dzień stawało się bardziej barwne i ciekawsze. Razem z Draconem dostali się do Ministerstwa i choć pracowali w dwóch różnych departamentach, on w Biurze Bezpieczeństwa , a ona w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, to w ciągu dnia wychodzili na wspólną kawę czy lunch. Z czasem widzieli coraz więcej znajomych twarzy. Harry i Ron zaczęli pracować jako Aurorzy a Blaise i Pansy wspólnie, w Biurze Brytyjskiego Przedstawiciela Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów. Ginny do czasu ciąży grała w quidditcha dla Harpii z Holyhead, a Luna nawet po ślubie z Ronem  jako dziennikarka Proroka Codziennego, zwiedzała nie tylko magiczny ale i mugolski świat. Neville i Hanna zostali nauczycielami w Hogwarcie, i choć on został profesorem zielarstwa a ona nauczycielką astronomii, to młoda, małżeńska para profesorów cieszyła się dużym szacunkiem i sympatią wśród uczniów. Ponoć dyrektor Minerva McGonagall przywitała ich z otwartymi ramionami.
Myśli Hermiony zaczęły odpływać, lecz stanowczy głos przyjaciółki wyrwał ją z zamyślenia.
- Zaraz przyjdzie tu Luna, pomoże mi ubrać cię w suknię, sama nie dam rady.  – oświadczyła i pogłaskała się czule po brzuchu. Jak na komendę w drzwiach stanęła Luna trzymając w rękach jedną z najpiękniejszych sukien jakie Hermiona widziała w całym swoim życiu.
- Suknia, buty, makijaż, fryzura, biżuteria, bukiet, wszystko już masz… - zaczęła wyliczać ruda. - Och, jeszcze biała podwiązka od pani Malfoy! -
Pansy, która zjawiła się kilka minut wcześniej sięgnęła po leżący obok skrawek materiału i zwinnie zanurkowała pod warstwami sukni ślubnej Hermiony.
- Gotowe. – powiedziała i uśmiechnęła się do Gryfonki serdecznie. Hermiona poczuła jak zaczynają trząść się jej nogi. Dopiero teraz, na kilka minut przed ceremonią poczuła jak fala paniki zalewa całe jej ciało. Ginny widząc co się dzieje podeszła do kasztanowłosej, wzięła bukiet z jej rąk podała go stojącej obok Pansy i chwyciła swoją przyjaciółkę za obie dłonie.
- Hermiono, Hermiono spójrz na mnie. – powiedziała łagodnie i gdy ciemne oczy Hermiony spojrzały w jej własne kontynuowała. – Tam na dole, w ogrodzie, czeka na ciebie Draco. Nie ktoś obcy, Draco. Mężczyzna którego kochasz i który kocha ciebie. On na ciebie czeka… wyobraź sobie że oprócz was nie ma tam nikogo innego. Dzisiaj liczy się tylko on, prawda? Dla ciebie liczy się tylko on. – uśmiechnęła się ruda i odetchnęła z ulgą widząc i czując jak jej przyjaciółka zaczyna się uspokajać.
- Masz rację. – odparła Hermiona i wyprostowawszy się wzięła od Pansy bukiet. – Liczy się tylko on. – dodała z uśmiechem i gdy jej przyjaciółki opuściły pokój po chwili i ona wyszła, by na zawsze stać się panią Malfoy.

*

Czuł że za ciasno zawiązał krawat. Poprawiał go już dwa razy i za każdym kolejnym wiedział że wychodzi mu  to coraz gorzej. Mógł użyć różdżki, ale bał się że z nerwów pomyli zaklęcia i się podpali. W końcu z pomocą przyszedł mu Blaise, który ze stoickim spokojem wpatrując się w zawiązywany przez siebie krawat, zapytał.
- To co, idziemy tam czy uciekamy tylnym wyjściem? – nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Daj spokój. – westchnął ciężko arystokrata. – Wiesz że czekam na ten dzień od pięciu lat, byłbym idiotą gdybym teraz dał nogę. –
- Więc uszy do góry! – wrzasnął Blaise i poklepał Dracona po ramionach z całych sił. – Nie masz czego się bać, twoi rodzice uwielbiają Hermionę. – dodał i zaczął bacznie przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze.
- Nie w tym rzecz.. – zaczął blondyn. – To dzisiaj, ślub… To wielka odpowiedzialność. – dodał i zaczął wkładać czarny frak. – Mieszkamy razem już cztery lata ale zawsze wiedziałem że jest ta możliwość rozstania, a teraz… - ciągnął. – Co jeżeli się rozmyśli? Co jeżeli będę czekał a ona się nie pojawi?  Mając na uwadze przeszłość moją i mojej rodziny, wcale bym się nie zdziwił, gdyby w ostatecznym rozrachunku stwierdziła że jednak nie ma zamiaru się w to pakować. – dodał i poprawił swoje półdługie, jasne kosmyki.
- No proszę, proszę, Malfoy ma pietra. –
Draco słysząc ten głos od razu się odwrócił. W drzwiach stał Ron Weasley i Harry Potter. Oboje ubrani w czarne, eleganckie garnitury wyglądali na niezwykle zadowolonych i wyluzowanych.
- Wiesz jaki jest twój odwieczny problem Malfoy? – ciągnął dalej Ron wchodząc do pokoju. – Zawsze, ale to zawsze patrzyłeś na siebie przez pryzmat swojej rodzinki. –
- Akurat tutaj muszę się z nim zgodzić. – przytaknął mu Blaise i podał obojgu dłoń na przywitanie.
- Nie przyszło ci do głowy, że ten dzień jest dowodem na to, że Hermiona patrzy na ciebie zupełnie inaczej? – zapytał się rudzielec i wkładając obie dłonie do kieszeni stanął przed Malfoyem. – Nie znam osoby o większym sercu i większej skłonności do wybaczania niż Hermiona. Przez te wszystkie szkolne lata mimo iż nie raz zachowywałeś się jak idiota, ona zawsze gdzieś tam próbowała cię tłumaczyć, nie Harry? – zapytał Weasley przyjaciela. Harry poprawił swoje okrągłe okulary i przytaknął.
- To prawda, gdy na szóstym roku miałem, co tu kryć, obsesję na twoim punkcie i twojego domniemanego śmierciożerstwa, ona za każdym razem dawała mi jasno do zrozumienia że w jej mniemaniu nim nie jesteś. –
- I się myliła. – dodał gorzko Draco.
- Czyżby? – zapytał Ron i wyciągnąwszy dłonie z kieszeni chwycił lewą rękę Dracona. Szybkim lecz uważnym ruchem podwinął mu rękawy i odsłonił czystą, pozbawioną blizn skórę. – Może i kiedyś miałeś w tym miejscu Mroczny Znak Malfoy, ale dla niej nigdy nie byłeś prawdziwym Śmierciożercą, z resztą dla nas też. – powiedział i puścił blondyna. Draco poczuł na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Spojrzał na Blaisea który z powagą dodał.
- Zapomnij w końcu o demonach przeszłości, Smoku, czy ona nie dała ci już wystarczająco dużo dowodów swojej miłości? – zapytał.
Zapanowała cisza którą po chwili przerwał głos Harryego.
- Musimy już iść, wszyscy goście zajęli swoje miejsca a i dziewczyny pewnie za chwilę zejdą z góry. –
- W takim razie chodźmy! – odparł Blaise i ruszył przodem. Gdy wszyscy opuścili pokój Draco jako ostatni zamknął za sobą drzwi.

~

Stał obok ołtarza który uginał się pod bukietami kwiatów, wstęg i ozdób których nazw nawet nie znał. Nad ołtarzem wisiał wielki, drewniany krzyż którego pnącza rzeźbionych róż oplatały całą jego długość. Ten sam krzyż, dzieło Rubeusa Hagrida, zawisł nad nimi podczas szkolnego przedstawienia. Kiedyś już czuł się podobnie, lecz teraz nie uczestniczył w szkolnej sztuce. Dzisiaj naprawdę miał stać się mężem. W swoim dotychczasowym życiu musiał odegrać niezliczoną ilość ról. Syna, ucznia, szukającego… Śmierciożercy. Lecz dzisiaj przypadła mu inna, o wiele ciekawsza od pozostałych kwestia. Dzisiaj miał stać się rodziną z kobietą, którą pokochał ponad wszystko. Z kobietą, która zmieniła nie tylko kolor, ale i kształt jego duszy. Przez lata udręczona, ciemna i ponura, przy niej zajaśniała najpiękniejszym blaskiem. Czuł jak jej dobro zmienia go i formuje na nowo. Świadomość że już za kilka chwil będzie mógł nazwać ją swoją żoną, przyprawiała go o dumę i zawrót głowy.
Rozejrzał się po przybyłych na ten dzień przyjaciołach. Oprócz najbliższej rodziny swojej i Hermiony, dostrzegł w tłumie Nevillea, Hagrida, profesor McGonagall, a nawet Daphne i Terenca Higgsów. Wiedział że Astoria jest w Stanach Zjednoczonych i razem ze swoim narzeczonym z sukcesem podbija mugolski świat kina. Nagle orkiestra zaczęła grać marsz Wagnera a w nim spięły się wszystkie mięśnie. Wszyscy goście wstali i równie mocno wyczekiwali nadejścia panny młodej.
Najpierw z domu wyszła Ginny, która uśmiechając się promiennie podeszła do Harryego i złożyła na jego policzku czuły pocałunek. Zaraz po niej wyszła Luna która zajęła miejsce obok swojego męża i Pansy, która uśmiechając się w stronę Blaisea puściła mu perskie oczko i stanęła obok Daphne.
W końcu, gdy myślał że już się nie doczeka, nareszcie ją zobaczył. Szła pewnie obok swojego ojca, którego trzymała pod ramię. Pierwszą myślą jaka przebiegła mu przez głowę było to, że jest piękna. Wiedział to od lat, jednak w tym momencie była dla niego niczym uosobienie kobiecości. W jej oczach odbijał się blask słońca, a twarz delikatnie uśmiechnięta zdradzała uczucie zakłopotania i zawstydzenia. Miał ochotę się rozpłakać. Miał ochotę podbiec do niej, chwycić ją mocno w ramiona i pocałować jak jeszcze nigdy przedtem. Marsz dłużył mu się w nieskończoność i gdy w końcu stanęła obok niego, a William Granger podał mu jej dłoń, poczuł że w końcu wszystko jest na swoim miejscu.
- Jesteś boska. – szepnął jej dyskretnie do ucha i w tym samym momencie muzyka przestała grać. Nie mógł oderwać od niej oczu. Jej długie, brązowe włosy opadały na odsłonięte ramiona i jedynie kilka pasm upiętych nieco wyżej utrzymywało delikatny welon. Od razu rozpoznał diamentową klamrę jego matki, teraz wpiętą w jej włosy nad welonem. Gorset sukni, w kształcie serca, wysadzany małymi szlachetnymi kamieniami z klasą uwydatniał jej kobiece wdzięki, a rozkloszowany, kilkuwarstwowy długi dół sprawiał, iż wyglądała jak najprawdziwsza księżniczka. Dopiero słysząc głos pastora odwrócił od niej swój wzrok.
- Zebraliśmy się tutaj,  by połączyć świętym i magicznym węzłem małżeńskim tych dwoje. -  zaczął pastor, który oprócz duchowej posługi był również czarodziejem. Ceremonia trwała niespiesznie. Ogród Malfoy Manor, w którym odbywały się zaślubiny tonął w biało złotych dekoracjach. Róże Narcyzy pyszniły się w majowym słońcu a dziesiątki wstęg i kokard powiewały na lekkim wietrze. Ogromny, biały namiot pod którym młodzi mieli za chwilę złożyć sobie przysięgę stanął pośrodku ogrodu na twardym podeście, z pięknego drewna w kolorze miodu.
Nagle rozbrzmiały tak oczekiwane słowa pastora.
- Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy, bierzesz tę oto kobietę za żonę? –
- Tak. – odparł pewnie Draco.
- Więc powtarzaj za mną słowa przysięgi. -
- Ja, Dracon Lucjusz Malfoy, biorę Ciebie Hermiono Jean Granger, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. – powiedział arystokrata, po czym włożył na palec dziewczyny delikatną, złotą obrączkę.
Teraz przyszła kolej Hermiony.
- Czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz tego oto mężczyznę za męża? –
- Tak. – odparła spokojnie.
- A więc powtarzaj za mną. -
- Ja, Hermiona Jean Granger, biorę Ciebie Draconie Lucjuszu Malfoy, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. – po czym tak jak on wcześniej, wsunęła na jego palec złoty krążek.
Kaznodzieja wymówił słowa trudnego zaklęcia, po czym z jego różdżki wytrysnęły złote, różowe i srebrne iskry.
- Ogłaszam was mężem i żoną. – powiedział po chwili z uśmiechem, po czym dodał. – Może pan pocałować pannę młodą. –
Draco jak gdyby tylko na to czekał. Wpił się w usta swojej  nowo poślubionej żony i od razu przyciągnął ją bliżej siebie. Hermiona nie pozostała dłużna. Zarzuciła mu ręce na ramiona i poddała się pełnemu pasji uczuciu. Rozległy się gromkie brawa, po chwili zniknął ołtarz a w jego miejsce pojawił się długi, pięknie przyozdobiony stół pary młodej. Hermiona i Draco przez kilkanaście minut przechodzili z rąk do rąk, by w końcu oficjalnie rozpocząć wesele.
Gdy orkiestra zagrała pierwsze nuty melodii, a artystka pięknym, melodyjnym głosem wraz ze swym estradowym partnerem zaczęli śpiewać słowa piosenki, Draco chwycił Hermionę i zaprowadził na środek Sali.

„Byliśmy obcymi ludźmi, rozpoczynając tę podróż
Nie śniło nam się, przez co będziemy musieli przejść.
Teraz jesteśmy tutaj, i nagle stoję
Na początku, razem z tobą
Nikt mi nie mówił, że Cię odnajdę.
Nie spodziewałem się tego, co zrobiłaś mojemu sercu
Kiedy straciłem nadzieję, byłaś tutaj by mi przypomnieć
że to jest początek.
A życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą

Byliśmy obcymi ludźmi, w tej szalonej przygodzie
Nigdy nie śniliśmy, jak nasze marzenia mogą się spełnić
Teraz stoimy tutaj, nie obawiając się przyszłości
Na początku, razem z tobą

I życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą

Wiedziałem, że gdzieś jest ktoś
Tak jak ja, samotny w ciemności
Teraz wiem, że mój sen będzie trwał.
Czekałem tak długo
Już nic nas nie rozdzieli.

I życie jest drogą, którą chcę podążać
Miłość jest rzeką, którą chcę płynąć
Życie jest drogą, teraz i na zawsze
Cudowną podróżą
Będę tam, kiedy świat przestanie się kręcić
Będę tam, kiedy rozpęta się burza
Na końcu, chcę stać
Na początku, razem z tobą…”*

Wirowali w rytm muzyki obejmując się delikatnie. Zachodzące promienie słońca zastąpił blask magicznych lampionów. Iskrzące się w ich świetle diamentowe ozdoby stwarzały niezwykłe złudzenie spadających na ziemię gwiazd. Jeszcze nigdy nie czuli się tak szczęśliwi. Otoczeni przyjaciółmi i kochającą rodziną jedyne o czym mogli myśleć to o sobie nawzajem. Ból i cierpienie poszło w niepamięć, już nigdy nie dadzą mu wygrać. Teraz, silni swoim uczuciem które wypełniało każdy zakamarek ich ciała, wiedzieli że razem pokonają wszystko.
- Czy jest pani szczęśliwa, pani Malfoy? – zapytał szeptem Draco gdy reszta gości dołączyła się do tańca. Na policzkach Hermiony zalśniły dwie, małe łzy wzruszenia które arystokrata starł pocałunkami.
- Jestem najszczęśliwsza na świecie. – odparła Hermiona. – A ty, mój mężu? – zapytała choć poczuła że jeszcze minie trochę czasu zanim się do tego wszystkiego przyzwyczai. Dracona przeszedł przyjemny dreszcz. 
- Jedynie twoje szczęście może się dzisiaj równać z moim. – odparł i znów ją pocałował. Nagle poczuł że ktoś ich zatrzymuje.
- No dobra, dobra, starczy tych publicznych obmacywań, ja też chcę zatańczyć z nową panią Malfoy. – zarechotał Blaise po czym bezceremonialnie odsunął Dracona i nie robiąc sobie nic z ogólnego chichotu gości, porwał Gryfonkę do tańca.
Wieczór którego oboje tak się obawiali mijał wesoło i spokojnie. Wielki, kilkupiętrowy tort cały przyozdobiony w lukrowe róże i lilie zanim został podzielony, najpierw przeszedł prawdziwą sesję fotograficzną w wykonaniu Luny Weasley. Gdy Pansy złapała rzucany przez Hermionę welon pierwszy raz w życiu zaczerwieniła się po same uszy, podwiązkę złapał Cormac McLaggen i Draco poważnie zaczął się zastanawiać czy zaproszenie go na ślub było dobrym pomysłem.  Gdy podczas kolejnego tańca rozemocjonowany Blaise powiadomił Dracona i Hermionę o tym, że przed chwilą oświadczył się Pansy a ona powiedziała tak, młoda para zarządziła specjalny taniec dla narzeczonych. Wszyscy wypili zdrowie świeżo zaręczonej pary i przyozdobiona w welon Hermiony Pansy zgrabnie poruszała się w ramionach Zabiniego.
Było już mocno po pierwszej w nocy gdy oboje wymknęli się na chwilę z namiotu. Lucjusz co chwilę wraz z panem Grangerem opijali zdrowie swoich pociech więc już mocno nawaleni zaczęli śpiewać pijackie piosenki. Lucjusz magiczne, William mugolskie, więc oboje wyli bez ładu i składu. Za to Narcyza, Jean i babcia Hermiony Rosie miały przy tym niesamowicie dużo śmiechu.
Noc była ciepła i jasna, gdyż na niebie mocno świecił księżyc. Hermiona przystanęła przy jednym z cedrów i spojrzała na srebrny glob. Poczuła jak ramiona Dracona obejmują ją czule. Chłopak oparł brodę o jej ramię i szepnął.
- Kocham cię. –
Hermiona odwróciła się w jego stronę więc Ślizgon wyprostował się przenosząc ręce na jej talię. Gryfonka objęła jego twarz i patrząc mu prosto w oczy odparła.
- Również cię kocham, Draconie Malfoy i cieszę się że będę mogła spędzić z tobą każdy dzień mojego życia. – po czym złożyła na jego ustach gorący pocałunek. Objął ją mocniej a ona zarzuciła mu ręce na szyję. W oddali słychać było dźwięki wciąż grającej orkiestry i bawiących się gości. Trwali tak pośród ciepłej, jasnej nocy czując jak przepełnia ich miłość i wierząc że przyjdzie im jej doświadczyć jeszcze o wiele, wiele więcej.

-----------------------------------------------------------------

Śmiech wypełniał cały ogród. Dwójka małych, przepełnionych energią brzdąców właśnie zaczęła swoją pierwszą naukę latania na dziecięcej miotle. Obie babcie i dziadkowie głośno kibicowali swoim wnukom, nie mniej mocno jak prababcia.
- Scorpius, Rose, skupcie się. – zarządził z powagą ojciec. – Wiecie już jak przywołać miotłę, teraz pora na coś trudniejszego. – powiedział i wsiadł na swojego Meteora 3000 który miał już swoje lata, lecz wciąż potrafił zadziwić szybkością.
- Tylko nie strofuj ich za bardzo. – uśmiechnęła się do niego czule żona. W ręku trzymała swoją miotłę,  Nimbusa 2001, zrobioną lata temu na specjalne zamówienie przez jej męża.  – Pamiętaj że oni mają dopiero po sześć lat. – dodała przyciszonym tonem i spojrzała na dwójkę bliźniaków. Chłopiec z jasnymi, prawie platynowymi włosami i brązowymi oczami jak jego matka właśnie przywoływał do swojej małej rączki miniaturowej wielkości magiczną miotłę. Za to dziewczynka o kasztanowych, długich włosach i stalowo szarych oczach już dosiadała swoją miotełkę.
Hermiona i Draco spojrzeli na swoje ukochane dzieci. Dzień ich narodzin był dla nich najpiękniejszym momentem w ich życiu. Zgadzali się, że miłość którą poczuli gdy na świat przyszedł ich syn i córka była najpotężniejszą siłą. Chwycili się za ręce. Każdego dnia, gdy patrzyli jak owoce ich miłości pną się w górę ciekawe magicznego i mugolskiego świata, wiedzieli że to co było w ich życiu złe lub trudne, było niczym i przeszliby dla nich przez to wszystko jeszcze raz.
- Gotowi? – zapytał Draco i przyjął pozycję. Hermiona po chwili zrobiła to samo. – Ja i mama będziemy was asekurować. – dodał i lekko uniósł się w górę.
Kilka minut później cała magiczna rodzina unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią.

Życie jest rzeką która cię prowadzi. Życie jest miłością która daje ci siłę. Miłość jest niespokojnym snem i ukojeniem w cierpieniu. Jest niewiadomą i oczywistą odpowiedzią.

Miłość jest.


KONIEC.


*Anastacia – „At the beginning”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz